poniedziałek, 16 grudnia 2013

72. Wężownik i trucizna.

W gildii zapanował chaos. Magia żadnego z obecnych tam członków gildii nie działała na gady.
- Dajcie już spokój, to na nic! – Krzyknęła Heartfillia, która chyba jako jedyna stała w miejscu i była spokojna.
- Blondyneczka ma rację. (Wam też skojarzyło się z Flare?) – Usłyszeli kobiecy głos. Wzrok powiódł ich w stronę schodów. Na piętrze znajdowała się młoda kobieta o czarnych niczym smoła włosach i jasnych oczach, odziana w czerwoną, gdzieniegdzie błyszczącą się sukienkę, odsłaniającą jej sporawy biust. Większość męskiego grona patrzyła na nią z pożądaniem. Największą jednak uwagę przykuwał wielki wąż, na którym siedziała.
- Jesteś Opiekunką Gwiazdy Wężownika? – Spytała blondwłosa. Kobieta spojrzała na nią lodowatym spojrzeniem
- Zgadza się. Jestem.
- Na czym ma polegać moja próba? – Kobieta uśmiechnęła się do niej sztucznie, po czym wraz ze swoim pupilem w mgnieniu oka znalazła się przy niej, a raczej przy różowowłosym. Łapczywie wpiła się w jego szyję (jak ‘wampaja’ ^^), po czym szybko się odsunęła. Dragneel syknął z bólu. – Co Ty wyprawiasz?! – Zbulwersowała się.
- Coś Ty mi zrobiła? To piecze! – Warknął na nią Salamander.
- Możesz go uratować. Musisz tylko znaleźć antidotum. – Rzekła poważnie kobieta.
- Gdzie to antidotum? – Niecierpliwiła się dziewczyna.
- W którymś z węży.
- Jak to?
- Musisz zajrzeć do wnętrza węża. Tam znajdziesz lek dla ukochanego.
- Powiedz, że żartujesz..
- Kochaniutka, czas ucieka. Jeśli chcesz uratować swojego Ptysia, to się sprężaj. I powiem to tylko raz: niech nikt się nie wtrąca! – Uraczyła srogim spojrzeniem Marvell, która to podbiegła do Salamandra i próbowała złagodzić jego cierpienie. Heartfillia spojrzała po gildii i na ukochanego.
- Przepraszam. Uratuję Cię tak szybko, jak to będzie tylko możliwe. – Szepnęła w jego stronę. On w odpowiedzi posłał jej tylko szeroki uśmiech.

Heartfillia podeszła do pierwszego ‘z brzegu’ węża i pobladła. Bardzo się ich bała, a co dopiero tu mówić o dotknięciu ich i sprawdzeniu ich wnętrza. Muszę to zrobić! Muszę uratować Natsu! – dopingowała się w myślach.
- Tik-tak, tik-tak.. – Usłyszała głos Opiekunki. – Zapomniałam jeszcze powiedzieć, że co pięć minut, któryś przyjaciel zostanie ukąszony. Jeżeli będziesz zwlekać, to marnie widzę ich i Twoją przyszłość.
- Jak śmiesz? – Wysyczała groźnie przez zęby. Pełna determinacji, chwyciła gada jedną ręką, a drugą ‘zanurzyła’ w jego gardle. Po chwili odrzuciła go do tyłu, a ten zniknął w złotej poświacie. W momencie, gdy podchodziła do kolejnego węża, usłyszała krzyk McGarden, którą ukąsił gad. – Levy! – Krzyknęła spanikowana.
- Nic mi nie będzie. – Zapewniała ją niebieskowłosa, siląc się na uśmiech.
- Niech to wszystko szlag! – Przeklęła pod nosem blondwłosa. Czuła, jak w kącikach oczu powoli pojawiają się łzy. Spuściła głowę w dół i podeszła do kolejnego  gada, powtarzając wcześniejszą czynność.

I tak było z kolejnymi. Siedemdziesiąt wężów już zniknęło, ale za to przybyło parę kolejnych poszkodowanych przyjaciół. Magini już nie patrzyła przed siebie, nie na nich. Łzy ciurkiem lały się po jej policzkach, uniemożliwiając tym samym dobrą widoczność. Nagle usłyszała huk. Jej zaczerwienione oczy powędrowały w tamtym kierunku. Nie taki obraz chciała zastać. Jej ukochany leżał półprzytomny na ziemi, ciężko oddychając.
- Natsu.. – Wyszeptała roztrzęsiona. – Wytrzymaj jeszcze trochę. Proszę. – Wiedziała, że ją usłyszy. Nie spuszczając z niego wzroku, wzięła do ręki kolejnego gada. Niestety, w tym nie znalazła leku. Kilka kolejnych minut była dla niej mordęgą. Tak jak i dla Salamandra. – Znalazłam! – Krzyknęła po chwili uradowana. W ręce trzymała fiolkę z antidotum. Najpierw podbiegła do różowowłosego. – Natsu, nie śpij! – Rzekła roztrzęsionym głosem. Upiła łyk z flakonika i metodą ustną (Yohohohohoho xD), zaaplikowała lek Smoczemu Zabójcy.
- Dlaczego się nie budzi? – Rzuciła Strauss.
- Może lek jeszcze nie działa? – Pomyślała blondwłosa. – Idę do reszty. Mira, proszę, pilnuj go. – Poprosiła Heartfillia i podbiegła do przyjaciół, którzy też zostali poszkodowani, ale byli w miarę przytomni, by wypić antidotum samemu. Gdy już każdy z magów dostał odtrutkę, podeszła z powrotem do Dragneela. – Hej Natsu? Obudź się. – Uśmiechnęła się, mimo iż do oczu powoli zaczęły napływać łzy. – B-błagam. Nie wygłupiaj się. – Pochyliła się nad jego klatką piersiową, przykładając do niej ucho, chcąc sprawdzić, czy jego serce bije. Jak się okazało, biło. I to nienaturalnie, jak na niego, szybko. Przyjrzała się jego twarzy, jego ustom, których to kąciki zaczęły lekko drgać. – Natsu! Ty idioto! – Krzyknęła głośno, zdzielając go po różowej czuprynie.
- Ałć, Lucy. To boli. – Rzucił masując obolałe miejsce.
- Wybacz, chciałam mocniej. – Uśmiechnęła się sztucznie, po czym wstała i odwróciła się tyłem. – To jak? Zdałam? – Spytała Opiekunki Wężownika, która to przypatrywała się całej tej maskaradzie.
- Nie da się ukryć.. choć nie dawałam Ci żadnych szans na to. – Odpowiedziała po chwili milczenia. – Proszę, oto klucz Wężownika. Opiekuj się nim należycie.. Strażniczko Gwiazd. – Dodała z delikatnym uśmiechem. Blondwłosa po raz pierwszy usłyszała te słowa, będąc pełnoprawną Strażniczką. Przepowiednia się dopełniła. – przeszło jej przez myśl. Opiekunka zniknęła.
- To co? Impreza? – Rzucił któryś z magów, a reszta ochoczo przytaknęła głośnym ‘Aye sir!’

- Lucy! Gratulacje! – Usłyszała blondwłosa. Odwróciła się do właściciela głosu.
- Erza? Jellal? – Uśmiechnęła się magini do przyjaciółki i jej małżonka. – Co tu robicie? Myślałam, że spędzicie w Rosemary trochę czasu. – Zauważyła dziewczyna.
- Taki był zamiar.. ale doszły nas słuchy, że coś się dzieje w gildii.
- Kto Was o tym powiadomił?
- Mistrz.
- Ah, rozumiem. Nie musieliście przyjeżdżać specjalnie po to. Zmarnowaliście sobie miesiąc miodowy.
- Nie szkodzi. – Rzekł niebieskowłosy. – Niecodziennie ktoś zostaje Strażnikiem Gwiazd. – Dodał.
- Ciszej! – Skarciła go Heartfillia. Fernandesowie nie rozumieli jej zachowania. Po chwili jednak gildia głośno zawiwatowała. Wtedy już domyślili się, o co jej chodziło. – Odkąd próba się skończyła, reszta zaczęła imprezować. Gdy tylko ktoś wypowie TE dwa słowa, zaczynają szaleć, śpiewać. Wyobrażacie sobie, że przez te kilka godzin została już wymyślona pieśń specjalnie dla mnie? – Zniesmaczyła się dziewczyna. Dla przybyłych było to zabawne. Ledwo powstrzymywali się od głośnego śmiechu. – Cieszę się, że się dobrze bawicie. – Warknęła z sarkazmem. – Śmiejcie się, śmiało.
- Niech żyje Lucy! Strażnik Gwiazd! – usłyszała krzyk któregoś z członków gildii. Kilkoro magów płci przeciwnej podeszło do niej i wzięli ją na ręce, po czym zaczęli podrzucać ją do góry, wiwatując głośno wraz z resztą magów. Niech to się już skończy.. Błagała w myślach. Na jej usta jednak wkradł się delikatny uśmiech, którymi obdarzyła przyjaciół.

Późną nocą, gdy impreza jeszcze trwała, a magowie nie mieli jeszcze dość, blondwłosa postanowiła się jakoś wyrwać z tego towarzystwa. Od jakiegoś czasu, ta impreza przemieniła się w jedną z najzwyklejszych, beztematycznych zabaw. Tym razem magowie wojowali ile się dało, rzucali do siebie stołami, krzesłami, butelkami a nawet siłowali się. Niewyżyte samce. Stwierdziła Heartfillia obserwując ich przy drzwiach.
- Dokąd to? – Usłyszała głos przy uchu. Wzdrygnęła się lekko.
- Zmęczona jestem. Myślę, że po tym wszystkim chyba zasługuję na trochę odpoczynku, prawda? – Uśmiechnęła się delikatnie do Tytanii.
- Natsu Cię nie odprowadza?
- Myślę, że ma inne plany. – Skierowała swój wzrok na chłopaka, który to siłował się Redfoxem. – Poza tym, nic mi nie będzie.
- Coś się stało? Cały wieczór spędziliście osobno. – Zauważyła Scarlet. – Pokłóciliście się?
- Szczerze przyznam, to chyba ja go unikam.
- Dlaczego?
- Wiem, to głupie.. wybacz, ale nie mam ochoty teraz na to wszystko. I widzę, że on również nie jest za bardzo zainteresowany moją osobą. Udało mu się.. ‘zdobył’ mnie, a teraz już myśli, że nie musi się starać. – Zaśmiała się sztucznie. – Gdy się będzie o mnie pytał, powiedz mu, że poszłam do siebie i że spotkamy się jutro w gildii. Trzymaj się Erzo. – Dodała pospiesznie i wyszła z budynku. Tytania westchnęła.
- Ej, a Ty dokąd? – Zatrzymała przy wyjściu wnuka Mistrza.
- Przejść się.
- Nie sądzę. Widziałeś, że Lucy wyszła i chciałeś za nią pobiec, prawda?
- Skąd Ci to przyszło do głowy?
- Laxus, przede mną nic się nie ukryje. Odpuść ją sobie. Jej serce jest już zajęte. – Rzekła dosadnie. Ten tylko przez chwilę popatrzył na nią, potem swój wzrok zwrócił w kierunku Salamandra, który cieszył się z wygranej potyczki.
- Jak to jest, że najlepsze dziewczyny są już zajęte przez takich debilów?
- Nie każda jeszcze jest zajęta. Patrzysz w złą stronę. – Tytania uśmiechnęła się w jego stronę.
- A ja właśnie myślę, że w dobrą. Tylko, że to jest tak głupi mają zawsze szczęście.
- Być może.
- Yo, widzieliście Lucy? – Podszedł do nich Dragneel.
- Kazała przekazać, że już wyszła i spotkacie się jutro w gildii. – Odpowiedziała szkarłatnowłosa.
- Czemu na mnie nie poczekała?
- Może dlatego, że byłeś zajęty czymś innym? – Wtrącił Dreyar. – Na Twoim miejscu lepiej bym jej pilnował, a nie zajmował się jakimiś bzdurami.
- O co Ci chodzi? – Laxus tylko wywrócił oczami.
- Dajcie spokój. – Od razu zainterweniowała Tytania. – Skoro Ci na niej zależy, staraj się jej to bardziej okazywać. To, że w końcu uświadomiła sobie, co do Ciebie czuje i że pozwoliła Ci zawładnąć nad jej sercem, nie znaczy, że masz teraz odpuścić. O kobietę, którą się kocha, powinno się walczyć całe życie. A Ty już osiadłeś na laurach. Stracisz ją prędzej, czy później będąc takim pewniakiem. Nie jesteś jedynym facetem, który się nią interesuje. – Wyrzuciła z siebie Scarlet. – Przemyśl to Natsu. – Dodała i odeszła w stronę niebieskowłosego.
- Nie mam nic do dodania. – Odezwał się blondyn i wyminął Smoczego Zabójca, zatrzaskując za sobą drzwi, a Dragneel został sam z pełną głową nowych informacji.

‘Miłość nie pragnie, aby jej dogadzano,
Ani nie stara się wcale o własną wygodę;
Lecz troszczy się o dobro innych
I buduje Niebo wśród piekielnej rozpaczy.’


Echem, echem..
Krótko i na temat: PRZEPRASZAM WAS!
Miałam blokadę twórczą!
No i jeszcze dotknęła mnie ostatnio tragedia rodzinna.. także nie funkcjonowałam ostatnio jak to na co dzień.. ale jest lepiej, o czym świadczy nowy rozdział ;D
W sumie kogo ja oszukuje, z jednego dołka wpadłam do kolejnego, ale co tam.. musi być gorzej żeby potem znów było lepiej.. choćby na chwilę, ale zawsze coś. To śmieszne, gdy osoba która udziela pomocy innym, sama jej teraz potrzebuje.. taka ot paranoja.. xD
Okej, nie zanudzam. Zapraszam do czytania i wyczekiwania kolejnego rozdziału, który być może pojawi się w tym tygodniu. Mam tydzień wolnego i muszę jakoś nadrobić nieobecność tutaj.
Czytam Wasze blogi na bieżąco, ale nie komentuję. Jeszcze raz przepraszam!
No i miło zobaczyć, że jeszcze ktoś tu zagląda, a nawet pojawiają się nowi czytelnicy ^^
To uciecha dla moich oczu.

No i na koniec.. że tak powiem 'saga: próba' zakończona :D Klucze zdobyte, yay!
Za ten ostatni pomysł bardzo dziękuję takiej jednej, niezastąpionej, mega utalentowanej osobie.. Yasha - serdeczne Bóg zapłać za to <3 

Do usłyszenia!

Bye! ;*

środa, 27 listopada 2013

Ossu!

Hej wszystkim..
Nie ma tutaj nic już od ponad dwóch tygodni.. Jest kilka powodów, ale co będę się tu rozpisywać w tym temacie. Bez sensu xD
Chcę tylko powiedzieć, że miewam się dobrze. Wybaczcie też, że nie komentuję Waszych blogów. Czytam je. Na serio je czytam. Jestem na bieżąco z rozdziałami, ale nie mam 'weny' na komentowanie.. Przepraszam :(
Pół nowego rozdziału siedzi na dysku i parę linijek w zeszycie, ale kiedy się skończy to tego nawet najstarsi Indianie nie wiedzą (czy jakoś tak to szło)..
W każdym razie: jak zauważyliście.. zmieniłam swoją nazwę na bardziej taką hmm 'moją'. 'Animka - chan' to przeszłość ^^ Miałam dodać imię po japońsku, ale brzmiało to idiotycznie.. Katadziina - wtf? o.O ;P

I mam prośbę.. jeśli ktoś by ją wypełnił to super, jeśli nie to też nic się nie stanie.. a mianowicie:
chciałabym zmienić szablon.. ale to wiecie.. taki zajebisty, że aż sama sobie będę go zazdrościć ^^
Ja tam się nie bawię w te wszystkie rzeczy. Nie rajcuje mnie to, a chciałbym coś zmienić, a wygląd bloga to podstawa. Dlatego, jeśli ktoś może.. ma chęci, czas i pomysł, bardzo proszę o pomoc :D pomysły przesyłajcie mi na e-mail: kkarpala@wp.pl w temacie proszę napisać: 'Pomysł na szablon' xD

A na koniec..
Nieuchronnie zbliżam się do końca opowiadania. Być może skończy się jeszcze w tym roku.
Co dalej..? Hmmm.. no powiem szczerze (o ile jeszcze ktoś tu przychodzi i czyta) będzie przerwa. Zapewne długa. Może zrobię kolejne opowiadanie, ale muszę dopracować szczegóły. Dlatego też, czekajcie cierpliwie. Wszystkiego dowiecie się na bieżąco.

Trzymajcie się ciepło! Tak.. teraz to najlepsze pożegnanie. Nie wiem jak u Was, ale u mnie zimno i biało :D
Buziaki ;*

piątek, 8 listopada 2013

71. Nieprzygotowanie i trema.

Poranek przyniósł dziewczynom nie tylko ogromny ból głowy, ale też głód i pragnienie.
- Mam nadzieję, że już na weselu nie będzie takiego szaleństwa. – Skwitowała Bisca.
- Na weselu to będzie chyba jeszcze większa masakra. – Rzuciła blondwłosa. – Prawda Erza? – Zwróciła się do przyjaciółki. Ta jednak jako jedyna z towarzystwa jeszcze spała. – No tak.. zapomniałam, że Tytania ma słabą głowę.
- Przyzwyczai się. Jak już będzie mężatką to dopiero zacznie pić. – Rzekła Alberona z uśmiechem.
- Co Ty możesz o tym wiedzieć? Hmm? – Heartfillia spojrzała na nią z przymrużonymi oczami. – Czy my o czymś nie wiemy? – To pytanie wybudziło dziewczyny całkowicie. Wyczekująco spojrzały na brunetkę.
- Niby czego nie wiecie? – Spytała ze spokojem. – Oh, no tak się mi powiedziało, dobra?
- A jest ktoś wyjątkowy w Twoim życiu? – Wyszeptała blondwłosa, gdy reszta dziewczyn starała się jakoś ogarnąć. Alberona zachłysnęła się alkoholem, który spożywała.
- Że co?! – Krzyknęła oniemiała, a Heartfillia zaśmiała się cicho.
- Oj no nie ma się czego wstydzić.
- Chyba za dużo wypiłaś Lucy, bo gadasz bzdury. – Rzekła już spokojniej. Magini Gwiezdnej Energii już nic nie powiedziała. Odpowiedź brunetki sprzed chwili i jej zachowanie rozwiało wątpliwości jakie miała.
- To kto budzi Erzę? – Zmieniła temat. Dziewczyny spojrzały po sobie, ale wiadomo.. nikt nie chciał dostąpić tego ‘zaszczytu’. – O której tak w ogóle ma być ślub?
- O piętnastej. – Odpowiedziała jej Strauss. Blondwłosa spojrzała na zegar i westchnęła.
- Wiecie, że mamy tylko sześć godzin, by doprowadzić nas, a w szczególności pannę młodą do porządku? – Uraczyła dziewczyny srogim spojrzeniem. – Dobra. Ja ją obudzę. – Rzuciła. Na twarzach dziewczyn pojawiła się wyraźna ulga. – Ja zajmę się Erzą, a Wy wracajcie do siebie i sprawdźcie, czy wszystko jest zapięte na ostatni guzik. – Rozporządziła, a dziewczyny posłusznie wyszły z mieszkania. Teraz blondwłosa zastanawiała się nad pobudką przyjaciółki. Ostatecznie wybiegła z domu, wracając po paru minutach z ulubionym smakołykiem szkarłatnowłosej. Tak jak się spodziewała, podstawienie pod nos przyjaciółki kawałka ciasta był strzałem w dziesiątkę. Oby potem nie miała pretensji, że nie mieści się w suknię ślubną’. – Przeszło przez myśl blondwłosej. – Erza, wiesz, że za niedługo masz ślub?
- Spokojnie, zdążymy. – Rzekła opanowana.
- Przynajmniej suknię masz kupioną. – Mruknęła. Tytania jednak to słyszała. Spojrzała na Heartfillię i przyglądnęła jej się. – Tylko mi nie mów, że.. – Dziewczyna nawet nie chciała kończyć. – Erza! – Krzyknęła nagle, co było zaskoczeniem nie tylko dla Scarlet, ale i samej blondwłosej. – Dlaczego nie masz sukni? – Spytała już w miarę spokojnie.
- Wyleciało mi z głowy.
- Jak mógł Ci wypaść z głowy zakup sukni ślubnej?!
- No bo to tak wszystko się nagle pozmieniało..
- Eh, nie ma czasu. – Westchnęła brązowooka. Podeszła do przyjaciółki i nim ta skończyła swój przysmak, wyrwała jej talerz z ręki i skarciła ją wzrokiem. – Idziemy na zakupy i to zaraz. – Rzekła tonem poważnym i zdecydowanym. – Bez dyskusji. – Dodała, gdy zauważyła, że przyjaciółka chce coś powiedzieć.

Godzinę później.
- Niewiarygodne! No po prostu niewiarygodne! Jak można nie kupić wcześniej sukni ślubnej? – Heartfillia powtarzała to zdanie co chwilę, odkąd wyszły z mieszkania. Tytania przymierzała w tej chwili dziesiątą z kolei suknię, a blondwłosa niecierpliwie tupała nogą.
Po dwóch godzinach, Scarlet w końcu zdecydowała się na klasyczną, prostą, śnieżnobiałą suknię z wyciętymi plecami.
- No to skoro zakupy mamy za sobą, wracamy do mnie. – Skwitowała magini Gwiezdnej Energii. – U mnie się wykąpiesz, a potem Cancer zajmie się resztą.
- Dziękuję Ci, Lucy. – Rzuciła Tytania z uśmiechem.
- Nie ma sprawy. Najważniejsze, że już jest wszystko załatwione, prawda?
- Tak. Teraz już jest na pewno wszystko.
- Super. O obrączkach nie zapomnieliście?
- Nie. Są, na pewno.
- Co za ulga.

Kwadrans później, dotarły do domu. Heartfillia wygoniła szkarłatnowłosą do łazienki, a sama zaczęła szukać kreacji na uroczystość. Z szafy wyciągnęła beżową sukienkę na ramiączkach, obcisłą w biuście, a rozkloszowaną do połowy ud. W pasie znajdowała się zaś czarna, gruba wstążka. Na nogi założyła czarne buty.
- Świetnie wyglądasz. – Usłyszała głos Tytanii.
- Dziękuję. Jeszcze fryzura, makijaż i dodatki i będę gotowa. – Heartfillia sięgnęła po jeden ze złotych kluczy. – Otwórz się bramo Kraba: Cancer! – Tuż przed nią pojawił się wzywany Gwiezdny Dych z nożyczkami w rękach.
- W czym mogę pomóc – ebi?
- Potrzebne dwie fryzury. Dla panny młodej. – Wskazała ręką na przyjaciółkę odzianą w różowy szlafrok. – I dla mnie.
- Już się robi – ebi. – Pierwsza na krześle usiadła Tytania. Rak upiął jej długie, szkarłatne włosy w niskiego koka, grzywkę zaczesał na bok i wpiął śnieżnobiałą różę nad lewe ucho.
- Wyglądasz rewelacyjnie! – Rzekła blondwłosa. – To teraz moja kolej. – Dodała i usiadła na miejscu przyjaciółki. Tamta, korzystając z wolnej chwili, udała się do kuchni, zaparzyć sobie herbaty. – Gotowa! – Krzyknęła po kilkunastu minutach. Jej włosy spięte były w wysokiego koka, a na policzki opadały lekko zakręcone kosmyki.
- Ty również wyglądasz świetnie. Natsu chyba zwariuje na Twój widok. – Rzuciła Scarlet z uśmiechem.
- Szczerze wątpię. Bardziej zajmie się wchłanianiem tego, co będzie na stole, niż tym co dzisiaj ma na sobie i jak wyglądam. – Zaśmiała się. – Dobra, teraz pomogę Ci założyć sukienkę i idziemy do katedry. – Mówiąc to, jej Gwiezdny Duch wrócił do swojego świata, a Heartfillia wraz z panną młodą zaczęły się siłować z zapięciem sukni.

Pół godziny do ślubu.
- Erza! Wyłaź już! Spóźnisz się na własny ślub! – Krzyczała blondwłosa przez drzwi do łazienki, w których zamknęła się szkarłatnowłosa.
- Nogi mi się trzęsą. Nie dam rady! – Odkrzyknęła jej.
- Erza, no! Lepiej mnie nie denerwuj. Wczoraj mówiłaś mi, że nie chcesz czekać, a teraz chowasz się w łazience i trzęsiesz się jak galareta!
- Yo Lucy! – Usłyszała nagle. Ku jej zdziwieniu (albo i nie), w oknie stał nie kto inny jak Salamander, odziany w elegancki garnitur. – Co tu jeszcze robisz? Wszyscy już są w katedrze.
- No wiesz.. na pewno też bym tam już dawno była, ale KTOŚ zamknął się w łazience i nie chce wyjść.
- Kto tam jest?
- Nieustraszona Tytania – panna młoda. – Rzekła dziewczyna. – No Erza, do kurwy nędzy wyłaź stamtąd! – Zdenerwowała się znowu dziewczyna i zaczęła nerwowo stukać w drzwi.
- Ej Lucy, spokojnie. Nie denerwuj się. Ślicznie wyglądasz, więc nie psuj tego swoją złością. – Dragneel wskoczył do środka i stanął obok dziewczyny, która delikatnie się zarumieniła na komplement chłopaka. – To co Erza, wychodzisz? Wszyscy czekają na Ciebie, a Jellal chyba najbardziej.
- Ja naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie mogę się ruszyć.
- To ja Cię zaniosę do katedry, bo wszyscy się niecierpliwią. – W mieszkaniu nastąpiła cisza. Ani zamknięta w łazience Tytania, ani różowowłosy z Heartfillią, nie odezwali się. Gdy po kilku minutach blondwłosa próbowała coś powiedzieć, usłyszała dźwięk przekręcanego klucza w zamku.
- Dobra, możemy iść. – Rzekła Scarlet, siląc się na uśmiech.
- Skąd ta nagła zmiana? – Zainteresował się różowowłosy.
- Cicho, nie ważne. Idziemy do katedry. – Rzuciła szybko brązowooka i pociągnęła przyjaciół za rękę w stronę wyjścia.

Katedra.
- No gdzie oni są? – Denerwował się Fernandes. – Erza powinna już tutaj dawno temu być.
- Spokojnie. To normalne, że panna młoda się spóźnia. – Starał się go pocieszyć Fullbaster.
- Tak myślisz?
- Kobieta w tym dniu chce pięknie wyglądać.
- Erza na pewno będzie wyglądała ślicznie. – Rozmarzył się niebieskowłosy. – Ale wiesz co? – Zwrócił się do maga lodu. – Ty też byś super wyglądał, gdybyś miał na sobie garnitur.
- No przecież.. – Spojrzał na swoje ciało, które jak się okazało, było zupełnie nagie. – Jak to się stało?! – Podczas, gdy Fullbaster rozpoczął poszukiwania garderoby, drzwi katedry otworzyły się. Oczy zgromadzonych spojrzały właśnie w tamtą stronę. W progu stał Dragneel wraz z blondwłosą.
- Przepraszamy za spóźnienie. Były problemy hmmm techniczne? – Wyszeptała dosyć głośno Heartfillia z delikatnym uśmiechem. – Sytuacja opanowana. Panna młoda już czeka. – Dodała i pociągnęła różowowłosego za rękę w stronę wolnych miejsc. Za nimi pojawiła się Scarlet. Wszystkim zebranym zaparło dech w piersiach na jej widok. Sam niebieskowłosy nie mógł oderwać od niej oczu. Wyglądała przepięknie. Niczym prawdziwa Królowa Wróżek.
- Echem.. mogę? – Mistrz gildii podszedł do szkarłatnowłosej, wyciągając w jej kierunku ramię.
- Będzie mi bardzo miło. Dziękuję. – Uśmiechnęła się do niego promiennie. W katedrze rozbrzmiała muzyka płynąca ze strun skrzypiec. Zgromadzeni wstali, a Tytania wraz z Mistrzem ruszyli przed ołtarz, gdzie czekali na nich niski, pulchny kapłan wraz z Fernandesem. Dreyar oddał rękę swojego ukochanego dziecka niebieskowłosemu, który to nie posiadał się ze szczęścia.

Po sakramentalnym ‘tak’, młoda para z gośćmi, udali się do gildii na wspólne świętowanie. Jedzeniu, piciu, tańczeniu i śpiewaniu nie było końca. Każdy z nich się bawił. Nikt nie był smutny, ani samotny.
Minęło kilka dni. Po weselu w gildii, które trwało dwa dni, rozpoczęto porządki. Młode małżeństwo udało się na wypoczynek do Rosemary.
- Eh.. to była cudowna uroczystość i wesele. – Skwitowała białowłosa barmanka, polerując szkło.
- To prawda, ale widać że dla niektórych impreza jeszcze trwa. – Rzuciła Heartfillia wskazując na Alberonę, która to siedziała na stole z beczką między nogami.
- Erza z Jellalem zamówili na wesele mnóstwo alkoholu. To, co nie zeszło, Cana właśnie wypija. – Dołączył się do rozmowy młody Dreyar.
- Wszystko jasne.. – Rzekła blondwłosa, zamiatając podłogę.
- A mnie ciekawi jeszcze jedna sprawa.. – Zaczęła Strauss. – Kiedy kolejny ślub i wesele? – Spojrzała na Heartfillię.
- Dlaczego patrzysz akurat na mnie? – Zdziwiła się dziewczyna.
- No wiesz, bo Ty i Natsu..
- To nie znaczy, że musimy się od razu pobierać, prawda? – Białowłosa zamilkła i wróciła do swoich obowiązków, tak samo jak i blondwłosa. Do gildii weszła część magów. Gdy tylko przekroczyli próg, drzwi zatrzasnęły się. – Oj, mam złe przeczucia. – Mruknęła Heartfillia. Nie myliła się. Miotła, którą to właśnie trzymała w ręku, zmieniła się.. w węża. – Aaaa! – Krzyknęła. Salamander w mgnieniu oka znalazł się przy niej. Niestety blondwłosa na jego widok przestraszyła się jeszcze bardziej, gdyż na szyi różowowłosego zamiast jego łuskowatego szalika, znajdował się obślizgły wąż. Dragneel zrzucił go z siebie na podłogę, a ten popełzał w nieznanym im kierunku. Magowie rozejrzeli się po gildii. Nogi z krzeseł, ław i stolików zamieniały się w gady, tworząc po chwili ‘błyszczący’ dywan we wnętrzu budynku.

‘W małżeństwie ważne jest nie tylko dobrać się zaletami,
Ale i wadami.’


xD
Yeaa! Zaleta pracowania popołudniami? Bycie samemu na sklepie i możność napisania rozdziału w zeszycie, a jak! :D
Nudy jak cholera! ;/ - to akurat minus.
Myślałam, że dodam rozdział dopiero przez weekend, ale.. już utopiłam swoje ‘smutki w butelce wódki’ i mnie wzięło by wkleić rozdział dziś xD

Hmm i odpowiadając na pytania niektórych, o czym piszę książkę.. mianowicie:
Jest to opowieść o dziewczynie imieniem Angel i jej przyjaciołach, która po dwóch latach nieobecności, wraca do domu i przyjaciół. Przez te lata nieobecności praktykowała swoją siłę. Starała się przyzwyczaić do bycia czarodziejką, którą to się okazało, że jest. Gdy wraca, Bractwo mianuje ją Mistrzem. Na początku się nie zgadza, jednak później z pewnych przyczyn, zgadza się. Okazuje się, że czarnoksiężnicy wypowiedzieli wojnę Bractwu. Angel wraz z przyjaciółmi starają się ją wygrać.. co się stanie dalej.. nie powiem, bo to nie ładnie tak dużo gadać xD gdy skończę, postaram się ją wydać, albo chociaż opublikować gdzieś w sieci, by inni mieli z tego frajdę ^^


;*

poniedziałek, 4 listopada 2013

70. Niecierpliwość i wieczorek.

Kolejnego dnia wrócili do gildii.
- Jak Wam poszło? – Zagadał Mistrz, gdy tylko zauważył swoich podopiecznych. Ci popatrzyli po sobie znacząco. – Coś się stało?
- Niespecjalnie. – Odezwał się po chwili Salamander z szerokim uśmiechem. – Wykonaliśmy misję. – Dodał.
- Cieszę się. – Rzekł staruszek. – Relacje chyba też się między Wami polepszyły? – Pytając o to, zerknął na różowowłosego, a potem na Heartfillię.
- No jasne! – Krzyknął uradowany, zwracając tym samym na siebie uwagę zebranych. Podszedł do dziewczyny i objął ja w pasie, na co dziewczyna nieco się zdziwiła, tak samo jak i większość gildii. – Jesteśmy razem. – Dodał. Ta informacja wywołała wstrząs nie tylko wśród magów, ale i również samej Heartfilli. Jej źrenice powiększyły się dwukrotnie.
- Jesteśmy? – Spytała szeptem oniemiała. Dragneel w odpowiedzi posłał jej swój firmowy uśmiech i przytaknął. Blondwłosa potrząsnęła energicznie głową, po czym delikatnie odsunęła się od chłopaka. – Kochanie, musimy pogadać. – Rzuciła, odzyskując zdrowy ‘rozsądek’ i kładąc nacisk na słowo ‘kochanie’. Pociągnęła chłopaka za rękę i wyprowadziła z budynku nim ten jej odpowiedział.
- Co się stało? – Zapytał na zewnątrz.
- Eh.. Natsu.. – Westchnęła na początek. – Od kiedy tak właściwie jesteśmy parą?
- No a nie jesteśmy? Ja kocham Ciebie, Ty mnie.. myślałem, że to oczywiste. – Powiedział to z taką pewnością, jakby naprawdę tak było.
- Ja.. Emm.. – Nie wiedziała co ma odpowiedzieć.
- No co? Nie kochasz mnie już? – Spytał z powagą.
- Nie! To nie tak, ja ~
- No to wszystko w porządku! – Rzucił szybko, nie pozwalając jej dokończyć wypowiedzi i wszedł z powrotem do gildii, uśmiechając się szeroko. Heartfillia została zaś na zewnątrz, a po chwili dołączyła do niej Tytania.
- Cieszę się. – Rzekła przyjaciółka z uśmiechem. Po chwili i blondwłosa odwzajemniła gest i wróciła do gildii. Jej zdziwienie osiągnęło zenitu, w momencie gdy spojrzała na chłopaka, który to wraz ze swoim latającym przyjacielem tańczyli na stole.
- Musiałam być nieźle pijana, kiedy się w nim zakochałam. – Mruknęła. Scarlet słyszała to i uśmiechnęła się pod nosem. Sama jednak po chwili dołączyła do zabawy wśród przyjaciół, która trwała w najlepsze.

I tak mijał dzień za dniem. Heartfillia zdążyła przyzwyczaić się do bycia w związku z różowowłosym magiem. Nie mogła jednak przyzwyczaić się do tego, iż przebywał w jej mieszkaniu większość wolnego czasu. A zwłaszcza w kuchni, przed lodówką.
- Zaczynam być zazdrosna o tę lodówkę. – Rzuciła rozbawiona któregoś dnia, gdy to znów nakryła Dragneela na zachłannym pochłanianiu zawartości jej lodówki. – Wiesz, jeśli Ci przeszkadzam w ‘romansowaniu’ to może wyjdę? – Zaśmiała się nerwowo, w nadziei, że chłopak zaraz zaprzestanie czynności. Nic bardziej mylnego. Odwrócił głowę w jej kierunku z wypchanymi niczym chomik policzkami.
- Do sklepu? – Spytał z iskierkami w oczach.
- Tak, do sklepu. – Odpowiedziała poważnie. – Idę sobie kupić nowego chłopaka. - Dodała sarkastycznie, odwróciła się na pięcie i z głośnym hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi. Gdy tylko jednak wyszła z mieszkania, poczuła ciepłe ręce obejmujące ją.
- Tak to się nie będziemy bawić. – Rzucił poważnie. Heartfillia milczała. – Nie żartuj sobie ze mnie w ten sposób. – Blondwłosa odwróciła się do chłopaka.
- Masz rację, przepraszam. – Odezwała się po chwili. – Idę do sklepu, bo pewnie lodówka jest już pusta.
- Tak, jest pusta. Nie wiem, czy wiesz, ale wiele produktów w niej było mocno przeterminowanych. Nie możesz jeść takich rzeczy, musisz się zdrowo odżywiać. (A co ona w ciąży, czy co? W sumie.. hmm kto tam wie.. xD) – Te słowa zaskoczyły dziewczynę.
- Ty głupku! – Krzyknęła. – Po co jadłeś wszystkie te rzeczy, trzeba było je wyrzucić.
- Nie chciałem wyrzucać czegoś, co kupiłaś za zarobione klejnoty.
- Wiesz, że możesz się od tego pochorować?
- Lepiej ja, niż Ty. Już teraz wyglądasz marnie, co by było, gdybyś zjadła jakiś stary produkt?
- No.. Em.. – Teraz było jej głupio. On się martwił o jej zdrowie, a ona się obraziła. Podeszła do chłopaka i ucałowała jego policzek. – Dziękuję. – Rzekła po chwili i z powrotem wrócili do mieszkania.

Heartfillia każdego dnia niecierpliwie wyczekiwała ostatniej próby. Obawiała się Opiekuna, który tym razem na pewno nie będzie byle jakim. Mogła jedynie sobie wyobrazić, na czym będzie polegała ostatnia próba. Na samą myśl o wężach i różnego tego typu oślizgłych gadach, dostawała gęsiej skórki.
- Hej Lucy! – Wyrwał ją z zamyśleń różowowłosy mag, który to w swoim zwyczaju wszedł przez okno.
- No hej. – Odpowiedziała mu mało entuzjastycznie.
- Coś się stało? – Zauważył jej strapioną minę i usiadł obok.
- Nie, ale na pewno coś się stanie. – Rzuciła.
- Masz na myśli ostatnią próbę?
- Dokładnie.
- Dasz radę. Spójrz tylko, ile już przeszłaś. Pustynia, Atlantyda, kozy, pająki.. No chyba nic gorszego być nie może.
- Nigdy nie mów nigdy, Natsu. – Westchnęła dziewczyna. – Najgorsze jest to czekanie. Chciałabym mieć to już za sobą.
- Tak bardzo chcesz się ze mną zmierzyć? – Uśmiechnął się chytrze chłopak.
- Zmierzyć? – Zdziwiła się blondwłosa.
- No bo wiesz.. Jak już zostaniesz tą Strażniczką, Twoje duchy i Ty będziecie bardzo silni.
- O ile zostanę Strażniczką. Poza tym nie mam zamiaru z Tobą walczyć.
- Ej, ale dlaczego? – Posmutniał.
- Bo jesteśmy z jednej gildii.
- Boisz się, że przegrasz?
- To nie o to chodzi.
- Boisz się. – Wyszczerzył się chłopak.
- Natsu! Nie prowokuj mnie. Myśl sobie co chcesz, ale nie zamierzam wyciągać przeciw Tobie moich kluczy.
- To może się o coś założymy?
- Eh, co Cię dzisiaj opętało? Jesteś strasznie marudny.
- Po prostu będę ciekaw Twoich umiejętności w walce. Ze mną. To wszystko.
- Przemyślę to.. – Rzekła w końcu po chwili zastanowienia. Nagle w mieszkaniu blondwłosej rozległo się pukanie do drzwi. Ku jej zaskoczeniu za progiem znajdowała się większość damskiego grona gildii. – Coś się stało? – Zapytała i wpuściła dziewczyny do środka.
- Impreza! – Krzyknęła Alberona.
- Urządzamy dzisiaj wieczór panieński Erzy. – Wytłumaczyła starsza Strauss.
- Dzisiaj? – Powtórzyła Heartfillia.
- Jutro biorę ślub. – Rzuciła Tytania.
- Jutro? Myślałam, że ślub odbędzie się dopiero za miesiąc.
- Po co czekać? Razem z Jellalem postanowiliśmy się jak najszybciej pobrać, bo chcemy udać się do mojego rodzinnego miasta na wypoczynek i trochę tam posiedzieć. Wiesz.. taki.. miesiąc miodowy. – Rozmarzyła się Scarlet.
- Oh.. rozumiem. – Uśmiechnęła się delikatnie blondwłosa. – Ale nie byłam przygotowana na imprezę w MOIM mieszkaniu.
- To nic. My mamy wszystko Lucuś! – Rzuciła uradowana McGarden. Wszystkie wepchały się do salonu, gdzie siedział Dragneel.
- Cześć Natsu! – Krzyknęły wszystkie dziewczyny na raz.
- Przeszkadzamy Wam? – Szepnęła Scarlet w stronę Heartfilli.
- Nie. – Odpowiedziała krótko.
- To dobrze. – Uśmiechnęła się. – Natsu, wypad! – I nim ten się spostrzegł, Tytania wykopała go przez okno na zewnątrz.
- E-erza.. ale nie musiałaś traktować go tak brutalnie. Wystarczyłoby poprosić, by wyszedł. – Rzekła blondwłosa, wychylając się za okno, sprawdzić, czy aby różowowłosemu nic nie jest. Ta jednak go nie widziała.
- Skoro pozbyliśmy się intruza to możemy zacząć balować. – Rzuciła brunetka, siadając wygodnie na drewnianej posadzce.
- Ty to chyba codziennie balujesz. – Mruknęła pod nosem magini Gwiezdnej Energii. Gdy już zdała sobie sprawę, iż przyjaciółki na dobre rozgościły się w jej salonie, sama dosiadła się do nich.

- Głupia Erza! – Wrzasnął Dragneel, gdy tylko wydostał się na powierzchnię. Siła z jaką wyrzuciła chłopaka za okno, była tak wielka, że wylądował w oceanie oddalonym od mieszkania blondwłosej o kilka kilometrów. – Jeszcze Cię pokonam! – Dodał po chwili.
- Ojj nie wiem, czy byłaby zadowolona, gdyby to słyszała. – Usłyszał nagle. – Cześć Natsu.
- Jellal? Co Ty tutaj robisz?
- Napawam się ostatnimi dniami bycia kawalerem.
- Nie świętujesz jak dziewczyny?
- Jak widać. – Westchnął niebieskowłosy, po czym uśmiechnął się szeroko. – No ale skoro spotkałem Ciebie, to możemy iść zabalować.
- Co? E? Poważnie? – Zdziwił się różowowłosy.
- No jasne, a teraz chodź. – Pociągnął chłopaka za ramię tuż do jego mieszkania, zgarniając po drodze kilku innych magów płci męskiej. Tak samo jak i w mieszkaniu Heartfilli, tak i u nich dało się słyszeć wesołą atmosferę, co zapewne spowodowane było zawartością procentów we krwi. To był ich wieczór. Wieczór pełen plotek, przemyśleń o życiu, planach na przyszłość.

Blondwłosa świetnie bawiła się w towarzystwie dziewczyn. Przez próby zapomniała, jak to dobrze jest mieć je przy sobie. Przebywać z nimi i wygłupiać się. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy z niespodzianek, jakie za niedługo ich czekają..

‘Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia,
Które ma dla innych, ale i za te,
Które w innych budzi.’


No! I jest :D
Cieszę się, że napisałam ten jakże przynudnawy rozdział.
Trochę uczuć się w końcu tu wylało, co zapewne niektórych bardzo cieszy :D
Wszystko elegancko i na legalu teraz, a jak ^^
Zapewne intryguje teraz Was ta końcówka.. i dobrze ;) ale wszystkiego się dowiecie dopiero za rozdział, dwa, lub trzy :D zależy jak się rozpiszę ^^
A teraz idę do dalszego pisania.. tym razem książki xD
Do usłyszenia!

Całusów sto dwa ! :*

piątek, 25 października 2013

69. Wsparcie i dwanaście.

Tak bardzo chciała żeby to był tylko koszmar. W myślach nie dopuszczała do siebie innej możliwości. Zalana jednak łzami, depresyjnie odgrzebywała ciało różowowłosego maga.
- Natsu, przepraszam, przepraszam, przepraszam.. – Powtarzała niczym katarynka. Reszta drużyny przyglądała się tej scenie równie ze smutkiem i żalem. Oni też nie chcieli dopuścić do siebie tej wiadomości, że ten napaleniec mógłby zginąć po czymś takim. Po dramatycznej ‘akcji’, blondwłosa wyciągnęła jego ciało, które to nie zdawało się choćby w jakikolwiek sposób reagować na poczynania dziewczyny. Szarpała go, oklepywała w policzek, ten niestety ani drgnął. Temperatura jego ciała również wydawała się być niższa. – Natsu.. nie wygłupiaj się.. Otwórz oczy. – Przytuliła go mocniej do ciała, kołysząc nim równocześnie jak małym dzieckiem. Z jej oczu spływały łzy, które to skapywały później na Salamandra. Jej warga drżała. Im dłużej nim tak kołysała, tym bardziej zdawała sobie sprawę jak bardzo go kochała i w jak bardzo głupi sposób go traciła. – Proszę.. nie zostawiaj mnie. Kocham Cię, słyszysz? Kocham, kocham.. ko-cham.. – Łkała coraz bardziej, dławiła się słonymi kroplami, ale to nic nie pomagało.
- Ja Ciebie też. – Usłyszała. Znała ten głos. Spojrzała na ciało, które nadal mocno tuliła. Jednakże to nie ono wypowiedziało te słowa. Odwróciła się. Ku jej zdziwieniu, tak samo jak i reszty magów, stał tam Dragneel. Żywy, bez żadnej rany, beż żadnego siniaka. Heartfillia ostrożnie wstała z trawy i podeszła do chłopaka, wyciągając rękę w jego stronę.
- N-natsu? – Wyszeptała. – To Ty? Naprawdę Ty?
- Ja. – Odpowiedział poważnie.
- A-ale jak? – Odwróciła się znów w stronę leżącego na ziemi różowowłosego. Nagle to ciało zaczęło znikać, ulatniać się wraz z powietrzem.
- To kopia. Reaguje na bodźce zewnętrzne. Te same uczucia, wspomnienia, ta sama siła.. – Wtrącił się Opiekun. Widząc niezrozumienie na twarzy magów, westchnął przeciągle. – Chciałem tym samym Ci pokazać, że siła, którą zostałaś obdarzona nie jest tym, czym powinnaś się kierować, gdy już zostaniesz Strażniczką Gwiazd. Nie powinnaś sama dźwigać tego brzemienia, a wspierać się swoich przyjaciołach. – Wytłumaczył. Blondwłosa upadła na kolana przed Opiekunem.
- J-ja.. – Zasłoniła twarz dłońmi.
- Mimo wszystko, przeszłaś próbę. – Rzucił krótko, po czym zniknął, zostawiając za sobą tylko złoty klucz do Bramy Byka. Heartfillia jeszcze przez chwilę wpatrywała się w złoty klucz, po czym wstała i nie urzekając nikogo spojrzeniem, rzuciła:
- Czy.. możemy kontynuować misję? – Żaden z magów nie odezwał się ani słowem. Kiwnęli tylko twierdząco głowami, po czym zabrali się do pracy.

Nastał wieczór. Dom, tak samo jak i gospodarstwo zostało odbudowane w mgnieniu oka. Każdy z magów sprężał się jak tylko może. Większość pracy była już wykonana przez blondwłosą, która to przed mniemaną tragedią, otrzymała nadludzkie siły.
- Wspaniale się spisaliście Kochani! – Pochwaliła ich staruszka. – Proszę.. zapraszam Was teraz na poczęstunek. Zasłużyliście za tak dobrze wykonaną pracę. – Dodała z uśmiechem. Magowie uśmiechnęli się do siebie i bez żadnych sprzeciwów, udali się za Kokoro. No może jednak nie wszyscy. Heartfillia korzystając z okazji, że przyjaciele udali się na posiłek, wymsknęła się i cichaczem udała się w stronę lasu, który to był nieopodal. Światło księżyca przedzierało się między gałęzie drzew, będąc tym samym jedynym oświetleniem w tę ciemną, głuchą noc. Blondwłosa będąc już, według niej, w odpowiedniej odległości od przyjaciół, przysiadła na pniu i zakryła twarz w dłoniach.
- Jestem beznadziejna.. ja.. nie nadaję się na Strażniczkę Gwiazd.. – Wyłkała. – Przez moją pewność siebie, o mało co nie zabiłam osoby, którą kocham.. dlaczego? – Dziewczyna zsunęła się po pniu, siadając tym samym na wilgotniej ściółce.
- Ale nie zabiłaś. – Szybko podniosła głowę w stronę dobrze znanemu jej głosu.
- Co tu robisz? – Spytała zaskoczona.
- Zauważyłem, że Cię nie ma.. więc przyszedłem Cię poszukać. Tym oto sposobem, znalazłem się tutaj. – Wyjaśnił, po czym usiadł na pniu. – Lucy.. – Zaczął.
- Przepraszam Natsu. Tak bardzo Cię przepraszam. – Heartfillia kucnęła przed chłopakiem, zaciskając pięści na kolanach. Z jej oczu na nowo zaczęły skapywać łzy, co nie uszło uwadze chłopaka. Nie odzywał się. Milczał przez dłuższy czas, aż w końcu przytulił do siebie mocno blondynkę.
- Głupia.. – Wyszeptał jej do ucha. – Dlaczego chcesz przejść przez to wszystko sama? Po to masz wszystkich, po to masz mnie, by na nas polegać. Nie rób nigdy więcej czegoś takiego, rozumiesz? – Chwycił w dłonie jej zapłakaną twarz i spojrzał na nią z czułością. Była piękna. Pomimo blasku tylko księżycowego światła dostrzegał jej piękno. Może i była teraz zapłakana, jej oczy były lekko zaczerwienione, na policzkach widniały lekkie rumieńce od płaczu, jej usta drżały, ale taką ją kochał. Taką ją pragnął, by była przy nim i polegała na nim. – Jesteśmy tu dla Ciebie. Ja jestem tutaj dla Ciebie. – Po tych słowach ucałował delikatnie jej drżące wargi. Ona poczuła ciepło rozlewające się po jej ciele. Jej krew zaczęła dużo szybciej krążyć. Odwzajemniła gest, tym samym pogłębiając tę namiętność. To była ich chwila. Nie musieli już więcej nic mówić, czyny doskonale oddawały ich uczucia do siebie. – Nie wiem czy sobie to uświadomiłaś.. – Odezwał się po dłuższej chwili, patrząc jej w oczy. – Ale zebrałaś już dwanaście kluczy. – Uśmiechnął się do niej delikatnie, ona zaś patrzyła na niego, jakby powiedział jej teraz jakąś absurdalną rzecz.
- Masz rację! – Krzyknęła nagle i oderwała się od chłopaka. Ten tracąc równowagę, upadł na ziemię. – Przeszłam wszystkie próby.. – Powtórzyła ciszej i spojrzała na pęk złotych kluczy. Uśmiechnęła się delikatnie. – To koniec..
- Nie zupełnie. – Usłyszeli. Tuż przed magami pojawiła się staruszka, u której wykonywali misję. – Zebrałaś wszystkie dwanaście kluczy, ale to nie wszystko. Czeka Cię jeszcze jedna próba Lucy. – Blondwłosa spojrzała na nią z niezrozumieniem. – Został jeden klucz, Wężownik. Gdy już jego zdobędziesz, zostaniesz Strażniczką Gwiazd.
- Skąd Pani wie o próbach? Jest Pani magiem?
- Byłam magiem. Magiem Gwiezdnej Energii. – Uśmiechnęła się na samo wspomnienie.
- Dlaczego już Pani nim nie jest?
- To przeszłość kochanie.. Kilkadziesiąt lat temu byłam młodą blondynką, tak jak Ty. Mnie również powierzono zadanie, by zdobyć wszystkie klucze. Jednakże to nie ja byłam dziewczyną z przepowiedni. Zawiodłam i straciłam moje moce.
- To.. niemożliwe.. – Rzekła tylko dziewczyna. – Tak mi przykro.
- Mnie tak samo.. ale może dobrze się stało? Wszystko wskazuje na to, że przepowiednia się ziści. – Uśmiechnęła się do magini przyjaźnie i szczerze.
- Chciałabym.. ale czy podołam ostatniemu zadaniu?
- Przeszłaś już tak długą i wyczerpującą drogę, że nie sądzę by teraz poszło coś nie tak. Poza tym sama powinnaś być bardziej optymistycznie nastawiona, prawda? Chcesz ich chronić, musisz to zrobić.
- Ma Pani rację. Zrobię to. – Rzekła hardo Heartfillia a Salamander tylko z uśmiechem spojrzał w jej kierunku.
- Teraz dobrze zrobisz, jeśli odpoczniesz. Nie wiadomo jakie zadanie na Ciebie czeka, więc lepiej byś była wypoczęta.
- Szczerze się przyznam, że im bliżej jestem tytułu Strażniczki, tym bardziej się martwię. – Zaśmiała się nerwowo blondwłosa.
- Doskonale rozumiem.. ale wiesz co? Gdy już przepowiednia się spełni, przyjdź do mnie. Nauczę Cię czegoś. – Rzekła tajemniczo kobieta.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Nauczę Cię tego i owego.. tego, czego sama się nauczyłam będąc magiem Gwiezdnej Energii.
- Dziękuję Pani z całego serca. – Heartfillia wtuliła się w kobietę z szerokim uśmiechem.
- Mów mi Kokoro. – Kobieta przeczesała złote włosy dziewczyny, po czym udali się do nowo wybudowanego domku, gdzie czekali na nich Gray, Erza oraz Happy.

Po kolacji, odświeżeniu się, położyli się spać. Mimo odczuwalnego zmęczenia, Heartfillia nie potrafiła zmrużyć oka. W jej głowie pojawiały się tysiące myśli na temat domniemanej przepowiedni. Czy na serio to ja jestem tą dziewczyną? Rozmyślała. Przypomniała sobie również koszmar z dnia, gdy zaczęła swoją podróż w poszukiwaniu kluczy. Co jeśli to również jest częścią przepowiedni? Wzdrygnęła się na samą myśl i cichutko westchnęła. Przekręciła się na drugi bok. Jej oczom ukazała się postura śpiącego Salamandra. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, po czym bez żadnego szemrania, wyszła na dwór. Ciepła, gwieździsta noc. Blondwłosa usiadła przed domem i spojrzała na niebo obsypane złocistymi gwiazdami.
- Czy to na pewno ja mam zostać Strażniczką Gwiazd? – Szepnęła do siebie.
- Przeziębisz się. – Usłyszała nagle, ale nie wzdrygnęła się. Dobrze znała ten głos.
- Nic mi nie będzie Erzo.
- Czym się martwisz? – Szkarłatnowłosa dosiadła się do przyjaciółki.
- Wszystkim po trochu.. przepowiednią chyba najbardziej.
- Będziesz świetną Strażniczką Gwiazd.
- Boję się tego, co może stać się później..
- Później? – Zainteresowała się Tytania. Blondwłosa przygryzła dolną wargę. Nie była pewna, czy dobrze robi mówiąc o koszmarze, który to nie tak dawno miała.
- Miałam koszmar.. albo może to była przyszłość? – Zaczęła po chwili. – Widziałam Magnolię w ogniu.. mieszkańców, Was wszystkich.. – Głos się jej załamał. – Nie przeżyliście. – Scarlet z uwagą i skupieniem słuchała przyjaciółki. Czuła, że to jeszcze nie wszystko. – Na koniec i ja zostałam zabita. Przez Acnologię. – Oczy Tytanii powiększyły się dwukrotnie słysząc ostatnie zdanie.
- Przecież zabiliśmy Acnologię.. Ty zabiłaś.
- To prawda.. tym razem jednak to nie był smok, a człowiek. Z wielką blizną na lewej piersi. Ja.. czuję, że skądś go znam, ale nie mogę sobie przypomnieć.
- Człowiek? Acnologia w postaci człowieka? – Zastanowiła się szkarłatnowłosa. – Nie wydaje mi się, by to była prawda Lucy. To jest niemożliwe.
- Masz rację. Panikuję. To tylko koszmar. – Zaśmiała się. Choć tak naprawdę nie wiedziała, czy chciała tym śmiechem przekonać siebie czy przyjaciółkę..

‘Uczucie miłości, pomocy, wsparcia, współczucia i zrozumienia –
W dzisiejszym czasach odnaleźć je wszystkie w jednej osobie?
- Bezcenne.’




Echem, echem.. tak oto po długiej nieobecności (znów), rozdział gotowy.
Taki sobie myślę, ale dobre i to.. :D
Jak już patrzę na samą liczbę tego rozdziału to jakoś tak mam zaciesz.. ^^ szczerze przyznam, że miałam nawet ochotę wkleić jakiś wątek idealnie pasujący pod ten numer, ale później jednak zrezygnowałam z tego pomysłu.. może i dobrze.. na takie rzeczy przyjdzie jeszcze czas xD
Dobra.. komu rozdział, komu? A wiem! Macia, dziękuję. To był Twój pomysł ^^ mega! Tak samo jak z Baranem, ale zapomniałam dodać, że to od Ciebie, wybacz bardzo! :* <3

A! Zapomniałabym też.. już miałam napisać to pod ostatnią notką i mi umknęło.. witam Roszpuncię chlebem i solą! ;* moja droga, nawet nie wiesz jaki miałam zaciesz widząc pod każdą notką komentarz xD ogromną radość mi sprawiłaś tym gestem ;* dziękuję! mam nadzieję, że pozostaniesz tu ze mną na dość długo i Ci się nie znudzi czytanie tego opowiadania ;) :*

A teraz dłuższe ogłoszenie parafialne:
Wiecie nad czym ostatnio myślałam? Zakończyć to opowiadanie do końca tego roku. Pewnie zastanawiacie się dlaczego? Otóż wyjaśniam: to nie z powodu, że nie mam pomysłów na kolejne opowiadanie.. bo powiem więcej, mam! Aż nawet chyba dwa ^^ ale to inny temat..
Sprawa jest taka, że prawdopodobnie wyjeżdżam do Holandii do pracy. Ogólnie decyzja nie jest w 100% podjęta, ale zostanie do końca tego roku.. ;) to jest właśnie powód zakończenia. Nie wiem jak tam by było z czasem, co więcej z Internetem , dlatego też nie chciałabym robić zbędnych nadziei niektórym ;*
W każdym razie.. co do bloga, opowiadania.. wszystkiego dowiadywać będziecie się na bieżąco, a ostatecznie w grudniu :)

I to chyba tyle z ogłoszeń.. Amen :D idźcie z Bogiem ;*


Do usłyszenia Pyszczki moje! ;* <3

piątek, 11 października 2013

68. Siła i tragedia.

Heartfillia nerwowo kręciła się po gildii i starała się pomóc przyjaciołom. Dla niej zaczęły się trudności. Mimo, że znała ich zwyczaje, zachowanie to bała się, że jednak spudłuje i któryś z przyjaciół zostanie uwięziony w ciele kozy na zawsze. Szybko jednak odegnała te złe myśli i skoncentrowała się na kolejnej kozie.
- Lucy dobrze się chyba bawi w tę zgadywankę. – Zagadnęła brunetka siedząca przy barze i popijająca trunek z beczki.
- To nie tak, że ona dobrze się przy tym bawi.. – Odpowiedział jej młody Dreyar. – Dobrze wie, że jeśli popełni błąd, straci przyjaciela. Przyjrzyj się jej uważnie Cana. – Jak powiedział, tak zrobiła. Spojrzała na przyjaciółkę, która to nadal przyglądała się jednej z kóz z wyraźnym skupieniem. – Ona jest zdeterminowana. W środku na pewno czuje strach, a nam chce pokazać, że jest silna. – Brunetka przyjrzała się dokładnie wyrazowi twarzy przyjaciela, który to nie spuszczał z oczy blondwłosej. Spojrzała i na nią, po czym westchnęła i upiła łyk z beczki.
- Czy Ty masz zamiar ją zjeść? – Zaśmiała się.
- O czym Ty mówisz? – Odpowiedział jej pytaniem na pytanie beznamiętnie.
- Gapisz się na nią jak Natsu na kawałek mięsa. Zrób coś z tym.. ślinisz się.
- Nieprawda.. – Jednak by mieć pewność swych słów, gdy tylko Alberona odwróciła wzrok, przetarł kąciki ust dłonią.
- Macao! Wakaba! – Krzyknęła Heartfillia wskazując palcem na kozy. Jedna z nich miała w pyszczku (?) fajkę. Magini od razu wiedziała, że to Wakaba. Jego najlepszym przyjacielem od zawsze był Macao. Nawet w innej formie trzymali się blisko siebie.
- No w końcu. – Wysapał Conbolt.
- To nie jest łatwe. – Rzuciła magini Gwiezdnej Energii i podeszła do następnej kozy.

Minęły trzy godziny.
Większość kóz już na dobre zostało przemienionych w ich ludzką postać, co niezmiernie cieszyło blondwłosą maginię.
- Zrób sobie przerwę. – Rzucił Opiekun Gwiazdy.
- Przerwa? W takim momencie? – Zdziwiła się dziewczyna.
- Wyglądasz na zmęczoną. Masz nieograniczony czas, więc czym się martwisz?
- Mam kilka powodów.. chodzi o to, że chcę moim przyjaciołom zaoszczędzić cierpienia w ciele kozy.. a po drugie: nie chcę by się zbytnio przyzwyczaili do tej postaci.. – Mówiąc to, wskazała palcem na jedną z kóz, która zaczęła ciągnąć za nogawkę spodni młodego Dreyara, po czym gdy już wyrwała kawałek materiału, zaczęła go żuć. – Freed. – Rzekła blondwłosa. Nie myliła się. W miejscu gdzie stała koza, pojawił się zielonowłosy mag.
- L-laxus? – Spytał oniemiały widząc przed sobą swój wzorzec do naśladowania. Mina blondyna nie wskazywała niczego dobrego. Skarcił wzrokiem odmienionego, po czym odwrócił się w stronę baru. Blondwłosa zaś westchnęła i odwróciła się w stronę dwóch kóz, które to łypały na siebie wzrokiem. Heartfillia będąc świadkiem tego zjawiska, mogłaby przysiądz, że widzi jak z nozdrzy obydwóch wydobywa się para.
- Natsu i Gray? – Szepnęła i podeszła bliżej. Ci już w między czasie zaczęli stukać swoimi raciczkami, przygotując się jakby do ataku. (o kurwości.. padłam z tymi raciczkami xD) Schylili swoje łby, po czym ruszyli na siebie i zetknęli się swoimi rogami. – Ej! Co wy wyprawiacie? – Zainterweniowała magini i wkroczyła między nich. – No naprawdę to musicie być wy, ale który to który? – Patrzyła to na jednego, to na drugiego i nie mogła znaleźć żadnej różnicy. Gdyby na szyi jednej z kóz byłby łuskowaty szalik, nie musiałaby się długo zastanawiać, który to Salamander, jednakże obydwoje nie mieli żadnych szczególnych rzeczy. Kucnęła przed jedną z kóz i ze skupieniem wpatrywała się jej w oczy. Po chwili jednak odwróciła się do drugiej. Ku jej zdziwieniu, ta zaś siedziała na podłodze.. bez włosów. (no bo co mają kozy? xD) – Gray! – Krzyknęła bez chwili zawahania. Tak.. tylko ten przyjaciel miał tendencję do zdejmowania ubrań bez wyraźnej przyczyny. – Natsu! – Dodała z uśmiechem w stronę drugiej kozy, po czym na ich miejscach pojawiły się ich ludzkie postacie.
- To już prawie koniec. – Rzucił Opiekun. – Zostały jeszcze trzy kozy. - Nie zwlekając, udała się w stronę ostatnich zmienionych przyjaciół. Ci, którzy już powrócili do swoich normalnych ciał, siedzieli przy barze, obserwując uważnie przyjaciółkę. Kibicowali jej z całego serca.

Po kwadransie próba zakończyła się zwycięsko. Heartfilli udało się wykonać zadanie bezbłędnie, co ucieszyło nie tylko ją, ale i resztę magów.
- Gratuluję Lucy. Dobra robota. Zdecydowanie zasługujesz na ten złoty klucz. – Mężczyzna podarował dziewczynie kolejną ‘nagrodę’,  na co ta, ucieszyła się szczerze.
- Dziękuję. – Rzekła, po czym zniknął.
- Świetna robota Lucy! – Krzyknęło naraz parę magów.
- Emm.. – Zmieszała się na te słowa. – Cieszę się, że nic Wam nie jest. – Rzekła szczerze i poważnie.
- Impreza? – Rzucił ktoś z tłumu.
- Ja spasuję. – Odezwała się szybko. – Myślę, że lepiej będzie jeśli pójdę do domu..
- Dlaczego? Źle się czujesz? – Zainterweniowała Carla.
- Ogólnie jest lepiej, ale po tej próbie wolałabym odpocząć. Przepraszam Was.. – Uśmiechnęła się delikatnie i nie czekając na reakcję innych, wyszła z gildii, rzucając jeszcze krótkie spojrzenie w stronę Dragneela, który to siedział przy barze, odwrócony do niej plecami. Nadal był zły. Wiedziała to, ale nie miała zamiar go przepraszać. Przynajmniej nie teraz.

- Płomyczku, długo będziesz chodził taki obrażony na nią? – Dosiadł się do niego nie kto inny jak mag lodu.
- Odczep się.. – Burknął pod nosem. – Jak mnie nazwałeś? – Poderwał się na chwilę z krzesła, po czym za chwilę z powrotem na nim usiadł. – Z resztą nie ważne. – Dodał szeptem, dopił napój i wraz ze swoim Exceedem wyszedł z gildii.
- Nie ogarniam go. – Westchnął Fullbaster.

Kilka dni później.
W gildii atmosfera była napięta, gdy tylko Smoczy Zabójca i magini Gwiezdnej Energii spędzali tam czas.
- Erza, Natsu, Gray, Lucy, Happy.. do mojego gabinetu. Mam dla Was zadanie. – Rzekł Mistrz poważnym tonem. Magowie posłusznie udali się na piętro. – Moja znajoma prosi o pomoc silnych magów, którzy będą w stanie odbudować jej dom. Myślę, że to zadanie jest idealne dla Waszej czwórki.
- Echem! – Chrząknął Exceed.
- Piątki! – Poprawił się szybko Mistrz. – Udajcie się na koniec miasta, tam będzie na Was czekać.
- Mam pytanie.. – Odezwał się nagle Dragneel.
- Słucham?
- Czy mogę nie uczestniczyć w tym zadaniu? – Dreyar, tak samo jak i reszta drużyny zdziwiła się na te słowa. – Skoro KTOŚ wychodzi z założenia, że potrafi sobie sam poradzić, to po co mam się tam pchać?
- Natsu.. nie przeginaj. – Szepnął w jego stronę mag lodu. Heartfillia spojrzała smutnym wzrokiem na różowowłosego. Nie odezwała się. Przygryzła tylko dolną wargę i zacisnęła mocniej pięści.
- Wybacz, ale już powiedziałem, że tam będziesz. Nie ma odwołania. – Rzucił staruszek poważnie. – To wszystko, możecie już wyruszać. – Dodał, a magowie wyszli.

Godzinę później dotarli na obrzeże Magnolii, gdzie tak jak mówił Mistrz, czekała na nich starsza kobieta.
- Oh! Tak się cieszę, że już jesteście! – Ucieszyła się na ich widok. – Jestem Kokoro. Przyjaźnię się z Makarovem od lat.. powiedział, że ma silnych magów, którzy pomogą mi odbudować dom i gospodarstwo.
- Gospodarstwo? – Powtórzyła Scarlet.
- Tak.. hoduję byki. Może to dziwnie zabrzmi, ale rzekłabym, że to moja pasja.. byki. – Zaśmiała się staruszka.
- Rozumiemy..
- To co? Pokaże Wam gdzie są materiały do budowy i możecie zaczynać pracę. – Kokoro zaprowadziła magów do miejsca, gdzie znajdowały się ułożone cegły, deski oraz inne rzeczy do odbudowy jej miasta. Uwagę Heartfillii przykuła zaś prowizoryczna zagroda, w którą to zapędzone było bydło. Jeden z byków wpatrywał się w nią swoimi czarnymi, jak smoła oczami. Przez ciało blondwłosej przeszedł zimny dreszcz, po czym nagle upadła na kolana.
- Lucy! – Zainterweniował Fullbaster i podbiegł do przyjaciółki. – Ej, co jest? Wszystko w porządku? – Zaniepokoił się.
- Taa.. – Uśmiechnęła się blado. – Po prostu jakoś tak nagle dziwnie się poczułam. Spojrzała na swoje dłonie, które to lekko drżały.
- Nie jesteś przyzwyczajona do tak ogromnej siły, co? – Tuż przed nią pojawił się nagle dobrze zbudowany mężczyzna. Miał na sobie ciemne skórzane spodnie, oraz czarne sznurowane wysokie buty. Przyjrzała się mu dokładnie. Miał czarne oczy, orzechowe włosy, związane w niechlujnego kucyka, a w jego uszach błyszczało siedem kolczyków, trzy w prawym i cztery w lewym. – Jestem Opiekunem Gwiazdy Byka. Czas na kolejną próbę. – Rzekł. – Stałaś się teraz bardzo silna fizycznie. Pokaż, że potrafisz to dobrze wykorzystać. – Dodał tajemniczo.
- Czyli podarowałeś mi tę moc, bym była bardziej przydatna przy budowie?
- Tak.
- Rozumiem. Dam z siebie wszystko. – Heartfillia wstała pełna entuzjazmu i sił i nie czekając na reakcję przyjaciół, zabrała się do pracy.
- Nie przesadź.. – Szepnął Opiekun poważnym tonem.

- Spójrzcie! – Krzyknęła blondwłosa. – Spójrzcie co potrafię! – Oczy magów zwróciły się w jej kierunku z lekką irytacją. Heartfillia przenosiła kilkanaście belek na jednym ramieniu bez wyraźnego zmęczenia i na dodatek z wielkim uśmiechem.
- Nie powinnaś się tak forsować. – Zauważył mag lodu.
- To nic, na serio! Pokaże Wam jeszcze więcej. – Odłożyła belki na bok i rozglądnęła się dookoła. – O! Widzicie te cegły? Przeniosę je wszystkie.
- Zwariowałaś?! Tego jest chyba tona jak i nie więcej.
- Dam sobie radę. – Uśmiechnęła się szeroko w stronę przyjaciół i podeszła w stronę ułożonych cegieł. Wzięła kilka głębszych wdechów, po czym władowała na ręce materiał budowlany.
- Lucy.. moim zdaniem i tak nie powinnaś tego robić..
- Podam je Natsu. – Zignorowała słowa przyjaciela i udała się na miejsce, gdzie Smoczy Zabójca pełnił rolę budowlańca domu. Blondwłosa załadowana cegłami nie zauważyła jednak wystającego kamienia, który to doprowadził do potknięcia się magini. Cegły, które to niosła, wypadły z jej rąk i uderzyły w budowany dom, który to po chwili zawalił się.
- Lucy! – Tytania wraz magiem lodu i Exceedem podbiegła do przyjaciółki. – Wszystko gra?
- Tak, jasne.. – Odpowiedziała dość niepewnie i spojrzała na chmurę dymu, która to unosiła się nad zwalonym domem. – Eh.. – Posmutniała i podeszła do ruin. Gdy kurz opadł, jej uwagę przykuł łuskowaty szalik oraz ręka, wydobywająca się spośród gruzów. – NATSUUUU~! – Rozpaczliwy krzyk dziewczyny odbił się echem na obrzeżach Magnolii.

‘Nie staraj się tak za wszelką cenę być silny.
Siła odgradza nas od innych ludzi.’


Dam, dam, dam~
Yay! Wróciłam.. noo nie było mnie dość długo.. hehe.. wybaczcie mi xD
Ale żyję! To najważniejsze.. miewam się też nienajgorzej, a więc chyba wszystko cacy ^^
Hmmm.. końcówkę chyba zawaliłam.. ale to poprawię jak się wyśpię xD

A tymczasem.. Kasiek idzie ćwiczyć xD

Dozobaczyska Promyczki moje Kochane!
Całuję i ściskam każdego z osobna! ;*

<3

piątek, 27 września 2013

67. Zdrowie i kozy.

W gildii słychać było wrzaski i śpiewy. Każdy z magów bawił się na całego, na swój sposób. Gray wraz z Natsu tłukli się i przezywali bez opamiętania, a część męskiego grona dopingowała im. Cana zaś obstawiała zakłady, który z nich wygra ową potyczkę. Jellal i Erza znaleźli mały kąt, gdzie wpatrywali się w swoje odbicie w oczach partnera, innymi słowy – odcięli się od reszty, zajęli się sobą. Na scenie występował Redfox, ubrany w elegancki biały garnitur a z jego ust leciał przebój ‘Szubi dubi du’. Tylko nielicznym przypadł do gustu ten utwór. Dreyar wraz z wnukiem rozmawiali zacięcie o przyszłości, o tym kto zostanie następnym Mistrzem gildii Fairy Tail. Przy barze siedziała zaś samotnie Heartfillia, która to tępo wpatrywała się w kufel wypełniony po brzegi alkoholem. Mogła by przysiądz, że zapewne jest jedyną niepijącą w całej gildii. Nie specjalnie jej to przeszkadzało. Spojrzała przez ramię na dobrze bawiącą się gildię. Na ustach każdego z magów widniał szeroki uśmiech. U niej też taki wystąpił na chwilę, po czym odwróciła się znów w stronę baru i spojrzała na nietknięty napój.
- Idę do domu. – Rzekła, choć sama nie wiedziała po co, skoro i tak nie było obok niej nikogo. Mimo panującego hałasu, dało się usłyszeć niewielki huk. Muzyka ucichła, a wszystkie oczy skierowały się w stronę w owego odgłosu.
- Lucy! – Krzyknęła większość gildii. W momencie znaleźli się przy leżącej niedaleko baru, nieprzytomnej blondwłosej. Salamander przecisnął się przez tłum i kucnął przy dziewczynie.
- Lucy? – Potrząsnął nią lekko i wziął na ręce. Była blada niczym ściana i płytko oddychała.
- Zanieś ją na piętro Natsu. – Nakazał Makarov. Ten zrobił tak jak powiedział.
- Pójdę do Pani Lucy! – Rzuciła młoda Marvell i udała się za starszym kolegą. Różowowłosy ułożył delikatnie blondwłosą na łóżku, po czym w ciszy wyszedł i zamknął za sobą drzwi, zostawiając ją pod opieką młodej Smoczej Zabójczyni i jej Exceedki. Obie wpatrywały się w jej bladą twarz ze smutkiem i niepokojem.
- Carla.. myślisz, że to przez te próby? – Zaczęła Marvell. Wiedziała, że jej magia nie może pomóc w tej sytuacji.
- Jestem tego pewna. Lucy daje z siebie naprawdę wszystko, ale jeśli tak dalej ma to wyglądać, to źle się dla niej to skończy. – Odpowiedziała jej kotka z pełną powagą w głosie.

- Co z Lucy?! – Wszyscy magowie dosłownie rzucili się w stronę różowowłosego, który to z nietęgą miną schodził po schodach.
- Nie wiem. Nie mam zamiaru oglądać ją w takim stanie. – Burknął w ich stronę. Wróżki spojrzały po sobie ze zdziwieniem. – Nie mogę dłużej na to patrzeć.. – Ręce Salamandra zacisnęły się. Już wiedzieli o co chodzi. Martwił się o nią najbardziej. Bolało go to, w jakim stanie jest teraz dziewczyna.
- Pójdę do nich. – Skwitowała Scarlet i udała się na górę. Zapukała kilkukrotnie w drewniane drzwi, po czym weszła. – Jak stan Lucy? – Spytała prosto z mostu, widząc siedzącą przy jej łóżku niebieskowłosą ze smutną miną.
- Jest bardzo słaba, na dodatek ma odwodniony organizm. Niedawno też wystąpiła gorączka. – Odpowiedziała Carla. – Magia Wendy niewiele tu może pomóc.
- Rozumiem. – Tytania podeszła do łóżka przyjaciółki i przyłożyła swoją dłoń do jej zimnej dłoni. – Musisz wyzdrowieć Lucy. Nie wyobrażam sobie, byś nie była na moim ślubie. – Uśmiechnęła się czule w jej stronę. – Wszyscy tam na dole modlą się za Ciebie. Wendy, Carla, dbajcie o nią. – Zwróciła się do nich.
- Oczywiście. – Rzekła młoda Smocza Zabójczyni. Scarlet opuściła pokój i powiadomiła resztę gildii o stanie zdrowia blondwłosej.
- To okropne. Te próby mogą ją doprowadzić do..~ - Urwała Alberona, czując na sobie wzrok zdenerwowanego Dragneela.
- Lepiej nie kończ. – Warknął na nią.
- Spokojnie Kochani. – Odezwał się Mistrz. – Lucy jest silna. Udowodniła nam to już nie raz. Z tego co wiem, jeszcze tylko zostało jej kilka prób.
- Tak, ale nie wiadomo jak trudne też one będą i jak Lucy sobie z tym poradzi. – Podchwyciła temat Tytania.
- Da sobie radę! – Krzyknął z tłumu młody Conbolt. – Zobaczycie! Zdobędzie wszystkie klucze i będzie jednym z najsilniejszych magów! – Entuzjazm młodego członka udzielił się wszystkim zgromadzonym. Wesołe krzyki można było również usłyszeć na piętrze, gdzie znajdowały się Wendy i Carla wraz z Lucy.

Kilka dni później.
Stan Heartfilli polepszył się. Gorączka spadła, ale ona sama nadal czuła się słabo.
- Pani Lucy! Nie powinna się Pani jeszcze ruszać! – Skarciła ją Marvell, która to spuściła ją tylko na chwilę z oczu.
- Wendy, ale już mi lepiej. – Zapewniała Heartfillia.
- Wcale nie. Znowu chcesz zemdleć? – Wtrąciła Exceedka i założyła ręce na biodra. – Musisz odpocząć jeszcze przez kilka dni.
- Nie mam tyle czasu..
- Dlaczego? Próby mogą poczekać.
- Nie mogą.
- Musisz zebrać siły, by nadal w nich uczestniczyć. Jeśli przystąpisz do kolejnej w takim stanie, będziesz mogła sobie później pomarzyć o zostaniu Strażniczką. – Fuknęła biała kotka.
- Carla! – Skarciła ją przyjaciółka.
- Ma rację. – W progu stanął różowowłosy wraz ze swoim towarzyszem. – Na początku myślałem, że te próby to świetna zabawa, później stawały się coraz dziwniejsze i niebezpieczne.. i z czasem Twój stan zaczął się pogarszać.. i Ty.. zaczęłaś się zmieniać.
- Ja? Zaczęłam się zmieniać? – Powtórzyła cicho.
- Odkąd zaczęły się próby, zapomniałaś o wszystkim innym.
- Ja chcę tylko móc Was chronić. Chcę stać się silna.. – Dziewczyna ścisnęła mocniej kołdrę.
- I jak Ci to wychodzi?
- Natsu.. – Exceed pociągnął go za nogawkę spodni.
- Ktoś musi Ci to uświadomić. – Heartfillia milczała. Nie takich słów się spodziewała z jego ust.
- W porządku.. – Uśmiechnęła się blado. – Od tej pory poradzę sobie sama. – Chwiejnie wstała z łóżka i podeszła do drzwi.
- Pani Lucy.. – Interweniowała Marvell, ale Carla ją powstrzymała.
- Może masz rację Natsu. Może się zmieniłam, mój stan zdrowia się pogorszył, ale jestem z siebie dumna, bo wiem, że daję z siebie wszystko, by osiągnąć coś, czego pragnę. A pragnę Was chronić, nie być ciężarem dla Was, choć mówicie mi, że wcale tak nie jest. Jestem pewna, że gdybyś był na moim miejscu albo ktoś inny, zrobiłbyś dokładnie to samo. – Po tych słowach, wyszła. Magowie zebrani na piętrze wpatrywali się w przyjaciółkę.
- Lucy, nie powinnaś jeszcze wstawać. – Odezwała się starsza Strauss.
- Już jest w porządku. Potrzebuję trochę świeżego powietrza. – Posłała jej uśmiech daleki od tego prawdziwego. W rzeczywistości, wszyscy magowie słyszeli dokładnie całą rozmowę między Lucy a Natsu.

Była w swoim mieszkaniu. Jak się spodziewała, Gospodyni sprzątała tutaj podczas jej nieobecności.
- Głupi Natsu! – Ze złości rzuciła jedną z poduszek na pobliską ścianę. – Głupi! – Rzuciła drugą. W kącikach jej brązowych oczu pojawiały się łzy. – Głupia Lucy.. – Szepnęła i zakryła twarz w poduszce, która jako jedyna nie została rzucona w kolejny kąt.
Ranek przysporzył jej jedynie ból głowy oraz zaczerwienione oczy. Leniwym chodem udała się do łazienki, by wziąć odprężającą kąpiel oraz doprowadzić się jako tako do porządku. W lodówce znalazła zaś jedynie parę warzyw, które może nie wyglądały już zbyt okazale, ale głód (o dziwo o.O) dał się jej we znaki i przyrządziła z nich szybkie danie. Po skończonym posiłku postanowiła udać się do gildii. Jak nie zobaczą, że jest ze mną lepiej to nie uwierzą. – Rzuciła w myślach. Pełna entuzjazmu wyszła z mieszkania. Słoneczna pogoda tylko dodawała jej energii. Ludzie uśmiechali się do niej serdecznie, a ona odwzajemniała ten gest. Była coraz bliżej gildii i czuła się coraz to bardziej zdenerwowana. Nagle ku jej zdziwieniu ze słonecznego nieba tuż przed gildią, pojawił się piorun. Dziewczyna wzdrygnęła się na ten widok.
- Co do cholery? – Spojrzała to w niebo to znowu na miejsce, gdzie przed chwilą był piorun. – Mam złe przeczucia.. – Szepnęła. Nic bardziej mylnego. Gdy tylko przekroczyła próg siedziby magów, zamiast jej przyjaciół zastała.. kozy. (Masakra.. niczym koszmar normalnie! :D)
- Dzień dobry Lucy. – Usłyszała. Właściciel ów głosu pojawił się przy jej boku. Wysoki, blondwłosy mężczyzna ubrany w ciemny garnitur o lazurowych oczach i nienagannej budowie ciała.
- Zgaduję, że Opiekun Gwiazdy Koziorożca? – Odezwała się magini.
- Dokładnie. Twoje zadanie polega na tym, aby rozpoznać przyjaciela w ciele kozy.
- Ale że jak?
- Masz nieograniczony czas.
- Ej! Ale niby jak mam rozpoznać, które z nich to dana osoba?
- Jesteś w tej gildii nie od wczoraj. Znasz swoich przyjaciół, prawda? Każdy z nich ma choćby jedną cechę, która go charakteryzuje. Teraz rozumiesz?
- Noo.. myślę, że tak.
- Cudownie! W takim razie, powodzenia!
- Ale moment, moment! Takie pytanie.. co się stanie jeśli pomylę kozę z moim prawdziwym przyjacielem? – W sumie sama nie wiedziała już, czy chce znać odpowiedź na to pytanie.
- Zostają uwięzieni w ich ciele na zawsze.
- Mogłam się domyślić.. – Burknęła pod nosem. – No to do roboty.. – Heartfillia przeciągnęła się kilkukrotnie, jakby miała zamiar brać udział w maratonie.
- Dobrze się czujesz? Podobno w ostatnich dniach nie było z Tobą dobrze.
- Wszystko gra. Na pewno.. – Uśmiechnęła się szeroko po czym pewnie podeszła do jednej z kóz, która to żuła trawę i zaczęła się jej uważnie przypatrywać. – Hmm.. – Zrobiła minę myśliciela. – Laxus? – Koza rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając za sobą białą chmurę dymu. Gdy już opadła, na jej miejscu siedział owy przyjaciel z kępką trawy w ustach. Szybko ją wypluł.
- Dzięki.. – Odezwał się młody Dreyar. – Okropne uczucie być w ciele kozy.
- Coś mi się wydawało, że chyba jednak Ci się podobało. – Zachichotała dziewczyna, jednak karcące spojrzenie blondyna szybko przywołało ją do porządku.
- Cudownie! Dobrze Ci poszło! – Dopingował ją Opiekun. – Oby tak dalej!
- Jasne.. – Heartfillia wiedziała, dlaczego tak szybko odgarnęła kto jest pod postacią tej kozy. Bliznę na oku w kształcie pioruna miał tylko Laxus. Nie było więc mowy o pomyłce. Jej największą uwagę przykuła zaś koza, która to poiła się z drewnianej beczki i chwiała się na swoich cienkich niczym patyki kopytach. – Cana. – Rzekła bez zastanowienia. (Nawet głupi by zgadł.. jak alkohol – to tylko Cana xD) Miała rację, na miejscu kozy pojawiła się brunetka, która to ściskała swoją beczułkę.
- No *hik* nareszcie *hik*. – I wróciła do wcześniejszej czynności. Blondwłosa zaś napotkała zdegustowaną minę Opiekuna.
- W Fairy Tail no norma. – Skwitowała dziewczyna. – Myślę też, że dogadałby się z Opiekunką Raka.
- Nie wątpię.. Jakbym widział jej odbicie.. – Przyznał blondyn. Magini zaśmiała się, po czym na nowo ruszyła na ratunek przyjaciołom.

‘Jak nie masz zdrowia, to miłość nie wychodzi.
Jak nie masz pieniędzy to miłość wychodzi do innego.’


Witam, witam i o zdrowie pytam~!
Nie no dobra.. jakoś tak mi się udziela xD
Cóż mogę napisać.. ehh.. voila! Nowy rozdzialik na weekend ;)
W sumie to miał się też wtedy pojawić, ale niestety przez weekend będę niedysponowana (czyt. Kaśka będzie pić do upadłego, bo ma urodziny) ..
Cieszcie się i radujcie!

P.s.. zauważyłam ostatnio, że spadł mi licznik odwiedzin.. komentarzy i w ogóle.. jest mi smutno z tego powodu.. no ale co tam, stali czytelnicy są, pojawiają się też nowi co akurat mnie raduje ^^

Oby tak dalej!

Udanego weekendu!

Buziaki Promyczki moje kochane! :*

wtorek, 17 września 2013

66. Pajączki i pająki.

- Ehh.. mam złe przeczucia.. – Westchnęła blondwłosa w miarę spokojnie. Fernandes spojrzał na nią na moment, a potem na nadal przyglądających się im stworzeniom.
- Cóż za opanowanie. – Skwitował niebieskowłosy.
- Weź daj spokój.. Ty się możesz rozluźnić.. tak myślę.
- Czemu?
- To próba. Nie wiem jeszcze, który z Opiekunów wpadł na ten pomysł, ale powiem jedno.. nieźle mu się poprzewracało w głowie.
- Witaj Lucy. – Usłyszeli. Odwrócili się gwałtownie, a za nimi stała kobieta. Młoda, piękna kobieta o czerwonych długich włosach, bladej cerze i czarnych oczach. Jej długa, aż po samą ziemię suknia utkana jakby z pajęczych nici lśniła w blasku wschodzącego właśnie Słońca. (Czy tylko ja pokochałam to zdanie? xD) – Witaj. Jestem Opiekunem Gwiazdy Raka. Nie zwracaj uwagi na mój wygląd.. lubię się przebierać w zależności od okazji. – Rzuciła, gdy tylko zauważyła zaskoczone miny magów. Wybacz, że tym razem ktoś wykorzystuje Twoją gildię, jednakże podsłuchałam Waszą rozmowę z wcześniej i.. Twoim zadaniem będzie pokonanie tych pajączków nim zaczną się schodzić Twoi przyjaciele.
- Po-pokonać pa-pająki? – Zająknęła się dziewczyna.
- Oh tak. – Uśmiechnęła się uwodzicielsko kobieta. – Ah, a tutaj masz swoją broń. – Wcisnęła jej w ręce parę złotych.. nożyczek. Blondynkę zamurowało.
- To żart, prawda? – Chciała się uśmiechnąć, jednak zamiast tego wyszedł jakiś dziwny grymas. Mina Opiekunki zmieniła się na poważną.
- Ale dlaczego nożyczki? – Wtrącił się niebieskowłosy zaintrygowany.
- Cancer używa nożyczek, prawda Lucy? – Rzekła czerwonowłosa. Heartfillia wpatrywała się to w ‘broń’ to w Opiekunkę i Fernandesa, jakby czekała na to, że za chwilę któreś z nich powie, że to kawał i dostanie jakieś prawdziwe narzędzie. Im dłużej czekała na reakcję któregoś z nich, tym bardziej zaczęła sobie uświadamiać prawdę.
- Cholera.. – Przeklęła pod nosem.
- Czas ucieka.. – Rzuciła Opiekunka, a blondwłosa wyrwała się z dręczących ją myśli. Dam sobie radę! Przechodziłam przez gorsze próby! – Dodała sobie otuchy.
- Jellal, mam prośbę.. wyjdź z gildii i pilnuj by nikt nie wszedł, póki nie skończę. – Skierowała swe słowa w stronę chłopaka. – Może, prawda? – Zwróciła się w stronę kobiety, która przytaknęła głową na znak, iż nie ma nic przeciwko. Gdy Fernandes wyszedł z gildii, ta zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku stada mniejszych potworów.
- Do dzieła. – Powiedziała na głos i szybkim ruchem skoczyła w stronę zbliżających się do niej pajączków. Była szybsza. Zwinnym ruchem odcięła kilku ich odnóża, a następnie wbiła nożyczki w ich odwłoki. Sama zastanawiała się, skąd się wzięła w niej taka ‘potrzeba’. Czuła się jakby była kontrolowana przez kogoś. Nie chciała ich pozbawiać życia, a jakoś unieszkodliwić w mniej drastyczny sposób. W końcu to istoty żywe. Każdy zasługiwał na życie.

Jej walka toczyła się dość szybko. Jednakże czarnych, odnóżastych potworów nie było końca. Pojawiały się te mniejsze i większe. Musiała to przyznać. To było dużo trudniejsze niż sądziła. Jej nożyczki kontra pająki. Jak się okazało.. większość z nich jest bardzo jadowita. Jej ostrożność wzrosła stokrotnie. Nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek zaskoczenie z ich strony.  
- Raz.. – Wysapała. – Chociaż raz proszę o jakieś normalne zadanie! – Kolejne cięcie i kolejny przeciwnik wyeliminowany. Na nożyczkach, tak samo jak i jej ubraniach była krew. Ich krew.
- Oj nie marudź. Ciesz się, że w ogóle masz jakąś broń. Na początku miałaś ich pokonać gołymi rękoma. – Usłyszała głos Opiekunki. Spojrzała kątem oka na nią. Siedziała za barem, częstując się bez pozwolenia wysokoprocentowym trunkiem.
- Nie wiedziałam, że Opiekunowie piją alkohol. – Stwierdziła blondwłosa, dźgając kolejnego pająka.
- Oh, my również mamy swoje potrzeby. – Odpowiedziała, biorąc kolejnego łyka z butelki. – Ja muszę od czasu do czasu się napić. Razem ze Skorpionem urządzamy sobie czasem takie wieczory..
- Nie wnikam! – Przerwała szybko magini. – Co za cholerstwo! – Warknęła na kolejnego pająka, który to chciał dostać się do jej biustu. (Ten to wie co dobre xD haha)

Zdyszana rozglądała się dookoła w poszukiwaniu kolejnych potworków, ale żadnego nie mogła dostrzec.
- Koniec? – Spytała z nadzieją.
- Nie sądzę.. – Wymamrotała wstawiona Opiekunka. Jej wzrok podążył na sufit. Blondwłosa zrobiła to samo.
- O kurwości.. – Szepnęła Heartfillia widząc dziesięciokrotnie większego pająka. (No nie mogłam się oprzeć, bo pewnie sama bym tak powiedziała xD)
- Ty też to widzisz? Uff całe szczęście.. myślałam, że ten alkohol tak mi uderzył do głowy. – Zaśmiała się Opiekunka. Magini posłała jej groźne spojrzenie.
- Nie sądzisz, że to już przesada? – Szybko znów spojrzała w kierunku ogromnej wielkości pająka.
- Te, które wcześniej zabiłaś to były jej dzieci.
- Jej? Czyli chcesz mi powiedzieć, że.. że.. to jest.. ich MATKA?!
- No raczej.
- Wielkie dzięki.. – Warga blondwłosej drgnęła. Ze strachu. Obawiała się tamtych małych pająków, a teraz ma do czynienia z wielkoludem. Przełknęła głośno ślinkę.
- Dasz radę młoda. – Dopingowała ją Opiekunka. – Masz zostać przecież Strażniczką Gwiazd! Moja próba to nic w porównaniu do tego co Cię jeszcze czeka!
- Tak.. pewnie tak.. – Przyznała jej cicho rację. Te słowa dodały jej odwagi, ale nie tylko to. Uświadomiła sobie też to, że jej przyjaciele na nią liczą. Ma mało czasu. Musi wykonać tę próbę zanim któreś z nich się pojawi. Nawiązała kontakt wzrokowy ze swoim przeciwnikiem i jakby na znak, oboje ruszyli do ataku.

- Jellal? Co robisz na zewnątrz? – Spytał właśnie przybyły Fullbaster.
- No właśnie? – Ciągnęła Alberona.
- No bo widzicie.. jest pewna sprawa.. – Fernandes nie przemyślał tego, co mógłby im odpowiedzieć, gdyby któryś z magów przybył wcześniej.
- No? – Ponaglał go mag lodu.
- Ejj.. muszę się napić. – Marudziła brunetka. Usłyszeli głośny huk i poczuli niewielki wstrząs.
- C-co tam się dzieje? – Fullbaster w pozycji bojowej przyglądał się budynkowi.
- Serio.. nic strasznego. – Rzucił niebieskowłosy. – Tak myślę. – Dodał pod nosem.
- Co tu się wyprawia? – Do magów podeszła Scarlet z poważną miną. – Jellal, wyjaśnisz to? – Spojrzała na ukochanego takim wzrokiem, że aż poczuł zimne krople potu na plecach.
- Bo widzisz.. To niespodzianka. – Przyszła mu pierwsza lepsza odpowiedź do głowy.
- To skąd ten huk i wstrząs? – Dopytywała Alberona. Trzy pary oczu przenikały go na wskroś. Wyczekiwali odpowiedzi na to pytanie, a on nie wiedział co odpowiedzieć. Żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy.
- Siema ludzie! Coś się stało? – Do tłumu dołączył się Dragneel a wraz z nim niebieski Exceed.
- Coś się dzieje w gildii.. – Odpowiedział mu tajemniczo mag lodu. Różowowłosy spojrzał to na zestresowanego całą sytuacją Fernandesa a potem na gildię.
- Lucy! – Krzyknął nagle.
- Stary, jeśli chcesz ją zobaczyć to idź w drugą stronę..
- Nie! Lucy jest w środku. – Mina Salamandra nie wskazywała nic dobrego. Ruszył w kierunku drzwi, ale niebieskowłosy zatrzymał go.
- Nie możesz.
- Dlaczego nie? Ona potrzebuje pomocy.
- Nie potrzebuje. Zostaw ją.
- Skąd to wiesz? – Spytał podejrzliwie. Scarlet przypatrywała się uważnie magom z lekkim niepokojem.
- Wszystko Wam wyjaśnię, ale teraz nie mogę. – Odpowiedział ze spuszczoną głową. Stali tak w ciszy przez parę chwil, a każdy z niecierpliwieniem spoglądał na siebie i na gildię.

- Brawo! Udało Ci się przejść próbę! – Krzyknęła entuzjastycznie Opiekunka. Podeszła do ciężko oddychającej i bladej dziewczyny, która to leżała na plecach na podłodze i patrzyła w sufit. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech.
- No.. to.. świetnie.. – Wycharczała. Z jej rąk zniknęły nożyczki, ale w zamian za to pojawiły się dwa klucze. (Noo pewnie się teraz zastanawiacie.. ‘Co? Dwa? Dlaczego?’  a Wasza mina pewnie mówi jasno i wyraźnie wtf? o.O) Heartfillia czując w dłoniach znajome przedmioty, podniosła się do siadu i spojrzała na nie. – Niemożliwe.. – Szepnęła widząc znak Panny na jednym z kluczy.
- Ehh możliwe, możliwe.. – Usłyszała znany już z wcześniej głos. Opiekunka Gwiazdy Panny stała z krzyżowanymi na rękach piersiami i patrzyła na nią poważnie.
- Jedna próba, dwa klucze. Czy to nie wspaniałe? – Zachwycała się druga Opiekunka.
- A-ale nie rozumiem.. dlaczego?
- Dlatego, że mimo pokonania pająków, pozbyłaś się również pajęczyn z gildii. Nie musiałaś tego robić. – Wytłumaczyła jej. Na twarzy Heartfillii pojawiał się coraz to większy uśmiech.
- Dziękuję! – Rzuciła radośnie. – Naprawdę się nie spodziewałam. – Dodała.
- No dobra, dobra.. koniec już tego dobrego. Twoi przyjaciele czekają na zewnątrz i się niecierpliwią. Powodzenia w następnych próbach! – Po tych słowach, zniknęły. Blondwłosa chwiejnie podeszła do głównych drzwi i otworzyła je. Oczy wszystkich tam zgromadzonych magów, skierowały się w jej stronę.
- Lucy.. – Odezwał się pierwszy Dragneel i podszedł do dziewczyny, która to podtrzymywała się drzwi, by nie upaść. Była wykończona. Przyjaciele zauważyli w jej ręku dwa złote przedmioty.
- Zdobyłam klucz Raka i Panny. – Odpowiedziała im, zanim Ci zdążyli o cokolwiek zapytać.
- Klucz Panny? Przecież nie przeszłaś jej próby. – Rzekł Fullbaster.
- Tak.. to prawda, ale przeszłam ją teraz. Widzicie.. musiałam pokonać pająki. Gdy już je pokonałam, wysprzątałam gildię z pajęczyn i pojawiła się właśnie Opiekunka Panny mówiąc mi, że mimo iż nie musiałam tego robić, to to wykonałam i dostałam klucz.
- To wspaniale! – Krzyknęli radośnie magowie i podeszli do przyjaciółki.
- Wyglądasz okropnie. – Skwitował Salamander.
- Dziękuję za jakże miły komplement z samego rana. – Rzuciła sarkastycznie. Jednakże miał rację. W jej włosach, tak samo jak na ubraniu były pajęczyny oraz zaschnięta krew.
- Trzeba to uczcić! – Krzyknął ktoś z tłumu.
- Impreza! – Odpowiedzieli chórem.
- Chwila! Chwila! Chwila! – Przerwała im Scarlet. – Nie tak prędko.. jest jeszcze coś.. – Mówiąc to, podeszła do niebieskowłosego i chwyciła go za rękę. – Pobieramy się. – Odpowiedziała z uśmiechem po niedługiej ciszy. Wróżki popatrzyły po sobie z zaskoczeniem po czym wspólnie krzyknęli:
- GRATULACJE! – I tym sposobem rozpoczęła się podwójna impreza w stylu Fairy Tail.

‘Najbardziej boimy się nie ciemności czy pająków, ale samych siebie..
Naszych emocji, uczuć, myśli..’



Zapewne wszyscy ucieszyli się z nowego, tak szybko napisanego rozdziały w tym miesiącu xD
Oł yeaa! Ja też się cieszę, chociaż nadal jest ze mną coś nie tak, ale to odstawmy na bok ^^
Większość z Was ma naprawdę dobrą intuicję co do prób xD w sumie z drugiej strony, to kto by się tego nie spodziewał.. pff ;P
I co jeszcze.. a! zapewne zaskoczyłam Was gestem Opiekunki Panny, co nie? Co nie? ^^ a jak!
Noo.. 66 rozdziałów za mną.. szczerze.. sama nie wierzę w to, co widzę.. ;O nigdy, przenigdy bym nie pomyślała, że tyle napiszę ^^
Ehh pogoda daje w kość, ludzie dają w kość, nawet auto daje w kość.. jedyne czym się pocieszam to tymi Waszymi blogami ;D

Buziaki, do następnego!!


P.S.! Dziękuję Wam! Na serio! Bardzo Wam dziękuję! Jesteście ZAJEBIŚCI i KOCHANI! Czytając Wasze komentarze pod ostatnią notką aż się popłakałam.. ze szczęścia.. to wspaniałe uczucie mając Was – takie moje jedyne w swoim rodzaju promyczki rozświetlające szare dni :) jesteście wielcy! Kocham Was z całego serduszka! <3