piątek, 27 września 2013

67. Zdrowie i kozy.

W gildii słychać było wrzaski i śpiewy. Każdy z magów bawił się na całego, na swój sposób. Gray wraz z Natsu tłukli się i przezywali bez opamiętania, a część męskiego grona dopingowała im. Cana zaś obstawiała zakłady, który z nich wygra ową potyczkę. Jellal i Erza znaleźli mały kąt, gdzie wpatrywali się w swoje odbicie w oczach partnera, innymi słowy – odcięli się od reszty, zajęli się sobą. Na scenie występował Redfox, ubrany w elegancki biały garnitur a z jego ust leciał przebój ‘Szubi dubi du’. Tylko nielicznym przypadł do gustu ten utwór. Dreyar wraz z wnukiem rozmawiali zacięcie o przyszłości, o tym kto zostanie następnym Mistrzem gildii Fairy Tail. Przy barze siedziała zaś samotnie Heartfillia, która to tępo wpatrywała się w kufel wypełniony po brzegi alkoholem. Mogła by przysiądz, że zapewne jest jedyną niepijącą w całej gildii. Nie specjalnie jej to przeszkadzało. Spojrzała przez ramię na dobrze bawiącą się gildię. Na ustach każdego z magów widniał szeroki uśmiech. U niej też taki wystąpił na chwilę, po czym odwróciła się znów w stronę baru i spojrzała na nietknięty napój.
- Idę do domu. – Rzekła, choć sama nie wiedziała po co, skoro i tak nie było obok niej nikogo. Mimo panującego hałasu, dało się usłyszeć niewielki huk. Muzyka ucichła, a wszystkie oczy skierowały się w stronę w owego odgłosu.
- Lucy! – Krzyknęła większość gildii. W momencie znaleźli się przy leżącej niedaleko baru, nieprzytomnej blondwłosej. Salamander przecisnął się przez tłum i kucnął przy dziewczynie.
- Lucy? – Potrząsnął nią lekko i wziął na ręce. Była blada niczym ściana i płytko oddychała.
- Zanieś ją na piętro Natsu. – Nakazał Makarov. Ten zrobił tak jak powiedział.
- Pójdę do Pani Lucy! – Rzuciła młoda Marvell i udała się za starszym kolegą. Różowowłosy ułożył delikatnie blondwłosą na łóżku, po czym w ciszy wyszedł i zamknął za sobą drzwi, zostawiając ją pod opieką młodej Smoczej Zabójczyni i jej Exceedki. Obie wpatrywały się w jej bladą twarz ze smutkiem i niepokojem.
- Carla.. myślisz, że to przez te próby? – Zaczęła Marvell. Wiedziała, że jej magia nie może pomóc w tej sytuacji.
- Jestem tego pewna. Lucy daje z siebie naprawdę wszystko, ale jeśli tak dalej ma to wyglądać, to źle się dla niej to skończy. – Odpowiedziała jej kotka z pełną powagą w głosie.

- Co z Lucy?! – Wszyscy magowie dosłownie rzucili się w stronę różowowłosego, który to z nietęgą miną schodził po schodach.
- Nie wiem. Nie mam zamiaru oglądać ją w takim stanie. – Burknął w ich stronę. Wróżki spojrzały po sobie ze zdziwieniem. – Nie mogę dłużej na to patrzeć.. – Ręce Salamandra zacisnęły się. Już wiedzieli o co chodzi. Martwił się o nią najbardziej. Bolało go to, w jakim stanie jest teraz dziewczyna.
- Pójdę do nich. – Skwitowała Scarlet i udała się na górę. Zapukała kilkukrotnie w drewniane drzwi, po czym weszła. – Jak stan Lucy? – Spytała prosto z mostu, widząc siedzącą przy jej łóżku niebieskowłosą ze smutną miną.
- Jest bardzo słaba, na dodatek ma odwodniony organizm. Niedawno też wystąpiła gorączka. – Odpowiedziała Carla. – Magia Wendy niewiele tu może pomóc.
- Rozumiem. – Tytania podeszła do łóżka przyjaciółki i przyłożyła swoją dłoń do jej zimnej dłoni. – Musisz wyzdrowieć Lucy. Nie wyobrażam sobie, byś nie była na moim ślubie. – Uśmiechnęła się czule w jej stronę. – Wszyscy tam na dole modlą się za Ciebie. Wendy, Carla, dbajcie o nią. – Zwróciła się do nich.
- Oczywiście. – Rzekła młoda Smocza Zabójczyni. Scarlet opuściła pokój i powiadomiła resztę gildii o stanie zdrowia blondwłosej.
- To okropne. Te próby mogą ją doprowadzić do..~ - Urwała Alberona, czując na sobie wzrok zdenerwowanego Dragneela.
- Lepiej nie kończ. – Warknął na nią.
- Spokojnie Kochani. – Odezwał się Mistrz. – Lucy jest silna. Udowodniła nam to już nie raz. Z tego co wiem, jeszcze tylko zostało jej kilka prób.
- Tak, ale nie wiadomo jak trudne też one będą i jak Lucy sobie z tym poradzi. – Podchwyciła temat Tytania.
- Da sobie radę! – Krzyknął z tłumu młody Conbolt. – Zobaczycie! Zdobędzie wszystkie klucze i będzie jednym z najsilniejszych magów! – Entuzjazm młodego członka udzielił się wszystkim zgromadzonym. Wesołe krzyki można było również usłyszeć na piętrze, gdzie znajdowały się Wendy i Carla wraz z Lucy.

Kilka dni później.
Stan Heartfilli polepszył się. Gorączka spadła, ale ona sama nadal czuła się słabo.
- Pani Lucy! Nie powinna się Pani jeszcze ruszać! – Skarciła ją Marvell, która to spuściła ją tylko na chwilę z oczu.
- Wendy, ale już mi lepiej. – Zapewniała Heartfillia.
- Wcale nie. Znowu chcesz zemdleć? – Wtrąciła Exceedka i założyła ręce na biodra. – Musisz odpocząć jeszcze przez kilka dni.
- Nie mam tyle czasu..
- Dlaczego? Próby mogą poczekać.
- Nie mogą.
- Musisz zebrać siły, by nadal w nich uczestniczyć. Jeśli przystąpisz do kolejnej w takim stanie, będziesz mogła sobie później pomarzyć o zostaniu Strażniczką. – Fuknęła biała kotka.
- Carla! – Skarciła ją przyjaciółka.
- Ma rację. – W progu stanął różowowłosy wraz ze swoim towarzyszem. – Na początku myślałem, że te próby to świetna zabawa, później stawały się coraz dziwniejsze i niebezpieczne.. i z czasem Twój stan zaczął się pogarszać.. i Ty.. zaczęłaś się zmieniać.
- Ja? Zaczęłam się zmieniać? – Powtórzyła cicho.
- Odkąd zaczęły się próby, zapomniałaś o wszystkim innym.
- Ja chcę tylko móc Was chronić. Chcę stać się silna.. – Dziewczyna ścisnęła mocniej kołdrę.
- I jak Ci to wychodzi?
- Natsu.. – Exceed pociągnął go za nogawkę spodni.
- Ktoś musi Ci to uświadomić. – Heartfillia milczała. Nie takich słów się spodziewała z jego ust.
- W porządku.. – Uśmiechnęła się blado. – Od tej pory poradzę sobie sama. – Chwiejnie wstała z łóżka i podeszła do drzwi.
- Pani Lucy.. – Interweniowała Marvell, ale Carla ją powstrzymała.
- Może masz rację Natsu. Może się zmieniłam, mój stan zdrowia się pogorszył, ale jestem z siebie dumna, bo wiem, że daję z siebie wszystko, by osiągnąć coś, czego pragnę. A pragnę Was chronić, nie być ciężarem dla Was, choć mówicie mi, że wcale tak nie jest. Jestem pewna, że gdybyś był na moim miejscu albo ktoś inny, zrobiłbyś dokładnie to samo. – Po tych słowach, wyszła. Magowie zebrani na piętrze wpatrywali się w przyjaciółkę.
- Lucy, nie powinnaś jeszcze wstawać. – Odezwała się starsza Strauss.
- Już jest w porządku. Potrzebuję trochę świeżego powietrza. – Posłała jej uśmiech daleki od tego prawdziwego. W rzeczywistości, wszyscy magowie słyszeli dokładnie całą rozmowę między Lucy a Natsu.

Była w swoim mieszkaniu. Jak się spodziewała, Gospodyni sprzątała tutaj podczas jej nieobecności.
- Głupi Natsu! – Ze złości rzuciła jedną z poduszek na pobliską ścianę. – Głupi! – Rzuciła drugą. W kącikach jej brązowych oczu pojawiały się łzy. – Głupia Lucy.. – Szepnęła i zakryła twarz w poduszce, która jako jedyna nie została rzucona w kolejny kąt.
Ranek przysporzył jej jedynie ból głowy oraz zaczerwienione oczy. Leniwym chodem udała się do łazienki, by wziąć odprężającą kąpiel oraz doprowadzić się jako tako do porządku. W lodówce znalazła zaś jedynie parę warzyw, które może nie wyglądały już zbyt okazale, ale głód (o dziwo o.O) dał się jej we znaki i przyrządziła z nich szybkie danie. Po skończonym posiłku postanowiła udać się do gildii. Jak nie zobaczą, że jest ze mną lepiej to nie uwierzą. – Rzuciła w myślach. Pełna entuzjazmu wyszła z mieszkania. Słoneczna pogoda tylko dodawała jej energii. Ludzie uśmiechali się do niej serdecznie, a ona odwzajemniała ten gest. Była coraz bliżej gildii i czuła się coraz to bardziej zdenerwowana. Nagle ku jej zdziwieniu ze słonecznego nieba tuż przed gildią, pojawił się piorun. Dziewczyna wzdrygnęła się na ten widok.
- Co do cholery? – Spojrzała to w niebo to znowu na miejsce, gdzie przed chwilą był piorun. – Mam złe przeczucia.. – Szepnęła. Nic bardziej mylnego. Gdy tylko przekroczyła próg siedziby magów, zamiast jej przyjaciół zastała.. kozy. (Masakra.. niczym koszmar normalnie! :D)
- Dzień dobry Lucy. – Usłyszała. Właściciel ów głosu pojawił się przy jej boku. Wysoki, blondwłosy mężczyzna ubrany w ciemny garnitur o lazurowych oczach i nienagannej budowie ciała.
- Zgaduję, że Opiekun Gwiazdy Koziorożca? – Odezwała się magini.
- Dokładnie. Twoje zadanie polega na tym, aby rozpoznać przyjaciela w ciele kozy.
- Ale że jak?
- Masz nieograniczony czas.
- Ej! Ale niby jak mam rozpoznać, które z nich to dana osoba?
- Jesteś w tej gildii nie od wczoraj. Znasz swoich przyjaciół, prawda? Każdy z nich ma choćby jedną cechę, która go charakteryzuje. Teraz rozumiesz?
- Noo.. myślę, że tak.
- Cudownie! W takim razie, powodzenia!
- Ale moment, moment! Takie pytanie.. co się stanie jeśli pomylę kozę z moim prawdziwym przyjacielem? – W sumie sama nie wiedziała już, czy chce znać odpowiedź na to pytanie.
- Zostają uwięzieni w ich ciele na zawsze.
- Mogłam się domyślić.. – Burknęła pod nosem. – No to do roboty.. – Heartfillia przeciągnęła się kilkukrotnie, jakby miała zamiar brać udział w maratonie.
- Dobrze się czujesz? Podobno w ostatnich dniach nie było z Tobą dobrze.
- Wszystko gra. Na pewno.. – Uśmiechnęła się szeroko po czym pewnie podeszła do jednej z kóz, która to żuła trawę i zaczęła się jej uważnie przypatrywać. – Hmm.. – Zrobiła minę myśliciela. – Laxus? – Koza rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając za sobą białą chmurę dymu. Gdy już opadła, na jej miejscu siedział owy przyjaciel z kępką trawy w ustach. Szybko ją wypluł.
- Dzięki.. – Odezwał się młody Dreyar. – Okropne uczucie być w ciele kozy.
- Coś mi się wydawało, że chyba jednak Ci się podobało. – Zachichotała dziewczyna, jednak karcące spojrzenie blondyna szybko przywołało ją do porządku.
- Cudownie! Dobrze Ci poszło! – Dopingował ją Opiekun. – Oby tak dalej!
- Jasne.. – Heartfillia wiedziała, dlaczego tak szybko odgarnęła kto jest pod postacią tej kozy. Bliznę na oku w kształcie pioruna miał tylko Laxus. Nie było więc mowy o pomyłce. Jej największą uwagę przykuła zaś koza, która to poiła się z drewnianej beczki i chwiała się na swoich cienkich niczym patyki kopytach. – Cana. – Rzekła bez zastanowienia. (Nawet głupi by zgadł.. jak alkohol – to tylko Cana xD) Miała rację, na miejscu kozy pojawiła się brunetka, która to ściskała swoją beczułkę.
- No *hik* nareszcie *hik*. – I wróciła do wcześniejszej czynności. Blondwłosa zaś napotkała zdegustowaną minę Opiekuna.
- W Fairy Tail no norma. – Skwitowała dziewczyna. – Myślę też, że dogadałby się z Opiekunką Raka.
- Nie wątpię.. Jakbym widział jej odbicie.. – Przyznał blondyn. Magini zaśmiała się, po czym na nowo ruszyła na ratunek przyjaciołom.

‘Jak nie masz zdrowia, to miłość nie wychodzi.
Jak nie masz pieniędzy to miłość wychodzi do innego.’


Witam, witam i o zdrowie pytam~!
Nie no dobra.. jakoś tak mi się udziela xD
Cóż mogę napisać.. ehh.. voila! Nowy rozdzialik na weekend ;)
W sumie to miał się też wtedy pojawić, ale niestety przez weekend będę niedysponowana (czyt. Kaśka będzie pić do upadłego, bo ma urodziny) ..
Cieszcie się i radujcie!

P.s.. zauważyłam ostatnio, że spadł mi licznik odwiedzin.. komentarzy i w ogóle.. jest mi smutno z tego powodu.. no ale co tam, stali czytelnicy są, pojawiają się też nowi co akurat mnie raduje ^^

Oby tak dalej!

Udanego weekendu!

Buziaki Promyczki moje kochane! :*

wtorek, 17 września 2013

66. Pajączki i pająki.

- Ehh.. mam złe przeczucia.. – Westchnęła blondwłosa w miarę spokojnie. Fernandes spojrzał na nią na moment, a potem na nadal przyglądających się im stworzeniom.
- Cóż za opanowanie. – Skwitował niebieskowłosy.
- Weź daj spokój.. Ty się możesz rozluźnić.. tak myślę.
- Czemu?
- To próba. Nie wiem jeszcze, który z Opiekunów wpadł na ten pomysł, ale powiem jedno.. nieźle mu się poprzewracało w głowie.
- Witaj Lucy. – Usłyszeli. Odwrócili się gwałtownie, a za nimi stała kobieta. Młoda, piękna kobieta o czerwonych długich włosach, bladej cerze i czarnych oczach. Jej długa, aż po samą ziemię suknia utkana jakby z pajęczych nici lśniła w blasku wschodzącego właśnie Słońca. (Czy tylko ja pokochałam to zdanie? xD) – Witaj. Jestem Opiekunem Gwiazdy Raka. Nie zwracaj uwagi na mój wygląd.. lubię się przebierać w zależności od okazji. – Rzuciła, gdy tylko zauważyła zaskoczone miny magów. Wybacz, że tym razem ktoś wykorzystuje Twoją gildię, jednakże podsłuchałam Waszą rozmowę z wcześniej i.. Twoim zadaniem będzie pokonanie tych pajączków nim zaczną się schodzić Twoi przyjaciele.
- Po-pokonać pa-pająki? – Zająknęła się dziewczyna.
- Oh tak. – Uśmiechnęła się uwodzicielsko kobieta. – Ah, a tutaj masz swoją broń. – Wcisnęła jej w ręce parę złotych.. nożyczek. Blondynkę zamurowało.
- To żart, prawda? – Chciała się uśmiechnąć, jednak zamiast tego wyszedł jakiś dziwny grymas. Mina Opiekunki zmieniła się na poważną.
- Ale dlaczego nożyczki? – Wtrącił się niebieskowłosy zaintrygowany.
- Cancer używa nożyczek, prawda Lucy? – Rzekła czerwonowłosa. Heartfillia wpatrywała się to w ‘broń’ to w Opiekunkę i Fernandesa, jakby czekała na to, że za chwilę któreś z nich powie, że to kawał i dostanie jakieś prawdziwe narzędzie. Im dłużej czekała na reakcję któregoś z nich, tym bardziej zaczęła sobie uświadamiać prawdę.
- Cholera.. – Przeklęła pod nosem.
- Czas ucieka.. – Rzuciła Opiekunka, a blondwłosa wyrwała się z dręczących ją myśli. Dam sobie radę! Przechodziłam przez gorsze próby! – Dodała sobie otuchy.
- Jellal, mam prośbę.. wyjdź z gildii i pilnuj by nikt nie wszedł, póki nie skończę. – Skierowała swe słowa w stronę chłopaka. – Może, prawda? – Zwróciła się w stronę kobiety, która przytaknęła głową na znak, iż nie ma nic przeciwko. Gdy Fernandes wyszedł z gildii, ta zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku stada mniejszych potworów.
- Do dzieła. – Powiedziała na głos i szybkim ruchem skoczyła w stronę zbliżających się do niej pajączków. Była szybsza. Zwinnym ruchem odcięła kilku ich odnóża, a następnie wbiła nożyczki w ich odwłoki. Sama zastanawiała się, skąd się wzięła w niej taka ‘potrzeba’. Czuła się jakby była kontrolowana przez kogoś. Nie chciała ich pozbawiać życia, a jakoś unieszkodliwić w mniej drastyczny sposób. W końcu to istoty żywe. Każdy zasługiwał na życie.

Jej walka toczyła się dość szybko. Jednakże czarnych, odnóżastych potworów nie było końca. Pojawiały się te mniejsze i większe. Musiała to przyznać. To było dużo trudniejsze niż sądziła. Jej nożyczki kontra pająki. Jak się okazało.. większość z nich jest bardzo jadowita. Jej ostrożność wzrosła stokrotnie. Nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek zaskoczenie z ich strony.  
- Raz.. – Wysapała. – Chociaż raz proszę o jakieś normalne zadanie! – Kolejne cięcie i kolejny przeciwnik wyeliminowany. Na nożyczkach, tak samo jak i jej ubraniach była krew. Ich krew.
- Oj nie marudź. Ciesz się, że w ogóle masz jakąś broń. Na początku miałaś ich pokonać gołymi rękoma. – Usłyszała głos Opiekunki. Spojrzała kątem oka na nią. Siedziała za barem, częstując się bez pozwolenia wysokoprocentowym trunkiem.
- Nie wiedziałam, że Opiekunowie piją alkohol. – Stwierdziła blondwłosa, dźgając kolejnego pająka.
- Oh, my również mamy swoje potrzeby. – Odpowiedziała, biorąc kolejnego łyka z butelki. – Ja muszę od czasu do czasu się napić. Razem ze Skorpionem urządzamy sobie czasem takie wieczory..
- Nie wnikam! – Przerwała szybko magini. – Co za cholerstwo! – Warknęła na kolejnego pająka, który to chciał dostać się do jej biustu. (Ten to wie co dobre xD haha)

Zdyszana rozglądała się dookoła w poszukiwaniu kolejnych potworków, ale żadnego nie mogła dostrzec.
- Koniec? – Spytała z nadzieją.
- Nie sądzę.. – Wymamrotała wstawiona Opiekunka. Jej wzrok podążył na sufit. Blondwłosa zrobiła to samo.
- O kurwości.. – Szepnęła Heartfillia widząc dziesięciokrotnie większego pająka. (No nie mogłam się oprzeć, bo pewnie sama bym tak powiedziała xD)
- Ty też to widzisz? Uff całe szczęście.. myślałam, że ten alkohol tak mi uderzył do głowy. – Zaśmiała się Opiekunka. Magini posłała jej groźne spojrzenie.
- Nie sądzisz, że to już przesada? – Szybko znów spojrzała w kierunku ogromnej wielkości pająka.
- Te, które wcześniej zabiłaś to były jej dzieci.
- Jej? Czyli chcesz mi powiedzieć, że.. że.. to jest.. ich MATKA?!
- No raczej.
- Wielkie dzięki.. – Warga blondwłosej drgnęła. Ze strachu. Obawiała się tamtych małych pająków, a teraz ma do czynienia z wielkoludem. Przełknęła głośno ślinkę.
- Dasz radę młoda. – Dopingowała ją Opiekunka. – Masz zostać przecież Strażniczką Gwiazd! Moja próba to nic w porównaniu do tego co Cię jeszcze czeka!
- Tak.. pewnie tak.. – Przyznała jej cicho rację. Te słowa dodały jej odwagi, ale nie tylko to. Uświadomiła sobie też to, że jej przyjaciele na nią liczą. Ma mało czasu. Musi wykonać tę próbę zanim któreś z nich się pojawi. Nawiązała kontakt wzrokowy ze swoim przeciwnikiem i jakby na znak, oboje ruszyli do ataku.

- Jellal? Co robisz na zewnątrz? – Spytał właśnie przybyły Fullbaster.
- No właśnie? – Ciągnęła Alberona.
- No bo widzicie.. jest pewna sprawa.. – Fernandes nie przemyślał tego, co mógłby im odpowiedzieć, gdyby któryś z magów przybył wcześniej.
- No? – Ponaglał go mag lodu.
- Ejj.. muszę się napić. – Marudziła brunetka. Usłyszeli głośny huk i poczuli niewielki wstrząs.
- C-co tam się dzieje? – Fullbaster w pozycji bojowej przyglądał się budynkowi.
- Serio.. nic strasznego. – Rzucił niebieskowłosy. – Tak myślę. – Dodał pod nosem.
- Co tu się wyprawia? – Do magów podeszła Scarlet z poważną miną. – Jellal, wyjaśnisz to? – Spojrzała na ukochanego takim wzrokiem, że aż poczuł zimne krople potu na plecach.
- Bo widzisz.. To niespodzianka. – Przyszła mu pierwsza lepsza odpowiedź do głowy.
- To skąd ten huk i wstrząs? – Dopytywała Alberona. Trzy pary oczu przenikały go na wskroś. Wyczekiwali odpowiedzi na to pytanie, a on nie wiedział co odpowiedzieć. Żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy.
- Siema ludzie! Coś się stało? – Do tłumu dołączył się Dragneel a wraz z nim niebieski Exceed.
- Coś się dzieje w gildii.. – Odpowiedział mu tajemniczo mag lodu. Różowowłosy spojrzał to na zestresowanego całą sytuacją Fernandesa a potem na gildię.
- Lucy! – Krzyknął nagle.
- Stary, jeśli chcesz ją zobaczyć to idź w drugą stronę..
- Nie! Lucy jest w środku. – Mina Salamandra nie wskazywała nic dobrego. Ruszył w kierunku drzwi, ale niebieskowłosy zatrzymał go.
- Nie możesz.
- Dlaczego nie? Ona potrzebuje pomocy.
- Nie potrzebuje. Zostaw ją.
- Skąd to wiesz? – Spytał podejrzliwie. Scarlet przypatrywała się uważnie magom z lekkim niepokojem.
- Wszystko Wam wyjaśnię, ale teraz nie mogę. – Odpowiedział ze spuszczoną głową. Stali tak w ciszy przez parę chwil, a każdy z niecierpliwieniem spoglądał na siebie i na gildię.

- Brawo! Udało Ci się przejść próbę! – Krzyknęła entuzjastycznie Opiekunka. Podeszła do ciężko oddychającej i bladej dziewczyny, która to leżała na plecach na podłodze i patrzyła w sufit. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech.
- No.. to.. świetnie.. – Wycharczała. Z jej rąk zniknęły nożyczki, ale w zamian za to pojawiły się dwa klucze. (Noo pewnie się teraz zastanawiacie.. ‘Co? Dwa? Dlaczego?’  a Wasza mina pewnie mówi jasno i wyraźnie wtf? o.O) Heartfillia czując w dłoniach znajome przedmioty, podniosła się do siadu i spojrzała na nie. – Niemożliwe.. – Szepnęła widząc znak Panny na jednym z kluczy.
- Ehh możliwe, możliwe.. – Usłyszała znany już z wcześniej głos. Opiekunka Gwiazdy Panny stała z krzyżowanymi na rękach piersiami i patrzyła na nią poważnie.
- Jedna próba, dwa klucze. Czy to nie wspaniałe? – Zachwycała się druga Opiekunka.
- A-ale nie rozumiem.. dlaczego?
- Dlatego, że mimo pokonania pająków, pozbyłaś się również pajęczyn z gildii. Nie musiałaś tego robić. – Wytłumaczyła jej. Na twarzy Heartfillii pojawiał się coraz to większy uśmiech.
- Dziękuję! – Rzuciła radośnie. – Naprawdę się nie spodziewałam. – Dodała.
- No dobra, dobra.. koniec już tego dobrego. Twoi przyjaciele czekają na zewnątrz i się niecierpliwią. Powodzenia w następnych próbach! – Po tych słowach, zniknęły. Blondwłosa chwiejnie podeszła do głównych drzwi i otworzyła je. Oczy wszystkich tam zgromadzonych magów, skierowały się w jej stronę.
- Lucy.. – Odezwał się pierwszy Dragneel i podszedł do dziewczyny, która to podtrzymywała się drzwi, by nie upaść. Była wykończona. Przyjaciele zauważyli w jej ręku dwa złote przedmioty.
- Zdobyłam klucz Raka i Panny. – Odpowiedziała im, zanim Ci zdążyli o cokolwiek zapytać.
- Klucz Panny? Przecież nie przeszłaś jej próby. – Rzekł Fullbaster.
- Tak.. to prawda, ale przeszłam ją teraz. Widzicie.. musiałam pokonać pająki. Gdy już je pokonałam, wysprzątałam gildię z pajęczyn i pojawiła się właśnie Opiekunka Panny mówiąc mi, że mimo iż nie musiałam tego robić, to to wykonałam i dostałam klucz.
- To wspaniale! – Krzyknęli radośnie magowie i podeszli do przyjaciółki.
- Wyglądasz okropnie. – Skwitował Salamander.
- Dziękuję za jakże miły komplement z samego rana. – Rzuciła sarkastycznie. Jednakże miał rację. W jej włosach, tak samo jak na ubraniu były pajęczyny oraz zaschnięta krew.
- Trzeba to uczcić! – Krzyknął ktoś z tłumu.
- Impreza! – Odpowiedzieli chórem.
- Chwila! Chwila! Chwila! – Przerwała im Scarlet. – Nie tak prędko.. jest jeszcze coś.. – Mówiąc to, podeszła do niebieskowłosego i chwyciła go za rękę. – Pobieramy się. – Odpowiedziała z uśmiechem po niedługiej ciszy. Wróżki popatrzyły po sobie z zaskoczeniem po czym wspólnie krzyknęli:
- GRATULACJE! – I tym sposobem rozpoczęła się podwójna impreza w stylu Fairy Tail.

‘Najbardziej boimy się nie ciemności czy pająków, ale samych siebie..
Naszych emocji, uczuć, myśli..’



Zapewne wszyscy ucieszyli się z nowego, tak szybko napisanego rozdziały w tym miesiącu xD
Oł yeaa! Ja też się cieszę, chociaż nadal jest ze mną coś nie tak, ale to odstawmy na bok ^^
Większość z Was ma naprawdę dobrą intuicję co do prób xD w sumie z drugiej strony, to kto by się tego nie spodziewał.. pff ;P
I co jeszcze.. a! zapewne zaskoczyłam Was gestem Opiekunki Panny, co nie? Co nie? ^^ a jak!
Noo.. 66 rozdziałów za mną.. szczerze.. sama nie wierzę w to, co widzę.. ;O nigdy, przenigdy bym nie pomyślała, że tyle napiszę ^^
Ehh pogoda daje w kość, ludzie dają w kość, nawet auto daje w kość.. jedyne czym się pocieszam to tymi Waszymi blogami ;D

Buziaki, do następnego!!


P.S.! Dziękuję Wam! Na serio! Bardzo Wam dziękuję! Jesteście ZAJEBIŚCI i KOCHANI! Czytając Wasze komentarze pod ostatnią notką aż się popłakałam.. ze szczęścia.. to wspaniałe uczucie mając Was – takie moje jedyne w swoim rodzaju promyczki rozświetlające szare dni :) jesteście wielcy! Kocham Was z całego serduszka! <3

czwartek, 12 września 2013

65. Pan i pani.

Mimo, że na dworze panował chłód, oni czuli ciepło. Ciepło, które rozlewało się po całym ich wnętrzu po same palce u stóp. Dla nich czas się zatrzymał. Nie istniało nic, ani nikt prócz nich samych.
- Jesteś zmarznięta. – Skwitował różowowłosy, gdy już się od siebie oderwali.
- Być może.. za to w środku cała płonę. – Odpowiedziała mu z chytrym uśmieszkiem. – Dobranoc Natsu. – Musnęła szybko znowu jego wargi i odbiegła w stronę drzwi do mieszkania.
- A-ale czekaj.. Lucy! Co? – Zdezorientowany chłopak popatrzył w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze stała, a potem swój wzrok przeniósł na śmiejącą się dziewczynę nieopodal niego.
- Jestem zmęczona Natsu. Spotkamy się jutro. – Dodała na odchodne i zniknęła za drzwiami, a różowowłosy wpatrywał się jeszcze przez chwilę w jeden punkt, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Dobranoc. – Rzekł i odszedł w swoją stronę.

Heartfillia weszła do swojego pokoju i od razu rzuciła się na łóżko z wielkim uśmiechem. Ten dzień a raczej wieczór zapamięta na bardzo długo. I będzie on zdecydowanie należał do najlepszych jaki kiedykolwiek miała. Zasnęła.

- Luuuuucy! – W domu dało się słyszeć donośny głos kobiety. Nie należał on do najmilszych.
- Coś się stało? – Blondwłosa zdyszana wybiegła z kuchni do salonu. Do właścicielki głosu.
- Ile razy mam powtarzać, byś na cieście dodawała więcej truskawek?! – Wrzasnęła (na pewno już wiecie kto xD) Pani Domu. – Co to za ciasto truskawkowe z małą ilością truskawek? – Dopytywała się marszcząc przy tym czoło i wtykając widelczyk w smakołyk.
- P-przepraszam.. – Odezwała się cicho ze spuszczoną głową. – O-obiecuję poprawę. – Wyjąkała.
- Zniknij mi z oczu. – Machnęła ręką, nie urzekając jej spojrzeniem. Blondwłosa odwróciła się na pięcie i wyszła. Po drodze jednak natknęła się na Pana Domu.
- P-przepraszam! – Rzuciła szybko, gdy jej ramię musnęło jego. Ukłoniła się również w geście za owy wyczyn.
- Nic się nie stało. – Uśmiechnął się do niej szeroko. Jego promienny uśmiech już dawno skradł jej serce, ale cóż ona mogła? Jako służąca domu Dragneel nie miała prawa zakochiwać się w swoim pracodawcy, co więcej miał żonę. Piękną i mądrą a na dodatek silną. Nie mogła myśleć o nim w ten sposób.
- Mimo wszystko.. przepraszam. – Uśmiechnęła się delikatnie, po czym szybkim chodem uciekła do kuchni.
- Erzo, znowu nakrzyczałaś na Lucy? – Spytał prosto z mostu wchodząc do salonu, gdzie siedziała małżonka.
- Oh, kochanie.. ona jest do niczego! Wszystko robi nie tak jak powinna! – Skarżyła się szkrłatnowłosa.
- Myślę, że zbyt surowo ją oceniasz.
- Natsu.. – Szepnęła w jego stronę. – Czyżbyś kochał inną? – Przyjrzała mu się uważnie z przymrużeniem oka.
- Ależ skąd! – Odpowiedział od razu pewnie. – To niemożliwe bym mógł się związać z kobietą niższej rangi.
- Tak się cieszę, że to słyszę! – Rzuciła się mężowi w ramiona. Ten ujął w dłoń jej długie włosy i ucałował końcówki. Blondwłosa zaś, która stała od pewnego czasu za drzwiami, dusiła się łzami, słysząc takie słowa z ust Pana Domu. Dałaby sobie rękę uciąć za jego szlachetne serce, za dobroć, którą jej okazał parę lat temu, zabierając ją do swojej rezydencji. W życiu nie pomyślałaby, że ważny jest dla niego statut społeczny drugiej osoby.

Zapadł zmrok. Heartfillia odrabiając wszystkie domowe prace, jako służba, wyszła na dwór. Mieszkała z zamożnymi ludźmi, którzy posiadali ogromną stadninę. Wiele mieszkańców przychodziło na naukę konno do Dragneelów. Nie tylko to ich wyróżniało. Pod swoje skrzydła przyjęli nie tylko ją – sierotę z biednego domu, ale również i niejakiego Graya’a – przystojnego mężczyznę, który to pracował tam jako ogrodnik oraz nauczyciel nauki jazdy na koniu. Sama Heartfillia uczyła się w wolnych chwilach wieczornych jazdy konno. Z ogrodnikiem była w bardzo dobrych stosunkach. Jako opiekun koni, pozwalał jej dosiadać ich gdy tylko będzie miała na to ochotę. Takowa i nadeszła. Lubiła spacery pod gwieździstym niebem. Idąc wolnym krokiem w stronę stajni, zauważyła, że świeci się w niej światło. Uchylając drzwi, jej oczom ukazuje się scena, której nigdy nie miała zamiaru widzieć. Pani Domu wraz z ogrodnikiem obdarowywują się czułymi pocałunkami.
- T-to nie tak! – Krzyknęła zdenerwowana szkarłatnowłosa, odpychając od siebie granatowowłosego, u którego to dało zauważyć się dało lekki uśmiech oraz brak górnej części garderoby. Natomiast sama Pani Domu miała na sobie haleczkę, która ledwo co zakrywała jej uda. Szybko sięgnęła po płaszcz rzucony gdzieś nieopodal i nakryła się nim. – Nic nie widziałaś! – Erza starała się zachować zimną krew. Podeszła bliżej służącej, która to nadal niedowierzała w to, co widziała.
- A-ale dlaczego? – Szepnęła. – Pan Natsu tak bardzo Panią kocha.. – Spod powiek blondwłosej wydobyła się łza, a po niej następna i kolejna. Sama nie wiedziała dlaczego.. w końcu on jej nie lubił. Nie kochał jej, ale kochał swoją żonę.
- Uspokój się! – Warknęła i wymierzyła jej cios w policzek. – Teraz nie mam innego wyjścia, jak prosić Cię o jedno.. – Rzekła już spokojniej i chwyciła ją za ramiona. – Musisz GO zabić. Daję Ci wolną rękę. Możesz go otruć, zastrzelić, przejechać.. – Zaczęła wymieniać. Heartfillia była jak zahipnotyzowana. Do jej uszu dotarło tylko pierwsze zdanie. Po tych słowach nie czuła już nic. Ani piekącego policzka, ani nawet swego wcześniej mocno bijącego serca. Jej oczy straciły blask.

- Nie! – Krzyknęła blondwłosa, wijąc się po łóżku jak wąż. Jej czoło było mokre. Kosmyki włosów przyklejały się do twarzy. Tak bardzo chciała się z tego wyrwać. Z tego koszmaru. – Nie! – Krzyknęła ponownie i ścisnęła mocniej powieki.

- Nie! – Wrzasnęła nagle dziewczyna i uwolniła się z uścisku szkarłatnowłosej. – Nie zrobię tego! – Dodała pewniej. – Nie zabiję Natsu! Choćby niewiadomo jak było źle, żadne z naszych przyjaciół nie kazałby drugiemu zabić! I to na pewno nie osobę, którą kocha i która jest najważniejsza! – Sama blondwłosa nie zdawała sobie sprawy z wagi swoich słów. Przyjrzała się za to delikatnemu uśmiechowi Erzy oraz Gray’a, po czym zniknęli, a za nimi, ona.

Odrzuciła z siebie kołdrę i gwałtownie wstała z łóżka. Opadła na podłogę ciężko dysząc.
- Gratuluję. – Usłyszała nad sobą głos. Uniosła głowę i ku jej zdziwieniu, ukazała się pewna kobieta. Bardzo piękna, która to miała na sobie biały wełniany płaszcz. – Przeszłaś moją próbę. – Uśmiechnęła się serdecznie kobieta i kucnęła przed blondwłosą, która to nadal blada i ciężkooddychająca, przyglądała się jej z niedowierzaniem. – Jestem Opiekunką Gwiazdy Barana. Udało Ci się przejść w świadomy sen i kontrolować swoje prawdziwe uczucia. Co prawda nie jako taka Lucy, jaką byłaś w tym śnie, ale i tak to było wspaniałe.
- Czy.. oni.. też mieli.. ten.. sen? – Spytała trochę zziajana.
- Tak. Dlatego uśmiechnęli się, gdy tylko wykrzyczałaś prawdę. Proszę, oto Twój kolejny klucz. – Wręczyła jej do ręki złoty przedmiot i dotknęła jej głowy. – Nie zamartwiaj się tym koszmarem. Nigdy nie staniesz przed taką decyzją, by zabić kogoś kogo kochasz. – Rzekła pokrzepiająco. – Trzymaj się Lucy. Trzymam za Ciebie kciuki! – I zniknęła w złotej poświacie. W ciemnym, pustym pokoju dało się usłyszeć głośne bicie serca dziewczyny.
- Czy wy chcecie mnie wykończyć psychicznie zanim zostanę Strażniczką Gwiazd? – Szepnęła do siebie. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Kąpiel. Tego jej było trzeba. Zegar wskazywał godzinę piątą nad ranem. Na pewno już nie zaśnie. Zamiast zregenerować siły po wcześniejszych próbach, czuła jak jeszcze więcej ich straciła. Olejek lawendowy pozwolił jej się odprężyć i na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach. – Proszę.. ja chcę już to mieć jak najszybciej za sobą.. te próby.. – Westchnęła, opierając głowę na kancie wanny.

Pół godziny. Tyle jej wystarczyło, by poczuć się choć odrobinę lepiej. Jej chude ciało, zostało pokryte świeżymi, codziennymi ubraniami. Postanowiła udać się na spacer. Ot tak. Nic tak nie regeneruje sił jak poranny spacer.
Tak wiele się zmieniło w niewielkim czasie w Magnolii. Dopiero teraz zauważyła, ile ją ominęło przez te wszystkie próby i podróże. Uliczki stały się jeszcze bardziej kolorowe niż wcześniej, co więcej, czuła jak te kolory dodają jej sił. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Taki prawdziwy. Tęskniła z tym miastem, za tymi wszystkimi ludźmi, za ojcem i za Shirem (pamiętacie tego urwisa? ^^), który to zapewne jest zły, że go zaniedbała ostatnimi czasy, tak samo jak i ogólnie Dom Dziecka. Postanowiła. Gdy tylko zakończy wszystkie próby, uda się do niego i opowie mu o wszystkim. To była jej motywacja na obecną chwilę.
- Nie za wcześnie na spacer? – Usłyszała za sobą. Podskoczyła na dźwięk tych słów, ale to pewnie za sprawą tego, iż bujała w obłokach.
- Mogłabym spytać o to samo Ciebie.. – Rzuciła. – Spać nie możesz, czy Erza ma Cię już dość? – Spytała kąśliwie.
- Uuu.. ktoś tu wstał lewą nogą.
- Blisko.. – Westchnęła i skrzyżowała ręce na piersiach. – To co tutaj robisz?
- A no myślę o tym i o tamtym i o tym jaki ze mnie szczęściarz. – Nie umiał zachować swojego uśmiechu i tego jak faktycznie był szczęśliwy.
- Co się stało? – Spytała z zaciekawieniem się mu przyglądając.
- Erza i ja się pobieramy. – Chwilę zajęło nim blondwłosa przetrawiła tę wiadomość, po czym jej źrenice rozszerzyły się dwukrotnie.
- Żartujesz! – Wrzasnęła prawie, że na całe gardło, budząc przy tym prawdopodobnie większość mieszkańców Magnolii. Szybko zasłoniła sobie usta ręką. – Nie zauważyłam nawet, że się spotykacie.. przepraszam.. – Dodała ciszej.
- Nikomu specjalnie o tym nie mówiliśmy. Chcemy się pobrać jak najszybciej. Choćby jutro, a nawet dzisiaj. – Mówił podekscytowany.
- T-to wspaniale. Gratuluję. – Powiedziała szczerze. – Świetnie Wam razem. Mam nadzieję, że Erza jest równie szczęśliwa co Ty.
- Nie wiem.. ja spać nie mogę, dlatego się tak włóczę po Magnolii. Dzisiaj wszystkim to ogłosimy.
- Na pewno się ucieszą. – Nie zawsze dogadywała się z niebieskowłosym tak dobrze, ale czuła, że mogła mu powierzyć opiekę nad swoją przyjaciółką. Kochał ją, to było widać, a ona na pewno i jego. Ciągle rozmawiając, dotarli pod gildię, gdzie jak się okazało była otwarta. Jednakże przekraczając jej próg, doznali szoku. Wnętrze gildii pokryte było pajęczynami. Każdy kąt, każdy zakamarek.. wszędzie pajęczyna. Gildia wyglądała jakby nie była użytkowana od kilkuset lat. Większy szok przeżyli, gdy w jednym z kątów zauważyli ‘armię’ pająków, które to swoimi wyłupiastymi oczami świdrowali ich na wskroś, a zwłaszcza blondwłosą maginię.

'Jest tylko jedno szczęście w życiu, kochać i być kochanym.'



Moje pierwsze słowa po uruchomieniu Worda:
‘Pier*olę.. niech ktoś to napisze za mnie’ i jebut głową o biurko xD

Tak oto Kaśka wraca do żywych..
No dobra.. może nie aż tak, ale zawsze coś..

I sorki za taki rozdział po dłuuuugiej nieobecności, ale.. Emm.. hmm okej.. nie mam wytłumaczenia.. ale powiem Wam jedno.. ja to już nie ta sama Kaśka co kiedyś.. chyba się rozpadam na kawałki.. takie drobniutkie.. kto mnie pozbiera.. nie wiem.. i kiedy to będzie to też nie wiem.. wybaczcie mi..

Przechodziły mi przez głowę myśli, by zawiesić bloga albo nawet go porzucić.. ale.. primo: tyle osób już zawiesiło blogi, że to jakaś paranoja.. secundo: gdybym porzuciła to bym pewnie sama tego po pewnym czasie żałowała, bo w cholerę pracy tu włożyłam i wysiłku i czasu również.. tetrio: żal by mi było stracić tak świetną ekipę ze społeczności blogspotowej ;) quatro: może ta deprecha kiedyś minie? xD

No nic.. daję znać, że żyję.. nie mam się świetnie, ale daję radę.. Wasze blogi czytam na bieżąco, ale nie komentuję..

Co do kolejnego rozdziału to hmm.. nie wiem jeszcze kiedy będzie, ale będę się starać coś spleść w najbliższych dniach ;)


Trzymka! ;*