piątek, 31 maja 2013

33. Praca i Shiro.

- No już Lucy, ogarnij się! – Klepała się po policzkach od dobrych kilku minut. Płakała godzinę. Tak wiele łez wylała, że już chyba nadrobiła te lata, gdzie ich nie uroniła. (Taaa ciekawe zdanie na piękny początek ;P) Oczy ją piekły i były lekko czerwone. Spojrzała w lustro. – Jak Natsu tu przyjdzie, to może być nieciekawie. – Rzuciła do odbicia i znów poklepała się po policzkach. – Trzeba się wziąć w garść.. – Powiedziała z uśmiechem, a z brzucha wydał się dość charakterystyczny bulgot. - ..i coś zjeść. – Dopowiedziała.
Gdy już otworzyła lodówkę i z dogłębnych jej oględzin wynikało, że nie ma co zjeść, postanowiła urządzić sobie spacer. Wzięła z kasetki niewielką sumę pieniędzy. Heartfillia odkąd była zdana sama za siebie, była bardzo oszczędna. Tym samym sposobem, gdy przybyła do Magnolii, odkładała jakąś sumę pieniędzy na ‘czarną godzinę’. Widocznie teraz ona nadeszła. Na misję się nie będzie udawać, bo po co? Magii nie posiada, więc będzie tylko utrapieniem dla towarzyszy. Wyszła z domu i od razu skierowała się w stronę bazarów ze świeżymi produktami. Kupiła to, co najważniejsze i wróciła do domu. Była tak głodna, że już w drodze do domu zjadła dwa jabłka, by jakoś zagłuszyć apetyt.
- Yo Lucy! – Usłyszała nagle, gdy była w trakcie gotowania zupy.
- Hej Natsu. Już się stęskniłeś? – Rzuciła na zaczepne z chytrym uśmieszkiem.
- Bardziej zmartwiłem, ale nie ukrywam, że i te godziny, gdy Cię nie widziałem, były dla mnie katuszami.
- Oh weź już nie przesadzaj. Gdzie zgubiłeś Happiego?
- Razem z Carlą i Lily udali się na misję.
- Na misję? – Blondwłosa zdziwiła się.
- Mają tylko pomagać zabawiać dzieci w jakimś przedszkolu.
- Rozumiem.. Zjesz ze mną? – Nim ten coś powiedział, ona dopowiedziała: - Głupie pytanie. – Uśmiechnęła się i podała chłopakowi talerz z zupą. – Smacznego.
- Smacznego. – I nie minęła minuta, jak Salamander pochłonął zawartość naczynia, co lekko zdenerwowało Heartfillię. – Mogę dokładkę?
- Weź sobie sam. – Wysyczała, ale on się tym nie przejął. Podszedł do garnka i nalał sobie na talerz.

- Dziękuję za posiłek. – Oparł się wygodnie o krzesło i westchnął.
- No wiesz.. po siedmiu dokładkach miałam nadzieję, że to usłyszę. – Rzekła zrezygnowana, ale uśmiechnięta dziewczyna.
- Co teraz?
- Drugiego dania nie przygotowałam. – Rzuciła.
- Nie chodzi mi o jedzenie Lucy. Co z Tobą?
- Nie rozumiem. – Heartfillia usiadła naprzeciw chłopaka i spojrzała mu w oczy.
- Twoja magia.. – Zaczął niepewnie.
- O to się nie martw. – Powiedziała z uśmiechem. – Mam odłożone trochę pieniędzy, więc z głodu nie umrę. Misji nie mogę wykonywać, więc znajdę sobie pracę na stałe.
- Pracę?
- No tak. Ludzie, którzy nie używają magii, pracują.
- Wiem, wiem.. ale jak to sobie wyobrażasz?
- Po raz kolejny.. nie rozumiem Cię. Dam sobie radę. Jestem dużą dziewczynką. Może nie wyglądam, ale też inteligentną. Na pewno znajdzie się dla mnie jakaś praca. Chciałabym tylko trochę wsparcia.
- Czy Ty chcesz w ogóle odzyskać magię? – Spytał. Blondwłosa wyczuła nutkę złości.
- Słucham? Oczywiście, że chcę. Jednak sam powiedz, czy słyszałeś kiedyś o magu, który stracił swoją moc a później ją odzyskał? Są takie przypadki, ale wiesz.. żaden z nich nie odzyskał już mocy. Nie mam co się łudzić, że odzyskam swoje moce. Chcę zacząć od nowa.. po raz kolejny.. – Ostatnie słowa powiedziała szeptem. Dragneel już nic nie powiedział. Wstał od stołu i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. (To nic, że trzasnął.. ludzie, on wyszedł drzwiami! o.O) Dziewczyna westchnęła, ale postanowiła się niezniechęcać. Szybko się zebrała i sama wyszła z domu. Przemierzała uliczki Magnolii, pytając co chwilę, czy nie potrzebują kogoś do pracy. Wszędzie słyszała odmowę. Nie traciła jednak nadziei.
- Lucy? – Usłyszała nagle za sobą. Młody Dreyar właśnie szedł z siatką zakupów.
- Hej Laxus. Ty robisz zakupy? – Spytała, zaczynając jakiś temat.
- No tak.. na każdego kiedyś pada. A Ty, co robisz?
- Ja.. Emm.. Szukam pracy. – Rzekła nerwowo.
- Pracy? – Zdziwił się.
- Taaa.. nie mogę przecież wykonywać misji, a muszę z czegoś żyć i płacić czynsz.
- No a tata?
- On ma swoje problemy.. nie chcę mu dodawać kolejnych. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wyczuwam wsparcia od bliskich osób. – Spuściła głowę w dół, unikając przeszywającego spojrzenia przyjaciela.
- Co Ty opowiadasz? Wszyscy Cię wspierają.
- Nie prawda Laxus.. odkąd straciłam magię.. wszyscy myślą, że ja już odpuściłam, że nie chcę jej odzyskać.
- A chcesz?
- A jakie mam szanse? – Uniosła głowę. Teraz młody Dreyar zauważył łzy, które spływały po policzkach dziewczyny. – Nie ma dla mnie ratunku Laxus. – Dopowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie mimo łez. Po chwili poczuła mocne ramiona obejmujące ją. – L-laxus.. – Wyszeptała zaskoczona.
- Nie noś w sobie tego bólu, tych łez. My jesteśmy tutaj dla Ciebie. – Co jak co, ale takich słów po Laxusie się nie spodziewała. Praktycznie zawsze obojętny na wszystko i opryskliwy, potrafi pokazać swoją dobrą stronę. – Każdy z nas Cię wspiera na swój sposób. Chce dodać Ci otuchy. Każdy tak samo jak i Ty, cierpi przez to, że nie jesteś magiem. – Heartfillia odsunęła się od niego i spojrzała w te groźne, ale i w tym momencie szczere i przepełnione troską oczy.
- Dzięki Laxus. Tego właśnie potrzebowałam. – Ręką otarła mokre policzki i posłała mu ciepły, prawdziwy uśmiech.
- Nie okłamuj nas więcej, że to wszystko dobrze znosisz. – Skarcił ją.
- Jasne.. – Burknęła.
- Lucy? – Usłyszeli. Za plecami Dreyar’a stał Salamander. Blondwłosa, by go zobaczyć, musiała nieźle się wychylić, bo bardzo szeroka budowa chłopaka, uniemożliwiała jej to.
Szybko jednak się znów nim zakryła.
- Kryj mnie. Ja idę dalej szukać pracy, a Ty go jakoś zatrzymaj. – Rzuciła i oddaliła się o kilka kroków, nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. – Dzięki za wszystko. Trzymaj się. – Wyszeptała i zniknęła gdzieś w pierwszej lepszej uliczce. Blondyn odwrócił się do chłopaka.
- Yo Natsu, masz ochotę na coś mocniejszego? – Spytał, obejmując różowowłosego ramieniem.
- Laxus? Od kiedy jesteś taki miły? – Rzucił podejrzliwie.
- Od zawsze. – Odpowiedział.
- Ciężko mi w to uwierzyć.. ale tak zmieniając temat.. dlaczego Lucy uciekła?
- Ma coś do załatwienia.
- Ona płakała, prawda? – Dreyar zamilkł. Wyczuł w głosie Salamandra smutek. – Przytuliłeś ją prawda? – Teraz się wzdrygnął, a w głosie wyczuł rozdrażnienie. (On! Wnuk Mistrza się wzdrygnął o.O Ludzie! Co to się tu dzieje?)
- A co miałem innego zrobić? – Spytał. – Ona potrzebuje wsparcia, a widać od Ciebie go nie dostała.
- Racja.. chyba trochę wcześniej przegiąłem.
- Masz teraz pole do popisu. Stań się silniejszy i chroń ją.
- Dzięki. – Różowowłosy posłał swój firmowy uśmiech. – Ej! Ale łapy precz od Lucy! – Zagroził mu szybko.
- To ją lepiej pilnuj i nie doprowadzaj do płaczu. – Rzucił z chytrym uśmieszkiem i wyprzedził przyjaciela, kierując się wprost do gildii.

Heartfillia zaś nadal się nie poddawała i szukała pracy. W jednej z uliczek usłyszała płacz dziecka. Bez chwili wahania, pobiegła w stronę głosu. Małe, na oko siedmioletnie dziecko siedziało na ziemi i ciągle płakało.
- H-hej.. Coś się stało? Coś Cię boli? – Spytała troskliwie, dotykając ramienia dziecka. To zaś podniosło głowę i wlepiło w nią swoje złote zapłakane oczy. Blondwłosa uśmiechnęła się delikatnie i pogłaskała dziecko po główce. – Nie płacz. – Dodała pokrzepiająco. Jak ręką odjął, dziecko przestało płakać. – Jak się nazywasz?
- Nana..
- Nana. – Powtórzyła. – Prześliczne imię. Tak jak Ty. Gdzie Twoi rodzice?
- Ja nie mam rodziców. – Te słowa wstrząsnęły blondwłosą. – Mieszkam w Domu Dziecka, ale ja.. zgubiłam się. – I znów się rozpłakała.
- Już dobrze.. Chodź, pomogę Ci. – Brązowooka wstała i podała rękę dziewczynce, która bez żadnych oporów, ścisnęła ją. – Jestem Lucy. – Rzekła po chwili, gdy już wolnym krokiem szły wzdłuż ulicy. Po pół godzinie znalazły się w Domu Dziecka, o którym wspomniała złotooka.
- Nana! – Krzyknęła z radością starsza Pani, około pięćdziesięcioletnia, przytulając do siebie podopieczną. – Dziękuję Pani, za przyprowadzenie tutaj Nany.
- Nie ma problemu. Cieszę się, że jest bezpieczna. – Odpowiedziała z uśmiechem i rozglądnęła się po wnętrzu budynku. Było gwarno, ale i wesoło. Jak w Fairy Tail. – Pomyślała. Z tym, że tutaj swoją ‘rolę’ odgrywały małe dzieci. Chociaż jakby się przyjrzeć, wiekowo były bardzo zróżnicowane. Od niemowlaków, po kilkunastoletnie dzieci. – Przepraszam? – Zaczepiła chwilę później oddalającą się Panią.
- Tak?
- Nie potrzebuje Pani może tutaj kogoś do pomocy? Szukam pracy..
- Tutaj wynagrodzenie nie jest duże.
- Nie chodzi mi już o wynagrodzenie.. ja chciałabym się jakoś przydać.. pomóc tym dzieciom.
- Widzę w Twoich oczach wielką dobroć dziecko. Masz w sobie tyle ciepła.. (Oh! Sama to słyszę non stop! ;D) chcesz się nim podzielić z innymi?
- Dokładnie tak. – Odpowiedziała, uśmiechając się szeroko.
- W takim razie, witam na pokładzie. Jestem Saya Takase. Dyrektorka tej placówki i jedyna opiekunka tych dzieci.
- Lucy Heartfillia. Bardzo mi miło. – Uścisnęły sobie dłoń na powitanie.
- Jesteś magiem? – Spytała z wyraźnym zaskoczeniem, gdy spojrzała na jej prawą dłoń.
- W sumie to.. byłym magiem.. straciłam moc w wyniku ostatniego napadu na Magnolię przez smoka.
- A więc to Ty jesteś tą bohaterką, która uratowała Magnolię! – Pisnęła z zachwytu. Oczy niektórych wychowanków zwróciły się w ich stronę. Heartfillia uśmiechnęła się nerwowo.
- Eeem.. no można tak powiedzieć. He he. – Wzrok ‘bohaterki Magnolii’ przykuła jedna osoba. Mianowicie czerwonowłosy chłopak. Siedział pod ścianą. Jego wzrok był smutny, mętny..
- To Shiro. – Powiedziała Pani Takase, zanim ta zdążyła o cokolwiek zapytać. – Ma czternaście lat. Jego rodzice zmarli, gdy miał pięć lat i trafił tutaj.
- Przykre.
- Wszyscy go unikają, nazywają go ‘dziwakiem’ przez jego imię (shiro – jap. biały, a jego kolor włosów: czerwony) i przez jego kolor włosów i oczu. Też mają kolor czerwony.. jak włosy. Robi to go trochę strasznym, ale..
- Niech Pani nie kończy. – Uśmiechnęła się delikatnie do kobiety i odeszła do niej. Swoje kroki skierowała w stronę owego chłopaka. Usiadła obok niego i przyjrzała się mu dokładniej. Ten nawet nie zwrócił uwagi na swojego ‘gościa’. Nadal był pogrążony w zadumie...



I koniec na dzisiaj. Akcja rozkręci się z czasem..
Co do ostatniej notki pod rozdziałem, gdzie mówiłam o zmianach w życiu Lucyny..
Tak.. to właśnie ta zmiana.. praca w Domu Dziecka trochę ją zmieni i ona zmieni życie niektórych z dzieci xD
Czekajcie cierpliwie (albo i nie) na kolejny rozdział..

A tymczasem.. miłego i spokojnego weekendu Mordeczki moje :*

środa, 29 maja 2013

32. Noc i kłamstwo.

Granatowe niebo zostało wysypane złocistymi gwiazdami. Księżyc zaś swoją światłością wdzierał się przez okno, gdzie leżała blondwłosa. Z uśmiechem patrzyła w niebo. Sama. Tęskniła za swoimi Duchami, za jej kochanymi przyjaciółmi. Wiedziała jednak, że nic im nie grozi. To jej wystarczyło. Wstała z łóżka, podeszła do okna i otworzyła je na oścież napawając się świeżym nocnym powietrzem.
- Dlaczego nie śpisz? – Usłyszała z dołu. Znała ten głos. Dragneel siedział na ławce tuż pod oknem pokoju.
- N-natsu? – Zdziwiła się. – Co Ty tutaj robisz?
- Siedzę.
- To widzę. Dlaczego nie pójdziesz do domu?
- Nie chcę Cię zostawić samej.
- Nie jestem sama.
- Ale bez magii.. a gdyby.. a gdyby ktoś Cię zaatakował?
- Umiem się obronić nawet bez magii.
- Mimo wszystko nie chciałem, byś była sama. I też.. przepraszam, że się uniosłem wcześniej. – Salamander wstał. Grzywka zasłaniała jego twarz, więc Heartfillia nie mogła odgadnąć jego wyrazu twarzy.
- Nie gniewam się. Natsu?
- No?
- Chodź tutaj na górę. – Sama się zdziwiła tymi słowami. Różowowłosy odczekał chwilę, jakby sam trawił wypowiedziane przez nią słowa. Wspiął się na piętro i kucnął tuż przed nią na parapecie. Jego twarz nadal była zasłonięta. Brązowooka kurczowo trzymała się wewnętrznej strony parapetu i wpatrywała się w przyjaciela. – Natsu.. – Szepnęła i po chwili mocno przytuliła chłopaka. – Zostań ze mną. – Dodała po chwili. – Potrzebuję Cię. -Salamander odsunął się od przyjaciółki z szerokim uśmiechem i wskoczył do środka. Teraz stali przed sobą. Twarzą w twarz. W tym cichym pokoju dało się słyszeć ich bicie serca. Tym razem to on mocno przytulił dziewczynę.
- Zawsze będę z Tobą. – Rzucił uradowany. Po chwili chwycił dziewczynę za rękę, a drugą dłonią, dotknął jej oświetlonego w blasku księżyca, policzka. Uśmiechnął się delikatnie, a następnie złożył na jej ustach pocałunek. (Kyaa~ ! aż mnie samej serce szybciej zaczęło bić ^^ Fani NaLu: długo na to czekaliście, prawda?) Wydawało jej się, że się unosi. Tak.. to było wprost tak magiczne, że całkowicie straciła kontrolę nad swoim ciałem i myślami. Wyswobodziła jedną rękę z uścisku i zarzuciła obie na kark Salamandra. On zaś objął ją w talii i mocno do siebie przyciągnął. Oblała ich fala gorąca. (W sumie u niego to akurat normalne..) Po kilku sekundach, minutach lub nawet godzinach, odsunęli się od siebie i spojrzeli sobie w oczy. Uśmiechnęli się do siebie i zetknęli czołami.
- Kocham Cię. – Wyszeptał. Zauważył jak dziewczyna uśmiecha się na to wyznanie.
- Ja.. – Zaczęła Heartfillia i podeszła do łóżka. Usiadła na krawędzi i spojrzała na chłopaka. – Dziękuję. – Dokończyła.
- Za co?
- Za to, że jesteś.. i za ten gest przed chwilą. - Różowowłosy usiadł przy niej tak, że stykali się ramionami. – Chyba pójdę już spać. – Rzekła po chwili i wgramoliła się pod kołdrę. – Ty też. – Odsunęła się trochę, by zrobić miejsce chłopakowi, a ten mimo iż był zaskoczony, położył się obok niej. Nie minęło kilka minut, jak usłyszał lekkie pochrapywanie dziewczyny, na co uśmiechnął się pod nosem. Odgarnął niesforny kosmyk z jej włosów i ucałował w czoło, po czym mocno ją przytulił. W takiej oto pozycji oboje zostali do rana.

- Jak myślisz? Doszło między nimi do czegoś w nocy? – Spytała szeptem Tytania i chytrym uśmieszkiem.
- Oj na pewno. Od bardzo dawna Natsu jest na nią napalony. (Yohohohohoho. Nie mogłam się kurczę powstrzymać ^^) – Odpowiedział równie uśmiechnięty młody Dreyar.
- Słodko razem wyglądają. – Dodała.
- Zostawmy ich samych. – Oboje wyszli z pokoju i zostawili śpiącą parę. Po kilku minutach blondwłosa obudziła się jako pierwsza. Uwolniła się uścisku i rozciągnęła, co nie było dobrym pomysłem, gdyż syknęła z bólu. Salamander przebudził się.
- Lucy, coś się stało? – Spytał jeszcze śpiący, ale z troską w głosie.
- Nie.. po prostu chciałam się rozprostować i coś mnie zabolało w krzyżu. – Zaśmiała się cicho i spojrzała na chłopaka. – Wyspałeś się?
- No pewnie. Teraz jestem głodny. – Mówiąc to złapał się za brzuch, który jak na komendę wydał z siebie bulgoczący odgłos.
- Też jestem głodna. Jak nigdy mam apetyt. Idę coś zjeść. – Mówiąc to, wstała z łóżka, ale nim zdążyła się całkowicie wyprostować, Dragneel pociągnął ją z powrotem na posłanie.
- Nie ruszaj się z łóżka.
- Ale dlaczego? – Oburzyła się. – Czuję się dobrze.
- Powinnaś jeszcze leżeć.
- Natsu, ja nie umieram. Nie mogę non stop leżeć, bo zaraz zapomnę jak się chodzi. Poza tym.. nie wiesz na co mam ochotę. – Różowowłosy wstał z łóżka, tak samo jak blondwłosa i nim ten zdążył coś powiedzieć, ona była już przy drzwiach i wystawiła mu język. – Dzień dobry wszystkim! – Krzyknęła z piętra. Oczy zgromadzonych już w gildii magów, skierowały się w jej stronę, a na ich twarzach były widoczne uśmiechy.
- Dzień dobry Lucy! – Odpowiedzieli chórem. Heartfillia zeszła po schodach pod czujną asekuracją Smoczego Zabójcy i usiadła przy barze.
- Jestem głodna. – Rzuciła prosto z mostu. – Zaskocz mnie. – Dodała z uśmiechem do starszej Strauss. Ta tylko kiwnęła głową i zniknęła w kantorku. Dragneel nie musiał nawet nic mówić. Mirajane doskonale wiedziała, co jada. Po kwadransie przyniosła śniadania dla Lucy i Natsu.
- Dość dobrze znosi utratę magii, prawda? – Blondwłosa wzdrygnęła się delikatnie, słysząc za plecami rozmowę kilku magów.
- Mów ciszej. – Skarcił go jeden.
- Ja to na jej miejscu zapewne bym się załamał, nie wychodził z domu, nie rozmawiał z nikim i pewnie opuścił bym gildię. – Kontynuował któryś.
- Racja, racja. – Potwierdził.
- Miruś, masz może jakieś ubrania? – Spytała po chwili brązowooka.
- Ubrania? – Zdziwiła się białowłosa.
- Chciałabym wrócić do mojego mieszkania i tam odpocząć. – Wytłumaczyła.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Porozmawiam z Mistrzem. Dziękuję za posiłek. – Uśmiechnęła się szczerze do przyjaciółki i poszła na piętro, do gabinetu Dreyar’a. Salamander tak samo jak i barmanka odprowadzili ją wzrokiem.

Heartfillia zapukała kilkakrotnie i nim usłyszała jakiekolwiek ‘proszę’, weszła do środka.
- O, Lucy. Jak się czujesz? – Spytał dziadek zatroskanym głosem.
- Coraz lepiej i ja właśnie w tej sprawie. – Staruszek wskazał ręką na fotel i poprosił, by usiadła. – Bo ja.. chciałabym wrócić do domu. Nie do ojca, bo dopóki całkowicie nie dojdę do siebie, to tam się nie udam.. ale do mojego mieszkania. Tu w Magnolii.
- Rozumiem.. coś się stało?
- Nie. – Szybko zaprzeczyła. – Szybciej wrócę do siebie, gdy będę w swoim łóżku i w swojej kochanej wannie. – Wytłumaczyła. Brawo Lucy! – Gratulowała sobie głupoty w myślach.
- No dobrze, ale ktoś musi Cię odprowadzić i sprawdzać co jakiś czas, czy się dobrze czujesz.
- Zgoda! – Krzyknęła uradowana. – Jesteś wspaniały Mistrzu! – Dodała i przytuliła do siebie staruszka, co bardzo mu odpowiadało. – Dziękuję! – Rzuciła na odchodne i wyszła z pomieszczenia. – To jak Miruś, masz coś dla mnie? – Spytała z uśmiechem, zbiegając do baru.
- Oczywiście. – Strauss podała blondwłosej bluzkę i spodenki, na co tak szybko podziękowała i udała się z powrotem na górę.

- Dziadek pozwolił Ci wyjść? – Spytał Salamander, gdy ta już po kilku minutach znów siedziała przy barze w przebranych ciuchach.
- Pozwolił, pod warunkiem, że ktoś mnie odprowadzi do domu i będzie mnie co jakiś czas doglądał. – Odpowiedziała.
- To ja Cię odprowadzę. – Zgłosił się szybko Dragneel, gdy ten zauważyła na horyzoncie zbliżającego się maga lodu.
- W porządku. – Uśmiechnęła się i wstała z krzesła. – To idziemy?
- Jasne. – I wyszli. W gildii powoli robił się gwar, a Heartfillia nie chciała tam jeszcze przebywać. Gdy tylko wyszła na świeże powietrze, czuła jak zbiera się w niej nowa energia, nowa siła. Szli w całkowitej ciszy, ale w ogóle im to nie przeszkadzało. Blondwłosa rozglądała się dookoła. Mimo ataku smoka ta część miasta nie została zrujnowana, ale i tak coś się zmieniło. Było tam więcej ludzi. Większość mieszkańców została tutaj sprowadzonych, póki nie odbudują większości miasta. Różowowłosy zaś szedł obok z założonymi za głową rękoma i przyglądał się niebu, co jakiś czas rzucając w stronę dziewczyny pełne podziwu spojrzenie. Nie mógł by sobie wyobrazić życia bez magii. Gdyby stracił moc, to jakby stracił ten obowiązek chronienia gildii no i jej. Doskonale słyszał również rozmowę tamtych magów w gildii. Nie chciał jednak robić niepotrzebnej afery. Dla niej. Dla niej się opanował przed rozniesieniem tamtych. W końcu dotarli do mieszkania dziewczyny.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, ale teraz bym chciała się odświeżyć i przespać, wiec Cię nie zatrzymuję. – Rzekła dziewczyna, uśmiechając się.
- Rozumiem.. ale i tak przyjdę tutaj jeszcze.
- Mogłam się tego spodziewać. Dobrze, przyjdź później.
- Trzymaj się. – Rzucił szybko i ucałował dziewczynę w policzek, po czym wyskoczył przez okno. (Eh.. to chyba już jakaś choroba normalnie ^^)
- Drzwi! – Wrzasnęła za nim. Sama zaś, gdy już wiedziała, że jest sama, udała się do łazienki z tysięcoma myślami. Wanna wypełniła się po brzegi, a w pomieszczeniu dało się wyczuć kojący zapach lawendy. Zanurzyła się po samą szyję i odetchnęła. – Tego mi było trzeba.. – Powiedziała na głos i oparła się głową o kant wanny. Po pół godzinnej odprężającej kąpieli, przebrana w luźniejsze ciuchy, podeszła do lustra. Spojrzała na prawą dłoń, na której znajdował się jej znak gildyjny. – Kim ja teraz jestem? Kim mam być? – Spytała swojego odbicia w lustrze, a po policzku spłynęła łza. Potem kolejna i następna. Brązowooka dała teraz całkowity upust swoim emocjom. Znów ich okłamuję, że jest dobrze. Leniwym krokiem wyszła z łazienki i usiadła na brzegu łóżka. – Cholera! – Krzyknęła i znów się rozkleiła. Co ja mam teraz zrobić?




Yo! Yo! Yo!
Rozdzialik skończony. Voila~ ! Sama nie wiem co mam o nim myśleć.. miałam kilka ciężkich dni, ale teraz już jest chyba okej.. oprócz tego, że boli mnie głowa. No nic.. to ja nie zanudzam, czytajcie, komentujcie no i co jeszcze.. a! Miłego wieczoru i wyczekujcie kolejnego rozdzialiku, w którym zaczną się zmiany w życiu Lucyny.. (taki mały spoiler)


Kocham Was! :*

sobota, 25 maja 2013

31. Wygrana i przegrana.

P.S. (tak na początek.. Kasiek, jesteś genialna o.O) Długo zastanawiałam się nad tytułem.. w ostateczności jest taki jaki jest. Mam nadzieję, że rozumiecie przesłanie i ukryty motyw pod drugim wyrazem ^^ Cóż.. dla mnie tytuły są równie ważne, co treść rozdziału.. ;P Nie zanudzam.. Miłego czytania i zostawcie po sobie ślad ;*

 .

Głos był taki miły, że aż czuła jak zbiera się w niej nowa energia, która może uratować jej przyjaciół i mieszkańców. Spojrzała w górę, gdzie tuż nad nią fruwał wielki smok. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
- Lucy? – Usłyszała niedaleko siebie. Odwróciła się i ku jej zaskoczeniu w powietrzu unosił się mały niebieski kot.
- Happy? Co Ty tutaj robisz?
- Natsu kazał mi być przy Tobie. Mogę się na coś przydać. – Odpowiedział.
- Natsu.. – Szepnęła. – Potrzebuję Twojej pomocy Happy. – Chwyciła go za małe łapki i uśmiechnęła się przyjacielsko. – Czy dasz radę wzlecieć ze mną na dach katedry? – Spytała z nadzieją.
- Aye! – I nim się spostrzegła, Exceed owinął ogon wokół jej talii i wzniósł się z nią w powietrze i poleciał we wskazane przez nią miejsce. Wylądowali bezpiecznie, a blondwłosa spojrzała z góry na toczącą się walkę. Jej pięści mocno się zacisnęły, a serce zaczęło szaleć. Miasto.. nie.. to już nawet nie można było nazwać miastem. To była jedna wielka ruina, gdzie niegdzie z kraterami. Wszystkie budynki wokoło były doszczętnie zniszczone, wprost zrównane z ziemią. Niebo było prawie czarne, bez gwiazd. Jedyne światło pół-księżyca oświetlało całą tą masakrę.
- Uratuj ich. – Usłyszała znowu i jakby odzyskała świadomość. Uratuję. – Rzekła w myślach pewnie.
- Happy, mam dla Ciebie zadanie specjalne: odleć stąd.
- Ale Natsu..
- Proszę. Poradzę sobie bez Ciebie. – Pogłaskała go po niebieskiej główce i uśmiechnęła się blado. – A teraz już leć do Natsu. On też Cię potrzebuje.
- Co Ty chcesz zrobić? – Spytał smutno, a z jego dużych oczu zaczęły płynąć łzy.
- Zobaczysz.. zobaczycie. – Poprawiła się. – No już, leć! – Ponagliła go. Dość niechętnie, ale odleciał nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Jak mam to zrobić? – Spytała.
- Skoncentruj się. Zamknij oczy, otwórz serce. To uczucie uratuje Twoich przyjaciół. – Po usłyszeniu tych słów, nie czuła strachu. Czuła dumę, że może zrobić coś, co uratuje gildię i Magnolię. – Jednakże.. – Zaczął znów głos poważnie. – .. są pewne konsekwencje tego działania.
- Nie interesują mnie konsekwencje. – Rzekła na głos i uśmiechnęła się chytrze. – Zaczynam. – Dodała po chwili i zamknęła oczy, tak samo jak i umysł. Mimo odgłosów walki, ona wsłuchała się w odgłos bijącego serca. Jej serca. Biło tak spokojnie. Na jej spokojną twarz wdarł się delikatny uśmiech. Poczuła lekki podmuch wiatru, a tuż pod nią pojawił się złoty krąg. Jej włosy zaczęły lekko falować wraz z wiatrem. Jej ręce złożyły się jak do modlitwy, a z ust płynęły niezrozumiałe przez nikogo słowa. Nawet ona sama nie znała tych słów. Była jak w transie. Nagle rozbłysło jasne oślepiające światło, które bardzo zainteresowało walczących magów, tak samo jak i stworzenia. Sama blondwłosa została otoczona kolumną światła i jakaś nieznana siła unosiła ją do góry. Jak piórko. Uchyliła powieki. Poczuła miłe ciepło w środku. W sercu, które zaczęło później promieniować po całym ciele.

- Lucy? – Rzucił zaskoczony Salamander, gdy oślepiające światło znikło, a zamiast tego pojawiła się złota kolumna i ktoś definitywnie się w niej unosił. Od razu poznał tę osobę. – LUCY! – Krzyknął przerażony i ruszył pędem w stronę ocalałej katedry. Reszta magów, tak samo jak i on, ruszyli za nim. Nie mogli wyjść z podziwu, widząc tak piękne a zarazem ciekawe zjawisko. – LUCY, PRZESTAŃ! – Krzyknął głośniej. Sam nie wiedział, co ją czeka. Bał się. Całe jego ciało zaczęło drżeć ze strachu. (No bo z czegóż innego?)  - Błagam.. – Dodał ciszej.
- Co Ona wyprawia? – Tuż za różowowłosym stanął Fullbaster. Tak samo jak i on, był przerażony, tym co widzi.
- Mistrzu, wiesz co się dzieje? – Spytała kulawa Tytania.
- Nie mam pojęcia. Pierwszy raz widzę coś takiego. – Odparł zaskoczony.

Widziała ich. Stali i wpatrywali się w nią z wymalowaną troską na twarzy. Słyszała błagania Natsu. Słyszała swoje imię wypowiedziane przez niego. Wyglądali tak, jakby nie przejmowali się w ogóle tym, że za nimi znajduje się wiele małych smoków, czekających tylko na atak. Wytężyła wzrok. Stworzenia nie ruszały się. Tak jakby tylko dla nich czas się zatrzymał. Znów spojrzała na przyjaciół. Widziała jak po policzkach niektórych płyną łzy.
- Nie martwcie się, przyjaciele. – Rzekła. Jej głos odbił się echem po zniszczonym mieście. Uśmiechnęła się delikatnie, a z oczu wypłynęła jedna, samotna srebrzysta łza. Spojrzała w górę i teraz stała (albo fruwała.. jak kto woli ;P) twarzą w twarz.. albo raczej pysk ze smokiem. Wlepiał w nią swoje czarne, przepełnione gniewem ślepia. Otworzył szeroko paszczę, ukazując tym samym wielkie, ostre kły i duży obśliniony jęzor. Magini Gwiezdnej Energii znów zamknęła oczy.
- LUCY! – Usłyszała znów nawoływania przyjaciół. Tym razem było bardziej rozpaczliwe i przepełnione strachem. Otworzyła oczy, ukazując tym samym, o dziwo złote oczy. I znów potężna fala oślepiającego światła pokryła tym razem całe ciemne niebo. Magowie wstrzymali oddech. Zjawisko było piękne, zapierało dech w piersiach.. jednak nie tym się teraz martwili. Chodziło im o członka rodziny. Kogoś, kto swoją osobą zrobił tak odważny krok, by mogli żyć. Drażniące światło zniknęło. Tak samo jak i smok. Niebo stało się granatowe, wysypane miliardami gwiazd. Jedna z nich zabłysła i zaczęła spadać w dół.
- Lucy! – Dragneel od razu rzucił się w stronę pędzącej z zawrotną prędkością przyjaciółki. Reszta gildii uczyniła to samo. Salamander w ostatniej chwili złapał blondwłosą w ramiona i mocno do siebie przycisnął. Była cała. Cała i zdrowa. – Lucy? – Potrząsnął nią lekko, a ta uchyliła powieki. Ciężko oddychała, a z jej ubrań zostały strzępy. Spojrzała na płaczących ze szczęścia przyjaciół, a potem na różowowłosego, który to również nie wstydził się uronić łzy.
- No i czego płaczecie? Jestem tutaj. – Uśmiechnęła się mimo, iż czuła niewyobrażalny ból. Czuła każdy mięsień.
- Uleczę Panią! – Usłyszała nagle w tłumie cienki głos małej Marvell. Kucnęła przy poszkodowanej i obdarzyła ją jasną poświatą. Mimo to, nie czuła żadnej ulgi, ale za to poczuła jak jej powieki stają się coraz cięższe i powoli traci kontakt z rzeczywistością. Ostatnie, co usłyszała nim całkowicie straciła przytomność, było jej imię wypowiedziane z nutką strachu w głosie przez Salamandra i zdanie młodej magini: - Pani Lucy straciła swoją moc.. – Po tych słowach zobaczyła tylko ciemność.

Obudziła się w jakimś jasnym pomieszczeniu. Oczy kilkunastu magów były zwrócone na nią. Z jej punktu widzenia wyglądali jak sępy, czekające rzucić się na swoją ofiarę. Sama na to sformułowanie zachichotała cicho, co wywołało u niej niemały ból w okolicach żeber.
- Nie forsuj się. – Nakazał Mistrz.
- Gdzie jestem? – Spytała, patrząc w sufit.
- W gildii. W skrzydle medycznym. – Odpowiedziała jej Tytania.
- W gildii? – Powtórzyła z niedowierzaniem. – Nie została ona zniszczona przez smoka?
- Straciliśmy tylko część budynku, gdy smok po raz pierwszy zaatakował.
- Ile spałam?
- Dwa dni.
- Rozumiem. Wszyscy są cali?
- W takiej sytuacji pytasz o innych? – Skarcił ją Fullbaster. – Ty jesteś tutaj najbardziej poszkodowana. – Po wypowiedzeniu tych słów, miny wszystkich zgromadzonych zmieniły się diametralnie. Posmutnieli.
- A Wam co? – Spytała zaskoczona ich zachowaniem.
- Lucy, Ty.. – Zaczął młody Dreyar.
- Wiem. – Przerwała mu i uśmiechnęła się do wszystkich.
- Jak możesz w takiej chwili się uśmiechać? Straciłaś moc. – Zdenerwował się Salamander, który to do tej pory siedział cicho.
- Nie żałuję. To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu.
- Ty sobie chyba żartujesz! – Krzyknął.
- Natsu, opanuj się. – Skarciła go Scarlet i położyła mu dłoń na ramieniu. Szybko ją odtrącił i wyszedł z pokoju. Magowie obdarzyli Heartfillię smutnym spojrzeniem.
- Nie patrzcie tak na mnie. Cieszę się, że nic Wam się nie stało.
- Dlaczego to zrobiłaś? – Spytał mag lodu.
- Widzicie.. ja.. usłyszałam jakiś głos mówiący mi, że mam Was uratować. Nie wahałam się ani chwili. Chciałam to zrobić, nie ważne za jaką cenę.
- Mistrzu, czy jest jakiś sposób na to, by Lucy odzyskała moc? – Spytała Scarlet.
- Nie mam bladego pojęcia, ale warto zapytać się Porylusici. – Odrzekł Makarov.
- Ja również poszukam czegoś na ten temat w księgach! – Rzuciła McGarden. – Zrobię wszystko, by Ci pomóc Lucuś! – Krzyknęła radośnie, co zdecydowanie polepszyło atmosferę panującą w pokoju.
- Dziękuję. – Rzekła wzruszona. – Nie martwcie się tak o mnie. Póki mam ten znak.. – Wyciągnęła prawą dłoń, na której widniała jej przynależność do gildii i uśmiechnęła się. - ..jestem szczęśliwa. Nawet bez magii mogę być z Wami. Chociaż nie będę rozwiązywać z Wami żadnych misji, to będę tutaj. – Te słowa wzruszyły obecnych tam magów. – Em.. – Zaczęła chwilę później. – Czy ktoś może uprzedzić mojego ojca, że wszystko ze mną dobrze?
- Już to załatwiliśmy. Mirajane udała się do Twojego domu zaraz po tym, jak przynieśliśmy Cię do gildii. – Odpowiedział jej stary Dreyar.
- Jego stan również się poprawił. – Dodała starsza Strauss i uśmiechnęła się.
- Tak się cieszę. – Westchnęła.
- No dobra, to my Cię zostawiamy już w spokoju. Odpoczywaj. – Nakazał Mistrz i wszyscy posłusznie wyszli. No jednak nie wszyscy. Gdy drzwi się zamknęły, do łóżka blondwłosej podszedł młody Dreyar i usiadł na krześle.
- Trochę Cię poniosło. – Skwitował z uśmiechem. Odwzajemniła gest.
- Czasem każdy musi się trochę rozerwać.
- Tylko dlaczego takim kosztem?
- Nie praw mi morałów, Laxus. Każdy z Was na pewno zrobiłby to samo na moim miejscu.
- Czemu nie poprosiłaś nas o pomoc? Razem złączylibyśmy siły i na pewno byśmy wygrali. Nie musiałaś brać tego wszystkiego na siebie.
- Co się stało to się nie odstanie. A Natsu..
- Natsu się martwi. Chyba najbardziej z nas wszystkich. Gdybyś go widziała w tym momencie.. Nigdy go takiego nie widziałem, a znam go od małego.
- Myślisz, że mi wybaczy coś takiego? – Posmutniała.
- Jeśli chodzi o Ciebie, to nie będzie się długo gniewał.
- Dzięki za pocieszenie. Ehh.. chciałabym wyjść do domu. – Westchnęła głęboko. – Ah! Zapomniałam, że smok zniszczył większość miasta, więc pewnie już nie mam mieszkania..
- I tu się mylisz. Smok ominął część miasta i tam gdzie znajduje się Twoje mieszkanie, wyszło bez szwanku. Tam właśnie znajduje się większość mieszkańców.
- Rozumiem. Cieszę się. Laxus, mam prośbę. Załatw mi wyjście do domu.
- Zwariowałaś?! Gdzie Ci będzie lepiej, jak nie tu? Nie jesteś jeszcze na siłach. – Skarcił ją.
- Zwariuję tutaj. Marzę o ciepłej kąpieli w mojej wannie i dobrej książce. – Spojrzała na blondyna. Intensywnie nad czymś myślał.
- To drugie da się załatwić, ale co do pierwszego.. hmm w gildii posiadamy tylko prysznic.. chyba, że.. – W jego oku pojawił się niebezpieczny błysk, aż sama Heartfillia się wzdrygnęła. – Będę Cię asekurował? – Uśmiechnął się zadziornie, a Lucy spłonęła rumieńcem.
- Zwariowałeś? – Oburzyła się i rzuciła w niego poduszką. – Zboczeniec! – Dodała po chwili i zaczęła się śmiać, a on wraz z nią.




Yay.. sama siebie zaskoczyłam końcówką.. wydała się mi taka.. hmmm.. słodka? xD
No kto by nie chciał mieć takiego opiekuna jak Laxus? No moim zdaniem, idealnie nadaje się na opiekunkę, starszego brata, na męża zapewne też.. :D
No nic.. mam nadzieję, że się Wam spodobało ^^ Wyczekujcie kolejnej notki za niedługo :D

Buziaki Kochani ;*

piątek, 24 maja 2013

30. Pomoc i głos.


Czekała niecierpliwie na korytarzu, chodząc w tę i z powrotem, co chwilę patrząc w stronę drzwi od sypialni ojca. Od kwadransa jest tam lekarz. Bała się. Tak bardzo się bała o stan ojca. Przez tą kłótnię pogorszył się jego stan. A było tak dobrze. Cholera! – Przeklęła w myślach, ciągnąc się za włosy.
- Panienko Lucy, proszę się uspokoić. – Zaczęła Pani Spetto. Chwyciła jej dłonie i spojrzała czule w oczy blondynki.
- Jak mam się uspokoić? To przeze mnie.. Jeśli on.. – Przerwała i przygryzła dolną wargę a po policzku spłynęła łza.
- Ciiii.. – Starsza Pani przytuliła młodą dziedziczkę do siebie i pogłaskała po złotych włosach. – Pan Jude mimo wszystko jest silny. Wie, że ma dla kogo żyć. Ma Ciebie. Kocha Cię. Uwierz w niego. Módl się. – Heartfillia już nic nie odpowiedziała. Cicho wypłakiwała się w ciepłych ramionach starszej kobiety. Nagle usłyszała skrzypnięcie drzwi, więc odsunęła ją od siebie i szybkim krokiem ruszyła w stronę łóżka ojca, wymijając przy tym lekarza.
- Tato.. – Wyszeptała, chwytając jego dłoń. Była zimna. Drugą ręką przeczesała jego włosy. – Słyszysz mnie? – Próbowała się uśmiechnąć, jednak nie bardzo jej to wyszło.
- Dostał leki na uspokojenie. Jest nieprzytomny. – Odezwał się lekarz.
- Kiedy się obudzi?
- Zapewne jutro. Jednak chciałbym Panią ostrzec, że Pani ojciec nie powinien się denerwować. Jego serce nie jest już takie wytrzymałe, tak samo jego ciało. Proszę się cieszyć, że tylko tak to się skończyło. – Heartfillia obdarzyła medyka smutnym spojrzeniem. – Proszę go więcej nie denerwować. – Dodał i odszedł.
- Wybacz mi tato. – Pogłaskała go po policzku. Poczuła się znużona. Nie chcąc zostawiać go samego, położyła swoją głowę tuż obok jego ręki, wciąż ją ściskając. Szybko zasnęła.

Ranek nie należał do najprzyjemniejszych. Bolała ją szyja. Z wiadomych przyczyn. Przemasowała ją szybko i spojrzała na zmęczoną twarz rodziciela. Wyglądał dużo lepiej. Wyczuła też, że jego tętno jest w normie. Odetchnęła z ulgą i wyszła cicho z pokoju wprost do swojej łazienki, do wanny, wypełnionej po brzegi gorącą wodą. Za dużo tych wszystkich wydarzeń naraz. Tata, Magnolia.. Przyjaciele.. – Przygryzła dolną wargę i myślami powędrowała do przyjaciół, do gildii. Ojciec jest bezpieczny, ale czy oni też? Nie musiała się długo zastanawiać, co zrobić. Każda minuta zwłoki, może doprowadzić do nieodwracalnych skutków. Pospiesznie opuściła łazienkę i przebrała się w wygodne ciuchy. Z szuflady wyciągnęła czystą kartkę papieru i atrament z piórem.
‘Tato,
Gdy już to odczytasz, będę w Magnolii. Z przyjaciółmi.
Z całych sił zamierzam ochronić to miasto, tak samo jak i ich.
Jestem magiem Fairy Tail,
A więc zobowiązuje mnie to do walczenia o to, co jest dla mnie ważne.
Są dla mnie wszystkim. Dlatego proszę Cię,
byś wybaczył mi moje egoistyczne zachowanie w tej chwili.
Wyjeżdżam bez powiedzenia Ci ‘ do zobaczenia’ prosto w twarz.
To boli. Nie tylko Ciebie.
Zdrowiej szybko.
Kocham Cię, Lucy.’
Taką treścią została wypełniona biała kartka. Złożyła ją dwukrotnie i włożyła do koperty. Przypięła do paska klucze oraz bicz i z cichym westchnieniem opuściła swoją sypialnię. Cicho weszła do pokoju ojca. Na stoliczku położyła śnieżnobiałą kopertę. Spojrzała na rodziciela i ucałowała jego czoło. Pozwoliła by samotna łza spadła na jego blady policzek. Obdarzyła smutnym spojrzeniem nieprzytomnego ojca i wyszła z pokoju.
- Gdzie się Panienka wybiera? – Tuż przy głównym wyjściu zatrzymała ją starsza kobieta. Gdy spojrzała w te czekoladowe, przepełnione mądrością i desperacją oczy, już wiedziała, co chce zrobić. – To niebezpieczne. Panienki ojciec..
- Zostawiłam mu list. Przepraszam, ale to moja powinność. Mój obowiązek względem maga Fairy Tail. – Rzekła stanowczo i pewnie. – I Pani mnie od tego nie odwiedzie. – Dodała.
- Nie będę zatrzymywała, ale powiem jedno.. – Podeszła do blondwłosej i chwyciła ją za ręce. – Daj z siebie wszystko i wróć do nas, cała i zdrowa. – Pani Spetto uśmiechnęła się serdecznie, co jeszcze bardziej podbudowało dziewczynę.
- Dziękuję Pani. – Na pożegnanie, przytuliła kobietę i wybiegła z posiadłości.
Biegnąc dróżką zauważyła zielonookiego i jego ojca, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali. Młody Nishimori zauważył biegnącą dziewczynę i sam pędem ruszył jej śladem. Zatrzymał ją chwilę później.
- Lucy, dokąd tak biegniesz? – Spytał sapając lekko.
- Nie mam teraz czasu. – Rzuciła pospiesznie i już miała znów ruszyć, gdy ten chwycił ją za ramię.
- Co się stało?
- Magnolia ma kłopoty. Została zaatakowana przez smoka. Moja gildia walczy, muszę im pomóc.
- Nie pójdziesz! – Rzekł stanowczo.
- Słucham? Nie będziesz mi mówił, co mogę, a czego nie. Jestem magiem. To mój obowiązek.. – Chciała mówić dalej, jednak zostało jej to uniemożliwione. Zielonooki przytulił ją mocno do siebie.
- Chrzanić obowiązek. Nie chcę, by coś Ci się stało. Twój tata pewnie też się martwi..
- Wczoraj gorzej się poczuł. Jest nieprzytomny. Zostawiłam mu list. – Odpowiedziała mu, wyswobadzając się z uścisku. Spojrzała mu prosto w oczy. – Czemu wszyscy jesteście tacy uparci? Jestem dużą dziewczynką, w dodatku magiem. Umiem się bronić i chcę bronić to, co kocham.
- Lucy..
- Nie zatrzymuj mnie Makki, bo to nic nie da. Błagam, przez ten czas.. zajmij się moim ojcem. – Rzekła z delikatnym uśmiechem. Nishimori nic nie powiedział. Zamiast tego, przybliżył się znów do magini i złożył na jej ustach delikatny pocałunek, co bardzo zszokowało dziewczynę. (No szczerze to mnie też, bo nie miałam tego w ogóle w planach.. o.O)
- Na szczęście. – Wyszeptał. – Wróć cała i zdrowa.
- Dzięki. – Rzuciła zarumieniona i odbiegła w stronę stacji. Nim wsiadła do pociągu wdała się w ostrą wymianę zdań z konduktorem oraz szarpaninę, bo jak się okazało nie było już wolnych miejsc w przedziałach. Blondwłosa jednym ruchem znokautowała mężczyznę i weszła do pociągu, rzucając krótkie ‘przepraszam’. Wszystko się wali.. – Rzekła w myślach. Po długiej podróży, jak dla niej, od razu wybiegła z pociągu. To co zobaczyło, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Po niebie fruwał smok wielkości pół Magnolii, a nad ziemią latały dużo mniejsze stworzenia. Było ich około trzydzieści. Podbiegła do walczących dzielnie magów. Żaden z nich nie ośmielił się teraz spojrzeć na biegnącą w ich stronę dziewczynę. Każde odwrócenie wzroku może się źle dla kogoś skończyć. W oddali zobaczyła dzielnie walczącego Salamandra z małym smokiem. Jego ubrania były potargane. Mimo to, jego zapał wcale się nie zmniejszył. Co więcej.. widziała na jego twarzy zadowolenie. Był tak zajęty okładaniem pięściami jednego z smoków, że nie zwrócił uwagi, iż zbliża się do niego kolejny. Pysk potwora otworzył się szeroko, ukazując białe, ostre kły. Nie miała wyjścia. Wystarczył ułamek sekundy zwłoki, a zostałby ranny. Szybko wyciągnęła swój Fleuve d'étoiles i zwinnym ruchem zatrzymała tym smoczka. Rzeka Gwiazd owinęła się wokół jego wielkiego ogona.
- Ani mi się waż. – Rzuciła magini z chytrym uśmieszkiem. Drugą wolną ręką wyciągnęła złoty klucz. – Otwórz się Bramo Złotego Byka: Taurus! – Krzyknęła, a tuż przed nią pojawił się jeden z jej Gwiezdnych Duchów.
- Muuu! Lucy, Twoje ciałko jak zawsze jest ~
- Przestań błaznować i pomóż! – Skarciła go. Taurus za pomocą swojego wielkiego toporu, odciął głowę potworowi. (Trochę drastyczne, co?)
- Lucy! Co Ty tutaj robisz?! – Krzyknął zdenerwowany i poobijany Dragneel, który właśnie pokonał jednego ze smoków.
- Jestem magiem Fairy Tail. – Uśmiechnęła się i dumnie wypięła pierś. – Walczymy razem. – Dodała.
- Miałaś zostać.
- Bądź cicho i nie trać gardy! Trzeba pokonać te małe smoki. Gdzie mieszkańcy?
- Ewakuują się.
- Rozumiem. – Odpowiedziała krótko i znów sięgnęła po złote klucze. Tym razem wyciągnęła ich aż trzy. Tuż przed nią pojawił się Sagittarius, Scorpio oraz Leo.
- Lucy, czy to nie za wiele jak dla Ciebie? – Spytał różowowłosy.
- Dla mnie to bułka z masłem. – Rzekła. – Sagittarius, Scorpio, wy idźcie wspomóc innych magów. – Tak jak powiedziała, tak Duchy zrobiły. – Loki, Ty idziesz ze mną.
- Jak sobie życzysz moja droga. – Uśmiechnął się i poprawił okulary, po czym ruszył za swoją właścicielką.
- Lucy! – Krzyknął Smoczy Zabójca. – Uważaj na siebie!
- I Ty również! – Odkrzyknęła mu.
- Happy.. leć za Lucy. – Nakazał chłopak swojemu towarzyszowi.
- No a Ty?
- Mną się nie przejmuj. Gdy będzie potrzebować pomocy, zrób to.
- Aye sir!

Odkąd Heartfillia dołączyła na pole bitwy, minęły już trzy godziny. A małych smoków zamiast ubywać, przybywało. Widziała rannych przyjaciół. Z całych sił chciała im pomóc, obronić.
- Loki, idź pomóc innym. Dam sobie radę sama.
- Nie opuszczę Cię.
- Nie ma na to czasu, zrób to! – Lew nic nie odpowiedział. W ciszy odbiegł od właścicielki i ruszył w głąb zniszczonego miasta. – Cholera, to się powoli robi wkurzające! – Krzyknęła zła, gdy po raz kolejny powaliła smoka. W oddali zauważyła dobrze znaną jej sylwetkę. – Mizuki! – Krzyknęła i podbiegła do przyjaciela, którzy dzielnie ‘operował’ łukiem.
- Lucy, jak miło Cie widzieć. – Mimo bardzo poważnej sytuacji, na jego twarzy dało się zauważyć szeroki uśmiech.
- Co Ty tu do cholery robisz? Nie jesteś magiem! Wynocha stąd! Idź się ukryć! – Spojrzał na nią z ukosa.
- I myślisz, że Cię posłucham? – Prychnął. – Tak samo jak i Ty, należę do Fairy Tail. Może nie mam mocy, jednak jestem dość wytrzymały i dobrze sobie radzę z łukiem jak i z mieczem.
- Błagam.. nie chcę by coś Ci się stało.
- Każdy walczy z całych sił. Nie przekonasz mnie, bym się wycofał.
- A-ale..
- Przestań! Weź się w garść! – Warknął na nią. Zadrżała. – Cholera, to się nigdy nie skończy.. – Rzucił. – Małych smoków coraz więcej przybywa, a ten duży szybuje po niebie i patrzy na nas jak na pożywienie.
- To jego trzeba unicestwić.. – Wydedukowała dziewczyna. – Walka z małymi się nie skończy, póki on żyje.
- Masz jakiś pomysł? – Brązowooka spojrzała dookoła. Wielu magów już opadało z sił. Niezwyciężona Tytania miała liczne obrażenia na nogach, rękach i brzuchu. Fullbaster ledwo trzymał się na nogach. Zauważyła, że jedna z rąk jest złamana. Levy wraz z Gajeel’em ochraniali się wzajemnie, jednak i ich smoki nie oszczędzały. Włosy McGarden były pobrudzone krwią, a jej drobne ciało było mocno poharatane. Żelazny Smoczy Zabójca mimo tego, iż jego ubrania były w strzępach, a sam był mocno pokiereszowany, uśmiechał się szeroko. W oddali zauważyła Mistrza, który to równie dzielnie walczył u boku swoich dzieci. Z jego miny wyczytała, że nie przejmuje się swoimi ranami. Bardziej martwił się o swoje kochane dzieciaczki, które to musiały uczestniczyć w wielkiej rzezi obrony miasta. Młody Dreyar wraz z swoją ‘ekipą’ atakowali dookoła każde latające i niezbyt atrakcyjne zwierzęta. Żadnego maga do pomocy. Miała plan. Sama nie widziała, czy uda się jej go wykonać w samotności. Jednak spróbować zawsze warto.
- Jesteś silna. – Usłyszała melodyjny, ciepły głos. Niepewnie okręciła się wokoło, jednak nie znalazła żadnego właściciela ów głosu. – Uratuj ich. – Dopowiedział głos.




Nooo i takie ^^ znów Was potrzymam w napięciu, co dalej.. a powiem, że będzie akcja xD
Ahh normalnie mam taki nagły przypływ weny od wczoraj, że wprost klawiatura się mi pali pod palcami ;D
Mam nadzieję, że ten rozdział wzbudził w Was niemałe emocje i że pochwalicie mnie, że w końcu coś się tutaj konkretnego dzieje, a nie ciągle wątek miłosny itd.. Trochę walki jeszcze nikomu nie zaszkodziło, no ale kto wie, co dalej się potoczy? (No przynajmniej ja wiem, co będzie dalej, Wy zaś czekajcie cierpliwie na kolejną dawkę akcji ze smokami. Jak dobrze pójdzie i jeśli będzie dużo komentarzy pod spodem to rozdział pojawi się w weekend ;P

Buźka Mordki ;*

czwartek, 23 maja 2013

29. Goście i atak.


Bezpiecznie wysiedli z pociągu i od razu udali się do posiadłości, gdzie wychowywała się blondwłosa.
- Panienko, to Twój gość? – Spytała Pani Spetto, gdy tylko przekroczyli próg domu.
- A jakże. – Uśmiechnęła się. – Chce mnie mieć na oku.
- Rozumiem. Słusznie, przyda się Panience ochroniarz. W końcu tyle młodzieńców się wokół Panienki teraz kręci. – Starsza Pani otrzymała błagające spojrzenie, by już nic więcej nie mówiła. Ta uśmiechnęła się tylko serdecznie i odeszła od magów. Heartfillia spojrzała na zaciekawioną minę Salamandra, który to do tej pory milczał. Nawet się nie przedstawił.
- Co to za goście się wokół Ciebie kręcą, co? – Spytał, ukrywając w jakiś sposób swoją zazdrość i złość.
- Oh, nikt taki. Nie martw się.. – Rzuciła uśmiechając się nerwowo. – Zazdrosny? – Przymrużyła oczy, a policzki chłopaka lekko się zarumieniły.
- T-to.. po prostu nie chcę, by ktoś Cię skrzywdził. – Odpowiedział zgodnie z prawdą.
- No dobra, niech Ci będzie. – Rzuciła pod nosem. – Idę sprawdzić co z tatą, zaprowadzić Cię do pokoju? – Spytała, podchodząc do schodów.
- Idę z Tobą. – Wyszli na piętro i zapukali do drzwi sypialni Jude’a.
- Lucy! – Uradował się starszy mężczyzna. – Mówiłem już, że nie musisz pukać. O widzę, że masz gościa.
- Tak. To Natsu, mój przyjaciel. – Przedstawiła chłopaka.
- Przyjaciel, hmm? – Starszy Heartfillia podrapał się po brodzie i uśmiechnął zadziornie.
- Tak, przyjaciel. – Potwierdziła z nutką irytacji.
- Dobrze dobrze.
- Jak się czujesz? – Zmieniła temat.
- Coraz lepiej. Sama widzisz, nie leżę już tyle w łóżku no i byłem też w gabinecie przeglądnąć papiery.
- Nie powinieneś jeszcze wracać do pracy. – Skarciła go.
- Tylko przeglądnąłem. Wiem, że dobrze sobie radzisz.
- Potrzebujesz czegoś?
- Może jakieś dobrej książki? Zdaję się na Twój gust.
- Mam lepszy pomysł. Pójdziemy do ogrodu. Musisz trochę zaczerpnąć świeżego powietrza. Przygotuję herbatę, porozmawiamy albo pospacerujemy.
- Świetny pomysł. – Skwitował. Z pomocą blondwłosej zszedł po schodach i udali się do ogrodu. Różowowłosy nadal milczał, ale musiał przyznać, że posiadłość, tak jak i ziemia Heartfilliów robiła na nim wrażenie. Rozglądnął się dookoła i jego uwagę przykuła rzeźba anioła. Podszedł do niej.
- Layla Heartfillia. – Przeczytał na głos. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem. – To dlatego chcesz tu zostać. – Odwrócił się za siebie i spojrzał na uśmiechającą się blondwłosą, która nalewała do filiżanek herbaty. Ten widok rozczulał jego serce. Zawsze chciał ją taką widzieć, uśmiechniętą, szczęśliwą. Na samo pomyślenie o tym, poczuł jak jego serce przyspiesza. – Musisz to zrobić. Musisz wyznać jej swoje uczucia. – Powtarzał sobie cicho, nie odrywając wzroku od dziewczyny, którą szczerze pokochał.
- Natsu! – Usłyszał nagle jak go woła i do niego macha. Podszedł do siedzącej przy małym stoliczku rodziny i sam zajął miejsce w wiklinowym fotelu.

W gildii.
- Może powinniśmy za nimi jechać? – Zaczął mag lodu.
- Są dorośli. – Odpowiedziała Tytania.
- No ale tylko spójrz na niego. – Wskazał palcem na kąt, w którym stał do wszystkich odwrócony tyłem mały niebieski kot.
- Zostawili mnie.. – Majaczył pod nosem jak opętany.
- Nie możemy tego tak zostawić.
- Eh, no dobra. Odwiedzimy Lucy i jej tatę.. – Zgodziła się po chwili. – Happy! Jedziemy do Natsu! – Latający towarzysz szybko odzyskał energię i dobry humor.
- Aye sir! – Krzyknął wesoło i wzbił się w powietrze. Magowie udali się na stację i cierpliwie wyczekiwali pociągu.
- Powinniśmy dotrzeć tam przed zmierzchem. – Rzekła Scarlet. Reszta przytaknęła. Gdy na tor wjechała maszyna od razu do niej weszli i zajęli wyznaczone im miejsca. Happy z podekscytowania nawet nie usiadł, a krążył nad głową magów cały czas, co powoli zaczęło wzbudzać w nich irytację. Znali drogę do posiadłości przyjaciółki, więc bez żadnych problemów od razu się tam udali.

- Erza, Gray, Happy? – Zdziwiła się blondwłosa, przyjmując gości w salonie. – Coś się stało? – Spytała z lekkim zdenerwowaniem.
- Ta.. – Burknął mag lodu. – To się stało. – Wskazał palcem na wypłakującego się w tors różowowłosego chłopaka kota. Heartfillia zaśmiała się cicho.
- Happy, tak mi przykro. – Zaczęła brązowooka i pogłaskała go po główce.
- Jak *chlip* mogliście o mnie *chlip* zapomnieć? – Smoczy Zabójca spojrzał na przyjaciółkę, której było naprawdę przykro z tego incydentu.
- Eh. – Westchnęła. – A czy Twój smutek ukoi pyszna rybka? – Uśmiechnęła się zadziornie i nie czekając na jego odpowiedź, udała się do kuchni. Po kilku minutach przyniosła na talerzu rybę jego wielkości. Happy odsunął się od przyjaciela i z wielkim apetytem zabrał się za swój ukochany przysmak.
- Wybaczam! – Krzyknął między gryzami, co wywołało śmiech u reszty magów.
- Chcecie coś zjeść? – Spytała brązowooka.
- Nie rób sobie kłopotu. Właściwie to jesteśmy zmęczeni..
- Nie ma problemu, zaprowadzę Was do pokoi gościnnych. Chodźcie za mną.
- Nie chcemy przeszkadzać Tobie ani Twojemu tacie. – Tłumaczyła szkarłatnowłosa.
- To żaden problem! Dawno nie było tutaj tylu gości, co więcej.. tyle śmiechu. – Odwróciła się tyłem do przyjaciół, chcąc ukryć napływające do oczu łzy. Szybko je przetarła. – Zapraszam na górę. – Rzuciła przez ramię, siląc się na delikatny uśmiech. Bez protestów, udali się za nią i każdy z magów dostał własny pokój z łazienką. – Dobranoc. – Powiedziała każdemu z osoba i sama udała się do własnej sypialni. Po odprężającej kąpieli od razu zapadła w sen.

Obudziła się jako pierwsza i od razu przebrała się w świeże ciuchy. Zeszła na dół i wyszła na dwór. Zaciągnęła się świeżym porannym powietrzem. Podeszła do rzeźby anioła i złożyła przed nim bukiet zerwanych niedawno świeżych kwiatów.
- Cześć mamo. – Kucnęła i uśmiechnęła się delikatnie. – Wiem, że mnie widzisz i słyszysz. Tak bardzo chcę Ci podziękować, że nade mną czuwasz i że mnie chronisz. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale myślę że miałaś jakiś wkład w moje spotkanie z tymi cudownymi ludźmi z Fairy Tail. Są tacy serdeczni, pełni ciepła i miłości.. Mimo wszystko.. brakuje mi Ciebie. – Po policzku spłynęła samotna łza. – Tak bardzo chciałabym Cię jeszcze raz zobaczyć, przytulić, usłyszeć Twój głos.
- Lucy? – Usłyszała i odwróciła się. Za nią stał młody, zielonooki chłopak. Szybko wytarła mokry policzek.
- Makki? A co Ty tutaj robisz?
- Przyjechałem z ojcem na już naszą ziemię. Chcemy zbudować dom. Pomyślałem, że Cię odwiedzę. Trafiłem nie w porę?
- Skądże znowu. – Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela i go przytuliła. Chłopak odwzajemnił gest. Trwali tak kilka minut.
- Echem. – Usłyszeli nagle. Odskoczyli od siebie jak oparzeni.
- O, wstaliście już? – Zaczęła szybko blondwłosa do magów, którzy z chytrymi uśmieszkami się jej przypatrywali. Chociaż nie wszyscy. Pewien różowowłosy osobnik patrzył z zazdrością na młodego Nishimori.
- Co to za jeden? – Spytał Dragneel.
- To przyjaciel rodziny. Odsprzedałam połowę ziemi jemu i jego ojcu. – Wytłumaczyła. – Poznaliśmy się też na jednej z misji.
- Uratowała mnie. – Wciął się jej w zdanie. – I skradła mi serce. – Spojrzał na nią czule, co wywołało u Salamandra atak zazdrości. Przed zaatakowaniem, jak się okazało rywala, powstrzymał go Fullbaster.
- Daj sobie na wstrzymanie. – Szepnął mu. Różowowłosy się uspokoił, ale nadal patrzył z wrogością na chłopaka.
- To co? Idziemy na śniadanie? – Zareagowała Heartfillia. Magowie kiwnęli zgodnie głowami. – Przyłączysz się? – Skierowała to pytanie do Makki’ego.
- Dziękuję, idę do ojca. Zobaczymy się później. – Ucałował policzek dziewczyny, co nie uszło uwadze Smoczego Zabójcy. Na pożegnanie wymienili się dyskretnie groźnymi spojrzeniami.
- Nie lubię gościa. – Rzucił od razu, gdy zasiedli do stołu.
- Zazdrosny? – Zaczął mu docinać mag lodu. Dziewczyny spojrzały na niego ciekawie, tak samo jak Happy. Różowowłosy nic nie odpowiedział.
- Oni się lllllubią. – Latający towarzysz zakrył łapkami pyszczek i zaśmiał się cicho. Blondwłosa siedziała cicho, co chwilę zerkając na przyjaciela. Po zjedzonym śniadaniu, znów udali się na zewnątrz i usiedli pod wielką wierzbą, śmiejąc się głośno.

- Jest problem. – Skwitował Jet, który ni stąd ni zowąd znalazł się w posiadłości Heartfilliów.
- O co chodzi? – Spytała poważnie Scarlet.
- Magnolia jest niszczona.
- Jak to?! – Krzyknęli naraz przerażeni.
- Kto za tym stoi? – Dragneel zdenerwował się nie na żarty.
- Smok.
- Smok? – Powtórzyła blondwłosa. – A-ale jakim cudem?
- To nie ma teraz znaczenia. Trzeba ratować miasto! – Krzyknął mag lodu. – Ruszamy natychmiast. – Dodał po chwili i wybiegli z posiadłości.
- Lucy, Ty zostajesz. – Tytania się zatrzymała.
- Co? Nie ma mowy, idę z Wami!
- Musisz zostać z ojcem. Nie możesz go teraz zostawić.
- Was też nie mogę zostawić, ani gildii, ani Magnolii. Muszę z Wami jechać!
- Nie! – Krzyknęła stanowczo. – Zostajesz tutaj, bez dyskusji.
- Erza ma rację. Szybko to skończymy. – Rzekł Salamander pokrzepiająco i podszedł do smutnej blondwłosej. – Wrócę tutaj. Obiecuję. – Szepnął. – Czekaj tutaj. – Dodał i wraz z resztą drużyny, odbiegł od roztrzęsionej dziewczyny.
- Cholera! – Przeklęła głośno i wbiegła na piętro. Do pokoju ojca. – Tato, muszę wyjechać. – Zakomunikowała.
- Lucy, co się dzieje? Czemu Twoi przyjaciele tak szybko odeszli?
- Magnolia została zaatakowana. Przez smoka. Jestem magiem, muszę iść z nimi.
- Nie ma mowy! – Zaprotestował i chwycił córkę za ramiona. – Musisz tu zostać. Jeszcze coś Ci się stanie.
- Nie zostawię gildii i mieszkańców w potrzebie.
- To niebezpieczne!
- Nic mnie to nie obchodzi. Pójdę tam! – Krzyknęła i ruszyła w kierunku drzwi. Pierwszy raz odkąd przybyła do domu, zaczęła się kłócić z ojcem. On chwycił się po chwili za serce i zachwiał się. – Tato?! – Podbiegła do niego i w ostatniej chwili zdążyła go chwycić, nim ten upadł na ziemię. Przetransportowała go na wielkie łóżko. – Pani Spetto! – Krzyknęła głośno. – Niech Pani wezwie lekarza! Szybko! – Krzyczała a z jej oczu zaczęły wypływać łzy. – Tato.. błagam.. – Chwyciła jego ciepłą dłoń i przycisnęła do piersi.



Dam, dam, dam ~ ..
Tragiczny początek, coś co uwielbiam ^^ I uwielbiam trzymać Was w napięciu ;D
Noo na początku rozdziału nie działo się za wiele.. w ogóle takie flaki z olejem, ale mam nadzieję, że z końcówką Was zaskoczyłam xD
Długo mnie nie było.. cóż, sorki.. problemy zdrowotne.. katar i ostre bóle głowy.. codziennie.. no więc moim najlepszym lekiem na to jest spanie, tak więc przez te kilka dni nic innego nie robiłam.. ^^ Ból nadal czasem męczy, ale nie jest już tak nieznośny ;)

Do usłyszenia Mordeczki moje Kochane ;*

piątek, 17 maja 2013

28. Tańce i list.


- Płomyczku, może nam też dałbyś się nią nacieszyć? – Wtrącił się Fullbaster z chytrym uśmieszkiem i podszedł do tulących się przyjaciół.
- Nie ma mowy. Nie wypuszczę jej już, bo znowu ucieknie. – Zakomunikował różowowłosy, wywołując przy tym salwę śmiechu całej gildii.
- No puszczaj ją, bo ją udusisz. – Rzucił groźnie.
- Oh, czyżby ktoś był tutaj zazdrosny? – Dragneel odchylił lekko głowę, by zobaczyć minę odwiecznego rywala, która mówiła jedno: ‘zabiję Cię zapałko’.
- Mam lepszy pomysł.. – Wtrąciła się nagle Tytania. Podeszła do ciągle tulących się magów i również ich objęła.
- E-erza? C-co Ty wyprawiasz? – Wyjąkał Salamander.
- Ja również się stęskniłam za Lucy. – Odpowiedziała. I tak po kolei: Levy, Cana, Mirajane a nawet Juvia i kilkoro magów płci męskiej zaczęło dusić blondwłosą w uścisku.
- Przytulanie się jest męskie! (No chyba nie trzeba tutaj pisać, kto to powiedział? ^^)
- P-p-powietrza.. – Wysapała ofiara grupowego uścisku. W momencie wszyscy odskoczyli od dziewczyny, a ta łapczywie zaczęła zaciągać się powietrzem. – Chcieliście mnie udusić? – Spojrzała na każdego z poważną miną, po czym jednak wybuchła śmiechem. – Dziękuję Wam. – Dodała po chwili.
- Podwójna imprezka! – Krzyknął ktoś z tłumu a w gildii rozbrzmiała muzyka, dzięki której nogi same rwały się do tańca.

Blondwłosa tak samo jak i Ci najbardziej stęsknieni magowie, siedzieli przy barze i wesoło ze sobą rozmawiali już od dobrych kilku godzin. Po chwili mag lodu wstał z krzesła i pociągnął Heartfillię za rękę.
- Hej, co Ty robisz mrożonko?! – Od razu zainterweniował różowowłosy.
- Porywam ją do tańca. – Odpowiedział i spojrzał na zaskoczoną przyjaciółkę. – Mogę prawda?
- Jasne. – Odparła szybko i z uśmiechem. Przecisnęli się przez tłum tańczących magów i zniknęli z pola widzenia Salamandra. Taki był ‘plan’ Fullbaster’a. Stanął twarzą w twarz z blondwłosą i przyciągnął ją delikatnie do siebie, jedną ręką obejmując ją w pasie, a drugą trzymając jej delikatną dłoń na wysokości ramion. W takt muzyki zaczęli się kołysać.
- Dobrze Cię widzieć całą i zdrową. – Odezwał się pierwszy. – W końcu mamy okazję pogadać, bo od początku próbuję się do Ciebie zbliżyć i się mi to nie udaje.
- Racja.. Natsu strasznie się przyczepił. – Zaśmiała się cicho.
- Taaa.. ten ogniomóżdżek pilnuje Cię jak oka w głowie.
- Ale i tak jest kochany. – Po chwili dopiero uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała i spłonęła delikatnym rumieńcem. Odwróciła głowę w bok, by chociaż w najmniejszym stopniu ukryć swoje zawstydzenie.
- Ma głupek szczęście. – Rzekł cicho. Jednak ona i tak to słyszała. Spojrzała mu prosto w oczy. Widziała w nich smutek, a jednak jego usta uśmiechały się. Nie wiedziała co ma powiedzieć, jak się zachować. Dlatego postanowiła milczeć.
- Odbijany! – Krzyknął ktoś nagle i pociągnął dziewczynę za rękę. Tym ktosiem okazał się być młody Dreyar. (Przyznawać się, kto tak pomyślał? ;P)
- Laxus.. to Ty tańczysz? – Palnęła głupio, pokazując mu język.
- No jasne! Jestem królem parkietu. – Wyszczerzył się do dziewczyny, na co ta wybuchła śmiechem.
- Czym mnie jeszcze zaskoczysz? – Spytała podchwytliwie.
- Oh, to się okaże. Noc jeszcze młoda jak i całe życie przed nami.
- Weź nie żartuj. Zaczynam się Ciebie bać.
- Już się boisz, ale to nie z mojego powodu, prawda?
- Taa. Masz rację. Jak zawsze. – Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem i spuściła głowę.
- Dzisiaj nie marnujmy czasu na smutki, są urodziny dziadka!
- ZDROWIE! – Krzyknęła cała gildia, aż blondwłosa poczuła niewielkie trzęsienie.
- Idę odpocząć. – Rzekła po chwili i przecisnęła się przez tłum na zewnątrz. Usiadła na pobliskiej ławce i westchnęła. Granatowe niebo było wyścielone gwiazdami, co bardzo poprawiło jej humor. Oparła się wygodnie i zamknęła oczy. Lekki chłodny wiatr muskał jej twarz, dodając jej tym samym energii.
- Tu się chowasz. – Usłyszała nagle. Nie musiała nawet otwierać oczu, by wiedzieć kto jest właścicielem ów głosu.
- Nie martw się Natsu. Nie ucieknę już bez wyjaśnień.
- Nie uciekaj już w ogóle. – Po tych słowach, otworzyła oczy i spojrzała na szeroko uśmiechniętego Salamandra.
- Niestety muszę Cię zasmucić.. nie mogę tu długo być. Muszę wrócić do ojca.
- To sprowadź go tutaj. Tu jest Twój dom. Twoi przyjaciele.
- A tam są moje wspomnienia. Moje dzieciństwo, co prawda nie za bardzo udane, ale mimo tego.. no i jeszcze grób mamy. – Tłumaczyła poważnie. Dragneel nagle przybliżył się do przyjaciółki i przytulił ją mocno.
- Nie chcę Cię znowu stracić. – Wyszeptał, na co serce dziewczyny zabiło sto razy szybciej.
- N-natsu.. opiłeś się? – Zaśmiała się nerwowo.
- Nie wyjeżdżaj już. – Odpowiedział wymijająco.
- Eh.. To w takim razie, jedź ze mną skoro tak się boisz. – Odsunęła go delikatnie od siebie i spojrzała na jego zaskoczoną minę. – O-oczywiście jeśli nie chcesz, to..~
- Chcę! – Krzyknął radośnie i porwał się z miejsca, ciągnąc też przy tym blondynkę, która znów wpadła w jego ramiona. – Przynajmniej będę miał Cię na oku.
- A co boisz się, że się zakocham w jakimś bogatym gościu, wyjdę za niego i opuszczę gildię? – Spojrzała na niego z ukosa.
- Dokładnie tak. – Odpowiedział wprost.
- Zwariowałeś. – Skwitowała i wróciła do środka.

Ranek. Godzina dziewiąta. Impreza urodzinowa Mistrza skończyła się jakieś dwie godziny temu. Każdy z magów znalazł sobie miejsce do spania. Oczywiście w gildii i nie były to miejsca wygodne. Podłoga, parapet, schody, barierka, stoły (o dziwo kilka ocalało) i lada baru. Tak, te miejsca były okupowane przez pijanych magów. Pierwszą osobą, która się obudziła, był różowowłosy. Obok niego leżała Heartfillia z delikatnym uśmiechem na twarzy i lekkimi rumieńcami. Zaczął się jej uważnie przyglądać i wzdychać. Nie wyznał jej swoich prawdziwych uczuć. To było do niego wprost nie podobne. Zawsze mówił, to co myślał. Kto by pomyślał, że w takich sprawach zapomni języka w gębie i będzie dusił to w sobie? Z jednego jednak się cieszył: pojedzie z Lucy do jej posiadłości i będzie przy niej. Cały czas. Odgarnął niesforny kosmyk z jej policzka i ucałował delikatnie jej wargi.
- Cholera.. – Zaklął po chwili i odsunął się od niej, zarumieniony. – Co ja wyprawiam? – Chwycił się za głowę.
- Hmm? Natsu? – Ziewnęła po chwili dziewczyna, otwierając powieki. – Która godzina? – Spytała już trzeźwiej.
- Po dziewiątej. – Magini Gwiezdnej Energii wstała i oparła się o ścianę. Rozglądnęła się po gildii i zaśmiała cicho.
- Ojj.. ale będzie sprzątania.
- Co tam sprzątanie.. gdy się tylko Erza obudzi, wiesz jaka będzie wojna?
- To co? Uciekamy? – Palnęła nagle i spojrzała na zdziwionego przyjaciela. – No co? Myślałeś, że zapomniałam o tym?
- Nie wypadałoby ich jakoś powiadomić?
- Racja. – Kiwnęła głową i udała się na piętro, do gabinetu Mistrza. Wzięła kartkę papieru i pióro i naskrobała krótką, acz wszystko wyjaśniającą notkę:
‘Mistrzu, wszyscy: wraz z Natsu wyjechaliśmy do mojego rodzinnego domu.
Nie martwcie się, dbajcie o siebie.
Przepraszamy. Lucy i Natsu.’
- To wystarczy? – Spytał Dragneel, gdy ta pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia.
- No pewnie. Krótko, zwięźle, na temat. A teraz chodź, bo jak się obudzą zanim wyjdziemy, to nie będzie przyjemnie i nici z cichej ucieczki.


- Nie wsiądę do pociągu! – Wrzeszczał na pół peronu nie kto inny jak różowowłosy.
- Oj wsiądziesz! – Zapewniała z chytrym uśmieszkiem Heartfillia i zaczęła go wpychać do maszyny. Bezskutecznie. – Okej, czyli mam rozumieć, że ze mną nie jedziesz? – Spytała zrezygnowana i wsiadła do przedziału.
- Jadę, jadę, ale czemu pociągiem?
- Jak chcesz , to możesz iść na piechotę. Jednak ostrzegam, zajmie Ci to dzień i w dodatku za chwilę będzie padać. – Wskazała palcem na ciemne chmury.
- To może ja pójdę po Happiego? – Rzucił po chwili Salamander i uświadomił sobie bardzo ważną rzecz. – Cholera! – Złapał się za głowę. – Zapomniałem o Happy’m!
- Nie ma teraz na to czasu! – Warknęła magini i pociągnęła chłopaka za szalik do środka, a drzwi pociągu zamknęły się.
- Będę rzygał.. – Rzekł, zakrywając usta dłonią i zieleniejąc powoli na twarzy. Heartfillia pomogła mu doczołgać się do siedzeń i w miarę wygodnie go na nich ułożyła. Sama zaś zajęła miejsce naprzeciw niego i obdarzyła go współczującym spojrzeniem.

- N-natsu? – Niebieski latający kot właśnie przecierał zaspane oczka i rozglądał się po gildii. Nigdzie jednak nie zauważył przyjaciela. – Natsu.. – Zaczął latać po całej gildii w poszukiwaniu chłopaka. – Natsu! – Krzyknął po kilku minutach i zalał się łzami.
- Happy? Co się stało? – Spytał wstający właśnie Mistrz.
- N-natsu.. – Pociągnął nosem. – N-nie m-ma g-go nigdzie. – I znów zalał się łzami.
- Nie martw się, może poszedł się przewietrzyć? – Pocieszał go.
- Nigdzie go nie ma! – Krzyknął zły. – Szukałem go!
- Już dobrze, już dobrze.. – Staruszek westchnął głęboko i bez słowa odszedł do swojego gabinetu. – CO?! – Krzyknął po chwili tak głośno, że większość magów wstała przerażona i ustawiła się w pozycji bojowej. Stary Dreyar wyszedł z bardzo poważną miną z gabinetu i stanął na barierce. – Natsu i Lucy wyjechali. – Zakomunikował.
- CO?! – Wrzasnęła wspólnie cała gildia.
- Natsu.. mnie zostawił? – Rzekł załamany Happy. – Kto mnie będzie karmić?
- Mistrzu, dokąd wyjechali? – Spytała zmartwiona Tytania.
- Do domu Lucy. – Wszystkich zdziwiła decyzja dwójki magów.
- Może oni.. No wiecie.. – Zaczął Redfox, a wszyscy spojrzeli na niego jak wariata.
- Oni? Nie.. to raczej niemożliwe.. nie? Chyba, że coś nam umknęło? – Spekulowała Scarlet i reszta magów.




Aaaapsik! Apsik! Apsik!
Cholera! Chyba dostałam alergii od pisania tego rozdziału albo to przez to, że ile pomyśle o czymś wysokoprocentowym to mnie kicha jak pijanego zająca.. ;/
Rozdział ssie, widzę to, czuję to.. ;P
W następnym raczej nie będzie nic o alkoholu, więc i rozdział powinien mi wyjść lepiej ^^ a kiedy będzie.. hmm.. pewnie w niedziele. Nie liczcie, że jutro coś naskrobię.. od samego rana będę na mieście, próba, występ a potem kręgle.. więc cóż.. komu by się później chciało coś pisać.. no mnie na pewno nie ;P
No ale tak szczerze.. kto to widział, by być chorym w taką porę roku? o.O
Ehh.. a Mashima chyba przeszedł dzisiaj samego siebie z tym chapterem.. uśmiałam się ^^ Jak mało kiedy xD Ojj ciekawie to będzie wyglądało w anime ;P Aż nie mogę się doczekać..

A tymczasem..

Miłego czytania Mordki! Buziaki ;*

środa, 15 maja 2013

27. Klucze i życzenia.


Był już wieczór. Blondwłosa wraz z ojcem siedzieli w jej pokoju i ciągle rozmawiali. Jego obecność poprawiła jej humor. Oboje leżeli na łóżku, gapiąc się w sufit i śmiejąc się z żartów starszego Heartfilli.
- Pójdę już do swojego pokoju. Pani Spetto pewnie zaraz wparuje tu i zrobi mi wykład. – Zaśmiał się.
- Racja. Jeśli chodzi o Twoje zdrowie, robi się bardzo stanowcza i.. straszna. – Stwierdziła dziewczyna.
- Dobranoc Lucy. – Wstał z łóżka i ucałował czoło córki.
- Dobranoc tato. – Odpowiedziała. Sama też pognała do łazienki i wzięła odprężającą kąpiel, która również bardzo jej pomogła. Mimo zaczerwienionych od płaczu oczu, na jej twarzy wkradł się uśmiech. Po odświeżeniu się, znowu wpakowała się do łóżka i szczelnie się okryła. – Dobranoc Fairy Tail. – Wyszeptała i zasnęła.

W gildii Fairy Tail. (No bo ileż też można ciągle pisać o Heartfilliach?)
Za barem stał młody Chigiri i nerwowo polerował szklankę już od jakiś piętnastu minut.
- Zaraz zedrzesz to szkło. – Rzucił młody Dreyar uśmiechając się pod nosem. Jego nagłe pojawienie się spowodowało u bruneta wzdrygnięcie, przez co szklanka, którą właśnie polerował, wypadła mu z rąk i roztłukła na drobniutkie kawałeczki.
- Cholera.. – Rzucił tylko pod nosem i od razu zabrał się za sprzątanie.
- Coś taki nerwowy? – Spytał ciekawy.
- Lucy mnie zabije.
- Ciebie? A to za co?
- Ostrzegała mnie, bym nie pił alkoholu. Jak ja mogłem dać się tak łatwo podejść komuś takiemu jak Ty? – Wymienili się spojrzeniami.
- Weź już nie marudź. Ile można utrzymywać taką rzecz w tajemnicy?
- Wszystko było w porządku przez dziesięć lat, więc nic by się nie stało jakby przez kolejne nikt nie wiedział.
- No ale oprócz nas i dziadka nikt o tym nie wie.
- Za niedługo będzie o tym wiedzieć cała gildia, a potem Magnolia a potem już nie będzie nikogo, kto by o tym nie słyszał.
- Co Ty opowiadasz?
- Nie znasz jej. Nic o niej nie wiesz. Kiedyś nikt nie wiedział, że była Gwiezdnym Rycerzem, a teraz już wszyscy wiedzą.
- Nie wiadomo, czy w ogóle się tu jeszcze pojawi. – Rzekł cicho. Mizuki tylko westchnął i udał się w stronę kantorka (a już miałam napisać ‘kartonka’) bez słowa. 

W innej części gildii odbywała się kłótnia dwóch magów.
- Idziemy do restauracji! – Krzyczała mała niebieskowłosa. (Zgadniecie kto? ^^)
- Idziemy do parku! – Wrzeszczał drugi, czarnowłosy mag.
- Chcesz tam iść, bo ma być jakiś pokaz mordobicia!
- Co w tym złego?
- Yhh! A to, że to nie jest romantyczne! Randka powinna być taka, żeby ją miło wspominać!
- Takie widowisko będzie warte zapamiętania. – Dziewczyna założyła ręce na piersiach i spojrzała na niego wściekle.
- Jeśli chcesz kogoś tam zabrać, to weź sobie Lily’ego! (No to już wiadome, kto się kłócił ;P) A teraz żegnam. Dobrej nocy! – Szybkim krokiem wyszła z gildii, trzaskając mocno drzwiami. W oczach pojawiły się łzy. Są ze sobą od kilku dni, a jeszcze ani razu nie zaprosił jej na żadny spacer, na kolację czy gdziekolwiek. Co z tego, że widywali się w gildii codziennie, mówił ‘kocham’ jak nie okazywał tego w należyty sposób? Wiedziała, że ma trudny charakter, jest wybuchowy, ale ma też swoje dobre strony. Gdy chce potrafi być miły i pomocny. Nie wiedziała już, jak długo rozmyślała nad tym wszystkim. Tak bardzo pogrążyła się w myślach, że aż zboczyła z drogi do domu. Zatrzymała się i rozejrzała dookoła. Ciemno, żadnej żywej duszy. Niedaleko jest park. Żelazny chciał się tam udać. W momencie uświadomiła sobie kilka ważnych rzeczy. Pierwszą było, że bardzo jej na nim zależy. Związek też polega na kompromisach, więc powinna była ustąpić mu od czasu do czasu i pozwolić zaciągnąć się do tego parku. Była pewna, że tam go znajdzie, więc ruszyła przed siebie. O dziwo, gdy już tam dotarło, było cicho i jakoś pusto. Już miała zawracać, gdy jeden z płatków wiśni przeleciał jej przed nosem i upadł na ziemię. Jej oczom ukazała się dróżka zrobiona z różowych płatków. Niepewnie zaczęła po niej deptać, aż zaprowadziła ją pod jedno z najstarszych drzew. Zatrzymała się przed nim i rozejrzała dookoła. Nikogo nie było, więc myślała że to jakiś głupi żart. Odwróciła się na pięcie i już miała odchodzić, gdy poczuła jak ktoś ją obejmuje od tyłu i mocno do siebie wtula. – Gajeel.. – Wyszeptała, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. Łzy szczęścia.
- Co Mała, zaskoczona? – Wyszczerzył swoje kły i odwrócił ją do siebie.
- Kiedy Ty to zrobiłeś?
- Na szybko na to wpadłem. Przemyślałem to i owo.. pomyślałem, że możesz mieć rację. Dziewczynie to raczej nie odpowiadają takie rzeczy.
- Jesteś kochany. – Wtuliła się w jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową, a on odwzajemnił uścisk i ucałował czubek jej głowy.
- Gihi. – Zaśmiał się w tym swoim stylu. – Kocham Cię, Mała. (Zastanawiam się, czy możliwe jest, by on to powiedział? o.O w sumie to.. miłość zmienia ludzi, nie? ^^) – Wypowiadając te słowa, przybliżył swoją twarz do jej i ucałował jej delikatne usta. Po ciele McGarden przeszedł przyjemny dreszcz i odwzajemniła gest ukochanego. Trwali tak przez kilka minut. Jednak ich jakże romantyczną scenę przerwała nagła ulewa.
- Ja Ciebie też. – Odezwała się nagle i pociągnęła chłopaka za rękę, by znaleźć schronienie przed zmoknięciem.
Mimo, iż biegli bardzo szybko, nie pozostała na nich sucha nitka. Zatrzymali się przed mieszkaniem Smoczego Zabójcy i stanęli pod niewielkim zadaszeniem, śmiejąc się w niebogłosy. (I znów ciężko mi sobie wyobrazić Gajeela śmiejącego się o.O) Czarnowłosy zaczął grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu kluczy od domu.
- O kurwa! (No to pasuje mu jak ulał xD) – Wrzasnął.
- Gajeel, uspokój się. Co się stało? – McGarden jak zawsze (albo i nie) spokojna, spojrzała na chłopaka.
- Moje klucze.. chyba zgubiłem. – Usiadł na mokrych schodach i zakrył twarz w dłoniach.
- Spokojnie. Coś się wymyśli. – Kucnęła za nim i dotknęła jego ramienia.
- Gdzie ja mam spać?
- Hmmm.. przenocujesz u mnie.
- Ale tam raczej nie wpuszczają facetów. – Przekręcił głowę w bok, by choć z mniejszym stopniu spojrzeć na dziewczynę.
- Jakoś Cię przemycę do pokoju. Tylko musisz być cicho a z samego rana pójdziesz, by nie wzbudzić podejrzeń u właścicielki. – Uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach wystąpiły dwa pokaźne rumieńce. Redfox już nic nie odpowiedział. Wstał i wraz z niebieskowłosą udali się na Wróżkowe Wzgórza. (Dobrze pamiętam? ;P)
Levy bezproblemowo wprowadziła Smoczego Zabójcę do pokoju. Była już cisza nocna, więc wszyscy byli w swoich pokojach i odpoczywali. Nawet właścicielka.
- Uff. – Zaczęła, gdy tylko przekroczyli próg pokoju dziewczyny. – Udało się. A teraz wybierz miejsce, gdzie będziesz spał, a ja idę się odświeżyć. – Zakomunikowała i zostawiła zdezorientowanego maga na środku pokoju. Gdy po kwadransie wyszła z łazienki, zastała Żelaznego na swoim łóżku i to wpół nagiego. (Yohohohohoho xD) Oblała się rumieńcem i rozejrzała dookoła. Miała dylemat: czy spać na podłodze, czy położyć się obok chłopaka. Po chwili postawiła na to drugie i położyła się obok niego, przeczesując rękoma jego bujne czarne włosy. Z uśmiechem na twarzy wtuliła się w jego nagi tors i zasnęła.
Rankiem obudziła się w tej samej pozycji, jednakże ku jej miłym zaskoczeniu, ręce Redfox’a, obejmowały ją mocno. Nie spodziewała się, że kiedyś jej się to przydarzy. Będzie mieć u swego boku świetnego faceta, który mimo swojego dosyć szorstkiej natury, potrafi być czuły. Z małymi trudnościami przekręciła głowę, by móc zobaczyć, która godzina. Mała wskazówka na zegarze wskazywała godzinę szóstą.
- Gajeel. – Zaczęła magini, szturchając chłopaka to w brzuch to w ramię. – Obudź się.
- Co się stało? – Mruknął z zamkniętymi oczami.
- Musisz już iść.
- Jeszcze chwilka. – Przeciągnął się i zamknął znów w uścisku drobną dziewczynę.
- Dusisz mnie. – Skwitowała, szarpiąc się. Czarnowłosy odzyskał zdrowy rozsądek i wypuścił McGarden z objęć. Sam zaś usiadł na skraju łóżka i założył przeschniętą już czarną koszulkę.
- Dzięki Mała za przenocowanie. – Odezwał się nagle.
- Nie ma problemu.
- Dobra, uciekam. Idę poszukać tych nieszczęsnych kluczy. Spotkamy się w gildii. – Wyszczerzył się, ukazując swoje ostre białe kły i nim niebieskowłosa się obejrzała, wyskoczył przez okno. (Typowy Smoczy Zabójca, phi ^^)

Była już godzina osiemnasta. Mimo późnej godziny, słoneczko świeciło w najlepsze i wcale nie miało zamiaru się skryć. W gildii zaś panowała wesoła atmosfera. Ludzie pili (norma), tańczyli, śmiali się i śpiewali. Nikt nawet nie śmiał wszczynać bójki. Powód? Urodziny Mistrza gildii. Chociaż w ten jeden dzień wypadałoby nie przyprawiać go o wyższe ciśnienie i jakieś przykrości. Sam stary Dreyar bawił się rewelacyjnie. Jak to w jego zwyczaju bywało, siedział po turecku na ladzie baru i wesoło popijał wysokoprocentowy trunek, obserwując swoje ‘dzieciaczki’, które to kochał nad życie. Wtem drzwi do gildii otworzyły się, a w nich stanęła osoba w ciemnym płaszczu. Zsunęła kaptur z głowy, a oczy wszystkich zgromadzonych były skierowane w jej stronę. Postać uśmiechnęła się nerwowo, a jej oczy napotkały wesołą twarz staruszka, którego to teraz szukała.
- Wszystkiego najlepszego Mistrzu. – Zaczęła. – Mam nadzieję, że nie przytrafią Ci się więcej tacy kłopotliwi podopieczni jak ja.
- Wcale nie jesteś kłopotem. – Odpowiedział jej, uśmiechając się szeroko.
- Życzę Ci Mistrzu, byś miał więcej cierpliwości i siły do reszty. Byś zawsze był uśmiechnięty i dumny ze swoich dzieci.
- Już jestem dumny. Nic mi więcej do szczęścia niepotrzebne. Mam Was, moje kochane dzieci. – W gildii dało się usłyszeć klaskanie, a z oczu staruszka wypłynęło kilka łez.
- Może to egoistyczne z mojej strony.. – Zaczęła znów. – Jednakże korzystając z okazji, chciałabym coś powiedzieć. Na początek, chcę powiedzieć: przepraszam, że odeszłam bez pożegnania. Nie chciałam byście mieli problemy, ale dzięki komuś, przemyślałam to wszystko.. – Tu spojrzała na młodego Dreyar’a, który uśmiechał się delikatnie pod nosem. – Tak naprawdę pochodzę z bogatej rodziny. Jestem Nina Heartfillia. Uciekłam z domu w wieku dziesięciu lat i zamieszkałam w domu Państwa Chigiri. Przybrałam imię Lucy i zaczęłam nowe życie, jednak ostatnio sprawy bardzo się skomplikowały. Wróciłam do domu, do chorego ojca, który bezzwłocznie potrzebował pomocy. Bałam się Wam to powiedzieć. – Z jej oczu spłynęła pojedyncza łza.
- Głupia! – Wrzasnął różowowłosy i podszedł do dziewczyny ze spuszczoną głową.
- N-natsu.. prze~ - Ramiona Dragneela objęły mocno dziewczynę, wywołując u niej cichy szloch. - ..praszam. – Dokończyła po chwili, wtulając się w przyjaciela.
- Nigdy więcej tego nie rób. – Zagroził, nie wypuszczając jej z objęć. Co więcej, nic nie wskazywało na to, by chciał ją z nich wypuścić. Reszta magów z wielkimi uśmiechami, patrzyli na tę wzruszającą scenę. Heartfillia uśmiechnęła się po chwili.
- Jestem w domu. – Wyszeptała.



Nooo i koniec rozdzialiku ^^
Sama się sobie dziwię, ale chyba wyszedł dobrze, nie? xD
No i oczywiście wątek Gale.. oh, aż wstyd nie dać tutaj dedykacji: oczywiście dla Reneé! No bo dla kogóż innego? Yay, chyba nie znam innej fanki number 1 ^^ Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z tego wątku :*
<3

niedziela, 12 maja 2013

26. Przyjaźń i niewiedza.


Któryś z kolei kieliszek wina. Kolejny toast.
- Too.. ja pójdę do Jude’a. Mogę, prawda? – Starszy Nishimori spojrzał na blondwłosą.
- Oczywiście. Bardzo się ucieszy. – Odpowiedziała z uśmiechem. Po chwili zniknął i udał się w stronę pokoju chorego. – Wyjdziemy na dwór? – Posłała pytanie młodzieńcowi.
- Jasne. – Odpowiedział krótko i wyszli na świeże powietrze. – Nie mogę w to uwierzyć.. – Zaczął.
- Ale w co? W to, że jestem córką najbogatszego biznesmena?
- Czemu nie powiedziałaś wtedy? Na misji, kiedy przyszłaś mnie uratować? – Usiedli na drewnianej ławce w ogrodzie.
- Wtedy byłam tylko Lucy. To trochę skomplikowane..
- Mamy czas. Jak dwójka biznesmenów się spotka to mogą rozmawiać godzinami. – Zaśmiał się zielonooki.
- Racja. – Westchnęła.
- No to jak? Opowiadaj mi tu wszystko.
- Widzisz.. Dziesięć lat temu, gdy zmarła moja matka po prostu uciekłam. Czułam się zaniedbana i niekochana przez ojca. Mimo, że miałam tylko dziesięć lat, dobrze wiedziałam, czego chcę. Chciałam znaleźć miejsce, w którym będę szczęśliwa..
- Znalazłaś je?
- Tak. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Spotkałam Mizuki’ego Chigiri. Wprowadził mnie do swojej rodziny i opiekował się mną. Zmieniłam imię, kolor włosów.. z czasem zaczęłam tam pracować. I tak mijały lata. Gdy pojawili się magowie Fairy Tail, poczułam, że czas uwolnić się spod skrzydeł tych ludzi, więc udałam się do gildii, gdzie znów poczułam, że jestem kochana. Moje życie znów się zmieniło. Na lepsze.
- To dlaczego wróciłaś tutaj?
- Mój ojciec zachorował.. nie mogłam tego tak zostawić i jeszcze stracić tego domu, tych wspomnień.
- A Ci magowie? Jak zareagowali, gdy się dowiedzieli, że jesteś córką Jude’a Heartfilli? – Brązowooka wzdrygnęła się lekko, co nie uszło uwadze chłopakowi.
- Nie wiedzą kim jestem. – Ścisnęła ręce na kolanach. - Odeszłam z gildii bez słowa wyjaśnienia.
- Na pewno się martwią. – Stwierdził.
- Wiem.. nie umiałam jednak inaczej postąpić. Boję się o nich. Boję się, że mogą mieć kłopoty, że zaprosili do gildii zaginioną dziedziczkę.
- No przecież nie wiedzą o tym. Nic im nie grozi.
- I tak może wybuchnąć skandal Makki. Nie chcę by cierpieli przez moje egoistyczne zachowanie.
- I tak cierpią. – Rzucił, a Heartfillia obdarzyła go zdziwionym spojrzeniem. – Cierpią, bo nie wiedzą gdzie podziewa się ich członek.
- Zapomną. – Rzekła po chwili i wstała.
- Czekaj! – Krzyknął i chwycił ją za rękę. – Wiesz.. od czasu, kiedy skończyłaś u nas misję.. myślałem o Tobie. – Uśmiechnął się zadziornie.
- N-n-n-o wiesz? – Zająknęła się.
- Ty o mnie nie? Wiesz, że teraz moglibyśmy się pobrać? Oboje pochodzimy z bogatych rodzin. To byłoby..
- .. korzystne dla naszych rodzin, tak? – Dokończyła za niego z nutką złości w głosie. – Wybacz, że Cię rozczaruję, ale nie wyjdę za mąż za kogoś, kto oczekuje tylko korzyści materialnych z takiego związku.
- Źle mnie zrozumiałaś. – Rzekł zdenerwowany.
- Oh? Doprawdy? Z tego co powiedziałeś, właśnie to wynikało, że na tym Ci zależy.
- Ale nie o to mi chodziło tak naprawdę. Pamiętasz, co powiedziałem wtedy? – Nishimori przybliżył się do dziewczyny i chwycił ja za drugą rękę. Ta kiwnęła twierdząco głową. – Moje uczucia się nie zmieniły. Ja Cię nadal ~ ..
- Mam już kogoś wyjątkowego Makki. – Przerwała mu. Mimo tego on nadal nie zwolnił uścisku na jej dłoniach.
- Jesteście razem?
- Co? To pytanie jest niestosowne.. – Wykręcała się. Widząc jednak jego srogi wzrok, westchnęła. – Nie jesteśmy razem. – W oczach chłopaka pojawił się niebezpieczny błysk.
- No to mam jeszcze szansę.
- Proszę, przestań. – Delikatnie uwolniła się z uścisku i obróciła się do niego tyłem.
- Nosisz kolczyki, które Ci podarowałem.
- Tak, noszę. Nie mogłam ich oddać ani sprzedać. Dlatego je noszę i robię to z przyjemnością. – Odeszła kilka kroków i odwróciła się z szerokim uśmiechem do chłopaka, któremu aż z wrażenia serce zaczęło szybciej bić. – Bardzo je lubię i za żadne skarby nikomu ich nie oddam.
- Cieszę się. – Wyrzucił tylko z siebie i popatrzył na odchodzącą blondwłosą.
- No co tak stoisz jak kołek? Zaraz będzie padać. – Rzuciła przez ramię i weszła do środka. – Mam nadzieję, że przyjmiesz do wiadomości informację taką, iż nie będziemy razem. Prawda? – Spojrzała na niego błagalnie.
- Moja odpowiedź na to brzmi: ja i tak będę czekał.
- Rany.. ale jesteś uparty.. – Westchnęła i wraz z zielonookim udały się na piętro do swoich ojców. Bez pukania weszli do pokoju chorego Heartfilli.
- Jak się cieszę, że się znacie. – Rzucił od razu Jude.
- Tato.. – Spojrzała na niego spod byka. – Nic więcej w tym temacie. My się tylko P R Z Y J A Ź N I M Y. Prawda? – Tu zerknęła na Makki’ego i widząc jak się waha z odpowiedzią, szturchnęła go łokciem w brzuch.
- T-tak. Prawda. – Odpowiedział, łapiąc oddech. Staruszkowie spojrzeli po sobie zdziwieni.

Godzinę później, rodzina Nishimori opuściła posiadłość. Lucy zmęczona dniem, udała się do łazienki i wzięła gorącą kąpiel, po której od razu pognała do swojego ukochanego łóżka. Przytuliła się do jednej z poduszek i z uśmiechem zasnęła.
Rano obudziło ją pukanie do drzwi. Lekko zdenerwowana faktem, że ktoś przeszkadza jej z samego rana, krzyknęła krótkie ‘proszę’. Do pokoju weszła Pani Spetto.
- Bardzo przepraszam, że budzę.. – Zaczęła zdenerwowana. W głowie blondwłosej pojawiło kilka czarnych myśli. Jedna z nich dotyczyła jej ojca, że jego stan mógł się pogorszyć. Szybko zrzuciła z siebie kołdrę i wyskoczyła z łóżka o mało co nie wybijając sobie wszystkich zębów i stanęła w pionie.
- Coś z tatą? – Rzuciła przerażona.
- Nie.. Pan Jude jeszcze śpi.. chodzi o to, że ma Panienka gościa. – Czuła jak kamień spada jej z serca. I to dosłownie.
- Gość? – Nagle oprzytomniała. – Tak wcześnie? Przedstawił się?
- Nie. Nie znam, ale powiedział tylko, że Panienka zna.
- Rozumiem. Proszę mu przekazać, że za chwilę będę. – Mówiąc to, podeszła do szafy i wyciągnęła pierwszy lepszy z brzegu zestaw elegantszych ubrań. Cholera wie, kto tu przylazł. – Pomyślała. Po kwadransie zeszła na dół i od razu skierowała swoje kroki do salonu. Od razu rozpoznała te blond włosy, które wystawały znad oparcia sofy. (Ciekawa jestem o kim pomyśleliście.. xD 3.. 2.. 1.. iii..) – Laxus..
- Siemka Lucy. – Wstał, słysząc swoje imię i uśmiechnął się delikatnie. Heartfillia przez dłuższą chwilę nie mogła uwierzyć w to wszystko.
- J-jak? – Wyszeptała i spojrzała na niego zaskoczona. Nie odezwał się nic. Po chwili ją olśniło. – Mizuki. – Skwitowała. Ten twierdząco pokiwał głową. – Ale jak on.. upiłeś go, prawda? – Skrzyżowała ręce na piersiach i obdarzyła go srogim spojrzeniem.
- Ależ ma słabą głowę. – Stwierdził. – I na serio kiedyś się kąpaliście razem? – Wymawiając to zdanie, blondwłosa przybrała buraczkowy kolor, co wywołało śmiech u młodego Dreyar’a,
- Dość! Po co tu przyjechałeś? – Szybko zmieniła temat i przeszła do sedna.
- Pogadać? Zobaczyć Cię? (Tylko błagam.. bez żadnych westchnień mi tutaj.. :P)
- Okej.. pogadaliśmy, zobaczyłeś mnie, a teraz pa.
- Coś taka podenerwowana?
- Ja? Skądże znowu. – Prychnęła. Zapanowała między nimi kilkuminutowa cisza, dzięki której Lucy udało się trochę ochłonąć i uspokoić. – Gildia już wie? – Spytała po chwili, wymijając maga i siadając na fotelu.
- Tylko dziadek no i ja. Nikt więcej. – Odpowiedział, siadając z powrotem na sofie. – Wszyscy się martwią o Ciebie. Czemu tak nagle odeszłaś?
- By pomóc ojcu.. i nie chce by gildia miała problemy przeze mnie.
- Ty to jesteś głupia. Tym się martwisz? Kłopoty to nasze drugie imię. – Mimowolnie brązowooka, uśmiechnęła się. – Mam nadzieję, że wrócisz?
- Nie teraz. Muszę tu zostać z tatą.
- Fairy Tail to też Twoja rodzina. Natsu wariuje odkąd wyjechałaś bez słowa. Musisz wrócić i z nim pogadać. Jutro są urodziny dziadka. Musisz przyjść.
- Jestem tylko problemem.
- Powtórzę się: jesteś głupia. – Wstał z sofy i ruszył w kierunku wyjścia. – Wszyscy za Tobą tęsknią i chcą Cię zobaczyć. Mam nadzieję, że ich nie zawiedziesz. – Heartfillia już nic nie odpowiedziała. Nawet nie zdążyła. Dreyar z hukiem zamknął drzwi i tyle go widziała. Ze spuszczoną głową ruszyła w stronę schodów.
- Zrobiłam śniadanie. – Z kuchni wyłoniła się starsza Pani Spetto.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna. Idę się położyć. – Rzuciła tylko i leniwie pognała do pokoju. Rzuciła się na łóżko i zaczęła łkać w poduszkę. Lucy! Ty idiotko! – Zaczęła rzucać w myślach na siebie wyzwiska.

Ciągle płakała. Łez nie było końca. Dochodziło już po południe, a ona nie wyszła z pokoju. Gapiła się to w okno to w sufit i za chwilę na nowo wylewała łzy. Poczuła nagle, jak ktoś siada na skraju łóżka. Szybko otarła mokre policzki i odchyliła się do tyłu.
- Tato.. co Ty tu robisz? Nie powinieneś jeszcze wstawać. – Zaczęła szybko.
- Martwiłem się.. nie przyszłaś do mnie dzisiaj. Pomyślałem.. że znowu uciekłaś.
- Jakbym mogła. – Uśmiechnęła się delikatnie.
- Co się stało? Dlaczego siedzisz tutaj sama i płaczesz?
- To nic takiego.. chyba alergia.
- Nie okłamuj mnie. – Rzucił zdenerwowany. Jej usta zadrżały, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. Wtuliła się w pierś ojca i na nowo zaczęła płakać, mocząc przy tym jego satynowy płaszcz. Ojciec, jak to zwykle bywa, objął ją ramieniem i mocno przytulił. Ucałował czoło i zaczął się z nią kołysać, jakby chciał ją uśpić. – Już cii.. Jestem przy Tobie. – Szeptał do jej ucha, a płacz ustał. Odsunęła się delikatnie od niego i spuściła głowę.
- Wybacz, że Cię zaniepokoiłam. J-ja.. po raz pierwszy w życiu, chyba nie wiem, czego chcę. – Wyjąkała.
- Słuchaj swego serca. – Odpowiedział krótko. Podniosła głowę i spojrzała w jego poważne i przepełnione troską oczy. To zdanie jej wystarczyło.
- Masz rację tato. – Ponownie się do niego przytuliła. – Dziękuję, że jesteś. – Dodała po chwili. Czuła jak serce ojca zaczęło szybciej bić po wypowiedzeniu tych słów.
- Zawsze będę.




No to.. eeee.. ten tego.. hmmm.. jak rozdział? xD
Troszkę mnie nie było, ale cóż.. no.. eeem.. nie mam wytłumaczenia ^^
Hyyyyyy.. wieczorem nadrobię Wasze blogi, tak że oczekujcie komentarzy ;P
Nie no, nawet notatka pod rozdziałem coś mi się nie klei ;/
Do usłyszenia ;*