środa, 5 września 2012

Rozdział 11.


W Królestwie.
- Stało się to 4 dni temu. Wyszła na spacer do lasu, znajduje się za zamkiem. – Zaczął ojciec zaginionej dziewczynki.
- Poszła tam sama? – Spytała Tytania.
- Tak. Byłem pewny, że tam nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo. Cały zamek jest strzeżony przez strażników. Nie wiem jak to się stało, że ktoś ją porwał. – Zakrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać. – Co ze mnie za ojciec?
- Proszę nie być dla siebie aż tak surowym. – Podeszła do niego blondynka i położyła rękę na jego ramieniu.- Rodzice często popełniają błędy. Grunt, że później umieją się do nich przyznać. To jest plus. Znam to. – Uśmiechnęła się do niego. – Sama wiele przeszłam. Proszę się nie martwić. Odnajdziemy Rose całą i zdrową. – Puściła do niego oczko, a on się uśmiechnął. Odzyskał nadzieję, że Ci magowie na pewno odnajdą jego jedyną córkę.
- Dziękuję Wam. – Rzucił się na blondwłosa, ściskając ją mocno. Odwzajemniła uścisk.
- A gdzie jest żona? – Spytała po chwili.
- Siedzi w sypialni i ciągle płacze. Nie pije, nie je. Jest nieobecna. – Zmartwił się.
- Zastanawia mnie kilka rzeczy… - Odezwała się Erza. – Jaki był motyw porwania i co najważniejsze… - Skierowała swój wzrok na zleceniodawcę. – Czy ma Pan jakiś wrogów?
- Ja… no… cóż… - Zaczął się jąkać. – Mojego brata bliźniaka.
- Brata bliźniaka?! – Krzyknęli jednocześnie.
- Tak. Opuścił ten zamek, zaraz po tym, gdy nasz ojciec przekazał mi całą władzę. On się wściekł i wyjechał. Od tamtej pory był tutaj może raz. Rok temu, poprosił o przysługę.
- Jaka to była przysługa? – Spytał Gray.
- Prosił o pieniądze. Chciał zacząć wszystko od zera. Widziałem w nim skruchę i mu uwierzyłem. Od tego czasu nie słyszałem nic na jego temat.
- A czy powiedział może, gdzie teraz mieszka?
- Godzinę drogi stąd. Nawet nie wiem co zrobił z tymi pieniędzmi, które mu dałem.
- Rozumiem. – Odezwała się Erza. – Myślę, że powinniśmy się do niego udać. – Dodała.
- Myślicie, że to on stoi za porwaniem Rose?
- Nie możemy tego wykluczyć. Każda informacja jest dla nas ważna. – Tytania wstała z krzesła i nakazała reszcie powstać. – Zaczniemy poszukiwania z samego rana. Dobrze?
- Oczywiście. Zadbam o to byście wypoczęli. Zaraz przyjdzie pokojówka i zaprowadzi Was do pokoi.
- Dziękujemy. – Odezwali się wszyscy. Chwilę potem do pokoju weszła ów pokojówka. Zaprowadziła gości do swoich pokoi. Szybko się zadomowili. Godzinę później zrobili zebranie w jednym z pokoi, omawiając szczegółowy plan działania. Po chwili rozeszli się do swoich pokoi i zasnęli. Obudziły ich promienie słoneczne wdzierające się przez okno. Leniwie wstali i każdy z nich wykonał poranne czynności. Zeszli na dół, gdzie zostali poczęstowani przed wyjściem. Pełni sił wybiegli z Królestwa i udali się w miejsce, gdzie teraz znajduje się brat zleceniodawcy. Po godzinie dotarli na miejsce. No może nie całkiem… Od domu dzielił ich tylko ogromny gęsty las.
- Dobra, tu chyba trzeba będzie się rozdzielić. – Stwierdziła Erza.
- Ale po co? Chyba lepiej będzie jeśli pójdziemy razem. – Dodał Natsu.
- Las jest ogromny. Nie wiadomo gdzie znajduje się ten cały brat. Jeśli każdy z nas pójdzie w inną stronę zaoszczędzimy czas. No i co najważniejsze.. Jeśli ktoś wpadnie w kłopoty lub odnajdzie jakąkolwiek wskazówkę, dajcie jakiś sygnał.
- Aye sir! – Krzyknęli chórem i rozbiegli się każdy w wyznaczoną stronę.
- Natsu, co jest? – Odezwał się Happy patrząc na biegnącego przed siebie przyjaciela.
- Martwię się o Lucy.
- Nie przesadzaj. Na pewno jest silna, w końcu trenowała cały rok. Nic jej nie będzie, jestem tego pewien. – Stwierdził niebieski kot.
Każdy z towarzyszy uważnie rozglądał się dookoła, szukając jakiejkolwiek wskazówki. Nagle każda z dróg została zatorowana przez jakiś osiłków.
- Oho, w końcu trochę się zabawię. – Krzyknął Natsu, a wokół niego zaczął pojawiać się ogień. Jego przeciwnik bez zastanowienia ruszył na niego z zniewalającą szybkością, stanął przed nim i… zniknął. Salamander zaczął rozglądać się dookoła, ale nigdzie nie mógł odnaleźć swojego wroga. Ni stąd ni zowąd z przerażającą siłą został wbity w ziemię. Salamander chwiejąc się, wstał.
- O stary, teraz to mnie wkurzyłeś. Ryk Ognistego Smoka! – Krzyknął i w stronę wroga poleciała potężna kula ognia. Ten jednak z łatwością uniknął ataku. Dragneel się zdziwił.
- Natsu! Nad Tobą. – Krzyknął Happy. Salamander od razu wznowił atak. Tym razem się udało, ale i tak został tylko lekko draśnięty. Chciał znów uciec, ale tym razem Natsu był szybszy. Uderzył przeciwnika w brzuch, a z jego ust wypłynęła krew. Upadł na ziemię. Chwycił się za bolące miejsce i popatrzył na przeciwnika z pogardą.
- Ze mną może pójdzie Ci szybko, ale jeśli dojdziesz na miejsce to zginiesz. – Uśmiechnął się szyderczo do różowowłosego. Ten do niego podszedł, chwycił go za fraki i podniósł do góry.
- Nie ważne z jak silnym przeciwnikiem będę miał doczynienia. Pokonam każdego, kto stanie na mojej drodze lub skrzywdzi moich przyjaciół. A tak apropo… Gdzie dziewczynka? – Zaczął nim szarpać. Ten ciągle uśmiechał się do niego.
- Myślałeś, że jak mnie pokonasz to Ci powiem. Ha! Jesteś takim idiotą! – Zaczął się śmiać, a Smoczy Zabójca coraz bardziej się niecierpliwił.
- Gadaj, gdzie jest Rose! – Potrząsnął nim, ale odpowiedzi nie usłyszał. Zamiast tego usłyszał strzał, który leciał w ich stronę i przebił na wylot przeciwnika Natsu. – Cholera! – Krzyknął. – Żyjesz? Ej, odezwij się. Gdzie jest Rose?! – Zero reakcji. Zmarł. Powoli odstawił go na ziemię i położył. – Teraz to już na pewno się nie dowiemy, gdzie ona jest. – Rzekł do swojego przyjaciela. – Happy, mam prośbę. Idź za tropem Lucy i przypilnuj by się jej nic nie stało. W razie problemów przyleć po mnie. Mam złe przeczucia… I jestem też pewny, że każdy z nich trafił na jakąś przeszkodę. Ten tutaj nie był mocny, ale kto wie jaka jest reszta?
- Jesteś pewien? Może powinienem zostać z Tobą? – Odezwał się niebieski kot.
- Idź za Lucy, jasne? – Podniósł głos. Happy posłusznie poleciał w stronę blondwłosej przyjaciółki, a Natsu ruszył dalej.
Kawałek dalej, Szkarłatnowłosa toczyła już bój z jednym z przestępców. Tak samo jak i ona, używał magii podmiany. Walka trwała już bardzo długo. Po Erzie było widać zmęczenie, tak samo jak po jej przeciwniku. Żaden z nich jednak nie odniósł żadnej rany.
- Jestem pod wrażeniem. Po raz pierwszy walczę z kimś, kto potrafi odeprzeć moje ataki. – Uśmiechnęła się Tytania.
- Tytanio, jakże się cieszę, że mnie doceniasz. – Odwzajemnił uśmiech wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który pod okiem miał bliznę. Prawdopodobnie po jednej z walk.
- Skąd wiesz kim jestem? – Spytała zdziwiona.
- My wszystko wiemy. Nasz mistrz to wszystko przewidział. Wiedział, kto tu będzie.
- Wasz mistrz?
- Tak. Z resztą nie muszę Ci nic więcej tłumaczyć. Walczmy.
- Jak sobie życzysz. Zbroja Armadura Wróżki! – Krzyknęła a chwilę potem jej ciało pokrył różowy pancerz. – Pożegnaj się z życiem. – Ruszyła na oponenta. Unikał każdego ataku. ‘Co jest grane? To jedna z moich najsilniejszych zbroi’ – rzekła w myślach. Nagle została trafiona. Z jej ramienia polała się krew. ‘Cholera’ – przeklęła w myślach. – Zbroja Japońskiej Wojowniczki! – Rzekła i znów zmieniła wygląd. Tym razem to nie była zbroja. Jej piersi pokrywał bandaż, włosy zostały związane w wysoki kucyk, spodnie były czerwone a jej nogi były bez obuwia. W ręce zaś dzierżyła japońską katanę. Znów zaatakowała i skutecznie. Oddała oponentowi za tę ranę sprzed chwili. Walka znów na wyrównanym poziomie. Walczyli tak przez dłuższy czas, aż w końcu padł strzał. Wróg padł na ziemię. Scarlet podeszła do niego i zaczęła go budzić.
- Obudź się! Gdzie jest dziewczynka? – Krzyczała. Nie odpowiedział. – Co to było? – Szepnęła. Jej wzrok powędrował w stronę skąd przed chwilą padł strzał. Nie widziała nikogo. – Nie podoba mi się to. – Wstała. Jej zbroja zmieniła się na codzienną. Ruszyła dalej.
W kolejnym miejscu rozgrywała się kolejna walka między Gray’em a jakąś kobietą.
- Lodowe Tworzenie: Tarcza! – Wypowiedział po raz kolejny podczas walki. Ani razu nie zaatakował wroga, a gdy już próbował, ona tak jakby po prostu rozpływała się w powietrzu i zaczynała rzucać sztyletami. A nie były to zwykłe sztylety. Były one nasiąknięte śmiercionośną trucizną. – Cholera! To się nigdy nie skończy. – Rzekł po raz kolejny unikając ciosów kobiety. – Lodowe Tworzenie: Podłoga! – Atak okazał się strzałem w dziesiątkę. Przeciwniczka straciła równowagę i się przewróciła. – To moja szansa. – Szepnął. – Lodowe Tworzenie: Klatka! – Wypowiedział i przy okazji zamroził ręce przeciwniczki. – A teraz mów, gdzie jest dziewczynka? – Spytał. Ta uśmiechnęła się szyderczo.
- Nie sądziłam, że ktoś może mnie pokonać. Jestem pod wrażeniem.
- Nie mam czasu na komplementy. Mów, gdzie ona jest? – Spytał ponownie. W jego ręku znalazł się jeden ze sztyletów przeciwniczki. Zamarła.
- Dobra, zaraz powiem, ale czy później mnie wypuścisz? – Widocznie ceniła sobie bardzo swoje życie. Lodowy mag spojrzał na nią. Już zaczynała otwierać usta, by powiedzieć lecz zamiast tego, po raz kolejny padł strzał. Dziewczyna opadła bezwładnie na zamrożone podłoże.
- Hej, co jest grane? – Rozejrzał się dookoła, lecz nic nie zobaczył. – Cholera! Straciłem szansę na dowiedzenie się, gdzie jest Rose. – Odwrócił się i poszedł dalej, zastanawiając się, co dalej zrobić. Wsadził ręce do kieszeni i chwilę potem napotkał Erzę i Natsu.
- Gray! Ty też walczyłeś? – Spytała Tytania.
- No tak, po waszych obrażeniach widzę, że również przeszliście co nieco. Dowiedzieliście się może, gdzie jest przetrzymywana dziewczynka?
- Ja niestety nic się nie dowiedziałem. Gdy chciałem z niego coś wyciągnąć, ktoś nagle do niego strzelił. – Odezwał się Natsu.
- U mnie było to samo.
- Tak, u mnie też. Bardzo dziwne.
- Co najgorsze. Wiedzą, że tu jesteśmy i nas znają. Ten, z którym walczyłam powiedział, że ich mistrz to wszystko przewidział.
- Teraz martwi mnie jeszcze jedno… - Odezwał się Salamander. – Ciekawe na jakiego przeciwnika trafiła Lucy.
Niedaleko od miejsca, gdzie znajduje się trójka przyjaciół, toczyła się walka Lucy z dwoma bardzo dziwnymi, aczkolwiek silnymi przeciwnikami. Wyglądali jak wikingowie, w ich rękach nietrudno było niezauważyć dużych toporów. Blondwłosa jednak trzymała się bardzo dzielnie. Stała się bardzo zwinna i szybka. Unikała każdego ataku.
- Długo będziesz tak uciekać, Panienko Lucy Heartfillia? – Odezwał się jeden.
- Skąd wiesz, kim jestem? – Spytała zdziwiona.
- A czy to ważne skąd? Wiemy i już. Poddaj się, to oszczędzimy Twoje życie. – Odezwał się drugi.
- Chyba śnicie. Zaraz Was pokonam. – Powiedziała pewnie.
- Ciągle uciekając raczej nic nam nie zrobisz.
- To się jeszcze okaże. – Uśmiechnęła się chytrze. – Spójrzcie na swoje nogi. – Spojrzeli, a one były związane. Dopiero teraz zauważyli bat, który dzierżyła w ręce dziewczyna. Chcieli zrobić krok, jednak oni się przewrócili. Lucy zrobiła kilka kroków w tył i zaczęła wypowiadać zaklęcie:
Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież...
Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie,
Pozwól im siebie poznać, poprzez mnie...
O Tetrabibliosie...
Jam ta, która gwiazdami włada...
Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę.
Niech 88 znaków...
Zabłyśnie
URANOMETRIA!
- Potężna kolumna jasnego światła powędrowała aż po samo niebo, co zauważyli przyjaciele blondwłosej.
- Co to jest? - Odezwał się zdumiony Gray widząc to zjawisko.
- Nie mówcie mi, że... Lucy? - Wyszeptał Natsu. Chwilę potem zerwał się i ruszył w kierunku światła a za nim reszta przyjaciół.



I kolejny rozdzialik. Chyba wena mnie opuściła.. Jakoś nie mogłam się skoncentrować na tym rozdziale, a postaram się poprawić. Dziękuję za odwiedziny i komentarze ;)
Pozdrawiam ^^

2 komentarze:

  1. Wena cię opuściła? Nie żartuj tak nawet!
    Pisałaś lepsze rozdziały, to fakt, ale ten też jest zabójczy!
    Powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne!!! I jeszcze mój ulubiony atak w wykonaniu Lucy!!! Zamiast iść spać to czytam jak wariatka, ale trudno. Najwyżej pośpię krócej ;).

    OdpowiedzUsuń