czwartek, 6 września 2012

Rozdział 13.


- No to zaczynamy zabawę. – Rzekł zaciskając mocno pięści mag lodu.
- Teraz oddaj nam Lucy. – Krzyknął Salamander.
- Ani mi się śni. Zrobiłem z nią wspaniały układ. – Odezwał się zły bliźniak.
- Jaki układ? – Spytała Erza.
- Miała dwa wyjścia: albo wyjdzie za mnie i Was wypuszczę albo odmówi i Was zabiję. Odmówiła wyboru. Powiedziała, że za mnie nie wyjdzie a Wy i tak przeżyjecie. Wmyśliłem kolejne rozwiązanie: Oszczędzę Was a zabiję ją i tą małą dziewuchę. Nie zgodziła się na jedno.. żeby nie zabijać tej małej. Dlatego znowu postanowiłem zagrać ostrzej… Zgodziłem się na jej śmierć, ale umrze ona na waszych oczach. – Uśmiechnął się szeroko do przyjaciół blondynki, z których kipiała złość.
- Ty śmieciu! Jak spadnie jej choć jeden włos z głowy, umrzesz! – Wrzasnął Natsu.
- O, czy to ten, o którym mi mówiłaś? Z tym facetem chcesz spędzić resztę życia? Pf, stać Cię na kogoś lepszego złotko. – Rzekł do blondwłosej. Ona spojrzała na niego z niesmakiem. – Jeśli chcesz mnie zabić, musisz najpierw pokonać moich ludzi, chłopcze. – Rzekł do różowowłosego i nagle do zakapturzonego gościa podeszło dwóch pseudo-wikingów, z którymi wcześniej walczyła Lucy.
- Jak to możliwe? Przecież załatwiłam jednego z nich. – Szepnęła Heartfillia.
- No widać nie do końca Ci to poszło. A teraz siedź cicho i patrz jak Twoi przyjaciele giną. Załatwcie ich! – Krzyknął do podwładnych i ruszyli na nich.
- Miałeś ich zostawić! Ty kłamco! – Krzyczała blondwłosa, wyszarpując się z objęć mężczyzny. Zaczęła uciekać po schodach, ale on był od niej szybszy. Zatorował jej drogę i uderzył w brzuch. Upadła i plunęła krwią. Wyczuła pod sobą coś ostrego. Nie wiadomo skąd znalazło się tam szkło, ale postanowiła z niego skorzystać, by przeciąć liny, które utrudniały jej poruszanie rękoma. Wzięła kawałek potłuczonego szkła i zaczęła się jakoś ratować. Mężczyzna chyba to zauważył, bo zaczął się do niej przybliżać. Chwycił ją za włosy i rzucił. Uderzyła głową o ścianę, lecz przytomności nie straciła. Próbowała się podnieść, jednak na marne. Bliźniak zaczął kopać ją w brzuch. Nie krzyczała. Chciał chwycić ją za gardło, ale jakimś cudem zrobiła unik i… po węzłach ani śladu. Zaczęła kontratak.
- Otwórz się, Bramo Lwa: Leo! – Wypowiedziała i tuż przed nią pojawił się jeden z jej najsilniejszych duchów.
- Kopę lat, Lucy.
- Loki, zajmij się nim, proszę!
- Dla Ciebie wszystko. – Poprawił swoje okulary i zaczął napierać na wroga. Niestety, ani razu nie mógł go trafić. Odpierał ataki bez żadnego problemu. Jego berło zmieniło kształt. Po obu końcach pojawiły się długie i spiczaste igły. Zamachnął się i przebił jedną ze stron włóczni Gwiezdnego Ducha. – L-lucy.. wybacz.. mi.. – Rzekł i chwilę potem zniknął. Blondwłosa bardzo się zdenerwowała. Postanowiła chociaż na chwilę odwrócić jego uwagę. Miała jedną jedyną szanse, by użyć najsilniejszego ataku. W tym samym czasie na dolnym poziomie trójka przyjaciół walczyła bez przerwy. Przeciwnicy silni, ale oni się nie poddawali. Każdy użył swoich najsilniejszych ataków i powalili przeciwników. Chcieli się ruszyć, by pomóc przyjaciółce, jednak nagle opuściła ich moc i bezwładnie upadli na ziemię. Byli przytomni i doskonale widzieli walczącą Lucy.
- Otwórz się, Bramo Bliźniąt: Gemini! – W kilka sekund przed nimi pojawiła się kopia Lucy. – Gemini, proszę zajmij się nim, obezwładnij go. Kup mi trochę czasu. – Odsunęła się kawałek i zaczęła wypowiadać zaklęcie. Jej przyjaciele patrzyli na nią z podziwem, że opanowała tak potężny atak.
Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież…
Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie,
Pozwól im siebie poznać, poprzez mnie…
O Tetrabibliosie…
Jam ta, która gwiazdami włada…
Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę.
Niech 88 znaków…
Zabłyśnie
URANO… - Nie dokończyła, bo jej ciało przeszyła włócznia wroga. Światło zniknęło, a ona spojrzała przed siebie na ranne Gemini i na wroga, który uśmiecha się szyderczo i dzierży w ręce złoty przedmiot.
- Egzekucja udana. – Odezwał się zły bliźniak i wyciągnął broń z jej ciała. Wypluła krew i upadła na kolana. – O tak, kłaniaj mi się. – Padła na twarz.
- LUCY! – Krzyknęli przyjaciele z dołu, próbując się podnieść. Bliźniak chwycił ją za włosy i pociągnął w stronę przepaści.
- Zostaw ją! – Krzyczał rozwścieczony Dragneel, próbując wstać. Ten jednak nie robił sobie nic z krzyków tych z dołu. Z uśmiechem na twarzy rzucił blondwłosą w przepaść. Natsu nagle zebrał w sobie siłę i rzucił się w stronę spadającej ukochanej. Oczywiście udało mu się ją złapać. Chwilę potem przybiegli do nich pozostała dwójka.
- Lucy, odezwij się! Będzie dobrze, wytrzymaj, proszę. – Zaczął ją głaskać i przytulać. – Heartfillia otworzyła oczy i spojrzała na chłopaka. Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Natsu, jesteś cały? – Spytała ledwosłyszalnie. Dotknęła ręką jego policzka.
- Martwisz się o mnie? To Ty tu jesteś w gorszym stanie.
- Jakoś daję radę. – Salamander wstał ciągle trzymając blondynkę w ramionach. Podszedł do dziewczynki i niebieskiego przyjaciela, którzy siedzieli ciągle w jednym miejscu i położył ją delikatnie obok nich.
- Poczekaj tu na mnie, zaraz to zakończę. – Pocałował ją czule w usta i wstał. Zacisnął mocno pięści i ruszył wściekły w kierunku mężczyzny, który przed chwilą zranił jego Lucy. – Ty gnoju, zaraz skopię Ci tyłek! – Krzyknął i rzucił się na bliźniaka. Tuż za nim pobiegła Erza, a za nią Gray. Wspólny atak, to jest to.
- Trzech na jednego? To nie jest fair. – Rzekł w ich stronę. Oni nie odpowiedzieli nic. Na ich twarzach malowała się nieopisana złość. Bez zastanowienia zaczęli go atakować. W końcu jakieś ataki zaczęły na niego działać. Po kilku minutach ciało mężczyzny pokryte było siniakami i poważnymi obrażeniami, jednak on się nie poddawał. Miał pewność, że jeszcze może wygrać.
- Poddaj się, to koniec. Ledwo stoisz na nogach. – Odezwał się mag lodu.
- Nie, nie poddam się. – Rzekł, głośno sapając.
- Sam się o to prosiłeś. – Dodał Natsu. Uderzył go pięścią. – To za przetrzymywanie Rose. – Uklęknął. Drugi cios. – To za porwanie i szantażowanie Lucy. – Chwycił się za brzuch. – Trzeci i ostatni cios prosto w szczękę. – To za zranienie mojej ukochanej. – Odleciał kilka metrów dalej. Nie podnosił się. Tytania do niego podeszła. Sprawdziła puls. Ledwo wyczuwalny. Wzięła go na plecy. Gray za pomocą lodu na rękach stworzył mu kajdany w razie wypadku, gdyby zaczął jakiś sztuczek. Zeszli szybkim krokiem po schodach i podbiegli do Lucy i reszty.
- Lucy? – Klęknął przy swojej ukochanej i chwycił ją za zimną dłoń. Otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciół. – Już po wszystkim, wracamy do domu.
- Świetna walka.. – Odwzajemniła uścisk dłoni, jednak po chwili stawał się coraz słabszy, a jej powieki opadły.
- Lucy? – Spytał Dragneel. Zero reakcji. – Lucy! – Zaczął ją lekko potrząsać. Znowu nic. – Cholera, Lucy! Nie! – W oczach dziewczynki było widać przerażenie.
- Gray, weź Rose. Wracamy. Ktoś musi jak najszybciej opatrzyć Lucy. – Nakazała Tytania. Fullbaster zrobił jak powiedziała. Happy odzyskał siły, więc mógł latać.
- Happy, Erza, Gray, wróćcie do Królestwa. Zaprowadźcie bezpiecznie Rose do jej rodziców.
-
- A Ty? – Spytał Gray.
- Muszę jak najszybciej udać się do gildii, do Wendy, tylko ona może uratować Lucy.
- Ale to jest dwie godziny drogi stąd pociągiem! – Skarciła go Erza.
- Nie pojadę pociągiem, pobiegnę jak najszybciej umiem. – Skwitował Salamander. Scarlet wolała się z nim nie kłócić, bo on i tak zrobi wszystko po swojemu.
- Dobra, uważaj na nią. Spotkamy się później w gildii. - Natsu wziął blondynkę delikatnie na ręce i wybiegł z zamku. Jego prędkość wzrosła tak bardzo, że spokojnie mógłby prześcignąć Jet’a. Jednak, to teraz nie jest ważne. Biegł ile sił w nogach. Z każdym kilometrem czuł coraz płytszy oddech ukochanej.
- Wytrzymaj jeszcze trochę, Lucy. – Szepnął. Pełen determinacji w końcu dotarł do Magnolii, już ostatnie kilometry dzieliły go od gildii. W ostatnich metrach przyspieszył jeszcze bardziej. Z hukiem wleciał do gildii przykuwając tym samym wzrok wszystkich tam zgromadzonych.
- Ratujcie ją! Proszę! Ratujcie moją Lucy! – Krzyczał jak oszalały. Zaraz przy nim znalazł się mistrz, Lisanna, Mira, Carla no i Wendy. – Wendy! Proszę, ocal ją! – Upadł na kolana.
- Natsu, szybko do pokoju na górę. – Powiedział mistrz i już chwilę potem znajdowali się na górze. Do pokoju weszła Wendy, Carla, Mira i Lisanna. Mistrz nie pozwolił wejść Natsu.
- Muszę być tam przy niej! Dziadku, wpuść mnie tam! – Szarpał się Dragneel. Przytrzymywał go Elfman i Macao.
- Nie możesz tam wejść, będziesz tylko przeszkadzał. Zostaw wszystko Wendy. – Rzekł Makarov.
- Mistrz ma rację. Natsu, ochłoń. Lucy jest silna. Jak mężczyzna. – Dodał Elfman. Salamander oswobodził się z uścisku. Usiadł przed pokojem i zakrył twarz w dłoniach. Zaczął głośno szlochać.
- Natsu… - Odezwał się Macao. Usiadł obok niego, objął go ramieniem. Milczeli tak przez długi czas. Nagle różowowłosy podniósł głowę.
- Jeśli ona umrze.. to ja... – Nie dokończył, bo dostał w głowę od samego mistrza. – Ałć! Dziadku. Za co? – Zaczął masować bolące miejsce.
- Nie wygaduj głupot. Ona Cię kocha, a Ty ją. Uwierz w nią. – Powiedział spokojnie i pełen entuzjazmu Makarov. – A tak właściwie to jak to się stało?
- Walczyła z porywaczem tej dziewczynki. Chciała użyć bardzo potężnego zaklęcia.. nie zdążyła, bo… - Zawiesił swój głos. – Przebił jej ciało włócznią. – Zamarli, a Natsu zawiesił głowę. – Nie wytrzymam dłużej! – Wstał. – Co się tam dzieje? Chcę tam wejść! – Podszedł do drzwi. Już miał je otworzyć, ale nagle wyszła Carla.
- Możesz tak nie krzyczeć? Wendy się stresuje. – Skarciła go kotka.
- Co z Lucy? – Spytał zmartwiony.
- Nie będę owijać w bawełnę. Jej stan jest bardzo poważny. Straciła dużo krwi. Rany są wielkie. Na pewno zostaną blizny. Dobra wiadomość jest taka, że cokolwiek ją przebiło, ominęło wszystkie jej organy wewnętrzne. – Odpowiedziała poważnie.
- Można ją zobaczyć? – Spytał się Dragneel.
- Nie, jeszcze nie. Póki jest tam Wendy nie możesz tam wejść. Czekaj cierpliwie, Wendy wie co robi. – Odwróciła się i zaczęła kierować się do pomieszczenia, z którego przed chwilą wyszła. – Nie martw się o Lucy, najgorsze już ma za sobą. – Rzuciła w stronę Smoczego Zabójcy i zniknęła za drzwiami. Salamander z jednej strony odetchnął z ulgą, że jest z nią nienajgorzej, ale bardzo chciał ją zobaczyć, dotknąć. Nagle do gildii wpadło trzech pozostałych towarzyszów. Od razu skierowali się na piętro.
- Natsu, co z Lucy? – Spytał zdyszany Gray.
- Jest pod opieką Wendy. Straciła dużo krwi, rany są wielkie, ale włócznia ominęła organy wewnętrzne. – Odpowiedział.
- Rozumiem. – Odetchnął i usiadł na podłodze. To samo zrobiła Erza i Happy.
- Idźcie do domu odpocząć, ja tu zostanę. – Rzekł w stronę przyjaciół.
- To raczej Ty powinieneś iść do domu, biegłeś jak szalony całą tę drogę. – Odezwała się Erza. – To rozkaz. – Spojrzała na przyjaciela swoim groźnym spojrzeniem, jednak na niego to nie podziałało.


No… walka z tym bliźniakiem niezbyt interesująca, ale cóż.. Rozdział 13. (pechowy) skończony ;)
Kolejny rozdział, jak będzie czas to jutro, jeśli nie – na pewno w niedziele ;D
Pozdrawiam! ^^

6 komentarzy:

  1. Biedna Lucy...
    Nie poznaje Natsu, wiem, że zawszę się troszczy o przyjaciół ale jakoś tak dziwnie gdy się zachowuje, tak, tak no nie mam jak inaczej tego określić niż POWAŻNIE...
    Bardzo lubię twojego bloga, pisz dalej. Weny Życzę, zresztą jak zawszę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna notka. Bardzo podoba mi się twój blog. Czekam na następny rozdział :P

    OdpowiedzUsuń
  3. "Lucy jest silna, jak mężyczyzna" XD XD XD ELFMAN MISTRZ!

    OdpowiedzUsuń
  4. No Elfman jak zawsze z tym mężczyzną wylatuje :). Kurde teraz to ja się napaliłam!!! Świetny rozdział :). Ale Natsu szybszy od Jet' a??? Co ta miłość robi z ludźmi???

    OdpowiedzUsuń