wtorek, 2 sierpnia 2016

Niespodzianka! One shot! xD



Miał osiemnaście lat, gdy po raz pierwszy zobaczył jej uśmiech. I od razu zakochał się w tym uśmiechu. Takim prawdziwym i ciepłym, że mogłaby stopić lód.
Teraz mija pięć lat od kiedy wyjechała za granicę robić karierę pianistki. Porzuciła szkołę, by jak to sama powiedziała: ‘spełniać marzenia’.

Kilka lat wcześniej.
Piątkowe popołudniowe zajęcia w Magnolii kończyły się właśnie dla wszystkich uczniów. No może nie wszystkich. Dla Natsu Dragneela to nie był jeszcze koniec.
- Wrzuć nauczycielce do torebki żabę to już od razu karzą ci sprzątać wszystkie sale. – Mamrotał pod nosem, wyciskając mopa. – Zrób kawał-mówili, będzie fajnie-mówili. – Dodał naśladując swoich kolegów. Jednakże na samo wspomnienie reakcji pani profesor, na twarz wdarł mu się szeroki uśmiech.
Gdy już zamykał jedną z klas, usłyszał cichą melodię gdzieś niedaleko.
- Ktoś tu jeszcze jest? – Odstawił wiadro z mopem na bok i cicho podszedł pod salę, skąd wydobywała się muzyka. Jak się okazało, na końcu korytarza znajdowała się sala muzyczna, o której Dragneel nie wiedział. Drzwi były uchylone, a więc nie trudno było niezauważyć blondwłosej dziewczyny, która grała na pianinie. To było coś klasycznego, jak sam wywnioskował, bo nigdy wcześniej nie słyszał takiej melodii.
Lecz nie samo to wprawiło go w zachwyt, a dziewczyna. Grała całą sobą. Melodia była wesoła i ona sama zdawała się być taka. Głowę miała wysoko podniesioną i zamknięte oczy. Trafnie dotykała swoimi szczupłymi palcami klawiszy. Na jednej z dłoni zauważył bliznę. Lekko kołysała się na boki, w rytm muzyki. Jeszcze nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział, ani nie słyszał. Miał wrażenie, jakby był we śnie. Ogarnął go spokój, a w jego sercu rozpaliło się nowe uczucie.
- Nie! – Krzyknął i potrząsnął szybko głową i klepnął się w policzki. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że tym zachowaniem przerwał występ dziewczyny. Nim się zorientował, blondwłosej pianistki już tam nie było. Rozglądnął się jeszcze dookoła, przetarł oczy, wzruszył ramionami i wrócił do swoich przymusowych obowiązków.

Cały weekend poświęcił owej dziewczynie.
- Była i nagle zniknęła. – Szeptał. Nie mógł sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć. – Może to jakiś duch szkoły? Ciekawe czy Gray coś o tym wie. – Przewrócił się na drugi bok i spojrzał w okno. Niedzielny wieczór, a on rozmyślał o dziewczynie, która być może nawet nie istnieje. – Wariujesz Natsu. – Skwitował krótko. – I jeszcze gadasz sam do siebie. – Dodał, po czym zasnął.

Poniedziałkowy gwar i tłok w szkole to już tradycja. Każdemu dało się to we znaki.
- Te korytarze powinni robić szersze. – Rzucił Gray Fullbaster, najlepszy przyjaciel Natsu. Czuł jak każdy przechodzący depta mu po piętach i palcach. – Nosz cholera jasna! Ludzie! Zsuńcie się trochę! – Wrzeszczał ponad tłumem, ale nikt go nie słyszał. – Niech was wszystkich szlag. – W momencie, gdy to powiedział, na korytarzu zrobiło się o wiele luźniej.
Natsu zaś nadal był pogrążony w myślach o blondwłosej, także nie słuchał narzekań przyjaciela, ani też nie zauważył, gdy na kogoś wpadł.
- Ałć! – Usłyszał i dopiero wtedy odzyskał rozsądek. Jego ofiarą była dziewczyna. Wraz z Grayem schylił się, by pomóc jej zebrać porozrzucane papiery i przyglądał jej się. Co prawda, miała jasne włosy, ale nie przypominała tej z piątku. Miała mały, lekko zadarty nos, ciemnoczekoladowe oczy oraz okulary.
- Przepraszam. – Wyrwało się Natsu, gdy pomagał jej wstać. Dotykając jej dłoni, wyczuł pewną chropowatość. Blizna – przeszło mu szybko przez myśl.
- W porządku. Widać, że masz głowę w chmurach. – Odezwała się w powagą. Miała piękny głos.
- Dokładnie tak. – Przytaknął.
- Serio? Ty o czymś myślisz? – Przygadał Gray.
- Chcesz się bić?
- Czemu nie. – Gdy tylko styknęli się głowami i wygrażali sobie pięściami, zadzwonił dzwonek, obwieszczający początek lekcji.
- To my już pójdziemy. – Zwrócił się do dziewczyny.
- Tak, ja też. Dziękuję za pomoc. Miłego dnia. – Po tym pożegnaniu uśmiechnęła się do nich czule, a ci urzeknięci jej pięknem, zaniemówili i skamienieli. Nawet, gdy ich mijała, stali ciągle w bezruchu.
- Jak ona pięknie pachnie! – Gray zaczął się zachwycać, gdy tylko skończyła się pierwsza lekcja. – Gdyby się nie uśmiechnęła, to w życiu bym na nią nie spojrzał. Ciekawe, z której jest klasy. – Nawijał jak najęty, a Natsu czuł jak się w nim gotuje. Czyżby był zazdrosny? Może i owszem. Nie do końca rozumiał, co dzieje się w jego wnętrzu. – Umówię się z nią. – To zdanie wyrwało go z zamyśleń.
- Że co? – Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał.
- Dowiem się, z której jest klasy i umówię się z nią. Jest w niej coś niezwykłego. Choć ta blizna trochę oszpeca jej zgrabne dłonie. Ciekawe skąd ją ma? Natsu, co z tobą? Jakiś cichy jesteś od samego rana.
- To nic, nie przejmuj się.
- Obawiam się, że chodzi tu o kobietę. O NIĄ, prawda? Też ci się spodobała.
- Nie pleć bzdur. W ogóle się mi nie podoba. Nie z tą blizną. – Na nieszczęście, obiekt ich rozmów przechodził właśnie obok nich. Ich spojrzenia się spotkały. Jego wyrażały zaskoczenie, a jej smutek. Wiedziała, że chodzi o nią. Jej zaszklone ciemne oczy, uświadomiły mu, jak bardzo ją teraz zranił. Tak naprawdę, chciał ją poznać bliżej, tak jak Gray, ale teraz już stracił tą możliwość. Zauroczyła go, teraz był pewien i świadomie ją zranił. – Przepraszam. – Wyszeptał w jej stronę. Nic nie odpowiedziała. Nawet nie mrugnęła. Spuściła wzrok, a grzywka przysłoniła jej oczy i szybkim krokiem odmaszerowała w niewiadomą ich stronę.
- To poszedłeś po bandzie stary. – Przyjaciel poklepał go po plecach. – Teraz to oboje nie mamy na co liczyć.
- Hej! – Usłyszeli nagle krzyk pewnej dziewczyny. Była to niska, niebiesko włosa uczennica. – Nie widzieliście może Lucy?
- Kogo? – Zdziwił się Gray.
- Blondwłosa dziewczyna, szczupła, ładna, w okularach, z blizną na dłoni. – Zaczęła wymieniać.
- Poszła w tamtym kierunku. – Wskazał w stronę, gdzie widział dokąd zmierza.
- Dzięki wielkie. – I odbiegła.
- A więc ma na imię Lucy.
- Lucy… - Wyszeptał Natsu. Sam miał ochotę za nią pobiec, ale teraz z pewnością potrzebuje czasu. Nie chciał sobie jej odpuścić. Zaczęło mu zależeć.
- Coś mi się wydaje przyjacielu, że cię straciłem. – Gray poklepał go kilkukrotnie po plecach. – Nie martw się, pomogę ci.
- Ty mi? W czym?
-Zależy ci na niej. Wiesz, że ją zraniłeś i chcesz to naprawić. Coś wymyślimy, by ci wybaczyła.
- Gdyby nie te twoje głupie teksty, nic by się nie stało. – Skarcił go, choć doskonale wiedział, że to nie była wina Fullbastera.  – A teraz chodź, kolejna lekcja przed nami.

I tak minęły dni, tygodnie, miesiące, aż nastała wiosna. Drzewa zaczęły puszczać pierwsze pąki, powietrze zrobiło się lżejsze i cieplejsze. Natsu wciąż rozmyślał o Lucy każdego dnia, aż nawet zaczął zostawać po lekcjach w każdy piątek, by móc słuchać jej grania na pianinie oraz obserwować ją z dala. Unikała go po tamtym nieszczęsnym dniu, ale widział z daleka jej roześmianą buzię i to mu wystarczało. Tylko na jak długo? Próbował jakoś się z nią dogadać, wytłumaczyć, lecz dla niej stał się powietrzem.
- Odpuść sobie Natsu. Daje ci do zrozumienia, że nic z tego. – Zagadnął go kiedyś Gray.
- Ani mi się śni. Chcę ją. Tylko ją. Wiem to na pewno. Nie odpuszczę. – Rzekł hardo. – Nawet jeśli będę musiał, to ją uprowadzę i zmuszę, by ze mną porozmawiała.
- Nie zamieniaj się w jakiegoś chorego psychicznie, bo cię zamkną, a wtedy na pewno nie będzie cię chciała.
- Daj mi spokój. – Burknął i odszedł w swoją stronę.

Kilka dni później. Dom Dragneelów.
- Natsu! – Usłyszał wołanie z dołu.
- Tak, mamo? – Podszedł do swojej pięknej, różowowłosej rodzicielki i usiadł naprzeciw niej w kuchni.
 - Co się z tobą ostatnio dzieje? Martwię się. Wyglądasz na smutnego, nie chodzisz nigdzie po szkole, nawet mało jesz. Masz jakieś kłopoty? – Jej zatroskany głos, wzbudził w nim poczucie winy.
- Przepraszam mamo. Wiem, że nie jestem sobą, ale to się zmieni.
- Chodzi o dziewczynę, prawda?
- Masz intuicję. – Uśmiechnął się do niej. Wiedział, że ukrywanie tego przed nią nic nie da. Za dobrze go zna. – Tak, chodzi o dziewczynę. I to nie byle jaką, ale zawaliłem sprawę i nie mam szans.
- Skąd ta pewność? Może ona chce, byś się starał i pokazał, że naprawdę ci zależy?
- Nie sądzę. Ona traktuje mnie jak powietrze. W sumie to się nie dziwię, bo mocno ją zraniłem.
- Coś powiedziałeś?
- Lucy to piękna dziewczyna i nie chodzi mi tu tylko o wygląd zewnętrzny. Ma w sobie coś niezwykłego, co przyciąga ludzi. No i pewnego razu, gdy przekomarzałem się z Grayem, powiedziałem że mi się nie podoba z blizną na dłoni.
- Blizna na dłoni?
- Tak, ale dłonie ma piękne. Wierz mi, nie chciałem by to usłyszała. Chciałem tylko, by Gray dał mi spokój. Co ja mam zrobić?
- To ciężka sprawa kochanie, ale jeśli naprawdę ci na niej zależy, to to pokarz. Pokarz, że jesteś w stanie zaakceptować tę bliznę na dłoni, że nawet wtedy jest piękna. – Słowa matki zapadły mu w pamięć. Miała całkowitą rację. Będzie walczył. – A tak właściwie to od kiedy patrzysz na kobiece dłonie?
- Od kiedy ją zobaczyłem jak gra na pianinie.
- Wspaniale! Dobrze się składa. Mam bilety na koncert. Wiesz, taty nie ma to pójdziesz ze mną.
- Słucham?
- Jutro o 20. Ubierz się elegancko.  – Czyli nie miał wyjścia. Jego matka dobra kobieta i bardzo stanowcza.

Tak jak było postanowione, Natsu wraz z mamą zasiedli w wyznaczonych miejscach w teatrze. Gdy przygasły światła, a jasne reflektory padły na scenę, tłum wyciszył się i wyczekująco wpatrywał się w stojące tam instrumenty.
Po przywitaniu się z gośćmi, prowadząc zaprosił kilka osób, którzy mieli zagrać jako pierwsi. Jak się okazało, to nie był zwykły koncert. To była szansa dla młodych ludzi, którzy kochają muzykę i chcą się jej oddać bezgranicznie. Wśród gości zaproszony był ‘Łowca Talentów’, który to mógł spełnić ich marzenie. Natsu się nudził. Nie lubił tego typu imprez, ale nie chciał sprawić matce przykrości.
Gdy jednak po półtoragodzinnej męce zobaczył na scenie kolejnego artystę, wyprostował się i przetarł oczy ze zdumienia.
- Lucy. – Wypowiedział jej imię. Jego matka domyśliła się, że to właśnie o niej mówił. Sama blond włosa pośród niewielkiego szumu, ale jakże znacznego tłumu zauważyła go. Te jego niespotykane różowe włosy. Wiadomo po kim je odziedziczył. Uśmiechnęła się delikatnie w ich stronę, ukłoniła się i zasiadła przed pianinem. Natsu, tak samo jak inni na widowni byli po wrażeniem jej urody oraz białej, delikatnej sukienki, która idealnie do niej pasowała. Tiulowe zaś rękawiczki zasłaniały jej dłonie. Wśród świateł reflektorów wyglądała jak anioł. Na Sali zapadła cisza i dopiero po tym Lucy wyciągnęła dłonie i zaczęła delikatnie przyciskać klawisze pianina. Muzyka była smutna, poważna, opanowana do perfekcji. Lucy również była instrumentem. Tak samo jak ona działała na pianino, tak i pianino działało na nią. Kołysała się delikatnie, jak kwiat maku poruszany przez wiatr w polu.
Cisza.
Lucy spojrzała na publiczność, po czym zdjęła rękawiczki i rzuciła je za siebie. Włosy wcześniej spięte w kok, rozpuściła, pozwalając im swobodnie opaść na plecy i ramiona. Ludzie spoglądnęli po sobie. Byli zdziwieni jej zachowaniem, tak samo jak i Dragneel. Tym razem blond włosa uśmiechnęła się szeroko i zaczęła grać melodię tę samą, którą to Natsu słyszał w każde piątkowe popołudnie. Publiczność oniemiała z zachwytu. Żadne z nich nie słyszało jeszcze czegoś tak pięknego i czystego. Swoim występem wprowadziła publiczność w fantastyczny nastrój, który nikt do końca występu nie mógł go popsuć. Nawet chłopiec, który to zakończył koncert nieudaną prezentacją gry na skrzypcach.
- Usłyszeliśmy dzisiaj wiele wspaniałych talentów. Jednakże tylko jedna, jedyna osoba zachwyciła Łowcę. To Lucy Heartfillia. Twoje marzenie się spełni. – Na Sali dało się słyszeć wiwaty. – Już za kilka dni Lucy wyjedzie z Magnolii, by móc kształcić się pod okiem zawodowców.
- Wyjedzie?! – Natsu tylko tyle usłyszał. A więc nigdy jej już nie zobaczy? Nie mógł na to pozwolić. Nie chciał. Wybiegł z Sali jak szalony i popędził do wyjścia, z którego miał nadzieję, wyjdzie Lucy. Nie mylił się. W towarzystwie kilku mężczyzn kierowała się do ekskluzywnego samochodu. – Lucy! – Krzyknął, a ta się obróciła.
- Czy panienka go zna? – Spytał jeden z asekurujących ją mężczyzn.
- Tak. Idź już proszę do samochodu. Zaraz przyjdę. Chcę z nim porozmawiać na osobności.
- Dobrze. Proszę wołać w razie potrzeby. – Odprawiła go skinieniem głowy i podeszła do chłopaka.
- Co za niespodzianka. – Odezwała się pierwsza z uśmiechem.
- Przepraszam Cię Lucy. Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Chciałem tylko, by Gray się odczepił.
- Eh, zapomnij o tym. Możesz?
- Ale jak? Unikasz mnie, a chciałbym cię lepiej poznać. Nie potrafię o tobie zapomnieć.
- To nie zapominaj o mnie, a o tym, co powiedziałeś. Nie chowam urazy. Nie chcę pamiętać tych złych rzeczy.
- To dlaczego mnie unikałaś? – Z jednej strony poczuł ulgę, jednak czuł, że ta rozmowa nie skończy się happy end’em.
- Nie mogę się przywiązywać na długo do miejsc i ludzi. Razem z tatą ciągle się przeprowadzamy i wiedziałam, że prędzej czy później opuszczę też Magnolię.
- Nie wyjeżdżaj. Proszę. – W jego oczach pojawiły się łzy. Chwycił jej dłonie i oparł swoje czoło o jej.
- To pożegnanie, ale jutro pojawię się jeszcze w szkole. Muszę zabrać papiery.
- Spotkaj się ze mną jutro po szkole.
- Nie sądzisz, że to daremne? Jesteś fajnym chłopakiem, więc znajdź sobie proszę kogoś, kto nie będzie ci musiał powiedzieć ‘żegnaj’.
- Nie chcę. Zakochałem się w tobie.
- Nie znasz mnie.
- Ale gdy cię widzę, mam wrażenie, że wiem o tobie wszystko. To, gdy grasz na pianinie… czujesz się sobą, jesteś wolna. Nic więcej nie muszę o tobie wiedzieć. Kocham Cię Lucy.
- Wierzę ci. Widzę to w twoich oczach i słyszę bicie serca, gdy to mówisz, ale przepraszam, wyjeżdżam. To ostateczna decyzja i nie mogę jej zmienić.
- Zostań. – Szeptał błagalnie. – Zostań. – Powtórzył.
- Na pewno jeszcze się kiedyś spotkamy. – Starała się jakoś go uspokoić. – Do zobaczenia Natsu. – Ucałowała jego policzek, po czym odbiegła do samochodu, posyłając mu ostatni swój najpiękniejszy uśmiech.
Stał tak kilka minut.
- Natsu? – Ciepły i opiekuńczy głos matki wyrwał go z transu. – Pożegnania są trudne, ale w końcu ból mija.
- Nie mamo. To nie było pożegnanie. Ona wróci. Na pewno.


Koniec części pierwszej.


Uhhh.. wiecie, że wygrzebałam ten one shot dzisiaj? A napisałam go chyba ze dwa lata temu.. xD
Jest romantyczno-dramatycznie.. ktoś lubi takie momenty, ktoś nie.. no cóż.. ja jestem taką osobą ^^
Dusza romantyka chyba zostanie ze mną do końca życia..

Noo cóż nie zanudzam, pozdrawiam i całuję! ;*

sobota, 16 lipca 2016

75. Czwórka i nadzieja.



- Wystarczy już tych jasełek. – Rzekła poważnie a zarazem ze złością przybyła kobieta. – Jak to możliwe, że jesteście najsilniejszą gildią w Fiore, a nie potraficie sobie poradzić z takim konowałem? – Każdy z obecnych tam magów wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami. Lucy, tak samo jak i Makarov niedowierzali. Jej zachowanie zupełnie różniło się od tego, gdy Strażniczka Gwiazd przechodziła próbę.
- Kokoro? – Powtórzyła dziewczyna. – Co ty tu robisz?
- No nie patrz tak na mnie jakbym ci ciastko obiecała. Użyj swoich mocy, bo ten jest strasznie w gorącej wodzie kąpany i coś mnie się zdaje, że klatka długo na niego nie podziała. – No tak... Oni zajęli się paplaniem o mniej istotnej rzeczy, a wróg z mordem w oczach łypał na nich, próbując tym samym wydostać się z więzienia.
- Tylko, że ja nie potrafię. Nie mogę użyć pełni mocy... nie czuję tego. – Wyszeptała Lucy.
- Rozumiem. – Odpowiedziała po chwili milczenia z uśmiechem. – W takim razie ja zrobię, co będę mogła. Mam plan, a ty mi w tym pomożesz...
- Plan? – Powtórzyła za nią. – Czy my w ogóle mamy jakiekolwiek szanse? – Dodała szeptem. – To potwór. W każdym możliwym znaczeniu tego słowa.
- Spokojnie Lucy. Teraz może nie jesteś w stanie tego zrobić, ale za parę lat...
- Nie mamy tych paru lat Kokoro! – Krzyknęła. Widząc jednak złowieszczy uśmiech na twarzy staruszki, zdała sobie sprawę, że jednak ta naprawdę coś wymyśliła. – Co chcesz zrobić? – Spytała w końcu.
- Zatrzymam czas. – Usłyszeli wszyscy zgromadzeni magowie. Sam wróg przestał na chwilę się szamotać i przysłuchiwał się rozmowie. – W tym starym ciele jest jeszcze trochę energii. Zrobię to dla was, byście mogli go pokonać. Nie wiem na jak długo będę potrafiła zatrzymać czas, więc będziecie się musieli sprężać z treningami.
- Poczekaj moment. Mówiłaś, że byłaś magiem Gwiezdnej Energii.
- No tak, ale nie będąc nim nadal czułam w sobie moc i uczyłam się starych i bardzo skomplikowanych zaklęć, ale to nie czas ani miejsce na tłumaczenie tego. Robimy to?
- Ale co się wtedy stanie ze wszystkimi z Fairy Tail i mieszkańcami Magnolii?
- To zaklęcie będzie działało na całe Królestwo Fiore. Tylko parę osób nie obejmie ten czar. Właśnie... – Zaczęła głośniej i zwróciła się w stronę Wróżek. – Który z magów Fairy Tail jest w stanie udać się na trening by pokonać Acnologię? – Sam Nakajimo był zaskoczony jej pytaniem, a co dopiero pewnością siebie. Ona naprawdę była przekonana, że magowie mogą się go pozbyć. Nie trzeba było długo czekać na pierwszych ochotników. Natsu wraz z Lucy jako pierwsi podnieśli rękę i podeszli bliżej Kokoro. – Tak myślałam. Od początku, gdy tylko was spotkałam, wiedziałam, że wyjątkowy z was duet. – Erza wraz z Gray’em przystanęli obok.
- Nie mogę pozwolić, byś zgarnął wszystkie zasługi. – Rzucił Gray do przyjaciela. Najsilniejsza drużyna Fairy Tail znowu razem.
- Liczę na was. – Szepnęła Kokoro w stronę magów, po czym wokół niej pojawiła się złota poświata, która w mgnieniu oka rozlała się na całe miasto.

Minęło kilka sekund.
Może minut.
Godzin...
Dni?

ONI nie wiedzieli. Obudzili się pełni świadomi ostatniego zdarzenia.
- Kokoro? Wszyscy? – Lucy wstała powoli i rozejrzała się wokół siebie. Magnolia nie zmieniła się. Jednakże odczuwała pewną pustkę. – Zostaliśmy sami. – Szepnęła do siebie.
- Nie do końca moja droga. – Usłyszała znajomy głos Kokoro. – Wszyscy żyją, ale zostali przeniesieni do innego świata. Zrobiłam co mogłam, byście stali się silniejsi. Jestem pewna, że zdołacie Go pokonać.
- A co z Acnologią? – Wtrąciła oprzytomniała Erza.
- Nie zagraża wam, ani waszym przyjaciołom. Też jest w tym samym miejscu, co oni, ale nie można tam używać magii. Nikomu nie zrobi krzywdy. – Wytłumaczyła Kokoro.
- I co my mamy teraz robić?
- Stańcie się tymi, kim chcielibyście być. Powodzenia. – Rzuciła tylko i nastała cisza. Cisza, którą każdy z ocalałych bał się przerwać. W ich głowach zaczęło pojawiać się wiele pytań. Dlaczego akurat ONI się zgłosili? Dlaczego to ONI mają pokonać Acnologię?
- To co, od czego zaczynamy? – Niezręczną ciszę przerwał Gray.
- Nie wiadomo ile mamy czasu... Sama Kokoro powiedziała, że nie wiadomo na jak długo jest w stanie zatrzymać czas. Musimy się sprężać. – Lucy starała się zebrać myśli. Na barkach jej i reszty leżały losy ludzi, których kochają. Każdy z nich wiedział co to oznacza. Muszą dać z siebie wszystko, a nawet i więcej.
- By każdy mógł się rozwinąć, powinniśmy się rozdzielić. – Rzuciła Erza. – Jestem pewna, że to nam dobrze zrobi, a poza tym nic nam tu nie grozi. Mamy trochę czasu, skupmy się na sobie. Każdy osobno. – Magowie spojrzeli po sobie. Miała rację.
- To co... – Zaczęła Lucy. – Widzimy się za niedługo w tym miejscu, okej? – Stali nieopodal swojej gildii. Ich domu. – Erza wraz z Grayem w ciszy udali się przeciwne strony. – Uważaj na siebie Natsu. – Szepnęła. Tylko tyle zdołała z siebie wyrzucić, po czym przytuliła się do maga.
- A Ty na siebie. Jeszcze będzie normalnie.
- Mamy przecież plany.
- Tak... Bardzo poważne. – Na dowidzenia ucałował jej czoło i sam skierował się w trzecią stronę świata. (Boże! Czy ja dobrze sformułowałam to zdanie?!) Lucy nadal stała w miejscu i spoglądała na oddalającego się ukochanego. Nim całkowicie zniknął z jej oczu, sama wzięła głęboki wdech i poszła w swoją stronę.

To ciężki czas dla każdego z nich. Nie mieli zbyt wiele czasu, by zyskać jakieś nowe umiejętności, ale mieli dostatecznie dużo czasu, by doszlifować te stare..

77 dni później.
Chłodny wiatr rozwiewał blond włosy Lucy. Kilkadziesiąt dni wcześniej odchodziła jako ostatnia spod gildii, teraz jako pierwsza czeka na resztę przyjaciół. Pełna nadziei wypatrywała ich co chwilę z każdej strony.
- Lucy! – Usłyszała ze wschodu. To był Gray. – Długo czekasz?
- Kilka godzin. – Usiadł obok niej na drewnianej ławce i ucichł. – Powiem Ci szczerze, że obawiałam się tego wszystkiego... jednakże teraz wiem... nie, jestem pewna, że nam się uda. Pokonamy Acnologię.
- No jasne, że tak. – Uśmiechnął się do przyjaciółki. – Mieliśmy motywację, staliśmy się silni. Z Erzą i z Natsu wszystko jest możliwe.
- Nie możemy wszystkiego zwalać na nich. – Szybko mu przerwała. – Zrobimy to zespołowo.
- Racja. – Szybko się zrehabilitował.
- Dzień dobry. – Głos Erzy wyrwał ich z rozmowy. – Widzę, że już prawie jesteśmy w komplecie. Mam nadzieję, że na treningu daliście z siebie wszystko.
- Oczywiście. – Odparli razem.
- No to jak teraz mamy wrócić z powrotem do naszej Magnolii? – Zagadnął ni stąd ni zowąd Dragneel.
- Jestem z Was dumna. – Usłyszeli znajomy głos Kokoro. – Spoglądałam na Was i nie myliłam się. Jesteście niesamowici. Moja moc już niestety się wyczerpuje, a więc zdążyliście na czas. Gratuluję Wam i życzę powodzenia.
- Dziękujemy Kokoro. – Lucy spojrzała w niebo. – Dzięki Tobie możemy uratować naszą gildię, nasze miasto. – Głowy by nie dała, ale mogłaby przysiąc, że po tych słowach kobieta się uśmiechnęła. Czuła to. – Powiedz... czy jeszcze Cię zobaczymy?
- Zawsze będę przy Was kochani. – To zdanie wystarczyło, by zrozumieli jak i ona ważną część odegrała w tym całym zajściu.
- Czas skopać komuś tyłek. – Rzucił Smoczy Zabójca z uśmiechem.
- Aye! – Krzyknęli wspólnie.



‘Na tym etapie życia nie szukam happy endu.
Szukam szczęśliwego początku.’



Ech.. nie napiszę, że to WIELKI POWRÓT, bo niestety to nie tak.. ten rozdział pisałam hmmm.. kilka miesięcy? No dobra.. kilkanaście.. ludzie, co się ze mną dzieje? Jeszcze nigdy nie miałam takiego zastoju, takiego braku weny twórczej.. Rozdział wiem.. nie porywa ani akcją, ani długością, ale na tyle było mnie stać ;) Wiele razy myślałam sobie: Boże, niech ktoś to za mnie napisze!
Aż się mi rozpisywać nie chce w tym temacie, ale cóż.. coś trzeba..
Powinnam na początek napisać wielkie wytłuszczone PRZEPRASZAM! Ale nie chciałam smęcić na początku postu :D
Czytajcie, komentujcie.. mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądacie ;)

Pozdrawiam i ślę każdemu z osobna mega wielki buziak ;*

niedziela, 17 sierpnia 2014

74. Odsiecz i Kokoro.

Magnolia wstrzymała oddech. Ciemne kłęby dymu roznosiły się po mieście, a cisza która nastała po wybuchu stawała się nie do zniesienia. 
- Co się dzieje? – Spytał ktoś z tłumu. Niewiele ludzi pozostało na uliczkach. Gdy tylko poczuli wstrząs, pouciekali do swoich domów. Bali się o swoje życia, o swoje dzieci.
- Czy to czasem nie gildia Fairy Tail?
- Może znowu któryś z magów przecenił swoje możliwości? – Po tych słowach jakby napięcie opadło, ale nie do końca. Dopóki nie usłyszą głosu Makarova albo chociażby nie zobaczą jego gigantycznej postury, nie uwierzą.

Tymczasem spod ruin wygrzebało się kilkoro magów. Nie wyglądali najlepiej. Ich ciała pokryły rany, a ubrania zostały poszarpane.
- Jeszcze dacie radę się ruszać, wy muszki? – Odpowiedzialny za zamach na gildię stanął przed nimi. – Gińcie! – Wziął mocny zamach, by wykończyć magów, jednakże wielka ręką Mistrza uniemożliwiła mu to.
- Nie waż się podnosić ręki na moje dzieci. – Rzucił poważnie i odepchnął wroga o dobre parę metrów. – Jesteście cali? – Krzyknął za siebie i w tym momencie, reszta magów stanęła tuż za nim. Poobijani, ale cali.
- Kim on jest? – Laxus tak samo jak i reszta magów byli zwarci i gotowi do ataku. Jednakże nie wiedzieli o nim nic. Skąd pochodzi i jaki ma cel.
- No tak.. gdzie moje maniery? – Mężczyzna podszedł do Wróżek, wycierając przy tym niewielką strużkę krwi z kącika ust. – Jestem Nakajimo. Były mistrz gildii Black Star. (No a teraz przyznać się, kto o nim jeszcze pamięta? :D P.S. To i tak jeszcze nie wszystko na jego temat, ale o tym już za chwilę.. ^^) – Ale teraz możecie do mnie mówić Acnologia. – Magowie zadrżeli na tę nazwę.
- Co ty pleciesz?! – Wrzasnął ktoś z tłumu. – Acnologia to smok, który został już pokonany.
- Skąd macie tą pewność? Kto wam ją dał? – Cisza. No tak.. widzieli jak ciało smoka zostało zabrane przez Strażników Korpusu i tyle go widzieli.
- Czekaj moment.. – Odezwał się Gray. – Czy czasem twoja gildia nie była zamieszana w uprowadzenie Lucy i ożywienie Acnologii?
- Nie mogę się nie zgodzić. No właśnie, a gdzie podziewa się ta dziewucha dzierżąca klucze zodiaku?
- Nie twoja sprawa. – Odpowiedzieli wspólnie.
- Szkoda, bo chciałem wypróbować na niej pierwszej swoją moc. – Uśmiechnął się psychopatycznie do nich. – Ale to nic, zacznę od was. – Spoważniał i przybrał pozycję bojową.
- Po moim trupie. – Z tłumu wybiegła Tytania podmieniając swoją zbroję na zbroję Purgatora. Stanęła naprzeciw wroga i wyciągnęła ku niemu broń. – Zapłacisz za wszystko, co zrobiłeś. Za smutek Lucy i za zniszczenie naszej gildii.
- Już nie mogę się doczekać. – Odparł. Tytania rozpoczęła atak. – Nie spodziewałem się, że spotka mnie taka przyjemność i będę walczył z samą Tytanią. – Zaśmiał się, odpierając jej atak. – Jesteś tak silna, jak mówią.
- A ty strasznie irytujący i gadatliwy. – Rzuciła na słowną zaczepkę.
- Taki mój urok.
- Wierz mi, nie ma w tobie nic urokliwego. – Wyraz twarzy wroga zmienił się diametralnie.
- Pożałujesz... – Szepnął, po czym wziął zamach ręką i dosłownie zdmuchnął swojego przeciwnika.
- Erza! – Krzyknęła gildia i z niedowierzaniem wpatrywali się w ciało Tytanii, które wbiło się w jeden ze stojących jeszcze i ocalałych budynków. Mija parę sekund zanim zdają sobie sprawę, że trafił im się naprawdę trudny przeciwnik.
- To co Fairy Tail, kto następny? – Spytał ze zdradzieckim uśmiechem.
- Nadal ja! – Odpowiedziała mu Tytania, która to zaczęła się przedzierać przez gruzy budynku. Tym razem swoją zbroję podmieniła na zwykły prosty strój. Piersi przepadał biały bandaż, a dolną częścią garderoby okazały się czerwone, szerokie spodnie. – Chyba nie myślałeś, że pozbędziesz się mnie w tak łatwy sposób, co?
- To nie to. Po prostu cię nie doceniłem.
- Znowu błąd. – Tytania stanęła na czele ocalałych członków gildii. – Nie doceniłeś siły Fairy Tail. – Rzekła pewnie.
- I raczej niedocenię. Jesteście irytujący. – Były mistrz gildii Black Star spoważniał. – Teraz zacznie się prawdziwa masakra. – Magów oblał zimny pot. Skoro przed chwilą to była rozgrzewka i z taką łatwością udało mu się zranić Erzę, to co pokaże teraz?

Spełniał się najczarniejszy scenariusz. Erza podczas walki wspomniała sobie rozmowę z Lucy sprzed paru dni, która to mówiła o Acnologii w postaci człowieka i o bliźnie na lewej piersi. Wszystko się zgadzało.
- Lepiej, żebyście tutaj nie wracali. – Szepnęła jakby do siebie, ale i tak nie uszło to uwadze kilkoro magom.
- Erza, co się dzieje? – Jellal dotknął jej ramienia.
- Musimy przetrwać. To nie może się tak skończyć. – Rzuciła.
- O czym ty mówisz? Oczywiście, że to się nie skończy. Fairy Tail walczy do końca, nie poddaje się. – Erza zwróciła ku niemu twarz. Ku jego zaskoczeniu w jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie wygramy... z przeznaczeniem.
- Przeznaczenie zawsze można zmienić. I my to zrobimy.
- Rozejrzyj się! – Krzyknęła. Taka prawda. Magnolia została całkowicie zniszczona. Niegdyś miasto pełne życia, kolorowe, zmieniło się w pole bitwy, gdzie prócz gruzów, rozpaczy, nie można było niezauważyć ciał poległych już magów i przypadkowych mieszkańców. – Oto do czego prowadzi nienawiść i chęć mordu! – Nawet ta silna Tytania już nie mogła dłużej tego znieść. To było ponad jej siły, a serce biło jak oszalałe. Nie z widoku jaki został sprezentowany, a ze strachu. Każdy z magów dawał z siebie wszystko, jednakże na ciele Nakajimo, nie można było dostrzec choćby małego zadrapania. Chytry i pewny siebie uśmiech nie schodził mu ani na chwilę z twarzy.
- I co muszki, poddajecie się? Jesteście tacy beznadziejni. – Rzekł wróg, unosząc ciało Maxa. – Czy Wróżki umieją latać? – Spytał, zaciskając mocniej rękę na jego szyi. – W Erzie coś drgnęło.
- Puść go! – Warknęła.
- Oh. – Odwrócił się w jej stronę i spojrzał w oczy. – Skoro Tytania mnie o to prosi... – Twarz Maxa przybrała purpurowy kolor, a dłonie, którymi próbował sobie jeszcze pomóc, opadły bezwładnie wzdłuż ciała. – Ta muszka już straciła swoje skrzydła. – Ręka Nakajimo ścisnęła się jeszcze mocniej na szyi nieżywego maga, po czym z niewielkim wysiłkiem, wyrzucił go za siebie.
- Ty potworze! – Erza w mgnienia oku odzyskała zdrowy rozsądek, po czym zmieniła strój na Zbroję Czarnego Skrzydła. – Pożałujesz! – Jej ataki pokazywały wszystko. Złość, smutek, zemstę. Z oczu płynęły łzy. Nie liczyło się dla niej już nic, prócz pokonania człowieczej postaci Acnologii.
- Zamilcz! – Nakajimo niewielkim i szybkim ruchem ręki pozbawił Tytanię lewego ucha i pasma włosów.
- ERZA! – Zrozpaczone głosy magów odbiły się echem między ruinami. Sama poszkodowana padła na kolana, zakrywając miejsce, gdzie znajdował się jeden z jej narządu słuchu.
- No co się tak gapicie? Sama się pchała, to teraz ma. – Rzucił niewzruszony mężczyzna, widząc pełne nienawiści spojrzenia magów. – I tak udało się jej uniknąć najgorszego, bo celowałem w sam środek jej pięknej twarzyczki. – Wytłumaczył. – To co? Teraz czas na następnych. – W jego prawej dłoni pojawiła się ciemna kula, która to w mgnieniu oka została wycelowana w rodzeństwo Strauss, Raijinshu oraz paru innych magów. Po głośnym wybuchu i opadnięciu szarawej mgły, ocaleli dostrzegli mocno rannych przyjaciół, a nawet takich pozbawionych kończyn. Straszny widok.
- Wystarczy tego! – Krzyknął Makarov.
- Czas na ciebie staruchu. – Z ust Nakajimo zaczęły się wydobywać jasne promienie.
- Co on chce zrobić...? – Gray nie mógł uwierzyć w to, co właśnie widzi. Człowiek posiadający tak wielką, przytłaczającą mroczną moc. To było ponad jego wyobrażenie.
- Skupcie się Fairy Tail! Zbierzcie cała swoją moc i wspólnie w niego uderzymy! – Mistrz nie miał zamiaru się poddawać. Chciał zrobić wszystko, by tylko jego dzieci były bezpieczne. Nie mógł patrzeć na ich cierpienie, na ich śmierć. Bez wahania miał zamiar użyć całej swojej siły, oddać resztkę mocy, która mu została. Dla nich. Dla swoich kochanych dzieci.
- Błyszczące Płomienie Ognistego Smoka!
- Osąd siedmiu gwiazd! – Nim wróg zdołał posłać swój atak w stronę Wróżek, zostało mu to uniemożliwione. Gigantyczna kula ognia otulona złotą poświatą przygniotła go.
- Co do kurwy nędzy?! – Wrzask Nakajimo dało się słyszeć w promieniu kilku kilometrów. – Kto jest za to odpowiedzialny? – Jego złość zdaje się nie mieć granic. Gdy już mgła opadła, jego oczom ukazały się dwie postacie. – Moja wisienka na torcie właśnie przybyła. – Te słowa skierował do nikogo innego jak do blondwłosej magini.
- Lucy, Natsu! – Ucieszył się Makarov na ich widok.
- Raaaany, nie ma nas parę dni, a tu taka impreza! Bez nas...
- Natsu, to nie żarty. – Skarciła go i rozglądnęła się dookoła. – Spóźniliśmy się... – Szepnęła smutno.
- To jeszcze nie koniec! Możemy wygrać! Musimy tylko połączyć siły! – Krzyknął Gray.
- Mówiłeś coś o jakiejś wisience. – Odezwał się Natsu całkowicie ignorując przyjaciela, podchodząc do wroga i strzelając palcami. – Zaserwować ci coś? Płomienny Łokieć Ognistego Smoka!
- Pięść Regulusa! – Duch przyzwany przez Lucy również miał zamiar powalić przeciwnika. Jednakże obie próby zakończyły się fiaskiem. Nakajimo uniknął uderzeń, przez co atak Natsu i Lokiego zderzył się, tworząc wybuch.
- Uważajcie! – Wspierała ich Lucy. Sama była zwarta i gotowa do ataku. W ręku dzierżyła Miecz Światła, Excalibura, a jej towarzyszem był Sagittarius.
- No witaj. – Usłyszała tuż przy uchu. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, została odepchnięta parę metrów dalej, a jej duch został z łatwością pokonany. – Cóż za miłe spotkanie. – Rzucił w jej kierunku.
- Jak dla kogo. Masz bardzo ciekawy sposób witania. – Odparła z sarkazmem. – Mogę wiedzieć, co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem sprawdzić moją nową moc i jeszcze... prosić cię o pomoc.
- Słucham? Ty sobie chyba ze mnie kpisz!
- Stałaś się kimś bardzo potężnym, Strażniczko Gwiazd. – Ukłonił się delikatnie w jej stronę. – Razem możemy wiele zdziałać. Ja mam serce potężnego smoka Acnolgii, a ty magię gwiazd. Toż to połączenie idealne!
- Ja chyba śnię... ty mnie prosisz o współpracę? Po tym wszystkim, co zrobiłeś Magnolii i mojej gildii? Za żadne skarby nie połączę z tobą sił! I moje zdanie nie zmieni się choćby nie wiem co! – Lucy była pewna swoich słów, czuła się dumnie. Wiedziała, że te słowa jeszcze bardziej wzburzą jej przeciwnikiem. Nie myliła się. Jego czoło zmarszczyło się ze zdenerwowania, a na szyi pojawiły się widoczne żyły.
- Aaaaaaaaaaa! – Wydał z siebie głośny ryk. Ten sam co Acnolgia. Biła od niego mroczna energia, która aż przytłaczała.
- Uciekajcie! – Krzyknęła Strażniczka Gwiazd do wszystkich. – Ratujcie się! SZYBKO! – Wróżki nie wiedzieli, co zaraz może się wydarzyć. Strach paraliżował całe ich ciała. Z niedowierzaniem wpatrywali się to w oszalałego Nakajimo, to zaś na Lucy, która ani drgnęła z miejsca. Co więcej, mieli wrażenie, jakby w ogóle nie chciała się stamtąd ruszyć. Nie okazała słabości, czy strachu.
- Lucy, wypad stamtąd! On zaraz cię zabije! – Usłyszała głos Natsu, który wygrzebał się spod sterty kamieni.
- Dam radę. – Syknęła przez zęby. – Dam radę. – Powtórzyła. Nie spuszczała z oka mężczyzny, który to łypał na nią morderczym wzrokiem.
- Jaka odważna. – Odezwał się po dłuższej chwili milczenia. – Wnioskuję więc, że nie boisz się śmierci. Wybacz, że tak krótko pozwoliłem ci zostać Strażniczką Gwiazd. – W jego prawej ręce pojawiła się jasnoniebieska kula, która to zaczęła się powiększać. – Żegnaj.
- Nie tak prędko! – Między dwoma magami pojawiła się starsza kobieta. Szybkim ruchem zaczęła kreślić jakieś nieznane malunki w powietrzu i nim Nakajimo zdążył wypuścić kulę, został zamknięty w złotej klatce.
- Kokoro. – Wypowiedzieli wspólnie jej imię Makarov i Lucy.
- Kopę lat.

‘My nie tyle potrzebujemy pomocy przyjaciół co wiary,
Że taką pomoc możemy uzyskać.’


Niespodzianka! A jak! Taka mała i pewnie wyczekiwana na prawie że koniec wakacji ^^
Znajcie moje dobre serce Cukiereczki ;*

Niby zawiesiłam bloga, ale cóż.. nęka mnie to jednak po nocach >.<
Baaardzo proszę o wyrozumiałość, gdy przeczytacie ten rozdział, ale niestety dawno nie pisałam i tak jakby wyszłam z wprawy xD
Nawet nie czytałam go drugi raz, by poprawić błędy, bo aż strach!
Co znajdziecie, dajcie znać xD po kościach czuję, że na pewno parę rzeczy będzie niezrozumiałych, ale jak tylko wrócą mi siły to poprawię rozdział ^^

Co mogę jeszcze powiedzieć.. każdego dnia wchodzę na tego bloga z nadzieją, że wena mi wróci. Najbardziej cieszą mnie liczby wyświetleń tego bloga.. serio, jestem szczęśliwa, że dalej jest w miarę popularny <3
Jestem tutaj już prawie dwa lata, czaicie? DWA LATA! Nie mogę w to uwierzyć.. ranyy co tu się działo.. aż łezka się mi w oku kręci jak sobie wspomnę początki tutaj, ah!

Jak też pewnie zauważyliście, wróciłam do dawnej nazwy.. xD sentyment, cudowny sentyment :)

Too chyba tyle, nie zawracam dupy, wczasujcie się dalej!

Do usłyszenia ;* <3 

piątek, 25 lipca 2014

Panie i Panewki!

czy jakoś tak to szło..
Już daaawno temu powinnam to napisać a nie zbywać Was postami, że żyję..

ZAWIESZAM!

Serce mnie boli jak piszę to słowo i w ogóle jak o tym pomyślę, ale cóż.. nie oszukujmy się.. albo ja nie będę się oszukiwać. Wypalam się twórczo.. :(
Mam tylko, pożal się Boże, niecałą połowę nowego rozdziału, który piszę już kilka miesięcy i nie zapowiada się, bym szybko go skończyła..
Bardzo Was przepraszam i dziękuję za miłe słowa i mam nadzieję, że jeszcze o mnie pamiętacie ;)

No nie przedłużajmy.. miłych wakacji życzę każdemu z osobna, pełnych przygód i dobrych wspomnień :*
Całuję i ściskam każdego z osobna ;3

Do usłyszenia ^^

czwartek, 12 czerwca 2014

Żeby nie było..

.. ja żyję!
Miewam się nieźle, ale brak czasu i weny by skończyć kolejny rozdział xD
Z Waszymi opowiadaniami jestem na bieżąco mówię od razu! ;*
Czemu nie komentuję? Też brak weny, ale wspieram Was całym serduszkiem i przesyłam multum weny, byście tworzyli dalej, bo jesteście świetni :D

Takie małe krótkie ogłoszenie ^^
I co jeszcze..
Witam nowych czytelników i mam nadzieję, że Ci stali bywalcy jeszcze o mnie nie zapomnieli i tu jeszcze zaglądają xD

Trzymajcie się Dzióbki moje, buziaki!
Będę tu w niedługim czasie ;3

niedziela, 9 marca 2014

73. Oddalenie i straty.

Mijały dni. Gildia jak zawsze była pełna życia. Erza z Jellalem postanowili zostać w Magnolii na pewien czas. Najlepiej im było wśród przyjaciół z gildii. Lucy po skończonych próbach wróciła do normalnego trybu życia. Jednakże według niektórych osób, zmieniła się. Oddaliła się od Smoczego Zabójcy. Mało przebywała w gildii.
- Chcę nadrobić stracony czas z dzieciakami z Domu Dziecka. – Wytłumaczyła barmance, która niepokoiła się o przyjaciółkę. – Przez te próby, nie odwiedzałam ich. Czuję się z tym źle, bo w pewnym sensie byłam za nich odpowiedzialna.
- Teraz rozumiem. Jednakże Lucy.. – Zawahała się Mirajane. – Co z Natsu?
- A co ma być?
- Oddaliliście się od siebie.
- Nie Mira, to nie tak.. – Westchnęła głęboko i oddaliła się od baru.
- Hej Lucy! – Usłyszała dobrze znany jej głos. – Idziemy na jakąś misję? – Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha, podniecony na samą myśl.
- Pójdziemy, ale następnym razem. Wybacz, muszę iść do Domu Dziecka. Obiecałam to dzieciom.
- A-ale.. – Jąkał się chłopak. Było mu przykro. (No chodź Skarbie, przytulę Cię >.<)
- Pa Natsu. – Ucałowała delikatnie jego policzek i wybiegła z gildii. Zauważył, że Mira woła go do siebie. Niechętnie podszedł do niej.
- Co się dzieje? – Spytała prosto z mostu.
- Sam chciałbym to wiedzieć. Unika mnie.
- Walcz o nią, bo inaczej na zawsze ją stracisz.
- Nie ma takiej opcji. Nie pozwolę jej odejść.
- To wiesz co masz robić? – Natsu uśmiechnął się chytrze pod nosem i kiwnął twierdząco głową.
- Ale się napaliłem! – Wrzasnął po chwili na cały głos, zwracając uwagę wszystkich zgromadzonych, po czym wybiegł z gildii.

Była w Domu Dziecka. Cieszyła się każdą sekundą spędzoną z tymi istotami, które potrzebują ciepła i miłości. Shiro, z którym to zaprzyjaźniła się pierwszego dnia jak dostała tam pracę, znacznie podrósł i zmężniał. Wziął na siebie odpowiedzialność jako jednego z najstarszych wychowanków i pomaga w zabawianiu tych młodszych. Kouta i Shouta – najmłodsze bliźniaki, mieszkające w Domu Dziecka zmienili się nie do poznania. Jak na te parę tygodni nieobecności Heartfilli stali się niezwykłymi łobuzami.
- Kouta! Nie ciągnij Yuulin za włosy! Shouta, przeproś Ryuu za złamanie jego ulubionej kredki! – Blondwłosa miała ręce pełne roboty z tymi dwoma. Gdy jednego złapie na ‘gorącym uczynku’, to drugi ucieka. – Nie wytrzymam zaraz z wami.. – Szepnęła pod nosem na skraju wytrzymałości. – Pani Takase.. niech Pani szybko wraca.. – Usłyszała otwierające się drzwi. Pełna nadziei spojrzała w tamtą stronę, iż jej prośba zostanie wysłuchana. Jednakże pomyliła się. – Natsu? Co Ty tu robisz? – Zdziwiła się dziewczyna.
- Zabieram Cię stąd. Jedziemy na wycieczkę. – Rzekł tajemniczo i z uśmiechem.
- Wycieczka? Nie no, nie mogę teraz. Pani Takase wyszła, a ja zostałam sama.
- To w takim razie poczekam jak wróci ta Pani Sakase i wtedy pójdziemy.
- Takase! – Poprawiła chłopaka.
- Mniejsza.. może Ci w czymś pomóc? – Zaskoczyło ją to pytanie.
- Cóż.. mam mały sajgon z nimi.. możesz przypilnować najbardziej tych oto bliźniaków? – Wskazała palcem na ową dwójkę, która zainteresowała się przybyłym gościem, a raczej jego szalikiem.
- Spoko. – Odparł z uśmiechem, choć tak do końca nie była przekonana czy da sobie radę.

Godzinę później.
Ku zdziwieniu Lucy, Natsu dawał z siebie naprawdę wszystko przy zabawianiu dzieci. Starał się, to było widać. Każde z dzieci z zaciekawieniem dotykało jego różowych, kolczastych włosów oraz łuskowatego szalika. Z uśmiechem na ustach opowiadał im bajkę o dziecku wychowanym przez smoka. Zachwycone i szczęśliwe dzieci były dla Lucy bardzo rozczulającym widokiem. Cieszyła się widząc takiego Natsu. Tylko ona widziała tę stronę. Opiekuńczego, pełnego uwagi i poważnego niekiedy narwańca.
- Myliłam się. – Podeszła do niego z delikatnym uśmiechem. – W przyszłości będziesz wspaniałym ojcem. – Dodała. Nim jednak zdała sobie sprawę z wcześniej wypowiedzianych słów, odwróciła się do niego tyłem, ukrywając tym samym zaróżowione policzki.
- Dziękuję. – Usłyszała tuż przy uchu i poczuła ciepłe ramiona przytulające ją. – Miło mi to słyszeć z twoich ust po tym wszystkim. Byłem okropny, przepraszam za wszystko. – Lucy odwróciła się do niego przodem i spojrzała mu głęboko z czułością w oczy.
- Nie chcę, by moje nowe zdolności nas oddaliły od siebie. Potrzebowałam cię, potrzebuję i będę potrzebować. Nie zmieniajmy się Natsu.
- Obiecuję, że zawsze będę przy tobie i zamierzam ci to udowodnić.
- W jaki sposób?
- Pobierzmy się i wprowadź się do mnie. – Nie spodziewała się takich słów. Zaskoczona, nie potrafiła nawet wypowiedzieć żadnego słowa. – Chyba, że nie chcesz, to póki co możesz ze mną zamieszkać. – Dodał szybko, widząc ją w takim stanie.
- Naprawdę chcesz, abym została twoją żoną? – Tylko tyle zdołała z siebie wyrzucić.
- To moje marzenie. – Odpowiedział jej wprost. – Kocham cię. W ten sposób chcę być zawsze przy tobie.
- Tak. – Przerwała mu. Nie musiał się długo zastanawiać, o co chodzi. W jego oczach zaczęły tańczyć wesoło iskierki. Ona również była szczęśliwa i lekko zawstydzona, gdyż całe to zdarzenie odbyło się przed dziećmi z domu dziecka oraz ledwo co przybyłą panią Takase.
- No pocałujcie się wreszcie! – Krzyknął Shiro ze schodów z chytrym uśmieszkiem, a reszta dzieci zaczęła ochoczo powtarzać: ‘Całuj ją! Całuj ją!’ (Kochane dzieciaki! Pokochałam tą scenę ^^)
- Ej! Uspo~... – Lucy miała zamiar ich skarcić, jednakże nie dokończyła. Na swoich ustach poczuła ciepłe wargi chłopaka. W momencie zapomniała o krępującej ją publiczności i z równą namiętnością, zaczęła oddawać pocałunki.

- Dobra, dobra dzieciaki, uciekać mi stąd. Lucy, na dziś masz już wolne. – Uśmiechnęła się pani Takase.
- Dziękuję. – Odezwała się dziewczyna. – Do widzenia. – Pożegnała się z dyrektorką, a dzieciakom pomachała obiecując, że za niedługo ich odwiedzi. Wraz z Natsu ruszyli przed siebie w nieznanym jej kierunku. Minęli katedrę, dom Natsu aż w końcu zatrzymali się na stacji. – Co planujesz? – Zdziwiła się. Co jak co, ale on omijał szerokim łukiem tego typu miejsca.
- Niespodzianka.
- Nie za dużo tego?
- Chcę prosić o twoją rękę tak jak należy. – Zrozumiała o co mu chodziło i cieszyła się, że bierze to na poważnie. – Twój ojciec ucieszy się, gdy cię zobaczy.
- Na twój widok również. Jestem tego pewna. Natsu?
- No?
- Dziękuję.

Gildia. Tydzień później.
- Eh, no gdzie oni się podziewają? – Zamartwiał się Makarov.
- Może poszli na jakąś misję? – Podłapała temat Erza.
- Nie. Gdyby tak było, wiedziałaby o tym chociaż Mira.
- Na pewno nic im nie jest Mistrzu, są silni. – Tytania starała się go uspokoić, jak i resztę magów, jednakże to nie pomogło.
- I tak mam złe przeczucia. – Szepnął staruszek, tak by tylko Erza mogła go usłyszeć.
- Puk, puk, puk. – Drzwi otwarły się na oścież, a do wnętrza wszedł mężczyzna. Wysoki starszy brunet z czarnymi oczami. – Witam. – Jego uśmiech niby nie specjalny, a jednak miał w sobie coś niepokojącego. Koszulę miał rozpiętą, odsłaniając tym samym bliznę znajdującą się na połowie jego klatki piersiowej.
- Kim jesteś i co cię sprowadza? – Spytał spokojnie Mistrz.
- Jestem zniszczeniem. – Rzekł i uśmiechnął się szerzej. – Niech rozpocznie się cierpienie! – Po tych słowach w całej Magnolii dało się słyszeć głośny wybuch a potem ciszę oznaczającą najgorsze...

‘A los tak figlarny,
Dopiero kiedy pogodziłeś się już ze stratą,
Dał szansę na odzyskanie.’


Oł yeaa!
Wielki powrót, bejbe!
Albo może jednak nie wielki.. >.< jestem mega nieobliczalna, więc nic nie obiecuję kiedy kolejny rozdział, bo aż mi głupio niekiedy jak myślę ile musieliście czekać na ten..
Prawda jest taka, że tak trochę wyszłam z wprawy pisania bloga, ale to już zauważyliście..
No i jeszcze taki krótki rozdział po tak dłuuuugiej nieobecności. Wybaczcie, postaram się następnym razem ^^

Motyw oświadczyn.. a to wszystko dlatego, że mój brat wczoraj się zaręczył i mnie tak wzięło hy hy hy xD Czuję się też troszkę zazdrosna, ale okej to nie to miejsce by się użalać ;P

Coś jeszcze miałam napisać, ale zjadłam..
Tak że miłego czytania i komentowania xD

Drogie Panie – nasze zdrowie! (spóźnione, ale na picie zawsze jest pora) ;*

<3

niedziela, 9 lutego 2014

Spoko, żyję..

.. dzięki że się martwicie <sarkazm> ;P
Żarcik ^^ i tak się nie gniewam, ale wypadałoby w końcu tu coś napisać..
Ehh od czego zacząć?
Cat - chan miewa się dobrze, rozdział się pisze, ale się nie kończy, why? -,-
Wasze blogi czytam regularnie, ale nie komentuję..
Wiedzcie jedno: i tak piszecie bosko, jak zawsze, więc oby tak dalej! ;*
Swój miałam zakończyć w grudniu '13 roku.. wow, ale jestem spóźniona ^^
Może powód jest też taki, że tak kocham tego bloga, że aż szkoda mi go kończyć? Pociągnę jeszcze tak parę miesięcy, a potem.. hmm.. potem może pojawi się coś nowego, wystrzałowego, takiego 'oh i ah', że aż kapcie wam spadną, ale sama nie wiem. Mała iskierka pojawiła mi się w głowie, ale nie wiem czy się rozpali na dobre..
W każdym razie jeszcze zajęłam się książką: jedną z trzech części trylogii którą planuję.. (Kaśka co chwilę zmienia zdanie.. to co kiedyś wam pisałam o czym będzie, to będzie się znajdowało w drugiej części) niedawno mnie dopiero oświeciło, że powinnam zacząć inaczej. Początek drugiej części, którą już dawno zaczęłam jest do poprawy..
Ostatnie rozdziały bloga pewnie też będą nieco inne niż poprzednie. Mam nadzieję, że zauważycie zmiany :)
Nie ukrywam, że będzie to zasługa niejakiej Yukari, która pod ostatnim rozdziałem co nieco się wypowiedziała i wzięłam sobie jej rady do serca. Dziękuję w każdym razie za reprymendę, rady sobie na pewno zachowam ^^

Cóż.. chyba tyle. A jak coś się mi jeszcze przypomni, to dopiszę ^^ wiecie, wiek nie ten, to i pamięć szwankuje xD

Wyczekujcie rozdziału!
Dozobaczyska i miłego popołudnia no i jeszcze jedno:
Kocham was mocno Mordki moje <3