sobota, 16 lutego 2013

07. Porządek i misja.


Bójka trwała w najlepsze. Blondwłosa obserwowała to widowisko, odkąd tylko dołączył tam młody Dreyar. Co ją najbardziej zdziwiło, to brak obecności różowowłosego maga, który zazwyczaj wszczynał walki. Jej zamyślenie przerwał głośny huk. Drzwi otworzyły się z impetem, a w progu stanął nie kto inny jak Salamander.
- LUCY! – Krzyknął w progu. Dziewczyna zdziwiła się jego zachowaniem, tak samo jak i większość magów. Nawet Ci, którzy toczyli teraz pojedynek, zastygli w bezruchu.
- Co się stało Natsu? – Spytała, podchodząc powoli.
- Powiedz mi.. Coś Ty zrobiła z moim domem? – Spytał ją jakby z wyrzutami a zarazem i smutkiem. (można tak w ogóle? ;P)
- Nie rozumiem. – Spojrzała na niego zdziwiona.
- Gdzie jest mój dom? – Spytał. Brązowooka już kompletnie się pogubiła, do czego zmierza.
- No jak to gdzie? Tam gdzie stał rano i wczoraj i pewnie jeszcze parę lat temu.
- Ale jego tam nie ma..
- Jak to go nie ma?
- No chodź i sama zobacz. – Rzucił i pociągnął dziewczynę za rękę, a w gildii powrócili do wcześniej wykonywanych czynności. Po kilkunastu minutach znaleźli się w miejscu, gdzie znajduje się zamieszkanie Dragneela i jego małego niebieskiego towarzysza.
- No przecież dom stoi cały i zdrowy. O co Ci chodzi? – Chłopak całkowicie zbagatelizował jej wypowiedź i pociągnął ją w stronę wejścia do domu. Otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Wytłumaczysz mi to? – Spytał nagle jakby z wyrzutem.
- Nadal nie rozumiem o co Ci… a! Już wiem. Całkowicie zapomniałeś jak to się mieszka w czystym i uporządkowanym domu, co? – Założyła ręce na piersiach i spojrzała na niego zadziornie. – Jak można żyć w takim bałaganie? W niektórych miejscach były takie grzyby, że zaczęły na nich wyrastać kolejne. (Yohohohohoho xD) W szafie było tyle moli, że spokojnie mógłbyś z nimi wyruszyć na wojnę, nie wspominając już o niektórych ubraniach, w których były takie dziury jak w serze szwajcarskim. – Widząc jak chłopak coraz bardziej się załamuje i nie chcąc go jeszcze bardziej dobijać, poklepała go po ramieniu. – Nie musisz dziękować.
- J-ja.. – Zaczął się jąkać.
- Nic nie mów. Znając naturę facetów, mogę tylko stwierdzić, że pewnie i tak w przeciągu kilku dni moja ciężka KILKUGODZINNA praca zostanie zniszczona. – Salamander już kompletnie odpłynął. W końcu i jej zrobiło się go żal. – Ej, jestem przyzwyczajona do porządku, więc nie mogłam na to patrzeć. A przynajmniej teraz dzięki mnie będzie Ci się tu dużo lepiej żyło. Wiem co mówię. – Uśmiechnęła się do niego szeroko, na co ten w odpowiedzi posłał jej tylko blady uśmiech i mętne spojrzenie. – O rany no! – Nie wytrzymała. Podeszła do szafy i wyrzuciła z nich wszystkie wcześniej starannie poukładane ubrania. Wyszła na dwór, by za chwilę wrócić w brudnych butach i nadeptać na świeżo wymytą podłogę. Udała się do kuchni i wyciągnęła z szafki szklankę, by chwilę potem ją rozbić. – I co? Zadowolony? Chociaż w małej części teraz przypomina to, co było tu jeszcze kilka godzin temu? - Nie czekała na jakąkolwiek jego reakcję. Minęła go bez mrugnięcia okiem i zatrzasnęła za sobą drzwi tak mocno, że jeden z obrazów spadł na podłogę. Zdenerwowało ją zachowanie przyjaciela. W końcu napracowała się, a on zamiast ‘dziękuję’, przyszedł do niej z wyrzutami. Całą drogę powrotną do gildii kopała wszystko, co nawinęło się jej pod nogi. Argh! No co za kretyn! Idiota!
- Ałć! – Usłyszała nagle i się zatrzymała.
- Przepraszam bardzo. – Rzuciła szybko i spojrzała na ‘poszkodowaną’ osobę. – Gray?
- Matko.. nawet, gdy masz pod nogami kamienie to potrafisz ludziom zrobić krzywdę. – Uśmiechnął się delikatnie, by rozładować napięcie. Nie udało mu się. – Lucy, coś się stało?
- To nic ważnego.
- Gdyby tak było to byś nie miała takiej miny i nie terroryzowała ludzi kamykami.
- Po prostu się na kogoś zdenerwowałam. Zaraz mi przejdzie. A Ty gdzie się wybierasz? – Szybko zmieniła temat.
- Postanowiłem udać się na jakąś misję.
- Serio? A mogę z Tobą? – Spytała z nadzieją.
- No jasne. Będzie mi raźniej.
- Ekstra! To idziemy. – Rzekła entuzjastycznie i chwyciła chłopaka pod ramię. – Emm.. Gray? – Szepnęła mu do ucha po chwili.
- Co się stało?
- Chyba masz ogon. – Powiedziała normalnym tonem, odwracając się w tył. Tak samo zrobił jej towarzysz i od razu się załamał. Zza drzewa wyłoniła się blada, niebieskowłosa kobieta ubrana w dokładnie ten sam odcień co jej włosy.
- Nie śledź mnie! – Krzyknął.
- Ale Juvia chciała towarzyszyć Paniczowi Gray’owi w tej misji. – Wyszlochała. Blondwłosa widząc tę scenę, zirytowała się lekko.
- Daj mi spokój. Lucy idzie ze mną. Wracaj do gildii. – Rzucił chłodno i pociągnął przyjaciółkę za rękę.
- Twoja dziewczyna? – Spytała po chwili. Chłopak zatrzymał się gwałtownie, przez co brązowooka wpadła na jego plecy.
- Wypluj to słowo.
- A-ale..
- Nic mnie z nią nie łączy. Uczepiła się mnie i tyle.
- Pogadaj z nią.
- Wolę się trzymać od niej z daleka.
- Rani ją to.
- Ale ja nie jestem nią zainteresowany. Dobra. Koniec pogaduszek na ten temat. Idziemy na misję.
- Okej. – Po chwili obojgu wrócił humor. Cała drogę na stację śmiali się w najlepsze, jakby znali się wiele lat.

Tymczasem w gildii.
Kobieta Deszczu, otoczona mroczną aurą, przekroczyła próg budynku. Całkiem załamana podeszła do baru, za którym jak zawsze stała uśmiechnięta Mirajane.
- Juvia, co się stało? – Spytała zmartwiona zachowaniem towarzyszki.
- Panicz Gray jest zły na Juvię, bo Juvia go śledziła. – I zalała się łzami.
- Nie przejmuj się. Gray nie jest osobą, która się długo gniewa na kogoś, zwłaszcza na kobiety. – Po tych słowach humor Loxar znacznie się poprawił. Chwilę potem do gildii wkroczył Dragneel. Przysiadł się do zawzięcie o czymś dyskutujących dziewczyn.
- Cześć Wam. Była tu Lucy? – Rzucił prosto z mostu.
- Hej Natsu. Nie było jej tu, odkąd z nią gdzieś wyszedłeś.
- Rywalka w miłości! – Krzyknęła nagle niebieskowłosa, aż pozostała dwójka się wzdrygnęła.
- Nie strasz nas tak. O co Ci chodzi? – Salamander spojrzał na dziewczynę, która momentalnie zmieniła odcień na czerwony.
- Panicz Gray poszedł na misję.. – Zaczęła.
- No i co z tego? Przynajmniej będzie spokój bez tego gołodupca. – Wtrącił się różowowłosy, popijając sok, który podała mu białowłosa.
- .. razem z Lucy. – Dokończyła, a Dragneel z zaskoczenia wypluł to co miał w buzi i zawartość szklanki wylądowała na starszej Strauss. (Mega! Uwielbiam takie akcje xD)
- ŻE CO?! – Wrzasnął po chwili, nie zwracając uwagi na to, co przed chwilą uczynił. Z prędkością światła udał się w stronę wyjścia gildii. Zostało mu to jednak uniemożliwione przez szkarłatnowłosą.
- A Ty dokąd się wybierasz? – Spytała ciekawa.
- Idę zatrzymać Lucy.
- Po co? Jest z Gray’em. Nic jej przecież nie grozi. W dodatku jest silna.
- Ale ona jest z NIM.
- No i? – Spojrzała na niego i po chwili uśmiechnęła się zadziornie. – Jesteś zazdrosny. – Skwitowała.
- C-co? – Oburzył się lekko. – Wcale nie.
- Ależ tak. To widać.
- Chciałem ją tylko przeprosić..
- Jasne. Tak to się teraz mówi, co? – Szturchnęła go w ramię. – Nie martw się. Wrócą lada dzień. Dadzą sobie radę. I ani waż się ich śledzić, jasne? – Spojrzała na niego z powagą. Nie mógł się sprzeciwić temu wzrokowi.
- Niech będzie. – Odburknął i wyszedł z gildii.

U Lucy i Gray’a.
Oboje siedzieli już w pociągu, kierując się do miasta Gardenia. To tam według informacji podanych na kartce z misją, mieszkają bandyci, którzy każdego dnia terroryzują mieszkańców i karzą im wykonywać dla nich fizyczne prace. Często też porywają kobiety w celu zapewnienia sobie jakieś rozrywki.
- I Ty chciałeś iść na tą misję sam? – Spojrzała na przyjaciela w wyrzutami.
- Czemu nie? To wyzwanie.
- Zwariowałeś to reszty.
- Ty też pewnie poradziłabyś sobie sama.
- Może.. kto wie?
- Jesteś w końcu Gwiezdnym Rycerzem, dla Ciebie do pestka.
- Poprawka.. byłam Gwiezdnym Rycerzem. To przeszłość. – Posłała mu delikatny uśmiech. Kilka minut później pociąg się zatrzymał. Gdy tylko wyszli z maszyny, przywitał ich zimny wiatr. Dziewczynę przeszły dreszcze, natomiast mag lodu nie odczuł nic. (Dla niego to norma xD) Blondwłosa rozejrzała się dookoła. Widać, że miasto było terroryzowane. W ogóle nie tętniło życiem, było jakby ‘smutne’. Pogoda idealnie pasowała to scenerii tego miasta. Pochmurne niebo, bez deszczu, ale gdzieś tam w oddali dało się słyszeć co jakiś czas grzmoty.
- No dobra. Teraz to tylko znaleźć jakiegoś mieszkańca, spytać o ich kryjówkę i skopać im tyłki, co nie? – Lucy spojrzała z uśmiechem na towarzysza.
- Dokładnie. Do dzieła.
- Aye! – I z pełnym entuzjazmem ruszyli w głąb miasta w poszukiwaniu jakichkolwiek poszlak.



Ciaossu Cukiereczki!
Rozdział napisany szybciej niż się spodziewałam ^^
Taki mały prezent na spóźnione Walentynki ode mnie, aczkolwiek w ogóle nie zawierającą tematyki miłosnej xD
Mniejsza.. mam nadzieję, że się Wam spodoba ^^
Czekam na opinie w formie komentarza >.<
Do następnego :*
<3

wtorek, 12 lutego 2013

06. Drzewo i dom.


W gildii Fairy Tail w najlepsze trwała impreza powitalna. Blondwłosa została bardzo ciepło przyjęta przez resztę magów. Było już po północy, a ona wraz z grupą dziewczyn zawzięcie dyskutowały, popijając przy tym mocno procentowy trunek.
- Powiedz Lucy, znalazłaś już sobie jakieś mieszkanie? – Spytała podchmielona już Cana (a to nowość >.<).
- Emm.. – Nerwowo podrapała się w tył głowy. Jak mogłam zapomnieć o czymś tak oczywistym? Brawo. – Jasne. – Uśmiechnęła się sztucznie.
- W ostatnim czasie to naprawdę rzadkość, by ktoś dostał jakieś mieszkanie. Sporo osób ostatnio się tu przeprowadziło.
- Serio? – No to pięknie, jestem bezdomna. – Karciła się w myślach. – Wiecie, właściwie to ja już chyba pójdę. Późno jest.
- Żartujesz sobie? To dopiero początek imprezy! U nas trwają one do rana. – Wyszczerzyła się brunetka.
- Super.. – Rzuciła niezbyt entuzjastycznie. – Dobra, to ja idę po coś do picia. Zaraz wracam. – Wstała od stołu i rozglądnęła się dookoła. Dziewczyny szybko o niej zapomniały, więc uznała, że to odpowiednia chwila, by się stąd zmyć. Serio, gildia wyglądała jak po potężnym huraganie. Wolała oszczędzić sobie miny i zachowania Erzy, gdy ta wstanie. A skoro już o niej mowa.. coś ją zaniepokoiło. Nie widziała jej od dobrej godziny, a siedziała wraz z nią przy stoliku. Intuicja jej podpowiedziała, by tam zajrzeć. Schyliła się i tak jak się spodziewała.. leżała nieprzytomna pod ławką. No nawet Tytania ma słabą głowę.. kto by pomyślał? Jeszcze raz rozglądnęła się po gildii i ruszyła w stronę drzwi. Mimo, że jest już późno, może uda mi się zdobyć jakiś dach nad głową? Muszę coś znaleźć.. Już była w połowie drogi, gdy ktoś na nią wpadł, przez co oboje upadli na podłogę, zwracając uwagę niektórych, jeszcze trzeźwych, magów.
- Przepraszam.. – Zaczął pierwszy mag lodu, który właśnie na nią upadł. Szybko się podniósł i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, by jej pomóc. – Wszystko gra? – Spytał z troską.
- Ałć. Oprócz tego, że na mnie wpadłeś i stłukłam sobie kość ogonową, to jest chyba w porządku. – Ujęła dłoń maga i z jego pomocą wróciła do pionu.
- Najmocniej Cię przepraszam..
- Spoko. Jakoś przeżyję. Od tego się nie umiera, nie? – Uśmiechnęła się. – A tak poza tym, Gray..
- No?
- ..Twoje ubrania.
- A! Cholera! Jak to się stało? – Nerwowo zaczął się rozglądać po wnętrzu w poszukiwaniu swoich ubrań. Ta westchnęła ciężko i w końcu udało się jej wyjść. No to teraz znaleźć jakiś hotel czy coś. – Ruszyła przed siebie w poszukiwaniu jakiegoś zakwaterowania i nagle się zatrzymała.
- Cholera! – Krzyknęła do siebie. – No przecież ja nie mam żadnych pieniędzy.. – Dodała ciszej i się załamała. Jej uwagę przykuło wielkie drzewo stojące tuż po jej prawej stronie. Chyba do końca zwariowałam. Wdrapała się na nie. Ułożyła się w miarę wygodnie i po chwili zanurzyła się w błogim śnie.

Rankiem obudziły ją promienie słoneczne oraz zapach spalenizny.. Zaraz zaraz.. Niczym oparzona wyprostowała się i rozejrzała dookoła. Była w jakimś pokoju, w łóżku. Odtrąciła kołdrę z siebie i wstała z łóżka. Ruszyła w kierunku drzwi. Otworzyła je a tuż przed jej oczyma ukazały się dwie postacie paradujące w stroju kucharki i przekrzykujące się co chwilę. Przetarła oczy z nadzieją, że jej się to śni. Zamrugała kilka razy i nic się nie zmieniło.
- O Lucy, wstałaś. – Rzekł pierwszy różowowłosy osobnik.
- Emm.. Gdzie ja jestem?
- W moim i Happy domku. – Wyszczerzył się chłopak.
- Aye! – Zawtórował mu niebieski kot.
- A niby jak ja się tu dostałam? Z tego co pamiętam to zasnęłam na drzewie.. to sen, prawda?
- To nie sen.
- Więc jakim cudem?
- No cóż.. wracając z gildii, szliśmy koło tego drzewa i wyczułem znajomy zapach. Okazało się, że to Ty. Nie chciałem żebyś się przeziębiła, więc Cię stamtąd ściągnąłem i przyniosłem do tego domku. – Zrozumiawszy całą sytuację, dziewczyna lekko się speszyła.
- Przepraszam za kłopot.
- Nie ma problemu, tylko dlaczego nie poszłaś do swojego mieszkania? – I trafił w sedno. Blondwłosa zaczęła nerwowo się rozglądać po pokoju, aż w końcu natrafiła na oczy Dragneela.
- No bo ja ten.. nie mam jeszcze mieszkania?
- Serio?
- No tak. Kompletnie wczoraj o tym zapomniałam.. co więcej, dziewczyny myślą, że jednak go mam.
- To się wpakowałaś. Nie martw się, coś znajdziesz.
- Taa.. ale podobno teraz jest bardzo ciężko znaleźć cokolwiek tutaj.
- Dasz radę. A teraz chodź na śniadanie.
- No sama nie wiem..
- Czemu?
- Nie chcę nadużywać Waszej gościnności. – Wytłumaczyła, ale skłamała. Tak naprawdę nie chciała zjeść tego, co ugotowali albo raczej spalili.
- Nie wygłupiaj się. Rzadko kiedy mamy tutaj gości. – Rzekł Salamander. Brązowooka już nic nie odpowiedziała, tylko posłusznie zasiadła do stołu i rozglądnęła się po mieszkaniu. Nic dziwnego, że nikt tu nie przychodzi, macie tu straszny bałagan. Wy tu w ogóle sprzątacie? – Pomyślała. Zaraz tu przed jej nosem został położony talerz ze spaloną rybą. A obok niej jakieś warzywa. Przełknęła ślinkę. I co ja mam teraz zrobić? Patrzyła błagalnie na podstawiony talerz z nadzieją, że zaraz zamieni się on w coś, co będzie się nadawało do jedzenia.
- Co jest Lucy, nie lubisz rybek? – Spytał Happy, przyglądając się uważnie dziewczynie.
- T-to nie tak.. – Tłumaczyła się.
- W takim razie, ja to zjem. – Nim się zorientowała, ryba zniknęła z jej talerza i szybko trafiła do ust różowowłosego. – Dziękuję za posiłek. – Złożył ręce jak do modlitwy. – Happy, idziemy. – Dodał pospiesznie.
- Gdzie idziecie? – Spytała brązowooka.
- Do gildii. Idziesz z nami?
- Przyjdę później, jeśli mogę, to chciałabym wziąć kąpiel no i posprzątam po śniadaniu jako podziękowanie za gościnę. – Patrzyli na nią przez chwilę, przez co ta zaczęła myśleć, że powiedziała coś nie tak. Ci jednak po chwili się uśmiechnęli i wybiegli.
- W takim razie do zobaczenia! – Usłyszała i drzwi się zatrzasnęły. Wstała z krzesła i zaczęła się za porządki. Oczywiście nie miała tu na myśli samego zmywania naczyń a zajęciem się całym domem. Założyła fartuszek kuchenny Natsu i wzięła się do roboty.
Minęło kilka godzin nim dom wrócił do właściwego porządku. Była z siebie bardzo dumna, że jej się udało. Zmęczona pognała do łazienki i wzięła odprężającą kąpiel. Minęło pół godziny a ona już odświeżona i pełna sił była gotowa wyjścia. Udała się w stronę centrum Magnolii, bo teraz jej priorytetem było znalezienie jakiegoś lokum. Już od kwadransa chodziła po ulicy, pytając przechodniów, czy nie wiedzą o jakimś wolnym mieszkaniu. Usłyszała w oddali kłótnie, podeszła do zbiegającego się tam tłumu.
- Dość tego! Wylatujesz z tego domu! Była umowa. 70 000 kryształów co miesiąc! Zalegasz z opłatą już pół roku, skończyła się moja dobroć! – Wrzeszczała starsza, pulchna kobieta.
- P-przepraszam, ale w tej chwili.. – Młody mężczyzna zaczął się jąkać.
- Nie obchodzi mnie to. Masz godzinę na spakowanie swoich rzeczy i opuszczeniu tego mieszkaniu, zrozumiano? – Ten tylko potaknął głową. Tłum się rozszedł, a oprócz tej dwójki została jeszcze pewna blondwłosa dziewczyna.
- Em.. Przepraszam? – Zaczęła niepewnie.
- Czego? – Rzuciła groźnie. Dziewczynę aż przeszły ciarki.
- Chciałabym wyjąć u Pani mieszkanie. – Odpowiedziała spokojnie i się uśmiechnęła. Kobieta zmierzyła ją od stóp do głów kilka razy.
- Stać Cię?
- Dam sobie radę. Jestem magiem. Będę płacić regularnie.
- Niech będzie. Możesz się wprowadzić. – Rzekła obojętnie.
- Bardzo dziękuję! – Uśmiechnęła się promiennie do kobiety, ale ta tylko prychnęła pod nosem i po chwili zniknęła za dużymi i drewnianymi drzwiami. westchnęła głęboko.
- Uważaj na nią. Ta kobieta to demon. – Chłopak, który właśnie został wyrzucony z mieszkania, trząsł się.
- Dam sobie radę. A Ty? – Spytała troskliwie.
- Jasne. Coś sobie znajdę. – Rzekł już spokojnie.
- W takim razie, życzę powodzenia. – Wymienili się delikatnymi uśmiechami i każdy poszedł w swoją stronę. No to teraz czas iść wybrać jakąś misję. – Rzuciła entuzjastycznie w myślach i pognała do gildii.
Już w progu przywitałby ją ‘latający’ stół, gdyby nie jej szybka reakcja. Znowu? – Skrzywiła się lekko i ostrożnie rozglądnęła się dookoła, czy nie czyha na nią jakieś kolejne niebezpieczeństwo. Napotkała na uśmiechniętą w jej stronę Mirajane, która polerowała szklanki. Podeszła do niej pewnie i zasiadła na krześle.
- Witaj Lucy. – Przywitała się.
- Dzień dobry. Widzę, że już niektórzy się rozkręcają.
- Dzień jak co dzień, przywykniesz.
- Jasne..
- Hej Mira. – Usłyszała nagle jakiś gruby głos.
- Witaj Laxusie. Coś podać?
- To co zawsze.
- Jasne. Zaraz będę. – I białowłosa zniknęła gdzieś za drzwi prowadzącymi na zaplecze. Dreyar spojrzał na dziewczynę siedzącą obok. Jego wyraz twarzy nie mówił niczego dobrego. Sama blondwłosa czuła się trochę skrępowana całą sytuacją. Może faktycznie wczoraj przesadziła?
- Gapisz się na mnie jakbym Ci ciastko obiecała. – Rzuciła po chwili. W odpowiedzi usłyszała prychnięcie pod nosem, a jego oczy powędrowały w zupełnie innym kierunku. Wypuściła z siebie powietrze i podparła głowę ręką. – Dobra.. Przepraszam za wczoraj, szczerze. Trochę mnie poniosło. – Zaczęła. – Ale prawda jest taka, że już wtedy przeprosiłam, a Ty się zachowałeś jak gbur. W końcu to tylko plama, co innego jakbym Cię nadepnęła czy coś..
- Dobra, wybaczam. Chyba też trochę wczoraj się uniosłem niepotrzebnie. – Mówiąc to, nawet na nią nie spojrzał. Blondynka uśmiechnęła się pod nosem.
- No to może zaczniemy od początku? Jestem Lucy. – Wyciągnęła w jego kierunku rękę, uśmiechając się szeroko. Po chwili i on wyciągnął dłoń i się delikatnie uśmiechnął.
- Laxus.
- No i świetnie. Powitanie mamy za sobą. – Odwróciła się w stronę bijących się magów i westchnęła ciężko. – Ty do nich nie dołączysz?
- Czemu miałbym? To banda szczeniaków i tyle. Nie bawią mnie takie rzeczy. – I jak na złość w jego kierunku ‘przyleciała’ butelka, która rozbiła się na jego głowie. Blondwłosa spojrzała na niego ukradkiem. Jego pięści się zacisnęły, a na czole pojawiła się pulsująca żyłka. – Ale ten jeden raz chyba dam im popalić. – Jak szybko to powiedział, tak szybko pojawił się przy bijącym się tłumie.
- Banda szczeniaków, tak? – Spytała sama siebie i uśmiechnęła się. Po chwili jednak odeszła od baru i ruszyła w kierunku schodów z zamiarem znalezienia jakieś misji.


Ciaossu Cukiereczki!
Ojj coś długo mnie tu nie było i nie pisałam i chyba wyszłam z wprawy, bo rozdział taki byle jaki xD
Ale co tam, postaram się na następny ^^
Mam nadzieję, że się co nieco tutaj spodoba. Za jakiekolwiek przepraszam, ale to nawet najlepszym się zdarza <skromna> xD
Do usłyszenia!
:* :*