piątek, 12 października 2012

8. Przepaść.


- Lucy! Zaczekaj! – Krzyczała za przyjaciółką szkarłatnowłosa. Zatrzymała się. Spojrzała na nią smutnymi oczami. – Może to jakaś pomyłka?
- Nie, to nie pomyłka. Nawet jeśli.. Muszę to sprawdzić. – Rzekła stanowczo blondwłosa.
- Nie puszczę Cię tam samą. – Chwyciła ją za rękę.
- Dziękuję za troskę, ale w tej chwili nie jest mi ona potrzebna. – Rzuciła w jej stronę i wyrwała rękę z uścisku. Pobiegła dalej, a Tytania stała jak słup soli i patrzyła na odbiegającą od niej postać.
- Erza! Co się stało? – Spytali równocześnie przyjaciele. Spotkali się ze smutnym wzrokiem dziewczyny. Zmartwili się.
- Erza.. Gdzie Lucy? – Spytał zniecierpliwiony Salamander.
- Erza, co się dzieje? – Rzucił dodatkowo pytanie mag lodu. Ta spojrzała na nich i wręczyła różowowłosemu gazetę.
- Czytaj. – Nakazała.
- Sprzedam jabłka. – Przeczytał jeden z tytułów. Spojrzał znacząco na Scarlet. – To dlatego Lucy tak uciekła?
- Idioto. Nie to. Przeczytaj kolejny.
- Fatum w rodzinie Heartfilliów? – Przeczytał kolejny. Zrozumiał szybko o co chodzi i zaczął czytać artykuł na głos, by reszta mogła usłyszeć. – Wczorajszego wieczora doszło do tragicznego wypadku, w którym zginęli jedni z najbogatszych ludzi w kraju, państwo Jude i Layla Heartfillia. – Chłopak przełknął głośno ślinkę i kontynuował. – Ich kareta zsunęła się po urwisku. Zginęli na miejscu. Istna tragedia. Kilka dni temu, z ich rezydencji uciekła córka. Jak zareaguje na śmierć rodziców? – Skończył i spojrzał na przyjaciół. Ich miny mówiły same za siebie.
- To nie może być prawda.. – Zaczął mag lodu.
- Lucy właśnie chce to sprawdzić. – Rzekła Scarlet.
- Musimy ją wspierać. – Rzucił niebieskooki.
- Ona nie chce.
- Ale zależy nam na niej, prawda? Nie możemy zostawić jej w takim stanie samej, nawet jeśli ona tak powiedziała.
- Masz rację. Dobra idziemy. – Zarządziła i ruszyli w tym samym kierunku co blondwłosa.
Ona już w tym czasie siedziała w pociągu. Denerwowała się tym wszystkim. Czekała aż w końcu pociąg ruszy. Nagle do wagonu, w którym siedziała, wpakowało się jeszcze kilka osób. Poznała ich od razu.
- Co wy tu robicie? – Spytała zaskoczona.
- Nie zostawimy Cię samej w takim momencie. – Odpowiedział Izaya.
- Nie musicie.
- Ale chcemy. Nie sprzeciwiaj się, bo to nie ma sensu. – Dziewczyna zamilkła. Nie chciała ich martwić. Nie chciała się też kłócić. Odwróciła głowę w stronę okna i podparła ją ręką. Pociąg w końcu ruszył. Całą drogę nie odezwał się nikt. Gdy tylko dotarli na miejsce, blondwłosa, przeciskając się między wszystkimi pasażerami, wyszła pierwsza z wagonu i pognała w miejsce, gdzie jeszcze kilka dni temu mieszkała. Przyjaciele nie spuszczali z niej oka. Podążyli za nią do jej domu.
- Panienka Lucy? – Krzyknęła pewna starsza kobieta. Przytuliła się do niej.
- Czy to.. prawda? – Spytała prosto z mostu dziewczyna. W oczach kobiety pojawiły się łzy.
- Tak mi przykro.. – Rzekła. Blondwłosa wstała i minęła przyjaciół, którzy obserwowali to zdarzenie. Udała się w miejsce, gdzie doszło do wypadku.
Stała nad przepaścią. Dotknęła krzyża, który został tam wbity. Prawdopodobnie przez kogoś ze służby. Spojrzała w dół. Zakryła usta dłonią. Po jej bladych policzkach zaczęły płynąć łzy. Przyjaciele stali za nią jakieś trzy, cztery metry. Ze smutkiem i współczuciem wpatrywali się to w krzyż, to w tył blondwłosej.
- Przepraszam Was.. – Szepnęła dotykając krzyża. – Tak bardzo Was przepraszam, że Was opuściłam. Nie zdążyliśmy się pożegnać.. – Dodała. Przytuliła krzyż i rozpłakała się na dobre. Reszta towarzyszy uczyniła to samo. Kilka minut trwała w takim stanie. Uspokoiła się i wstała. Stanęła na krawędzi i znów spojrzała w dół. Zachwiała się niebezpiecznie. Zamknęła oczy. Jedna osoba zauważyła, że coś jest nie tak. Był do Smoczy Zabójca. Szybko podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce, nim ta całkowicie spadłaby w otchłań.
- Lucy! – Krzyknęli wszyscy, pochodząc do pary. Zauważyli, że dziewczyna jest nieprzytomna, ciężko oddycha. Różowowłosy zarządził, by udać się do jej domu. Tak też zrobili.
- Panienka Lucy! – Krzyknęła zmartwiona widokiem dziewczyny na rękach chłopaka. – Co się stało? – Podbiegła do nich.
- Zemdlała. Byliśmy w miejscu, gdzie doszło do wypadku.
- Musi odpocząć. Chodź, zanieś ją do jej pokoju. – Zarządziła kobieta i zaprowadziła chłopaka do jej pokoju. Reszta przyjaciół udała się za nimi. Gdy ten bezpiecznie położył ją w łóżku, odetchnął z ulgą. Jej oddech powrócił do normy. Pogładził ją po policzku. W takim momencie, nie przeszkadzało to nawet reszcie. Wszyscy usiedli na kanapie, która znajdowała się naprzeciw jej łóżka i bacznie obserwowali śpiącą przyjaciółkę. – Odpocznijcie. Zostawcie ją samą. Patrzenie się na to jak śpi, sprawi że stanie się jeszcze bardziej niespokojna. – Rzekła nagle kobieta, wchodząc cicho do pokoju.
- Chcemy być przy niej, gdy się obudzi. – Skwitował mag lodu.
- Nie bądźcie uparci. Zaparzę Wam herbaty. Chodźcie. – Uśmiechnęła się do nich lekko. Posłusznie wstali z kanapy i wyszli z pokoju blondwłosej. Ta zaś zaprowadziła ich do kuchni i poczęstowała ich gorącym napojem. – Jesteście przyjaciółmi Panienki Lucy?
- Tak. – Odpowiedziała Tytania. – Jak to się właściwie stało?
- Gdy Pan Jude wrócił z Magnolii i podzielił się z Panią Laylą, że odnalazł córkę, pokłócili się. Pan Jude wyznał żonie, że uderzył Panienkę Lucy. Ta bardzo się na niego zdenerwowała. Długi czas się do siebie nie odzywali. W końcu te ‘ciche dni’ postanowiła przerwać Pani Layla. Zażądała od męża, by pojechać do Magnolii, gdyż ta chce zobaczyć córkę. On zgodził się. Wsiedli do karety i gdy jechali, jedno z kół odkręciło się.. Kareta zsunęła się, a oni wraz z nią. – Kobieta posmutniała i na samo przypomnienie o tym nieszczęśliwym wypadku zaczęła płakać.
- To okropne. Stracić naraz oboje rodziców. Biedna Lucy.. Co ona teraz przeżywa.. – Odezwał się Gray.
- Musimy jej pomóc wyjść z tego.. Musimy być przy niej, wspierać. Tak jak teraz. – Rzekł niebieskooki. Wszyscy potaknęli. Resztę dnia spędzili w kuchni i w całkowitej ciszy.
- Pójdę sprawdzić, czy się obudziła. – Powiedziała nagle Tytania i wstała od stołu. – Wy tu zostańcie. – Nakazała i wyszła z pomieszczenia. Udała się na piętro i skierowała się w stronę pokoju przyjaciółki. Cicho otworzyła drzwi i podeszła do jej łóżka. Nie spała. Z obojętnością na twarzy, patrzyła w sufit, jakby widziała tam coś interesującego. – Lucy?
- Słucham? – Odparła bez większych emocji.
- Chcesz porozmawiać? – Ta prychnęła pod nosem i usiadła na łóżku.
- Nie ma specjalnie o czym.
- To możemy pomilczeć. – Rzekła Scarlet. Heartfillia spojrzała na nią i przybliżyła się do niej. Ta zrozumiała o co chodzi. Objęła ją ramieniem i mocno przytuliła. Zaczęła szlochać.
- Mimo tego co się stało.. Nie zdążyłam się z nimi pożegnać. – Odezwała się nagle, przerywając swój płacz. – Nie przeprosiłam ich, nie podziękowałam. Odeszli bez słowa, tak jak ja..
- Lucy.. Miałaś powód. Skąd też mogłaś wiedzieć, że tak to się potoczy?
- Wiem to.. ale dlaczego oni. Dlaczego teraz? Mimo tego, że nie czułam się za bardzo kochana, czuję pustkę w sercu. Ogromną pustkę..
- Masz nas. Jesteśmy przy Tobie. Nie zastąpimy Ci rodziców, ale kochamy Cię. Bardzo.
- Dziękuję. To i tak wiele..
- Po to tu jesteśmy.
- Bardzo mnie to cieszy, że jednak tu przyjechaliście..
- Dla Ciebie wszystko. – Ucałowała ją w czoło. Na twarzy blondwłosej dało się zauważyć niewielki uśmiech. – Odpocznij.
- Wy też odpocznijcie. Siedzicie tutaj cały czas.
- Nie martw się o to. Teraz to Ty jesteś najważniejsza. – Uśmiechnęła się do niej, wstała z łóżka i udała się w stronę drzwi. – Śpij dobrze. – Rzuciła w jej stronę i wyszła z pokoju. Udała się do kuchni, gdzie czekali zniecierpliwieni przyjaciele.
- Erza! Co z nią? – Spytał pierwszy Salamander.
- Jest w rozsypce. Teraz poszła spać.
- Biedna Lucy..
- Pomożemy jej. Obiecajmy sobie teraz, że na jej twarzy znów pojawi się uśmiech.
- Aye! – Zawtórowali wszyscy. Kobieta oglądająca tę scenę, wzruszyła się dobrocią i chęcią pomocy dla dziewczyny.
- Zaprowadzę Was do pokoi. – Rzekła nagle i wstała. – Chodźcie. – Zrobili tak jak nakazała. Udali się za kobietą i każdy z nich otrzymał swój pokój. Po całym dniu, pełnym wrażeń, pognali w stronę łazienek, by się odświeżyć, a następnie do łóżek.


Ciaossu!
Koniec rozdzialiku.. Smutny, tak wiem..
Nie zawsze jest kolorowo i cukierkowo..
Wyczekujcie kolejnego rozdziału ;)
Do następnego Miśki :*

5 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się, myślałam że jak dasz do fabuły Layle i Jude to zostaną troche dłużej no ale..bywa xD Nie no ale tak się teraz śmieje a jak czytałam ten rozdział to aż za serce mnie momentami chwyciło. Smutny, ale bardzo dobry. Czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę smutno... Ale ma przecież swoich nakama, czyż nie ? :)
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy!
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak samo jak Yasha myślałam, że Layla i Jude będą na dłużej w opowiadaniu xD a Ty już ich uśmierciłaś =) Lucy sobie poradzi!
    Czekam na nową notkę i dzięki, że o nowych informujesz ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. BUUU T_T >ryczy<
    A: Zamknij już tę japę, bo cię zaraz rodzona matka nie pozna! >.<
    Jak mogłaś ich zabić?! Biedna Lucy...
    A: Zauważyłaś, że piszesz to prawie przy każdym rozdziale?
    o__O Faktycznie... No, ale ona jest biedna... Rozdział bardzo smutny. Jednocześnie jest rewelacyjny!
    A: Więcej takich...
    Ah... Tak jak powyżej myślałam, że jej rodzice będą dłużej... Stracić obu na raz... Ciekawe co teraz wykombinujesz ;)
    Pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny! Ściskam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutno mi się zrobiło... Czasami niestety tak bywa.

    OdpowiedzUsuń