piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 6.


Nie musieli długo czekać, aż obudzi się ich towarzyszka. Dwie godziny później wstała i zeszła na dół. Wiedziała, że tam na nią czekają. Cicho weszła do kuchni i usiadła na wolnym miejscu obok Lisanny.
- Przepraszam za kłopot i że czekaliście. – Odezwała się Lucy. Popatrzyła na każdego z osobna i posłała im ciepły uśmiech.
- Lucy, powiedz co teraz zamierzasz? – Popatrzyła się na nią Erza.
- Wracam do Magnolii, do gildii, do Was. – Uśmiechnęła się najszczerzej jak tylko potrafiła.
- Hurra! – Krzyknął Natsu. Reszta przyjaciół również zawiwatowali.
- W takim razie, może pojedziemy jeszcze dzisiaj? – Spytał Gray.
- Jasne, czemu nie. – Lucy wstała z krzesła i zaczęła kierować się w stronę pokoju, gdy nagle przypomniała sobie coś ważnego. – Tylko jest mały problem. Nie wiem czy będę miała gdzie spać. – Tu mina jej posmutniała. Podszedł do niej Natsu i chwycił za barki.
- O to się nie martw. Twój dług został uregulowany, a nawet nadpłacony za 7 miesięcy, więc dopiero za miesiąc możesz się o to martwić. – Uśmiechnął się do niej szeroko, a ona dosłownie rzuciła się mu na szyję.
- Natsu! Tak bardzo Ci dziękuję. Co ja bym bez Ciebie zrobiła? Jak Ci się odwdzięczę? – Oderwała się od niego, pozwalając mu zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Nie zawracaj sobie tym głowy, dla przyjaciół zrobię wszystko.
- Tak to nie będzie. O, wiem! Codziennie wraz z Happy’m możecie do mnie przychodzić na obiad. Co wy na to? – Nawet nie musiała pytać, bo ich oczy w momencie zaczęły błyszczeć, a w kącikach ust dało się zauważyć już płynącą ślinkę. Na ich widok zaczęła się śmiać, a potem dołączyła do niej reszta przyjaciół. – Dobra, to ja idę na górę się spakować i wyruszamy, OK?
- Aye sir! – Odrzekła grupka.
Nie minęło 20 minut, a Lucy już była spakowana. Zeszła na dół, gdzie już wszyscy na nią czekali. Pożegnała się ze służbą, ostatni raz popatrzyła na miejsce, gdzie spędziła ostatnie 6 miesięcy i odeszła wraz ze swoimi przyjaciółmi w stronę stacji. Gdy dotarli do gildii, Lucy została bardzo ciepło przywitana przez wszystkich tam magów, a zwłaszcza przez mistrza, który stwierdził, że zmizerniała jeszcze bardziej niż po przybyciu z jej ‘misji’. Na twarzy Lucy można było dostrzec szeroki uśmiech, którego tak brakowało tam w gildii. Nim się obejrzała, Natsu i Gray zaczęli okładać się pięściami.
- Jestem w domu. – Szepnęła do siebie blondynka, jednak Lisanna to słyszała.
- To zawsze będzie Twój dom, Lucy. – Uśmiechnęła się do niej i przytuliła.
- No to zaczynamy imprezę! – Krzyknął ktoś z tłumu i w gildii od razu zrobił się większy harmider niż zawsze. Lucy posiedziała w gildii przez dłuższy czas, ale potem doszła do wniosku, że jest zmęczona i pójdzie się przespać do domu. Gdy już wychodziła, ktoś złapał ją lekko za nadgarstek, odwróciła się i zobaczyła Natsu.
- Już wychodzisz? – Odezwał się puszczając jej dłoń.
- Tak, jestem zmęczona. Idę się przespać. – Uśmiechnęła się do niego.
- Odprowadzę Cię.
- Jasne, czemu nie. – I wyszli. Przez dłuższy czas szli w milczeniu, jednak blondynka przerwała tę panującą ciszę. – Gildia nic się nie zmieniła, ciągle tętni życiem. Wydaje mi się, że chyba nawet za bardzo. – Zaczęła się śmiać.
- Dziś jest wyjątek, bo wróciłaś. Bez Ciebie to w ogóle wszyscy się jakoś dziwnie zachowywali. – Podrapał się po głowie, a ona popatrzyła na niego pytająco. – Gildia była taka pusta bez Ciebie, zero w niej życia.
- Rozumiem, ale teraz to się zmieni. – Rzekła, kopiąc kamyk przed sobą. – A tak w ogóle, to doszli jacyś nowi magowie?
- Tak szczerze powiem, że nie zwróciłem na to uwagi, ale minąłem się ostatnio z kilkoma osobami, których nigdy wcześniej nie widziałem. Teraz pewnie się nimi zainteresuję. - Uśmiechnął się pod nosem.
- O, już jesteśmy. Zaprosiłabym Cię, ale nie wiem czy jest coś do jedzenia. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. – Posłała mu ciepły uśmiech i podeszła do niego. Spojrzała mu w oczy i pocałowała w policzek. Ten spalił buraka. – Dobranoc Natsu, dozobaczenia jutro w gildii. – Odeszła od niego i kierowała się w stronę głównych drzwi do mieszkania. Pomachała mu na pożegnanie, a on odmachał.
- Dobranoc, Lucy. – Odpowiedział, ale ona już znikła za drzwiami. Chwycił się za policzek, który przed momentem pocałowała Lucy i uśmiechnął się. Patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie stała i sam udał się do gildii. Było już późno, a Happy został tam sam.
- Gdzie to byłeś, płomyczku? – Rzucił w stronę wchodzącego do gildii Natsu.
- A co Cię to obchodzi, lodowa miętówko, książkę piszesz? – Odgryzł się mu.
- Odprowadzał Lucy, widziałam. – Wtrąciła się Mira, uśmiechając się chytrze.
- On ją lllllubi. – Nagle nad ich głowami przeleciał niebieski kot. Natsu nic nie odpowiedział tylko spalił buraka. Na jego nieszczęście widział to Gray i Mira. Ten rzucił w ich kierunku mordercze spojrzenie, pociągnął swojego przyjaciela za ogon i wyszedł z gildii. Gray i Mira popatrzyli na siebie porozumiewawczo i uśmiechnęli się do siebie.
- Jeszcze długa droga przed nimi. – Odezwał się Gray.
- Nie wyobrażam sobie tego, żeby oni nie byli razem. – Uśmiechnęła się do przyjaciela.

Następny dzień.
Blondynka obudziła się z uśmiechem na twarzy, mimo tego co się wydarzyło ostatnio, musi zacząć żyć dalej. Tak jak powiedział jej ojciec. Na samą myśl o nim, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Wstała z łóżka i pognała do łazienki. Po odprężającej kąpieli, ubrała się i udała się prosto do gildii. Zje tam, a potem zrobi zakupy, bo w lodówce nie ma nic. W gildii pustka, kręciło się tam paru znajomych magów, ale też kilku których wcześniej nie widziała. Podeszła do Miry i poprosiła o coś do jedzenia. Po paru minutach przyniosła blondynce śniadania. Zjadła, podziękowała i już miała wychodzić, gdy nagle na kogoś wpadła.
- Przepraszam, zagapiłem się. – Odezwał się męski głos. Blondynka uniosła głowę do góry. Zmierzyła go wzrokiem od dołu do góry. Wysoki, dobrze zbudowany, jego oczy koloru niebieskiego i czarne włosy. ‘Ciacho’ – rzekła w duchu. Uśmiechnęła się do niego. – Nigdy Cię tu nie widziałem, też jesteś magiem?
- Nic nie szkodzi. Tak, od prawie dwóch lat należę do tej gildii, ale przez półtora roku niestety nie bywałam tutaj z przyczyn prywatnych.
- Rozumiem. Ja jestem tu od 4 miesięcy. Nazywam się Enma Koyou. (nie miałam co wymyślić) – Uśmiechnął się i podał rękę.
- A ja Lucy Heartfillia. – Odwzajemniła uścisk i uśmiech.
- Lucy? Dużo o Tobie słyszałem, oczywiście same pozytywy. Wszyscy w tej gildii bardzo Cię szanują i o Ciebie dbają.
- Tak, wiem. Są fantastyczni, nie wiem co bym bez nich zrobiła. Zawsze mogę na nich liczyć. A teraz przepraszam Cię, ale muszę uciekać. Muszę zrobić zakupy, bo lodówka świeci pustkami, a na obiad mam dwóch wszystkożernych przyjaciół.
- Jasne, nie zatrzymuję Cię, ale mam nadzieję, że będziemy mieli okazję ze sobą jeszcze porozmawiać
- I to na pewno nie raz, w końcu jesteśmy w tej samej chwili. Minęła go i pomachała mu na pożegnanie. On zrobił to samo. Niebieskooki podszedł do baru i przywitał się z Mirajane, która jak zawsze była uśmiechnięta.
- Dzień dobry, Enma. Widzę, że poznałeś już naszą Lucy.
- Tak, bardzo sympatyczna i w dodatku bardzo ładna. – Podparł głowę ręką i się rozmarzył.
- Nie tylko Tobie się podoba. – Puściła mu oczko.
- T-to nie tak. – Zaczął się tłumaczyć. – Dopiero ją przecież poznałem, ale przyznaję, ma w sobie coś niesamowitego. – Znów się rozmarzył, a Mira zachichotała. – Powiedziałem coś nie tak?
- Nie, skądże znowu. – Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.

Blondynka szła właśnie ulicami Magnolii. Kupiła żywność i udała się do swojego domu. Rozpakowała wszystko i zaczęła przygotowywać obiad. Kilka godzin stół był już nakryty, pozostało czekać na tą niesforną dwójkę. Udała się do łazienki, by się trochę odświeżyć i przebrać. Gdy weszła przy stole siedzieli już jej goście.
- Jak tu weszliście?
- Przez okno, jak zawsze. – Dragneel wyszczerzył się do niej, a ona zmierzyła go groźnym wzrokiem.
- Tyle razy mówiłam, byście używali drzwi! – Krzyknęła, ale po chwili ochłonęła, bo zdała sobie sprawę, że nie powinna była aż tak zareagować. W końcu ‘uratowali’ jej mieszkanie, ma gdzie spać i w ogóle. – Dobra, nie ważne. Jedzcie, smacznego. – Uśmiechnęła się szeroko i zniknęła za drzwiami kuchni.
- Lucy! – Krzyknął za nią różowowłosy. – Ty z nami nie zjesz?!
- Zaraz przyjdę! – Odkrzyknęła.
Kilka minut później przyszła Lucy. Tak jak myślała, to co nakryła to dla nich za mało, ale przemyślała to i przyniosła kolejną porcję i tym razem dosiadła się do nich, by również czegoś skosztować.
- Lucy, to jest pyszne. Jak takie obiady będą codziennie, to ja chyba tu zamieszkam. – Odezwał się Natsu odrywając się na chwilę od jedzenia.
- Jak ja będę robić codziennie takie obiady to zbankrutuję. – Powiedziała pod nosem, ale Dragneel oczywiście usłyszał to i spojrzał na nią, na co blondynka próbowała wybronić się szerokim uśmiechem.
- Nie martw się, nie będziemy jeść u Ciebie codziennie a już zwłaszcza tak dużo.
- Ale muszę się Wam odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiliście. – Spojrzeli sobie w oczy i uśmiechnęli się do siebie.
- Dla mnie wystarczającą nagrodą jest to, że tu jesteś i się uśmiechasz. – Dodał Natsu. Blondynka zaczerwieniła się.
- On Cię lllllubi. – Odezwał się Happy przegryzając rybkę. Teraz to oboje spalili buraka. Po uczcie jakiej wyprawiła im Lucy, niebieski kot uciął sobie drzemkę. Natomiast Natsu pomagał swojej przyjaciółce z brudnymi naczyniami.
- Natsu, jeśli chcesz możesz się iść położyć. – Rzekła wkładając talerze do zmywaka.
- Nie jestem zmęczony. W ogóle to dziękujemy za obiad, był pyszny.
- Nie ma za co, jak już powiedziałam, to za to że mi pomogliście. – Uśmiechnęła się do niego. – Może napijesz się herbaty? – Dodała.
- Chętnie, ale Ty również. - Nie odpowiedziała nic, tylko kiwnęła głową, że też się napije. Postawiła wodę i kilka minut później podała przyjacielowi filiżankę z gorącym napojem. Usiadła naprzeciw niego i tak rozmawiali i śmiali się do późnego wieczora.


Rozdział jako taki.. Przynajmniej nie jest smutny ;P Dzięki za przeczytanie i proszę o komenty ;D
Kolejny rozdział, może jutro popołudniu lub w niedzielę na pewno ;)
Pozdrawiam, buziaki ;*

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 5.


Wiecie co? Miałam natchnienie, więc napisałam ;D Zapraszam do przeczytania i skomentowania ^^


Wysiedli z pociągu i natychmiast udali się do willi Lucy. Nie pukali, przywitali się ze służbą i poszli na górę, gdzie spała blondynka. Tak jak przewidywał Loki, nadal spała. Nadszedł wieczór. Wszyscy siedzieli w kuchni i rozmawiali. Czekali, aż zobaczą ich Lucy. Nagle ktoś wszedł do kuchni. Zgromadzone tam osoby odwróciły wzrok właśnie na tę osobę, okazała się nią być Lucy.
- Wszyscy, co tu robicie? Dawno przyjechaliście? – Zaczęła przecierać oczy, myślała że się jej to śni.
- Po południu. Przyjechaliśmy Cię wspierać. – Odezwała się Erza. Lucy uśmiechnęła się do nich lekko i oparła o futrynę. Chwilę potem zsunęła się po niej i zaczęła szlochać. Podeszła do niej Erza i mocno przytuliła. – Ciii… spokojnie. Jesteśmy tu przy Tobie, przejdziemy przez to razem.
- Wiem… Dziękuję… że… tu… jesteście… - Wtuliła się mocno w przyjaciółkę i chwilę potem się uspokoiła. ‘Odkleiła’ się od Tytanii i spojrzała jej prosto w oczy. Widać było w nich smutek, ogromny smutek. Z pomocą Erzy wstała i popatrzyła na resztę przyjaciół, którzy patrzyli na nią z troską. – Przepraszam Was za ten nagły wybuch płaczu… Widać było mi to bardzo potrzebne. – Uśmiechnęła się i wytarła mokre od łez policzki. – To co, przytulicie mnie w końcu? – Dodała i rozstawiła ramiona, aby przyjaciele mogli ją ‘prawidłowo’ przywitać. Każdy z nich wykonał czynność, którą im nakazała. Poczuła się lepiej mając ich obok siebie. – Myślałam, że spotkam tu całą gildię. – Przysiadła się do stołu, przy którym siedzieli jej przyjaciele.
- Loki nam odradził. Powiedział, że: „mogłaby przeżyć szok”, więc mistrz zarządził, abyśmy pojechali tylko my. – Wskazał na każdego palcem Gray.
- Loki? – Spytała zdziwiona. – To Ty byłeś w Magnolii? – Skierowała do niego owe pytanie.
- Wybacz Lucy, spałaś, więc udałem się do gildii, żeby ich powiadomić. O, mistrz przesyła kondolencje.
- Dziękuję. – Spuściła głowę. – Cieszę się, że przyjechaliście właśnie Wy. Na pewno jesteście zmęczeni albo głodni?
- Nie, już zostaliśmy poczęstowani przez kucharkę. Zmęczeni też nie jesteśmy. – Uśmiechnęła się do niej Mira.
- Ale wiecie co, chodźcie, zaprowadzę Was do pokoi. – Wstała z krzesła i nakazała pozostałym, aby za nią poszli. Tak też zrobili. Każdemu z nich przydzieliła pokój i sama udała się do swojego. Usiadła na łóżku i wzięła do ręki ramkę ze zdjęciem. Na zdjęciu była ona i jej rodzice. Samotna łza spłynęła po jej bladym policzku. Odstawiła zdjęcie na miejsce i wyszła na balkon. Zaczerpnęła świeżego powietrza i jak to było w jej zwyczaju, wyszła na dach. Chwilę potem usłyszała jak otwierają się drzwi balkonowe z pokoju jednego z gości. Widać ktoś również cierpi na bezsenność jak ona. Wychyliła się trochę, by zobaczyć kto to. Uśmiechnęła się widząc Natsu patrzącego w dal. Dragneel widocznie poczuł znajomy zapach, bo w momencie odwrócił głowę i spojrzał w górę. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył na dachu blondynkę.
- Czy mogę wiedzieć, co u licha robisz na tym dachu? – Spytał lekko zezłoszczony.
- Nic specjalnego, siedzę i oglądam gwiazdy. Odkąd tu przybyłam nic innego w nocy nie robię. – Uśmiechnęła się do przyjaciela, a ten wdrapał się na dach i usiadł obok niej. – Nie martw się, nic mi się tu nie stanie. A nawet jeśli, to nigdy nie jestem tu sama.
- Jak to?
- Co wieczór, gdy tu przychodzę, pojawia się Loki. To dzięki niemu wiem wszystko o każdej gwieździe na tym niebie. – Wytłumaczyła. – Ale dzisiaj to chyba Ty będziesz mi tu towarzyszył, co nie?
- Jasne, czemu nie. – Wyszczerzył się do niej.
- Nie możesz spać?
- Tak. Sam się sobie dziwię. Naprawdę, po raz pierwszy w życiu chyba nie potrzebuję snu. – Podrapał się po głowie i trochę przeraził. – Ej, a może coś mi jest? – Blondynka zaśmiała się cicho i spojrzała mu prosto w oczy.
- Może nie jestem lekarzem, ale mogę się domyślić, co to za powód… Martwisz się… O mnie, prawda?
- Nie zaprzeczę. Twój smutek, jest moim smutkiem. – Objął ją ramieniem i przytulił.
- Dziękuję Natsu. Wiesz… Brakowało mi takiego ciepła. Brakowało mi tu Ciebie.
- Ale teraz tu jestem, szkoda że w takich okolicznościach… - Blondynka oparła głowę na jego ramieniu, chwilę potem zasnęła. Natsu chyba również stał się trochę znużony. Wziął ją na ręce i zeskoczył z dachu. Wszedł do jej pokoju i położył w łóżku i przykrył. Spojrzał na nią i pocałował delikatnie w czoło. – Dobranoc Lucy. – Powiedział szeptem, wychodząc z pokoju blondynki. Sam zaś udał się do swojego pokoju i położył się na łóżku.
- Byłeś u Lucy? – Odezwał się jakże znany przez niego głos, głos jego przyjaciela kota.
- Tak, właśnie zasnęła. Jutro będzie ciężki dzień, zwłaszcza dla niej. A tak właściwie, to czemu nie śpisz?
- Bo się booooję sam spać.
- No dobra, Happy, kładź się obok mnie i idziemy spać. – Natsu przesunął się kawałek, by zrobić miejsce swojemu towarzyszowi, po czym sam zasnął.

Ranek. Jako pierwsza wstała blondynka. Tyle się wczoraj zdarzyło, że na samą myśl popłynęła jej łza. Szybko ją wytarła i udała się do łazienki. Gorąca kąpiel – to co uwielbiała najbardziej, przynajmniej w jakiejś części zmyło ten smutek, który w sobie nosiła. Wyszła z łazienki i udała się do kuchni. Nikt jeszcze nie wstał, więc postanowiła przyrządzić wszystkim śniadanie. Po kilkunastu minutach do kuchni zaczęli schodzić się goście.
- O, witaj Lucy. Już na nogach? – Jako pierwsza przyszła Lisanna.
- Dzień dobry, siadaj. Zaraz podam Ci do stołu. – Uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Może Ci pomogę? Natsu jak wstanie, to wątpię, żeby to dla niego wystarczyło. – Zaśmiała się Lisanna, a z nią Lucy.
- Masz rację, trzeba przygotować tego więcej. W takim razie pomocy nie odmówię. – Uśmiechnęły się do siebie szczerze i zabrały się do pracy. Jakiś czas później do kuchni weszli pozostali goście blondynki.
- Siadajcie, śniadanie już gotowe. – Odezwała się Lisanna, prosząc by reszta usiadła przy stole.
- Same to przyrządziłyście? – Spytała z niedowierzaniem Mira.
- Tak, tylko my dwie. Oczywiście uwzględniłyśmy apetyt Natsu, więc jedzcie ile chcecie. – Powiedziała Lucy, puszczając oczko do Smoczego Zabójcy, na co ten zrobił urażoną minę. – Oj no, ale się nie obrażaj, to tylko żart. – Uśmiechnęła się do niego, a jego serce zmiękło i również odwzajemnił uśmiech. Lisanna i Lucy również dosiadły się do stołu. Wszyscy zaczęli konsumować to, co dziewczyny im przygotowały, nie pozostawiając ani okruszka na stole.
- No to kto zmywa? – Spytała z chytrym uśmieszkiem Lisanna.
- Gray i Natsu. – Odezwała się Erza.
- CO?! – Krzyknęli równocześnie. To był jednak ich błąd, gdyż Tytania od razu zmierzyła ich pełnym gniewu wzrokiem. Jak poparzeni wstali od stołu i zaczęli robić porządek. Dziewczyny miały z nich niezły ubaw.

Kilka godzin później.
Bliscy i znajomi rodziny Heartfilliów stali nad trumną ojca Lucy. To było ostatnie ich pożegnanie. Podeszła do trumny i uklękła przed nią. Położyła rękę i wyszeptała z uśmiechem.
- Kocham Cię tato. – Wszyscy zgromadzeni zaczęli głośno płakać, a ona wstała i podeszła do Graya. Przytuliła się do niego. W tym momencie zaczęto opuszczać trumnę do wykopanego dołka. Chwilę później zaczęto przysypywać ten dół. Ludzie zaczęli powoli opuszczać to miejsce, aż w końcu została Lucy a wraz z nią Gray i Natsu. Reszta jej gości udała się do domu, by się spakować i jeszcze dziś wyruszyć do Magnolii. Lucy popatrzyła ostatni raz na miejsce, gdzie leżała trumna z ciałem jej ojca i ciężko westchnęła. Popatrzyła na chłopaków i wolnym krokiem ruszyła w stronę domu. Szli za nią w milczeniu. Nagle poczuła jakby traciła grunt pod nogami, a jej oczy nadeszły mgłą (wiem, dziwnie to brzmi). Stanęła, by nabrać równowagi, lecz niewiele to dało, bo poczuła jak opuszczają ją wszystkie siły. Na szczęście w porę zareagował Natsu. Złapał blondynkę, zanim ta uderzyła o ziemię. Wziął ją na ręce i zaniósł do domu i położył w łóżku. Odgarnął jej włosy, które zasłaniały pół twarzy i pocałował w czoło. Zaczęła spokojniej oddychać i nabrała rumieńców. Natsu doszedł do wniosku, że zostawi ją samą. Sam zaś skierował się do kuchni, gdzie siedzieli zmartwieni przyjaciele.
- Co z nią? – Spytał pierwszy Gray.
- Odpoczywa, widać emocje wzięły górę. Tak jakby nagle wszystko ją opuściło. Może to i lepiej? Zacznie wszystko od nowa. – Powiedział Natsu.
- Masz rację. Rany, narobiła nam stracha tym omdleniem. W sumie to wcale się nie dziwię.
- Gdy się tylko obudzi, spytamy czy jest w stanie jeszcze dziś wrócić do Magnolii. – Odezwała się Erza. Od tego momentu nikt się nie odezwał. Czekali cierpliwie, aż blondynka się obudzi i zejdzie do nich.


Koooooniec. Kolejny rozdział? Jak wena mnie nie opuści to jutro ;D
Buźka! ;*

Rozdział 4.


Gildia magów Fairy Tail.
- Jestem wykończony. Muszę trochę odpocząć. Mira, mogę prosić o coś do picia? – Spytał Natsu kładąc głowę na blat baru.
- Jasne, poczekaj chwilę. Kto to widział, żeby codziennie wychodzić gdzieś na misję, a już zwłaszcza samemu? – Spojrzała na niego karcąco.
- Nie chodzę przecież sam, jest ze mną Happy. A poza tym robię to dla Lucy. Obiecała gospodyni, że jak najszybciej zapłaci zaległy czynsz, no ale wiesz jak później się potoczyło. – Spojrzał na szklankę z napojem, którą właśnie postawiła mu Mira przed nosem i wypił ją duszkiem.
- Tak. Ciekawe co u niej.
- Cześć wszystkim! – Odezwał się nagle głos.
- Witaj Gray. Jakieś wieści? – Pytała niecierpliwie Mira.
- O, płomyczku, wróciłeś?
- Odczep się, a Ciebie to niby gdzie wywiało?
- Byłem u Lucy. – Na dźwięk tego imienia Natsu wstał z krzesła jak oparzony (;D).
- U Lucy? Co z nią? Jak się czuje? Jak jej ojciec? – Pytał zdenerwowany.
- Uspokój się. Z Lucy wszystko dobrze, nie daje po sobie poznać, że tak naprawdę jest jej ciężko, ale daje radę. Jest silna, w końcu to Lucy. A co do jej ojca to jego stan jest ciągle taki sam, żadnej poprawy. Przesyła Wam wszystkim serdeczne pozdrowienia i podziękowania za wsparcie, zwłaszcza Mirze, Lisannie i Tobie, Natsu… - Lodowy mag uśmiechnął się do niego.
- Mnie? A za co?
- Powiedziałem jej o tym, że spłacasz jej czynsz i chodzisz ciągle na misje z Happy’m. Powiedziała, że jesteście „kochani”. – Natsu zarumienił się lekko.
- To nic takiego, w końcu jesteśmy przyjaciółmi, a dość ma teraz zmartwień.
- O właśnie, powiedziała, że następnym razem, gdy będziemy mieli zamiar ją odwiedzić możemy przyjść większą grupą, bo sporo miejsca w domu.
- Nie przesadzajmy, dla jej ojca może to być kłopot. – Wtrąciła się Mira.
- Chyba masz rację.
- A tak z ciekawości zapytam, po co się tam udałeś? Hmm? – Spytał dociekliwie Natsu. Widać było, że trochę zdenerwowało go, że udał się do niej sam.
- Martwiłem się o nią, w końcu jest tam sama. Ciebie nie wziąłem, bo latałeś za misjami, a Erza jest z mistrzem na spotkaniu, więc udałem się tam sam.
- Mogłeś wziąć ze sobą Juvię. – Odgryzł się Dragneel.
- A co, jesteś zazdrosny? – Uśmiechnął się chytrze do rywala, po czym spoważniał. – Nie martw się, traktujemy się jak rodzeństwo, więc musiałem się trochę zaopiekować młodszą siostrą. I właściwie dobrze zrobiłem.
- Jak to?
- Lucy ‘odżywia’ się samą herbatą, pobladła na twarzy, nie śpi w nocy. Więc rano, gdy zaprosiła mnie na śniadanie, nakarmiłem ją.
- Rozumiem. Dobra, skoro jestem w pełni sił, mogę ruszać na kolejną misję. – Przeciągnął się i ruszył w kierunku tablicy z misjami. – Happy, ruszamy na misję! – Zawołał swojego latającego towarzysza, który starał się (znowu) podbić serce Carly.
- Aye sir! – Krzyknął kotek i chwilę potem nie było już po nich śladu.

W domu rodziny Heartfilliów.
- Lucy, nie musisz siedzieć przy mnie cały dzień. Odpocznij, zjedz coś. Jesteś strasznie blada. – Odezwał się ojciec blondynki.
- Tato, daj spokój, czuję się dobrze. Poza tym nie mam apetytu. – Uśmiechnęła się do niego.
- Wiesz, że nie musisz tu siedzieć, jestem pod bardzo dobrą opieką. Może wrócisz do gildii, odwiedzisz przyjaciół?
- Nie zostawię Cię w takim stanie, a poza tym był już u mnie przyjaciel z gildii, to mi wystarczy i proszę nie nakłaniaj mnie do wyjazdu stąd, bo i tak tego nie zrobię. Może chcesz coś do picia, jedzenia?
- Dziękuję, nie teraz. Prześpię się chwilę.
- Dobrze. Odpoczywaj. – Odeszła od jego łóżka i podeszła do lekarza. – Może coś pan zje lub się czegoś napije? – Spytała grzecznie.
- Jeśli to nie kłopot.
- Dla mnie to żaden kłopot. – Uśmiechnęła się do niego i chwilę potem wezwała Gwiezdnego Ducha, Virgo. – Virgo, czy mogłabyś przyrządzić coś do jedzenia?
- Oczywiście Księżniczko. – Zeszła na dół przygotować posiłek. Chwilę później pojawiła się z posiłkiem dla lekarza. – Smacznego. Księżniczko, czy coś jeszcze?
- Dziękuję Virgo, możesz już wracać. – I odeszła do swojego świata, a Lucy wyszła z pokoju. Poczuła się senna, więc udała się do swojej sypialni i zasnęła. Obudziła się kilka godzin później, na dworze zaczęło się robić ciemno, więc jak co wieczór wyszła na balkon, a potem wspięła się na dach, by przyjrzeć się wszystkim gwiazdom, które zaczęły się powoli pojawiać na granatowym niebie. I tak mijały jej dni, tygodnie.

Pięć miesięcy później.
Lucy jak każdego dnia siedziała przy łóżku swojego ojca. Od kilku dni zaczęła mu dokuczać wysoka gorączka. Pobladł też na twarzy i przestał jeść. Lekarz czuł, że to mogą być ostatnie dni Jude’a Heartfilli, lecz nic nie mówił Lucy. Ona pewnie i tak się wszystkiego zaczęła domyślać, lecz nic nie dała po sobie poznać. Chwyciła mocniej jego dłoń i zaczęła się modlić w duchu, by gorączka ustąpiła.
- Lucy, kochanie… - Spojrzał na nią swoimi wyblakłymi oczami i kontynuował cicho. – Czuję, że to dziś. Dziś spotkam się z Twoją matką. – Uśmiechnął się lekko do córki.
- Proszę, nie mów tak… To jeszcze nie dziś, na pewno nie. – Z jej oczu powoli zaczęły lecieć słone łzy, które co jakiś czas ocierał jej ojciec.
- Pozwól, że coś Ci powiem. – Blondynka spojrzała na niego smutno, pokiwała tylko głową, że zgadza się na to, by to on teraz mówił. – Wybacz, że nie byłem dla Ciebie takim ojcem, jakim chciałaś żebym był, ale wiedz, że zawsze Cię kochałem, choć nie okazywałem tego. Przepraszam za każde zło, które Ci wyrządziłem. Jesteś silna i wiem, że sobie poradzisz, masz przy sobie wspaniałych przyjaciół, którzy zawsze służą Ci pomocą. I proszę Cię o jedno. Gdy mnie już tu zabraknie, wróć do normalnego życia, bądź tą Lucy Heartfillia, którą byłaś w swojej gildii. – Uśmiechnął się do niej i chwycił ją mocno za rękę.
- T-tato… kocham Cię. Ja też mam prośbę. Gdy się spotkasz z mamą, ucałuj ją mocno ode mnie i powiedz jej, że ją też bardzo kocham i że każdego dnia o niej myślę. – W tej chwili rozkleiła się już na dobre. Ku jej zdziwieniu poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciła się, ale to nie był lekarz, to jej Gwiezdny Duch, Loki. Uśmiechnęła się do niego i znów odwróciła wzrok na ojca.
- Uważaj na siebie, Lucy i nie płacz już. – Dotknął jej mokrego policzka i wytarł go, a potem jego ręka bezwładnie opadła na łóżko. Zasnął na wieki. Z uśmiechem na twarzy.
- T-tato… - Dotknęła jego dłoni. Chciała wyczuć jego puls, choć niewielki. Nic. – T-tato… - Rozpłakała się jak małe dziecko. Szybko została przytulona przez Loki’ego, który starał się ją choć w niewielkim stopniu uspokoić. Głaskał ją po głowie, mocniej przytulił. Sam uronił parę łez. Gdy poczuł, że Lucy się trochę uspokoiła, uwolnił ją z uścisku i zobaczył, że zasnęła. Można się było tego spodziewać. Trzy dni pod rząd siedziała przy jego łóżku dzień i noc, bez jedzenia, a teraz i emocje dały się we znaki i zasnęła z przemęczenia. Wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do pokoju. Przykrył kocem i pocałował w czoło. Sam chwilę potem, żeby nie marnować energii swojej Pani, zaczął używać własnej. Zawiadomił służbę o tym co się stało i udał się na stację kolejową. Dwie godziny później kierował się w stronę gildii Fairy Tail. Gdy już dotarł na miejsce został obsypany zestawami pytań każdego z magów.
- Loki, co Ty tutaj robisz? – Spytał zaskoczony Gray. – Coś się stało Lucy? – Mina Loki’ego nie wróżyła nic dobrego, więc wszyscy spodziewali się najgorszego.
- Ojciec Lucy właśnie zmarł. – Powiedział to takim tonem, aby wszyscy go usłyszeli. Cała gildia zamilkła i przerzuciła swój wzrok na Loki’ego. – Zanim tu przyjechałem, Lucy zasnęła. Więc założę się, że nadal śpi. Nie używam jej energii, więc przyjechałem osobiście Wam o tym powiedzieć. Służba pewnie teraz załatwia sprawy pogrzebu. Mam nadzieję, że nie zostawicie jej w tym dniu samą i przybędziecie.
- Nie trzeba nas o to prosić, jedziemy tam i to nawet teraz. – Zaczął przygnębiony Natsu.
- Ale myślę też, że nie wszyscy powinni jechać. Parę osób. Lucy może przeżyć szok, gdy zobaczy Was wszystkich. – Dodał Loki.
- Masz rację Loki. W takim razie niech jadą Natsu, Happy, Erza, Gray, Lisanna i Mira. – Odezwał się mistrz gildii. – I przekaż jej od nas wszystkich najszczersze kondolencje.
- Tak mistrzu. Więc chodźcie, zbierajmy się. Nie chcę, by była tak długo sama teraz. – Powiedział Loki. Wyszli z gildii. Udali się na stację kolejową. Chwilę potem nadjechał pociąg i byli w drodze do domu Lucy. Całą tę drogę nie odezwał się nikt. Słowa były w tym momencie zbyteczne. I tak każdy wiedział jak się czuł, ja czuła się Ona…


I koniec. Szczerze? Jak to pisałam, to sama się popłakałam w momencie, gdy umierał ojciec Lucy. Smutny rozdział, wiem, ale przeczytać się da.
Dzięki za odwiedziny! Kolejny rozdział – kto wie? Jak złapie wena to jutro ;D
Buziaki! ;*

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 3.


I tak minął miesiąc. W gildii większość magów wróciła do normalnych czynności. W końcu co im da ciągłe myślenie o Lucy i jej chorym ojcu? Raczej nic, więc wzięli się porządnie za misje, które każdego dnia przybywały. Przy barze dało się usłyszeć rozmowy dwóch magów.
- Nie mogę tak dłużej siedzieć bezczynnie. – Odezwał się Gray do Miry.
- Gray, co zamierzasz zrobić?
- Jadę do Lucy. – Odparł stanowczo i wyszedł z gildii. Od razu udał się w stronę stacji i wsiadł do pociągu, który właśnie nadjechał.

Kolejny dzień bez żadnej poprawy, ale też jego stan się nie pogarszał. Mimo to blondynka była bardzo niespokojna. Codziennie siedziała przy łóżku ojca i opowiadała mu różne historie. Prawdziwe i wymyślone, jak małemu dziecku. On znowu był zachwycony i szczęśliwy, że chociaż ona jest tu przy nim. W nocy, gdy on spał, ona wdrapywała się na dach i siedziała dopóki nie zrobiło się jej zimno. Towarzyszył jej Loki, który jej znowu opowiadał przepiękne historie na temat gwiazd. Lucy w ten sposób potrafiła nazwać każdą gwiazdę, która zaczęła lśnić na ciemnym niebie.
Opowiadała właśnie kolejną historię swojemu rodzicowi, gdy nagle dało się usłyszeć głośny dzwonek do drzwi. Nie spodziewała się nikogo, więc z ciekawością wyszła z sypialni, zostawiając śpiącego ojca. Gdy zeszła po schodach jej oczom ukazał się nie kto inny jak jej przyjaciel – Gray. Ze łzami w oczach podbiegła do niego i rzuciła się mu na szyję.
- Gray! Tak się cieszę, że Cię widzę, ale skąd się tu wziąłeś? Coś się stało? – Odsunęła się od niego i spytała zdenerwowana.
- Nic się nie stało. Ja po prostu chciałem Cię zobaczyć, jak sobie radzisz, jak się czujesz, jak czuje się Twój ojciec, czy nie potrzebujesz pomocy… - Zaczął wymieniać.
- Dziękuję Gray, ja czuję się dobrze. A co do mojego taty, to jego stan się nie zmienił. Jest przykuty do łóżka… - Jej mina posmutniała, a Gray widząc to, przytulił ją mocno i zaczął głaskać po głowie.
- Jeszcze się ułoży. Mira i Lisanna codziennie chodzą do Kościoła, by się pomodlić za zdrowie Twojego ojca i za Ciebie, byś miała siły dalej go wspierać.
- Naprawdę? To takie miłe. Proszę, podziękuj im serdecznie za wsparcie. – Uwolniła się od uścisku i uśmiechnęła się do niego. – Chodź, napijemy się herbaty. – Pociągnęła go za rękę w stronę kuchni. Dom był pusty, Lucy dała służbie dzień wolnego, w końcu i tak nie mieli tu nic do roboty. Blondynka podała filiżankę z herbatą swojemu przyjacielowi i usiadła naprzeciw niego.
- Powiedz mi Gray, co w gildii? – Uśmiechnęła się delikatnie, choć było widać, że to wymuszony uśmiech.
- To co zawsze, chaos. Erza towarzyszy mistrzowi na zebraniu Magicznej Rady, a Natsu i Happy wykonują misję za misją.
- Po co? To może ich przecież wykończyć. – Przejęła się blondynka.
- Ja myślę, że oni to robią, że jakoś ‘zaspokoić’ ból po tym jak wyjechałaś. Wiesz, gildia nie jest taka sama bez Ciebie, a poza tym obiecali, że chcą Ci odjąć zmartwień, więc chcą spłacić Twój dług za czynsz za mieszkanie.
- Żartujesz? Matko, jacy oni są kochani. – I w końcu można było dostrzec na jej twarzy prawdziwy uśmiech.
- Wszyscy się o Ciebie martwią w gildii, razem z Tobą przeżywają te trudne chwile, nawet Lisanna proponowała, żeby ktoś tu przy Tobie był, ale mówiłaś, że nie chcesz, by ktoś tu był.
- To nie tak, że nie chcę. Ogółem to nie jestem tu sama. Co wieczór Loki siedzi przy mnie i dużo rozmawiamy, więc mam jego. – Puściła mu oczko i upiła trochę herbaty. – Poczekaj tu na chwilę, zobaczę tylko, czy tata czasem się nie obudził.
- Jasne, zaczekam.
Lucy wyszła z kuchni i udała się do sypialni ojca. Gray w tym czasie podziwiał wnętrze tego ogromnego domu. Z ciekawością patrzył na wszystkie obrazy, które wisiały w korytarzu. Zwłaszcza jeden z nich przykuł jego uwagę. Na obrazie znajdowała się cała rodzina Heartfilliów. Jej matka była naprawdę bardzo piękna, z resztą Lucy odziedziczyła po niej urodę. Lucy była taka szczęśliwa na tym obrazie. Miała ich obu przy sobie, a teraz? Jej uśmiech właściwie został zapomniany, jej oczy były takie przygaszone. W ogóle nie przypominała tej Lucy, którą wszyscy kochają.
Gray usłyszał kroki, więc z powrotem udał się na swoje miejsce do kuchni.
- Na czym to skończyliśmy?
- Na tym, że co wieczór widujesz się z Lokim.
- Ah, racja. Każdego wieczoru, gdy mój tata zaśnie ja wychodzę na dach i obserwuję gwiazdy. Loki podzielił się ze mną informacjami na temat gwiazd i wiem już wszystko na temat każdej z nich.
- To świetnie, naprawdę. – Uśmiechnęli się do siebie i tak przegadali kilka godzin, uśmiechając się, drażniąc, jak rodzeństwo. Gray spojrzał na zegar.
- Już późno, chyba powinien iść. – Zaczął wstawać od stołu.
- Gray, zaczekaj. Może zostaniesz na noc? Są wolne pokoje, a poza tym wyjście o tej porze nie jest chyba dobrym pomysłem.
- Nie chcę Ci sprawiać kłopotu…
- Dla mnie to żaden kłopot, wręcz przeciwnie, to będzie przyjemność. – Uśmiechnęła się i szturchnęła go w ramię. – Chodź, pokażę Ci pokój. – Wyszli z kuchni i skierowali się na piętro. Lucy wskazała na drzwi i nakazała wejść tam przyjacielowi. Pokój nieduży, łóżko, szafa, biurko, lampka, okno i balkon.
- Przytulnie. – Zauważył Gray.
- Dziękuję, obok jest łazienka, a naprzeciw mój pokój. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, bez zastanowienia kieruj się do mnie.
- Oczywiście, dziękuję Ci Lucy.
- Nie Gray, to ja powinnam Ci podziękować. Jesteś dla mnie jak brat, dziękuję że tu jesteś. – Uśmiechnęła się i podeszła do niego, a następnie pocałowała w policzek. – Dobranoc.
- Dobranoc Lucy. – Odparł i udał się do łazienki, a potem do swojego pokoju. Szybko zasnął, a pewna blondynka właśnie zaczęła wdrapywać się na dach swojego domu. Usiadła, podparła się łokciami i spojrzała w niebo. Było pochmurno. Widziała tylko jedną gwiazdę, która świeciła bardzo mocno. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że właśnie zaczął padać deszcz.
- Przeziębisz się. – Odezwał się nagle głos, który Lucy uwielbiała i dodawał jej otuchy.
- Loki, nic mi nie będzie. Tak wiele już przeszłam, że zwykły deszcz nawet mnie nie ruszy. – Uśmiechnęła się do niego blado.
- Mam takie wrażenie, że z dnia na dzień wyglądasz coraz gorzej.
- No bardzo Ci dziękuję za taką szczerość. – Pokazała mu język i udała obrażoną.
- Martwię się o Ciebie.
- Nie Ty jeden. Cała gildia się mną przejmuje… Mira i Lisanna nawet chodzą do Kościoła żeby się pomodlić za mnie i za mojego tatę. A ja co robię? Siedzę przy nim i czekam na cud.
- Ty też dużo robisz. Jesteś przy nim, dla niego to więcej znaczy niż możesz sobie wyobrazić. – Leo objął ją ramieniem i pocałował w czoło. Ona wtuliła się w niego i po chwili zasnęła. Nie chciał jej budzić, więc wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Czuwał przy niej całą noc, jak Anioł Stróż. Rano obudziła się i zastała siedzącego na fotelu obok Loki’ego, który intensywnie nad czymś się zastanawiał.
- Dzień dobry Loki, coś się stało? – Wstała, przeciągając się leniwie.
- Nie, po prostu zamyśliłem się. – Uśmiechnął się do niej. – Chyba powinienem już wracać.
- Tak, dziękuję Ci.
- Nie dziękuj, zawsze przybędę, gdy będziesz w potrzebie. Do zobaczenia. – I zniknął. Lucy udała się do łazienki, a potem do sypialni ojca. Spał. Lekarz był przy nim cały czas, więc wiedziała, że jest w dobrych rękach, ale mimo to musiała przy nim być. Wychodząc z sypialni ojca natknęła się na swojego przyjaciela.
- Dzień dobry, Lucy! – Uśmiechnął się i zaczął do niej podchodzić, ale ta szybko się odsunęła. Gray spojrzał na nią z pytająco.
- Gray… Twoje ubrania… - Powiedziała to cicho jak tylko mogła, żeby nie obudzić ojca…
- Aaaaa! Wybacz Lucy. – Jego mina była niedoopisania, przez co Lucy zaczęła się śmiać.
- Zejdź na dół za 10 minut, przygotuję coś na śniadanie.
- Jasne, zaraz będę. – Szybko wszedł do pokoju i się ogarnął. Po paru minutach zszedł do kuchni i śniadanie było gotowe. Gestem ręki zaprosiła go do stołu.
- No to smacznego Gray. – Puściła mu oczko.
- A Ty nie zjesz ze mną?
- Nie jestem głodna. Wypiję tylko herbatę.
- O nie, tak to nie będzie. Chcesz się rozchorować i przysporzyć zmartwień tacie i innym? – Jego mina była przerażająca, przez co Lucy pobladła jeszcze bardziej. – Chodź, nakarmię Cię. – Uśmiechnął się do niej i nakazał, by usiadła obok niego. Tak też zrobiła. – No to powiedz ‘aaaaaa’…
- Gray, ja nie jestem dzieckiem.
- Owszem jesteś, moja młodsza siostrzyczko. A teraz nie pyskuj, tylko otwieraj tę paszczę i jedz. – Nie miała wyboru, została nakarmiona przez Graya.
- Dziękuję. – Odeszła od stołu zabierając ze sobą naczynia, żeby je umyć.
- Ja również dziękuję. No i chyba będę się zbierać do Magnolii. Pewnie niektórzy się niecierpliwią, że mnie nie ma.
- Na przykład Juvia? – Puściła do niego oczko i pokazała język.
- A weź mi nawet nie mów. – Skrzywił się lekko. – W każdym bądź razie, dzięki za gościnę i co najważniejsze, dbaj o siebie, proszę.
- Oczywiście, dla Ciebie wszystko. – Uśmiechnęli się do siebie i udali się w stronę wyjściowych drzwi.
- Jeszcze raz dziękuję, trzymaj się. Myślę, że za niedługo znowu się tu u Ciebie pojawię.
- Przyjeżdżaj kiedy tylko chcesz, możesz nawet kogoś ze sobą wziąć, miejsca mam tu dużo. No i pozdrów wszystkich, a zwłaszcza Mirę, Lisannę, Erzę… No i jeszcze Natsu, w końcu spłaca mój czynsz.
- Nie ma sprawy. Trzymaj się siostrzyczko. – Przytulił ją mocno i pocałował w policzek, chwilę potem zniknął, a Lucy udała się do pokoju ojca.


Koniec. Miałam wenę, choć chyba nienajlepszą, ale miałam. Napisałam, publikuję i dziękuję za przeczytanie ;)
Kolejny rozdział – postaram się jutro lub pojutrze na pewno ;D
Buziaki ;*

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 2.


Po jakże udanej imprezie, nad ranem wszyscy udali się do swoich domów. No… może nie wszyscy. Pewna blondynka miała pewne obawy czy udać się do mieszkania. W końcu nie było jej przez rok, a ona zalegała z czynszem. Na samą myśl o tym, jaka będzie wojna, gdy się zjawi, zbladła. Wypuściła ciężkie powietrze i postanowiła porozmawiać ze starszą panią i wszystko jej wytłumaczyć. Zmierzała już w stronę jej drzwi, gdy nagle się otworzyły i stanęła w nich wcześniej wspomniana starsza kobieta.
- Emm… Dzień dobry. – Zaczęła niepewnie.
- Dobrze wiesz, że zalegasz z czynszem za 12 miesięcy?! - Na dźwięk tych słów blondynkę obleciał zimny pot i dostała gęsiej skórki.
- J-ja w-wiem o-o t-tym. – Zaczęła się jąkać, ale chwilę potem wrócił jej spokojny ton. – Obiecuję, że ureguluję czynsz, naprawdę. Postaram się jak najszybciej. Da mi pani szansę?
- Spytała z nadzieją.
- Ehh… Niech będzie. Masz taryfę ulgową, ale musisz jak najszybciej zapłacić, zrozumiano?
- Tak, zrozumiano. – Bardzo grzecznie podziękowała i udała się do swojego mieszkania. Jedynie o czym teraz marzyła to o gorącej kąpieli. Wchodząc do mieszkania, doznała szoku. Było czyste, ani grama kurzu, wywietrzone. Wszystko stało na swoim miejscu. Ucieszyła się i leniwym chodem udała się do łazienki. Po odprężającej kąpieli udała się na łóżko i chwilę potem zasnęła.
Obudziła się po południu, ale była wypoczęta. Przeciągnęła się na łóżku, wstała, wykonała poranne czynności i udała się do gildii. Musi w końcu wyruszyć na jakąś misję, by spłacić mieszkanie. Uśmiechnięta przechodziła przez ulice jej ukochanego miasta. W końcu dotarła do gildii. Przywitała uśmiechem wszystkich i udała się w stronę tablicy z misjami. Każdą misję czytała z wielką uwagą, zastanawiała się, czy podoła zadaniu sama. Jej przemyślenia przerwał męski głos.
- Ledwo wróciłaś i już zamierzasz iść na misję? – Po tych słowach odwróciła się w stronę ów mężczyzny, okazał się być nim Gray.
- O, cześć. No wiesz, muszę jakoś spłacić 12-miesięczny czynsz. Obiecałam, że spłacę to jak najszybciej. – Uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Spokojnie, coś się znajdzie. Ale nie teraz, chodź usiądź z nami, musimy się Tobą nacieszyć. – Wyszczerzył się pokazując swoje białe uzębienie.
- Okej. – Ruszyła za nim w kierunku ‘najsilniejszej drużyny’.
- Cześć wszystkim. – Odezwała się Lucy.
- Dzień dobry, siadaj. – Pokazała na wolne obok niej miejsce Tytania.
- A więc co się u Was działo przez ten rok mojej nieobecności? – Uśmiechnęła się do przyjaciół, którzy patrzyli na nią jak w obrazek. – Ej, czemu się tak na mnie gapicie?
- Nie widzieliśmy Cię tyle czasu, musimy się napatrzeć. – Odezwał się Natsu.
- Proszę Was, nie zmieniłam się przecież aż tak bardzo.
- Przepraszam, że przeszkadzam. – Nagle jakiś głos odezwał się nad ich głowami. Szybkim ruchem odwrócili się w stronę tego głosu. Okazało się, że to Mira. – Lucy, wczoraj wieczorem pod adresem gildii przyszedł list. Jest do Ciebie. – Podała blondynce białą kopertę. Ta szybkim ruchem otworzyła list i zaczęła z uwagą czytać jej treść. Z minuty na minutę jej oczy zaczęły się powiększać. Przyjaciele obecni przy tym zmartwili się wyrazem jej twarzy.
- Lucy… Co się dzieje? – Zaczął niebieski kot.
W tym samym momencie blondwłosa wybuchła niepohamowanym płaczem i wybiegła z gildii zostawiając zdezorientowanych przyjaciół przy stoliku.
- Co się mogło stać? – Odezwał się niepewnie Gray.
- Spójrzcie, Lucy zostawiła list. Z niego dowiemy się co się stało. – Smoczy zabójca chwycił kartkę i już zamierzał zacząć ją czytać, ale…
- Natsu, nie wolno nam, to list Lucy. – Przerwał mu Gray.
- A widzisz jakieś inne wyjście? Chcę jej pomóc, a nie dowiem się co się stało, jeśli nie przeczytam tego listu. Sam widziałeś w jakim stanie była Lucy, to musi być coś poważnego.
- Gray, myślę że Natsu ma rację. – Powiedziała Erza. – Natsu, czytaj. – Dodała.
Minęło kilka minut i różowowłosy już wiedział co się stało.
- No i, co się stało? Natsu, mów! – Zaczął Gray.
- To list od ojca Lucy. Jest ciężko chory. Prosi w tym liście, by przybyła do domu się z nim pożegnać. – Przyjaciele zdali sobie sprawę z reakcji Lucy, natychmiast udali się w stronę jej mieszkania. Biegli ile sił w nogach, nie chcieli zostawić jej samej w takiej sytuacji. Doszli do jej mieszkania, pukali, lecz nikt im nie otwierał. Natsu wspiął się po ścianie, by wejść przez okno – było otwarte, więc bez chwili namysłu wszedł do środka, a tuż za nim reszta. Rozglądali się, szukali po całym mieszkaniu blondynki, lecz nigdzie jej nie znaleźli. Po chwili zrozumieli, że mogła już się spakować i udała się na stację. Jak szybko weszli, tak szybko wyszli również przez okno i biegiem udali się w możliwe miejsce pobytu ich przyjaciółki. Nie mylili się, z dala już dało się zauważyć drobną sylwetkę siedzącą na ławce i czekającą z niecierpliwością na pociąg, który już od kilku minut powinien tu być. Jej twarz była zasłonięta włosami, więc nie zauważyli nawet jej czerwonych od płaczu oczu i mokrych od łez policzkach.
- Lucy… - Zaczął Natsu. Brązowooka otrząsnęła się i szybkim ruchem ręki otarła mokre policzki i wstała z ławki.
- Co tu robicie? – Nawet na nich nie spojrzała, jej twarz dalej była zasłonięta przez włosy.
- Myślałaś, że zostawimy Cię z tym samą? Nie ma mowy. Powiedz, czy jest coś co możemy dla Ciebie zrobić? – Odezwał się Gray.
- Jest coś takiego… Możecie mnie przytulić? – Nie musiała długo czekać, by ktoś spełnił tę prośbę, bo została w tym samym momencie przytulił ją Gray. Chwilę potem dołączyła do nich Erza i Happy. A Natsu stał i patrzył na tą całą sytuację z boku.
- Mamy jechać z Tobą? – Zaczął Gray ‘odrywając’ się od płaczącej jeszcze blondynki.
- Nie, nie trzeba. Poradzę sobie, ale dziękuję, że przyszliście. Dużo to dla mnie znaczy. – Uśmiechnęła się lekko do przyjaciół. Nadjechał pociąg. Lucy wzięła swoją niewielką walizkę i udała się w stronę otwierających się drzwi do maszyny. Odwróciła się w stronę przyjaciół i pomachała im na dowidzenia. Ledwo wróciła po tak długiej nieobecności i znowu musi ich zostawić. Wsiadła do pociągu i udała się na wolne miejsce przy oknie. Pociąg ruszył. Droga bardzo się jej dłużyła. W jej głowie pojawiały się wspomnienia związane z ojcem. Zanim wyruszyła na Wyspę Tenrou, widziała go po raz ostatni, został bankrutem i zaczął pracować w gildii kupców. Szybko nadrobił straty i odzyskał ich stary dom. Ona czekała z niecierpliwością, aż pociąg się zatrzyma i w końcu zobaczy po tak długiej nieobecności ojca. Pociąg zatrzymał się, a Lucy wybiegła z niego i udała się w stronę domu. Po kilkunastu minutach drogi znalazła się przed wielkim domem, bez namysłu weszła do środka i skierowała się w stronę sypialni ojca, gdzie jak podejrzewała, mógł być. Drżącą ręką dotknęła klamki, bała się tego, co zaraz może zobaczyć, ale zrobiła to, weszła do środka i nie myliła się, był tam jej ojciec, lecz nie sam. Wokół niego można było zauważyć różne aparatury medyczne, do których był podłączony oraz lekarza, który zapisywał coś na kartce.
- T-tato… Jestem. – Ciszę tam panującą przerwała właśnie Lucy, która zaczęła podchodzić w stronę lekarza i chorego ojca. Zauważyła, że jej ojciec śpi, więc aby go nie budzić chwyciła lekarza za ramię i odciągnęła na bok, chciała się dowiedzieć co jest przyczyną takiego stanu jej rodzica.
- Panie doktorze… Co z moim ojcem? Czemu jest w takim stanie? – Blondynka spojrzała na niego swoimi wygasłymi oczami.
- Cóż mogę powiedzieć… Sam doprowadził się do takiego stanu… Pracował tak ciężko przez cały rok, żeby odzyskać ten dom i teraz widać jaką cenę za to płaci… Walczy o życie. – Po tych słowach dziewczyna zasłoniła usta ręką i zaczęła szlochać. Lekarz objął ją ramieniem i powiedział…
- On tu czekał na Ciebie, mam nadzieję, że to mu pomoże. – Uśmiechnął się do niej lekko, a ona odwróciła wzrok w stronę łóżka, na którym leżał jej rodzic i podeszła do niego. Uklękła i  chwyciła jego zimną dłoń i przyłożyła do policzka.
- Tato, jestem tu przy Tobie… Obiecuję, że Cię nie opuszczę. – Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy, które chwile potem zaczęły spadać na białe prześcieradło. Drugą ręką dotknęła jego czoła. Ten gest musiał poczuć, bo zaraz się przebudził. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Lucy, to naprawdę Ty? – Spytał cicho.
- Tak tato, to ja. Nic nie mów, odpoczywaj, proszę. – Uśmiechnęła się do niego.
Lucy patrzyła na niego z przejęciem i troską. Przeszłość nie miała teraz tutaj żadnego znaczenia. Liczyło się to, że jest przy nim i go nie zostawi. Nie mogła, w końcu miał tylko ją.

Tymczasem w gildii dało się słyszeć rozmowy kilku magów.
- Biedna Lucy, nie chcę sobie nawet wyobrażać, co teraz przeżywa. – Zaczęła Mirajane, wycierając kolejną szklankę.
- Może ktoś powinien z nią tam pojechać, wspierać? – Powiedziała z przejęciem Lisanna.
- Proponowaliśmy jej to, ale odmówiła. Powiedziała, że da sobie radę. – Odparł Gray.
- Rozumiem. W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak się modlić o zdrowie dla jej ojca i o siły dla niej.
- Masz rację. A tak w ogóle, widział ktoś Natsu? – Spytał mag lodu zmieniając temat.
- Natsu i Happy poszli na misję. Powiedzieli, że pomogą Lucy jak tylko będą mogli i zarobią pieniądze na to, by opłacić zalegający za 12 miesięcy czynsz. – Wyjaśniła Mira.
- To miłe z ich strony, Lucy na pewno to doceni. – Uśmiechnęła się lekko Lisanna.
I tak nastał wieczór. Magowie rozeszli się do swoich domów, ale każdy z nich myślał o tej całej sytuacji. Każdemu z osobna było żal ich przyjaciółki, która teraz bardzo cierpi, a nie ma przy niej nikogo, kto mógłby ją wesprzeć.



Kolejny rozdział za mną ;D żadna rewelacja, ale cieszę się, że to w końcu napisałam ;P
Czekam na komentarze ^^
Kolejny rozdział – może jutro ;)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 1.

Rok 785.

Brązowooka blondynka właśnie przemierzała puste już ulice Magnolii. Wolnym krokiem kierowała się w stronę swojej ukochanej gildii - Fairy Tail. Bardzo chciała zobaczyć swoich przyjaciół, których rok temu zraniła. Dlaczego? Pewnego dnia poprostu zniknęła. Tak, brzmi dziwnie, ale miała powód. Chciała 'stać się silniejsza'. Jej przyjaciele bardzo często ratowali ją z opresji, ale to się zmieniło. Obiecała sobie, że gdy wróci z 'podróży' to ona będzie ratować ich. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo jej towarzyszom musiało być smutno po tym jak ot tak odeszła bez słowa, nie zostawiając żadnego liściku z wyjaśnieniami. Jedynymi osobami, którzy wiedzieli o co się dzieje z Lucy był mistrz gildii - Makarov oraz Mira. Mistrz zaproponował jej miejsce, gdzie mogłaby trenować, a było to ich święte miejsce - wyspa Tenrou. Nieobecnością Lucy w gildii tłumaczyli jako 'specjalna misja tylko dla niej'. Ani mistrz, ani Mira nie wydali miejsca pobytu Lucy. Obiecali jej to. Mimo tego, iż widzieli w oczach niektórych członków zmartwienie o ich przyjaciółkę, oni zapewniali ich, że nic jej nie będzie, że wróci cała i zdrowa.


Lucy właśnie zastanawiała się co powie przyjaciołom, gdy tylko przekroczy próg gildii. Bała się, że już nigdy się do niej nie odezwą, w sumie wcale by się nie zdziwiła. Nim zdążyła się zorientować stała już przed drzwiami swojej gildii. Jak zwykle, panował tam wielki hałas. Drżącym ruchem ręki otworzyła drzwi. Pierwszą osobą, która zauważyła wchodzącą postać była Mira. Białowłosa zasłoniła usta ręką i wolnym krokiem zaczęła podchodzić do blondynki. Zaraz potem wpadły sobie w ramiona.
- Wróciłam. – Szepnęła.
- Witaj w domu, Lucy. – Odparła z radością Mirajane uwalniając się z uścisku.
Momentalnie oczy wszystkich członków gildii skierowały się na obie panie stojące w progu gildii. Nastała niezręczna cisza, którą zaraz przerwała Lucy.
- Przepraszam Was… - W jej głosie słychać było smutek.
- Luuuuucy~ - Nagle z tłumu wyleciał uradowany niebieski kotek, który zaraz znalazł się w objęciach blondynki. – Myślałem, że Cię już więcej nie zobaczę.
- Happy, tak się cieszę, że Cię widzę. – Wypuściła go z objęć.
- Gdzie byłaś, czemu się nie odzywałaś, Lucy?
- Przepraszam za mój egoizm, ale myślę, że opowiem Ci o tym następnym razem. – Jej oczy zwróciły się w kierunku jej przyjaciół. Z ich twarzy nie można było odczytać żadnych emocji. Myślała, że zaraz ktoś do niej podejdzie i wygarnie jej jaką to jest złą osobą i w ogóle. Ku jej zdziwieniu w jej kierunku kierował się Gray oraz Erza z zaciśniętymi pięściami. Lucy zaczęło coraz bardziej bić serce ze strachu a na jej czole dało się zauważyć krople potu. Gdy zbliżająca się do niej dwójka zaczęła podnosić swoje ręce, ta z przerażeniem zamknęła oczy. Spodziewała się ataku złości ze strony przyjaciół. Jakież było jej zdziwienie, gdy zamiast bólu poczuła mocny uścisk Fullbustera i Scarlet.
- Erza, Gray… Myślałam, że chcecie mnie uderzyć.
- Uścisk jest chyba przyjemniejszy? – Odparł z radością mag lodu.
- T-tak, jest. Tak się cieszę, że Was widzę. – Z oczu blondynki zaczęły lecieć łzy szczęścia. Nie tego się spodziewała z ich strony. W tej chwili była najszczęśliwszą osobą… Chyba…
Po jakże pięknej chwili, zaczęła witać się z resztą magów, którzy zaczęli podchodzić do niej i ściskać. Ona zdawała się być trochę zdezorientowana, cieszyła się, że ich widzi, ale brakuje jej tu kogoś…
- Dobra dzieciaki, odejdźcie na chwilę od niej. Dajcie jej złapać powietrza. – Z drugiego końca gildii dało się słyszeć głos mistrza, który kierował się w jej stronę.
- Mistrzu…
- Lucy, witaj w domu. Później wszystko im wyjaśnisz. – Uśmiechnął się szeroko do Lucy. – A Natsu jest nad rzeką, łowi ryby. – Dodał szybko Makarov, widząc, że rozpaczliwie szuka kogoś wzrokiem.
- Dziękuję Mistrzu. – Posłała mu szeroki uśmiech i szybkim krokiem wyszła z gildii.
Magowie byli tak pochłonięci rozmową o powrocie Lucy, że nawet nie zauważyli jak ‘temat’ ich rozmów właśnie wyszedł.
Zaczęło się ściemniać, a ona biegła w stronę, gdzie może znajdować się jej przyjaciel, z którym to powinna się zobaczyć jako pierwsza. Po kilku minutach znalazła się nad ową rzeką. Mimo zbliżającego się mroku, dało się zauważyć poszukiwaną przez nią sylwetkę. Wzięła kilka głębokich wdechów i zaczęła kierować się w stronę siedzącego do niej plecami przyjaciela.
- I jak? Złapałeś coś? – Odezwała się niepewnie.
- One chyba wyczuły, że coś jest ze mną nie tak, bo żadna się nie złapa… - Nagle ‘obudził’ się z transu i szybkim ruchem odwrócił się w kierunku blondynki. – Lucy, to Ty? – Wstał nie odrywając wzroku od jej sylwetki.
- Tak, to ja… Przepraszam Natsu za to wszys… - Nie zdążyła dokończyć, bo poczuła jak silne ramiona przyjaciela przyciskają ją do jego ciała.
- Lucy, tak się cieszę, że jesteś bezpieczna. Martwiłem się cały ten czas o Ciebie. – Odparł różowowłosy, nie ‘odrywając’ się od blondynki.
- Ty… nie jesteś… zły? – Spytała niepewnie.
- Jesteś bezpieczna, wszystko inne nie ma znaczenia. - Wypuścił ją z objęć i uśmiechnął się szeroko, chwycił ją za rękę i pociągnął ją w stronę gildii.
Ona nie spodziewała się czegoś takiego. Była pewna, że wszyscy będą mieli jej za złe to, że zostawiła ich bez słowa. A oni przywitali ją z uśmiechem i otwartymi ramionami. Tak, to są prawdziwy przyjaciele.
Przez całą drogę do gildii Natsu nie puścił ręki Lucy, tak jakby obawiał się, że znów zniknie. Całą drogę szli w milczeniu, a gdy doszli do gildii na nowo zapanował chaos wywołany przyjściem tych oto magów.
- No to myślę, że trzeba uczcić powrót naszej ukochanej Lucy. Bawimy się! – Krzyknął mistrz podnosząc kufel piwa do góry.
- Za Lucy! – Odezwała się chórem cała gildia i zaczęło się świętowanie do białego rana.
Radości nie było końca, Lucy powiedziała wszystkim prawdę na temat jej ‘misji’. Wszyscy byli zszokowani, ale zarazem zachwyceni decyzją blondynki o podjęciu decyzji, żeby stać się silniejszą.
- Lucy, zmieniłaś się. Twoje włosy – są dłuższe i wydaje się jakbyś schudła… - Odezwała się Tytania biorąc kolejny kęs ciasta.
Miała rację. Jej włosy sięgały teraz pasa i były lekko zakręcone na końcach. Codziennie ćwiczyła, więc i jej sylwetka również się zmieniła. Może wyglądała inaczej, ale dla nich była tą Lucy, którą zawsze kochali. Całą noc w gildii dało się słyszeć donośne śmiechy, śpiewanie i łamiące się krzesła czy stoły.
- Wszystko wraca do starego porządku. – Odezwał się staruszek siedzący na blacie baru uśmiechając się do swoich ukochanych ‘dzieciaczków’.



Rozdział 1. już za mną.. Na razie to nic wielkiego, ale będę się starać z notki na notkę jakoś to polepszać, żeby nudne to nie było :P
Jutro nowa notka, zapraszam do czytania ;)









Powitanie ;D

Witam wszystkich czytających! :D Jestem fanką tego oto anime, ale oprócz tego lubię też: Naruto, Bleach, One Piece, Soul Eater, Beelzebub.. I według mnie tylko w tym anime można sobie pofantazjować i zmienić trochę to story. Nie zanudzam, zachęcam do czytania i komentowania ;)
Pozdrawiam ;*