wtorek, 2 sierpnia 2016

Niespodzianka! One shot! xD



Miał osiemnaście lat, gdy po raz pierwszy zobaczył jej uśmiech. I od razu zakochał się w tym uśmiechu. Takim prawdziwym i ciepłym, że mogłaby stopić lód.
Teraz mija pięć lat od kiedy wyjechała za granicę robić karierę pianistki. Porzuciła szkołę, by jak to sama powiedziała: ‘spełniać marzenia’.

Kilka lat wcześniej.
Piątkowe popołudniowe zajęcia w Magnolii kończyły się właśnie dla wszystkich uczniów. No może nie wszystkich. Dla Natsu Dragneela to nie był jeszcze koniec.
- Wrzuć nauczycielce do torebki żabę to już od razu karzą ci sprzątać wszystkie sale. – Mamrotał pod nosem, wyciskając mopa. – Zrób kawał-mówili, będzie fajnie-mówili. – Dodał naśladując swoich kolegów. Jednakże na samo wspomnienie reakcji pani profesor, na twarz wdarł mu się szeroki uśmiech.
Gdy już zamykał jedną z klas, usłyszał cichą melodię gdzieś niedaleko.
- Ktoś tu jeszcze jest? – Odstawił wiadro z mopem na bok i cicho podszedł pod salę, skąd wydobywała się muzyka. Jak się okazało, na końcu korytarza znajdowała się sala muzyczna, o której Dragneel nie wiedział. Drzwi były uchylone, a więc nie trudno było niezauważyć blondwłosej dziewczyny, która grała na pianinie. To było coś klasycznego, jak sam wywnioskował, bo nigdy wcześniej nie słyszał takiej melodii.
Lecz nie samo to wprawiło go w zachwyt, a dziewczyna. Grała całą sobą. Melodia była wesoła i ona sama zdawała się być taka. Głowę miała wysoko podniesioną i zamknięte oczy. Trafnie dotykała swoimi szczupłymi palcami klawiszy. Na jednej z dłoni zauważył bliznę. Lekko kołysała się na boki, w rytm muzyki. Jeszcze nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział, ani nie słyszał. Miał wrażenie, jakby był we śnie. Ogarnął go spokój, a w jego sercu rozpaliło się nowe uczucie.
- Nie! – Krzyknął i potrząsnął szybko głową i klepnął się w policzki. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że tym zachowaniem przerwał występ dziewczyny. Nim się zorientował, blondwłosej pianistki już tam nie było. Rozglądnął się jeszcze dookoła, przetarł oczy, wzruszył ramionami i wrócił do swoich przymusowych obowiązków.

Cały weekend poświęcił owej dziewczynie.
- Była i nagle zniknęła. – Szeptał. Nie mógł sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć. – Może to jakiś duch szkoły? Ciekawe czy Gray coś o tym wie. – Przewrócił się na drugi bok i spojrzał w okno. Niedzielny wieczór, a on rozmyślał o dziewczynie, która być może nawet nie istnieje. – Wariujesz Natsu. – Skwitował krótko. – I jeszcze gadasz sam do siebie. – Dodał, po czym zasnął.

Poniedziałkowy gwar i tłok w szkole to już tradycja. Każdemu dało się to we znaki.
- Te korytarze powinni robić szersze. – Rzucił Gray Fullbaster, najlepszy przyjaciel Natsu. Czuł jak każdy przechodzący depta mu po piętach i palcach. – Nosz cholera jasna! Ludzie! Zsuńcie się trochę! – Wrzeszczał ponad tłumem, ale nikt go nie słyszał. – Niech was wszystkich szlag. – W momencie, gdy to powiedział, na korytarzu zrobiło się o wiele luźniej.
Natsu zaś nadal był pogrążony w myślach o blondwłosej, także nie słuchał narzekań przyjaciela, ani też nie zauważył, gdy na kogoś wpadł.
- Ałć! – Usłyszał i dopiero wtedy odzyskał rozsądek. Jego ofiarą była dziewczyna. Wraz z Grayem schylił się, by pomóc jej zebrać porozrzucane papiery i przyglądał jej się. Co prawda, miała jasne włosy, ale nie przypominała tej z piątku. Miała mały, lekko zadarty nos, ciemnoczekoladowe oczy oraz okulary.
- Przepraszam. – Wyrwało się Natsu, gdy pomagał jej wstać. Dotykając jej dłoni, wyczuł pewną chropowatość. Blizna – przeszło mu szybko przez myśl.
- W porządku. Widać, że masz głowę w chmurach. – Odezwała się w powagą. Miała piękny głos.
- Dokładnie tak. – Przytaknął.
- Serio? Ty o czymś myślisz? – Przygadał Gray.
- Chcesz się bić?
- Czemu nie. – Gdy tylko styknęli się głowami i wygrażali sobie pięściami, zadzwonił dzwonek, obwieszczający początek lekcji.
- To my już pójdziemy. – Zwrócił się do dziewczyny.
- Tak, ja też. Dziękuję za pomoc. Miłego dnia. – Po tym pożegnaniu uśmiechnęła się do nich czule, a ci urzeknięci jej pięknem, zaniemówili i skamienieli. Nawet, gdy ich mijała, stali ciągle w bezruchu.
- Jak ona pięknie pachnie! – Gray zaczął się zachwycać, gdy tylko skończyła się pierwsza lekcja. – Gdyby się nie uśmiechnęła, to w życiu bym na nią nie spojrzał. Ciekawe, z której jest klasy. – Nawijał jak najęty, a Natsu czuł jak się w nim gotuje. Czyżby był zazdrosny? Może i owszem. Nie do końca rozumiał, co dzieje się w jego wnętrzu. – Umówię się z nią. – To zdanie wyrwało go z zamyśleń.
- Że co? – Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał.
- Dowiem się, z której jest klasy i umówię się z nią. Jest w niej coś niezwykłego. Choć ta blizna trochę oszpeca jej zgrabne dłonie. Ciekawe skąd ją ma? Natsu, co z tobą? Jakiś cichy jesteś od samego rana.
- To nic, nie przejmuj się.
- Obawiam się, że chodzi tu o kobietę. O NIĄ, prawda? Też ci się spodobała.
- Nie pleć bzdur. W ogóle się mi nie podoba. Nie z tą blizną. – Na nieszczęście, obiekt ich rozmów przechodził właśnie obok nich. Ich spojrzenia się spotkały. Jego wyrażały zaskoczenie, a jej smutek. Wiedziała, że chodzi o nią. Jej zaszklone ciemne oczy, uświadomiły mu, jak bardzo ją teraz zranił. Tak naprawdę, chciał ją poznać bliżej, tak jak Gray, ale teraz już stracił tą możliwość. Zauroczyła go, teraz był pewien i świadomie ją zranił. – Przepraszam. – Wyszeptał w jej stronę. Nic nie odpowiedziała. Nawet nie mrugnęła. Spuściła wzrok, a grzywka przysłoniła jej oczy i szybkim krokiem odmaszerowała w niewiadomą ich stronę.
- To poszedłeś po bandzie stary. – Przyjaciel poklepał go po plecach. – Teraz to oboje nie mamy na co liczyć.
- Hej! – Usłyszeli nagle krzyk pewnej dziewczyny. Była to niska, niebiesko włosa uczennica. – Nie widzieliście może Lucy?
- Kogo? – Zdziwił się Gray.
- Blondwłosa dziewczyna, szczupła, ładna, w okularach, z blizną na dłoni. – Zaczęła wymieniać.
- Poszła w tamtym kierunku. – Wskazał w stronę, gdzie widział dokąd zmierza.
- Dzięki wielkie. – I odbiegła.
- A więc ma na imię Lucy.
- Lucy… - Wyszeptał Natsu. Sam miał ochotę za nią pobiec, ale teraz z pewnością potrzebuje czasu. Nie chciał sobie jej odpuścić. Zaczęło mu zależeć.
- Coś mi się wydaje przyjacielu, że cię straciłem. – Gray poklepał go kilkukrotnie po plecach. – Nie martw się, pomogę ci.
- Ty mi? W czym?
-Zależy ci na niej. Wiesz, że ją zraniłeś i chcesz to naprawić. Coś wymyślimy, by ci wybaczyła.
- Gdyby nie te twoje głupie teksty, nic by się nie stało. – Skarcił go, choć doskonale wiedział, że to nie była wina Fullbastera.  – A teraz chodź, kolejna lekcja przed nami.

I tak minęły dni, tygodnie, miesiące, aż nastała wiosna. Drzewa zaczęły puszczać pierwsze pąki, powietrze zrobiło się lżejsze i cieplejsze. Natsu wciąż rozmyślał o Lucy każdego dnia, aż nawet zaczął zostawać po lekcjach w każdy piątek, by móc słuchać jej grania na pianinie oraz obserwować ją z dala. Unikała go po tamtym nieszczęsnym dniu, ale widział z daleka jej roześmianą buzię i to mu wystarczało. Tylko na jak długo? Próbował jakoś się z nią dogadać, wytłumaczyć, lecz dla niej stał się powietrzem.
- Odpuść sobie Natsu. Daje ci do zrozumienia, że nic z tego. – Zagadnął go kiedyś Gray.
- Ani mi się śni. Chcę ją. Tylko ją. Wiem to na pewno. Nie odpuszczę. – Rzekł hardo. – Nawet jeśli będę musiał, to ją uprowadzę i zmuszę, by ze mną porozmawiała.
- Nie zamieniaj się w jakiegoś chorego psychicznie, bo cię zamkną, a wtedy na pewno nie będzie cię chciała.
- Daj mi spokój. – Burknął i odszedł w swoją stronę.

Kilka dni później. Dom Dragneelów.
- Natsu! – Usłyszał wołanie z dołu.
- Tak, mamo? – Podszedł do swojej pięknej, różowowłosej rodzicielki i usiadł naprzeciw niej w kuchni.
 - Co się z tobą ostatnio dzieje? Martwię się. Wyglądasz na smutnego, nie chodzisz nigdzie po szkole, nawet mało jesz. Masz jakieś kłopoty? – Jej zatroskany głos, wzbudził w nim poczucie winy.
- Przepraszam mamo. Wiem, że nie jestem sobą, ale to się zmieni.
- Chodzi o dziewczynę, prawda?
- Masz intuicję. – Uśmiechnął się do niej. Wiedział, że ukrywanie tego przed nią nic nie da. Za dobrze go zna. – Tak, chodzi o dziewczynę. I to nie byle jaką, ale zawaliłem sprawę i nie mam szans.
- Skąd ta pewność? Może ona chce, byś się starał i pokazał, że naprawdę ci zależy?
- Nie sądzę. Ona traktuje mnie jak powietrze. W sumie to się nie dziwię, bo mocno ją zraniłem.
- Coś powiedziałeś?
- Lucy to piękna dziewczyna i nie chodzi mi tu tylko o wygląd zewnętrzny. Ma w sobie coś niezwykłego, co przyciąga ludzi. No i pewnego razu, gdy przekomarzałem się z Grayem, powiedziałem że mi się nie podoba z blizną na dłoni.
- Blizna na dłoni?
- Tak, ale dłonie ma piękne. Wierz mi, nie chciałem by to usłyszała. Chciałem tylko, by Gray dał mi spokój. Co ja mam zrobić?
- To ciężka sprawa kochanie, ale jeśli naprawdę ci na niej zależy, to to pokarz. Pokarz, że jesteś w stanie zaakceptować tę bliznę na dłoni, że nawet wtedy jest piękna. – Słowa matki zapadły mu w pamięć. Miała całkowitą rację. Będzie walczył. – A tak właściwie to od kiedy patrzysz na kobiece dłonie?
- Od kiedy ją zobaczyłem jak gra na pianinie.
- Wspaniale! Dobrze się składa. Mam bilety na koncert. Wiesz, taty nie ma to pójdziesz ze mną.
- Słucham?
- Jutro o 20. Ubierz się elegancko.  – Czyli nie miał wyjścia. Jego matka dobra kobieta i bardzo stanowcza.

Tak jak było postanowione, Natsu wraz z mamą zasiedli w wyznaczonych miejscach w teatrze. Gdy przygasły światła, a jasne reflektory padły na scenę, tłum wyciszył się i wyczekująco wpatrywał się w stojące tam instrumenty.
Po przywitaniu się z gośćmi, prowadząc zaprosił kilka osób, którzy mieli zagrać jako pierwsi. Jak się okazało, to nie był zwykły koncert. To była szansa dla młodych ludzi, którzy kochają muzykę i chcą się jej oddać bezgranicznie. Wśród gości zaproszony był ‘Łowca Talentów’, który to mógł spełnić ich marzenie. Natsu się nudził. Nie lubił tego typu imprez, ale nie chciał sprawić matce przykrości.
Gdy jednak po półtoragodzinnej męce zobaczył na scenie kolejnego artystę, wyprostował się i przetarł oczy ze zdumienia.
- Lucy. – Wypowiedział jej imię. Jego matka domyśliła się, że to właśnie o niej mówił. Sama blond włosa pośród niewielkiego szumu, ale jakże znacznego tłumu zauważyła go. Te jego niespotykane różowe włosy. Wiadomo po kim je odziedziczył. Uśmiechnęła się delikatnie w ich stronę, ukłoniła się i zasiadła przed pianinem. Natsu, tak samo jak inni na widowni byli po wrażeniem jej urody oraz białej, delikatnej sukienki, która idealnie do niej pasowała. Tiulowe zaś rękawiczki zasłaniały jej dłonie. Wśród świateł reflektorów wyglądała jak anioł. Na Sali zapadła cisza i dopiero po tym Lucy wyciągnęła dłonie i zaczęła delikatnie przyciskać klawisze pianina. Muzyka była smutna, poważna, opanowana do perfekcji. Lucy również była instrumentem. Tak samo jak ona działała na pianino, tak i pianino działało na nią. Kołysała się delikatnie, jak kwiat maku poruszany przez wiatr w polu.
Cisza.
Lucy spojrzała na publiczność, po czym zdjęła rękawiczki i rzuciła je za siebie. Włosy wcześniej spięte w kok, rozpuściła, pozwalając im swobodnie opaść na plecy i ramiona. Ludzie spoglądnęli po sobie. Byli zdziwieni jej zachowaniem, tak samo jak i Dragneel. Tym razem blond włosa uśmiechnęła się szeroko i zaczęła grać melodię tę samą, którą to Natsu słyszał w każde piątkowe popołudnie. Publiczność oniemiała z zachwytu. Żadne z nich nie słyszało jeszcze czegoś tak pięknego i czystego. Swoim występem wprowadziła publiczność w fantastyczny nastrój, który nikt do końca występu nie mógł go popsuć. Nawet chłopiec, który to zakończył koncert nieudaną prezentacją gry na skrzypcach.
- Usłyszeliśmy dzisiaj wiele wspaniałych talentów. Jednakże tylko jedna, jedyna osoba zachwyciła Łowcę. To Lucy Heartfillia. Twoje marzenie się spełni. – Na Sali dało się słyszeć wiwaty. – Już za kilka dni Lucy wyjedzie z Magnolii, by móc kształcić się pod okiem zawodowców.
- Wyjedzie?! – Natsu tylko tyle usłyszał. A więc nigdy jej już nie zobaczy? Nie mógł na to pozwolić. Nie chciał. Wybiegł z Sali jak szalony i popędził do wyjścia, z którego miał nadzieję, wyjdzie Lucy. Nie mylił się. W towarzystwie kilku mężczyzn kierowała się do ekskluzywnego samochodu. – Lucy! – Krzyknął, a ta się obróciła.
- Czy panienka go zna? – Spytał jeden z asekurujących ją mężczyzn.
- Tak. Idź już proszę do samochodu. Zaraz przyjdę. Chcę z nim porozmawiać na osobności.
- Dobrze. Proszę wołać w razie potrzeby. – Odprawiła go skinieniem głowy i podeszła do chłopaka.
- Co za niespodzianka. – Odezwała się pierwsza z uśmiechem.
- Przepraszam Cię Lucy. Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Chciałem tylko, by Gray się odczepił.
- Eh, zapomnij o tym. Możesz?
- Ale jak? Unikasz mnie, a chciałbym cię lepiej poznać. Nie potrafię o tobie zapomnieć.
- To nie zapominaj o mnie, a o tym, co powiedziałeś. Nie chowam urazy. Nie chcę pamiętać tych złych rzeczy.
- To dlaczego mnie unikałaś? – Z jednej strony poczuł ulgę, jednak czuł, że ta rozmowa nie skończy się happy end’em.
- Nie mogę się przywiązywać na długo do miejsc i ludzi. Razem z tatą ciągle się przeprowadzamy i wiedziałam, że prędzej czy później opuszczę też Magnolię.
- Nie wyjeżdżaj. Proszę. – W jego oczach pojawiły się łzy. Chwycił jej dłonie i oparł swoje czoło o jej.
- To pożegnanie, ale jutro pojawię się jeszcze w szkole. Muszę zabrać papiery.
- Spotkaj się ze mną jutro po szkole.
- Nie sądzisz, że to daremne? Jesteś fajnym chłopakiem, więc znajdź sobie proszę kogoś, kto nie będzie ci musiał powiedzieć ‘żegnaj’.
- Nie chcę. Zakochałem się w tobie.
- Nie znasz mnie.
- Ale gdy cię widzę, mam wrażenie, że wiem o tobie wszystko. To, gdy grasz na pianinie… czujesz się sobą, jesteś wolna. Nic więcej nie muszę o tobie wiedzieć. Kocham Cię Lucy.
- Wierzę ci. Widzę to w twoich oczach i słyszę bicie serca, gdy to mówisz, ale przepraszam, wyjeżdżam. To ostateczna decyzja i nie mogę jej zmienić.
- Zostań. – Szeptał błagalnie. – Zostań. – Powtórzył.
- Na pewno jeszcze się kiedyś spotkamy. – Starała się jakoś go uspokoić. – Do zobaczenia Natsu. – Ucałowała jego policzek, po czym odbiegła do samochodu, posyłając mu ostatni swój najpiękniejszy uśmiech.
Stał tak kilka minut.
- Natsu? – Ciepły i opiekuńczy głos matki wyrwał go z transu. – Pożegnania są trudne, ale w końcu ból mija.
- Nie mamo. To nie było pożegnanie. Ona wróci. Na pewno.


Koniec części pierwszej.


Uhhh.. wiecie, że wygrzebałam ten one shot dzisiaj? A napisałam go chyba ze dwa lata temu.. xD
Jest romantyczno-dramatycznie.. ktoś lubi takie momenty, ktoś nie.. no cóż.. ja jestem taką osobą ^^
Dusza romantyka chyba zostanie ze mną do końca życia..

Noo cóż nie zanudzam, pozdrawiam i całuję! ;*

sobota, 16 lipca 2016

75. Czwórka i nadzieja.



- Wystarczy już tych jasełek. – Rzekła poważnie a zarazem ze złością przybyła kobieta. – Jak to możliwe, że jesteście najsilniejszą gildią w Fiore, a nie potraficie sobie poradzić z takim konowałem? – Każdy z obecnych tam magów wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami. Lucy, tak samo jak i Makarov niedowierzali. Jej zachowanie zupełnie różniło się od tego, gdy Strażniczka Gwiazd przechodziła próbę.
- Kokoro? – Powtórzyła dziewczyna. – Co ty tu robisz?
- No nie patrz tak na mnie jakbym ci ciastko obiecała. Użyj swoich mocy, bo ten jest strasznie w gorącej wodzie kąpany i coś mnie się zdaje, że klatka długo na niego nie podziała. – No tak... Oni zajęli się paplaniem o mniej istotnej rzeczy, a wróg z mordem w oczach łypał na nich, próbując tym samym wydostać się z więzienia.
- Tylko, że ja nie potrafię. Nie mogę użyć pełni mocy... nie czuję tego. – Wyszeptała Lucy.
- Rozumiem. – Odpowiedziała po chwili milczenia z uśmiechem. – W takim razie ja zrobię, co będę mogła. Mam plan, a ty mi w tym pomożesz...
- Plan? – Powtórzyła za nią. – Czy my w ogóle mamy jakiekolwiek szanse? – Dodała szeptem. – To potwór. W każdym możliwym znaczeniu tego słowa.
- Spokojnie Lucy. Teraz może nie jesteś w stanie tego zrobić, ale za parę lat...
- Nie mamy tych paru lat Kokoro! – Krzyknęła. Widząc jednak złowieszczy uśmiech na twarzy staruszki, zdała sobie sprawę, że jednak ta naprawdę coś wymyśliła. – Co chcesz zrobić? – Spytała w końcu.
- Zatrzymam czas. – Usłyszeli wszyscy zgromadzeni magowie. Sam wróg przestał na chwilę się szamotać i przysłuchiwał się rozmowie. – W tym starym ciele jest jeszcze trochę energii. Zrobię to dla was, byście mogli go pokonać. Nie wiem na jak długo będę potrafiła zatrzymać czas, więc będziecie się musieli sprężać z treningami.
- Poczekaj moment. Mówiłaś, że byłaś magiem Gwiezdnej Energii.
- No tak, ale nie będąc nim nadal czułam w sobie moc i uczyłam się starych i bardzo skomplikowanych zaklęć, ale to nie czas ani miejsce na tłumaczenie tego. Robimy to?
- Ale co się wtedy stanie ze wszystkimi z Fairy Tail i mieszkańcami Magnolii?
- To zaklęcie będzie działało na całe Królestwo Fiore. Tylko parę osób nie obejmie ten czar. Właśnie... – Zaczęła głośniej i zwróciła się w stronę Wróżek. – Który z magów Fairy Tail jest w stanie udać się na trening by pokonać Acnologię? – Sam Nakajimo był zaskoczony jej pytaniem, a co dopiero pewnością siebie. Ona naprawdę była przekonana, że magowie mogą się go pozbyć. Nie trzeba było długo czekać na pierwszych ochotników. Natsu wraz z Lucy jako pierwsi podnieśli rękę i podeszli bliżej Kokoro. – Tak myślałam. Od początku, gdy tylko was spotkałam, wiedziałam, że wyjątkowy z was duet. – Erza wraz z Gray’em przystanęli obok.
- Nie mogę pozwolić, byś zgarnął wszystkie zasługi. – Rzucił Gray do przyjaciela. Najsilniejsza drużyna Fairy Tail znowu razem.
- Liczę na was. – Szepnęła Kokoro w stronę magów, po czym wokół niej pojawiła się złota poświata, która w mgnieniu oka rozlała się na całe miasto.

Minęło kilka sekund.
Może minut.
Godzin...
Dni?

ONI nie wiedzieli. Obudzili się pełni świadomi ostatniego zdarzenia.
- Kokoro? Wszyscy? – Lucy wstała powoli i rozejrzała się wokół siebie. Magnolia nie zmieniła się. Jednakże odczuwała pewną pustkę. – Zostaliśmy sami. – Szepnęła do siebie.
- Nie do końca moja droga. – Usłyszała znajomy głos Kokoro. – Wszyscy żyją, ale zostali przeniesieni do innego świata. Zrobiłam co mogłam, byście stali się silniejsi. Jestem pewna, że zdołacie Go pokonać.
- A co z Acnologią? – Wtrąciła oprzytomniała Erza.
- Nie zagraża wam, ani waszym przyjaciołom. Też jest w tym samym miejscu, co oni, ale nie można tam używać magii. Nikomu nie zrobi krzywdy. – Wytłumaczyła Kokoro.
- I co my mamy teraz robić?
- Stańcie się tymi, kim chcielibyście być. Powodzenia. – Rzuciła tylko i nastała cisza. Cisza, którą każdy z ocalałych bał się przerwać. W ich głowach zaczęło pojawiać się wiele pytań. Dlaczego akurat ONI się zgłosili? Dlaczego to ONI mają pokonać Acnologię?
- To co, od czego zaczynamy? – Niezręczną ciszę przerwał Gray.
- Nie wiadomo ile mamy czasu... Sama Kokoro powiedziała, że nie wiadomo na jak długo jest w stanie zatrzymać czas. Musimy się sprężać. – Lucy starała się zebrać myśli. Na barkach jej i reszty leżały losy ludzi, których kochają. Każdy z nich wiedział co to oznacza. Muszą dać z siebie wszystko, a nawet i więcej.
- By każdy mógł się rozwinąć, powinniśmy się rozdzielić. – Rzuciła Erza. – Jestem pewna, że to nam dobrze zrobi, a poza tym nic nam tu nie grozi. Mamy trochę czasu, skupmy się na sobie. Każdy osobno. – Magowie spojrzeli po sobie. Miała rację.
- To co... – Zaczęła Lucy. – Widzimy się za niedługo w tym miejscu, okej? – Stali nieopodal swojej gildii. Ich domu. – Erza wraz z Grayem w ciszy udali się przeciwne strony. – Uważaj na siebie Natsu. – Szepnęła. Tylko tyle zdołała z siebie wyrzucić, po czym przytuliła się do maga.
- A Ty na siebie. Jeszcze będzie normalnie.
- Mamy przecież plany.
- Tak... Bardzo poważne. – Na dowidzenia ucałował jej czoło i sam skierował się w trzecią stronę świata. (Boże! Czy ja dobrze sformułowałam to zdanie?!) Lucy nadal stała w miejscu i spoglądała na oddalającego się ukochanego. Nim całkowicie zniknął z jej oczu, sama wzięła głęboki wdech i poszła w swoją stronę.

To ciężki czas dla każdego z nich. Nie mieli zbyt wiele czasu, by zyskać jakieś nowe umiejętności, ale mieli dostatecznie dużo czasu, by doszlifować te stare..

77 dni później.
Chłodny wiatr rozwiewał blond włosy Lucy. Kilkadziesiąt dni wcześniej odchodziła jako ostatnia spod gildii, teraz jako pierwsza czeka na resztę przyjaciół. Pełna nadziei wypatrywała ich co chwilę z każdej strony.
- Lucy! – Usłyszała ze wschodu. To był Gray. – Długo czekasz?
- Kilka godzin. – Usiadł obok niej na drewnianej ławce i ucichł. – Powiem Ci szczerze, że obawiałam się tego wszystkiego... jednakże teraz wiem... nie, jestem pewna, że nam się uda. Pokonamy Acnologię.
- No jasne, że tak. – Uśmiechnął się do przyjaciółki. – Mieliśmy motywację, staliśmy się silni. Z Erzą i z Natsu wszystko jest możliwe.
- Nie możemy wszystkiego zwalać na nich. – Szybko mu przerwała. – Zrobimy to zespołowo.
- Racja. – Szybko się zrehabilitował.
- Dzień dobry. – Głos Erzy wyrwał ich z rozmowy. – Widzę, że już prawie jesteśmy w komplecie. Mam nadzieję, że na treningu daliście z siebie wszystko.
- Oczywiście. – Odparli razem.
- No to jak teraz mamy wrócić z powrotem do naszej Magnolii? – Zagadnął ni stąd ni zowąd Dragneel.
- Jestem z Was dumna. – Usłyszeli znajomy głos Kokoro. – Spoglądałam na Was i nie myliłam się. Jesteście niesamowici. Moja moc już niestety się wyczerpuje, a więc zdążyliście na czas. Gratuluję Wam i życzę powodzenia.
- Dziękujemy Kokoro. – Lucy spojrzała w niebo. – Dzięki Tobie możemy uratować naszą gildię, nasze miasto. – Głowy by nie dała, ale mogłaby przysiąc, że po tych słowach kobieta się uśmiechnęła. Czuła to. – Powiedz... czy jeszcze Cię zobaczymy?
- Zawsze będę przy Was kochani. – To zdanie wystarczyło, by zrozumieli jak i ona ważną część odegrała w tym całym zajściu.
- Czas skopać komuś tyłek. – Rzucił Smoczy Zabójca z uśmiechem.
- Aye! – Krzyknęli wspólnie.



‘Na tym etapie życia nie szukam happy endu.
Szukam szczęśliwego początku.’



Ech.. nie napiszę, że to WIELKI POWRÓT, bo niestety to nie tak.. ten rozdział pisałam hmmm.. kilka miesięcy? No dobra.. kilkanaście.. ludzie, co się ze mną dzieje? Jeszcze nigdy nie miałam takiego zastoju, takiego braku weny twórczej.. Rozdział wiem.. nie porywa ani akcją, ani długością, ale na tyle było mnie stać ;) Wiele razy myślałam sobie: Boże, niech ktoś to za mnie napisze!
Aż się mi rozpisywać nie chce w tym temacie, ale cóż.. coś trzeba..
Powinnam na początek napisać wielkie wytłuszczone PRZEPRASZAM! Ale nie chciałam smęcić na początku postu :D
Czytajcie, komentujcie.. mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądacie ;)

Pozdrawiam i ślę każdemu z osobna mega wielki buziak ;*