- No to zaczynamy zabawę. – Rzekł zaciskając mocno pięści
mag lodu.
- Teraz oddaj nam Lucy. – Krzyknął Salamander.
- Ani mi się śni. Zrobiłem z nią wspaniały układ. – Odezwał
się zły bliźniak.
- Jaki układ? – Spytała Erza.
- Miała dwa wyjścia: albo wyjdzie za mnie i Was wypuszczę
albo odmówi i Was zabiję. Odmówiła wyboru. Powiedziała, że za mnie nie wyjdzie
a Wy i tak przeżyjecie. Wmyśliłem kolejne rozwiązanie: Oszczędzę Was a zabiję
ją i tą małą dziewuchę. Nie zgodziła się na jedno.. żeby nie zabijać tej małej.
Dlatego znowu postanowiłem zagrać ostrzej… Zgodziłem się na jej śmierć, ale
umrze ona na waszych oczach. – Uśmiechnął się szeroko do przyjaciół blondynki,
z których kipiała złość.
- Ty śmieciu! Jak spadnie jej choć jeden włos z głowy,
umrzesz! – Wrzasnął Natsu.
- O, czy to ten, o którym mi mówiłaś? Z tym facetem chcesz
spędzić resztę życia? Pf, stać Cię na kogoś lepszego złotko. – Rzekł do
blondwłosej. Ona spojrzała na niego z niesmakiem. – Jeśli chcesz mnie zabić,
musisz najpierw pokonać moich ludzi, chłopcze. – Rzekł do różowowłosego i nagle
do zakapturzonego gościa podeszło dwóch pseudo-wikingów, z którymi wcześniej
walczyła Lucy.
- Jak to możliwe? Przecież załatwiłam jednego z nich. –
Szepnęła Heartfillia.
- No widać nie do końca Ci to poszło. A teraz siedź cicho i
patrz jak Twoi przyjaciele giną. Załatwcie ich! – Krzyknął do podwładnych i
ruszyli na nich.
- Miałeś ich zostawić! Ty kłamco! – Krzyczała blondwłosa,
wyszarpując się z objęć mężczyzny. Zaczęła uciekać po schodach, ale on był od
niej szybszy. Zatorował jej drogę i uderzył w brzuch. Upadła i plunęła krwią.
Wyczuła pod sobą coś ostrego. Nie wiadomo skąd znalazło się tam szkło, ale
postanowiła z niego skorzystać, by przeciąć liny, które utrudniały jej
poruszanie rękoma. Wzięła kawałek potłuczonego szkła i zaczęła się jakoś
ratować. Mężczyzna chyba to zauważył, bo zaczął się do niej przybliżać. Chwycił
ją za włosy i rzucił. Uderzyła głową o ścianę, lecz przytomności nie straciła.
Próbowała się podnieść, jednak na marne. Bliźniak zaczął kopać ją w brzuch. Nie
krzyczała. Chciał chwycić ją za gardło, ale jakimś cudem zrobiła unik i… po
węzłach ani śladu. Zaczęła kontratak.
- Otwórz się, Bramo Lwa: Leo! – Wypowiedziała i tuż przed
nią pojawił się jeden z jej najsilniejszych duchów.
- Kopę lat, Lucy.
- Loki, zajmij się nim, proszę!
- Dla Ciebie wszystko. – Poprawił swoje okulary i zaczął
napierać na wroga. Niestety, ani razu nie mógł go trafić. Odpierał ataki bez
żadnego problemu. Jego berło zmieniło kształt. Po obu końcach pojawiły się
długie i spiczaste igły. Zamachnął się i przebił jedną ze stron włóczni
Gwiezdnego Ducha. – L-lucy.. wybacz.. mi.. – Rzekł i chwilę potem zniknął.
Blondwłosa bardzo się zdenerwowała. Postanowiła chociaż na chwilę odwrócić jego
uwagę. Miała jedną jedyną szanse, by użyć najsilniejszego ataku. W tym samym
czasie na dolnym poziomie trójka przyjaciół walczyła bez przerwy. Przeciwnicy
silni, ale oni się nie poddawali. Każdy użył swoich najsilniejszych ataków i
powalili przeciwników. Chcieli się ruszyć, by pomóc przyjaciółce, jednak nagle
opuściła ich moc i bezwładnie upadli na ziemię. Byli przytomni i doskonale
widzieli walczącą Lucy.
- Otwórz się, Bramo Bliźniąt: Gemini! – W kilka sekund przed
nimi pojawiła się kopia Lucy. – Gemini, proszę zajmij się nim, obezwładnij go.
Kup mi trochę czasu. – Odsunęła się kawałek i zaczęła wypowiadać zaklęcie. Jej
przyjaciele patrzyli na nią z podziwem, że opanowała tak potężny atak.
Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież…
Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie,
Pozwól im siebie poznać, poprzez mnie…
O Tetrabibliosie…
Jam ta, która gwiazdami włada…
Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę.
Niech 88 znaków…
Zabłyśnie
URANO… - Nie dokończyła, bo jej ciało przeszyła włócznia
wroga. Światło zniknęło, a ona spojrzała przed siebie na ranne Gemini i na
wroga, który uśmiecha się szyderczo i dzierży w ręce złoty przedmiot.
- Egzekucja udana. – Odezwał się zły bliźniak i wyciągnął
broń z jej ciała. Wypluła krew i upadła na kolana. – O tak, kłaniaj mi się. –
Padła na twarz.
- LUCY! – Krzyknęli przyjaciele z dołu, próbując się
podnieść. Bliźniak chwycił ją za włosy i pociągnął w stronę przepaści.
- Zostaw ją! – Krzyczał rozwścieczony Dragneel, próbując
wstać. Ten jednak nie robił sobie nic z krzyków tych z dołu. Z uśmiechem na
twarzy rzucił blondwłosą w przepaść. Natsu nagle zebrał w sobie siłę i rzucił
się w stronę spadającej ukochanej. Oczywiście udało mu się ją złapać. Chwilę
potem przybiegli do nich pozostała dwójka.
- Lucy, odezwij się! Będzie dobrze, wytrzymaj, proszę. –
Zaczął ją głaskać i przytulać. – Heartfillia otworzyła oczy i spojrzała na
chłopaka. Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Natsu, jesteś cały? – Spytała ledwosłyszalnie. Dotknęła
ręką jego policzka.
- Martwisz się o mnie? To Ty tu jesteś w gorszym stanie.
- Jakoś daję radę. – Salamander wstał ciągle trzymając
blondynkę w ramionach. Podszedł do dziewczynki i niebieskiego przyjaciela,
którzy siedzieli ciągle w jednym miejscu i położył ją delikatnie obok nich.
- Poczekaj tu na mnie, zaraz to zakończę. – Pocałował ją
czule w usta i wstał. Zacisnął mocno pięści i ruszył wściekły w kierunku
mężczyzny, który przed chwilą zranił jego Lucy. – Ty gnoju, zaraz skopię Ci
tyłek! – Krzyknął i rzucił się na bliźniaka. Tuż za nim pobiegła Erza, a za nią
Gray. Wspólny atak, to jest to.
- Trzech na jednego? To nie jest fair. – Rzekł w ich stronę.
Oni nie odpowiedzieli nic. Na ich twarzach malowała się nieopisana złość. Bez
zastanowienia zaczęli go atakować. W końcu jakieś ataki zaczęły na niego
działać. Po kilku minutach ciało mężczyzny pokryte było siniakami i poważnymi
obrażeniami, jednak on się nie poddawał. Miał pewność, że jeszcze może wygrać.
- Poddaj się, to koniec. Ledwo stoisz na nogach. – Odezwał
się mag lodu.
- Nie, nie poddam się. – Rzekł, głośno sapając.
- Sam się o to prosiłeś. – Dodał Natsu. Uderzył go pięścią.
– To za przetrzymywanie Rose. – Uklęknął. Drugi cios. – To za porwanie i
szantażowanie Lucy. – Chwycił się za brzuch. – Trzeci i ostatni cios prosto w
szczękę. – To za zranienie mojej ukochanej. – Odleciał kilka metrów dalej. Nie
podnosił się. Tytania do niego podeszła. Sprawdziła puls. Ledwo wyczuwalny.
Wzięła go na plecy. Gray za pomocą lodu na rękach stworzył mu kajdany w razie
wypadku, gdyby zaczął jakiś sztuczek. Zeszli szybkim krokiem po schodach i
podbiegli do Lucy i reszty.
- Lucy? – Klęknął przy swojej ukochanej i chwycił ją za
zimną dłoń. Otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciół. – Już po wszystkim,
wracamy do domu.
- Świetna walka.. – Odwzajemniła uścisk dłoni, jednak po
chwili stawał się coraz słabszy, a jej powieki opadły.
- Lucy? – Spytał Dragneel. Zero reakcji. – Lucy! – Zaczął ją
lekko potrząsać. Znowu nic. – Cholera, Lucy! Nie! – W oczach dziewczynki było
widać przerażenie.
- Gray, weź Rose. Wracamy. Ktoś musi jak najszybciej
opatrzyć Lucy. – Nakazała Tytania. Fullbaster zrobił jak powiedziała. Happy
odzyskał siły, więc mógł latać.
- Happy, Erza, Gray, wróćcie do Królestwa. Zaprowadźcie
bezpiecznie Rose do jej rodziców.
-
- A Ty? – Spytał Gray.
- Muszę jak najszybciej udać się do gildii, do Wendy, tylko
ona może uratować Lucy.
- Ale to jest dwie godziny drogi stąd pociągiem! – Skarciła
go Erza.
- Nie pojadę pociągiem, pobiegnę jak najszybciej umiem. –
Skwitował Salamander. Scarlet wolała się z nim nie kłócić, bo on i tak zrobi
wszystko po swojemu.
- Dobra, uważaj na nią. Spotkamy się później w gildii. -
Natsu wziął blondynkę delikatnie na ręce i wybiegł z zamku. Jego prędkość
wzrosła tak bardzo, że spokojnie mógłby prześcignąć Jet’a. Jednak, to teraz nie
jest ważne. Biegł ile sił w nogach. Z każdym kilometrem czuł coraz płytszy
oddech ukochanej.
- Wytrzymaj jeszcze trochę, Lucy. – Szepnął. Pełen
determinacji w końcu dotarł do Magnolii, już ostatnie kilometry dzieliły go od
gildii. W ostatnich metrach przyspieszył jeszcze bardziej. Z hukiem wleciał do
gildii przykuwając tym samym wzrok wszystkich tam zgromadzonych.
- Ratujcie ją! Proszę! Ratujcie moją Lucy! – Krzyczał jak
oszalały. Zaraz przy nim znalazł się mistrz, Lisanna, Mira, Carla no i Wendy. –
Wendy! Proszę, ocal ją! – Upadł na kolana.
- Natsu, szybko do pokoju na górę. – Powiedział mistrz i już
chwilę potem znajdowali się na górze. Do pokoju weszła Wendy, Carla, Mira i
Lisanna. Mistrz nie pozwolił wejść Natsu.
- Muszę być tam przy niej! Dziadku, wpuść mnie tam! –
Szarpał się Dragneel. Przytrzymywał go Elfman i Macao.
- Nie możesz tam wejść, będziesz tylko przeszkadzał. Zostaw
wszystko Wendy. – Rzekł Makarov.
- Mistrz ma rację. Natsu, ochłoń. Lucy jest silna. Jak
mężczyzna. – Dodał Elfman. Salamander oswobodził się z uścisku. Usiadł przed
pokojem i zakrył twarz w dłoniach. Zaczął głośno szlochać.
- Natsu… - Odezwał się Macao. Usiadł obok niego, objął go
ramieniem. Milczeli tak przez długi czas. Nagle różowowłosy podniósł głowę.
- Jeśli ona umrze.. to ja... – Nie dokończył, bo dostał w
głowę od samego mistrza. – Ałć! Dziadku. Za co? – Zaczął masować bolące
miejsce.
- Nie wygaduj głupot. Ona Cię kocha, a Ty ją. Uwierz w nią.
– Powiedział spokojnie i pełen entuzjazmu Makarov. – A tak właściwie to jak to
się stało?
- Walczyła z porywaczem tej dziewczynki. Chciała użyć bardzo
potężnego zaklęcia.. nie zdążyła, bo… - Zawiesił swój głos. – Przebił jej ciało
włócznią. – Zamarli, a Natsu zawiesił głowę. – Nie wytrzymam dłużej! – Wstał. –
Co się tam dzieje? Chcę tam wejść! – Podszedł do drzwi. Już miał je otworzyć, ale
nagle wyszła Carla.
- Możesz tak nie krzyczeć? Wendy się stresuje. – Skarciła go
kotka.
- Co z Lucy? – Spytał zmartwiony.
- Nie będę owijać w bawełnę. Jej stan jest bardzo poważny.
Straciła dużo krwi. Rany są wielkie. Na pewno zostaną blizny. Dobra wiadomość
jest taka, że cokolwiek ją przebiło, ominęło wszystkie jej organy wewnętrzne. –
Odpowiedziała poważnie.
- Można ją zobaczyć? – Spytał się Dragneel.
- Nie, jeszcze nie. Póki jest tam Wendy nie możesz tam
wejść. Czekaj cierpliwie, Wendy wie co robi. – Odwróciła się i zaczęła kierować
się do pomieszczenia, z którego przed chwilą wyszła. – Nie martw się o Lucy,
najgorsze już ma za sobą. – Rzuciła w stronę Smoczego Zabójcy i zniknęła za
drzwiami. Salamander z jednej strony odetchnął z ulgą, że jest z nią
nienajgorzej, ale bardzo chciał ją zobaczyć, dotknąć. Nagle do gildii wpadło
trzech pozostałych towarzyszów. Od razu skierowali się na piętro.
- Natsu, co z Lucy? – Spytał zdyszany Gray.
- Jest pod opieką Wendy. Straciła dużo krwi, rany są
wielkie, ale włócznia ominęła organy wewnętrzne. – Odpowiedział.
- Rozumiem. – Odetchnął i usiadł na podłodze. To samo
zrobiła Erza i Happy.
- Idźcie do domu odpocząć, ja tu zostanę. – Rzekł w stronę
przyjaciół.
- To raczej Ty powinieneś iść do domu, biegłeś jak szalony
całą tę drogę. – Odezwała się Erza. – To rozkaz. – Spojrzała na przyjaciela
swoim groźnym spojrzeniem, jednak na niego to nie podziałało.
No… walka z tym bliźniakiem niezbyt interesująca, ale cóż..
Rozdział 13. (pechowy) skończony ;)
Kolejny rozdział, jak będzie czas to jutro, jeśli nie – na
pewno w niedziele ;D
Pozdrawiam! ^^
Biedna Lucy...
OdpowiedzUsuńNie poznaje Natsu, wiem, że zawszę się troszczy o przyjaciół ale jakoś tak dziwnie gdy się zachowuje, tak, tak no nie mam jak inaczej tego określić niż POWAŻNIE...
Bardzo lubię twojego bloga, pisz dalej. Weny Życzę, zresztą jak zawszę;)
Przy okazji, zapraszam do mnie na rozdział 7! :)
UsuńŚwietna notka. Bardzo podoba mi się twój blog. Czekam na następny rozdział :P
OdpowiedzUsuń"Lucy jest silna, jak mężyczyzna" XD XD XD ELFMAN MISTRZ!
OdpowiedzUsuńNo Elfman jak zawsze z tym mężczyzną wylatuje :). Kurde teraz to ja się napaliłam!!! Świetny rozdział :). Ale Natsu szybszy od Jet' a??? Co ta miłość robi z ludźmi???
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Natshi
OdpowiedzUsuń