Rok 784. W domu rodziny Heartfilliów.
- Panienko Lucy! – Krzyczała już z korytarza pewna siwowłosa
kobieta. Kilka razy zapukała w drewniane białe drzwi i weszła do wielkiego
pokoju, w którym przebywała dziewczyna.
- Słucham? – Spytała, odwracając się w jej stronę i
posyłając jej ciepły uśmiech.
- Ojciec Panienki prosi do gabinetu. – Odpowiedziała sapiąc.
- Dziękuję. Zaraz się u niego zjawię. – Rzuciła w jej stronę
a kobieta wyszła. Blondwłosa popatrzyła w lustro, czy wygląda w ‘miarę’ okej,
by pokazać się ojcu. Tak było. Wyszła i udała się do gabinetu, gdzie już na nią
czekał. Zapukała.
- Wejść! – Usłyszała i posłusznie przekręciła gałkę i weszła
do środka. Była pewna, że będą tam sami. Jednak ku jej zdziwieniu, w
pomieszczeniu znajdowała się również jej mama. Uśmiechała się w stronę córki.
Podeszła bliżej biurka, gdzie siedział jej rodziciel.
- Jestem. Chciałeś mnie widzieć, ojcze? – Spytała z powagą,
patrząc mu prosto w oczy. Wstał z krzesła.
- Tak. Przez to, że kończysz 17 lat, najwyższa pora, byś i
Ty weszła do rodzinnego interesu.. albo ujmę to inaczej.. Pomożesz mi zawrzeć
jedną z największych transakcji, jaką kiedykolwiek mógłbym sobie wymarzyć.
- Mianowicie? Na czym ma polegać ta transakcja?
- Na małżeństwie. – Jej oczy momentalnie się powiększyły. –
Wyjdziesz za mąż za syna jednego z najbogatszych przedstawicieli w tym mieście
jak i nie w całym państwie. – Spojrzała na niego pytająco. Odwróciła się w
stronę matki. Jej wyraz twarzy mówił, jakby przepraszał ją za tą sytuację i za
to co ma się stać. Znów spojrzała na ojca. – Oficjalne zaręczyny odbędą się
dokładnie w Twoje 17 urodziny. To wszystko, co miałem do powiedzenia. Możesz
wrócić do pokoju. – Odrzekł, jakby na odczepnego. Ta odwróciła się na pięcie,
zacisnęła pięści, przygryzła dolną wargę, a na twarzy wymalowała się złość.
Odeszła kilka kroków i się zatrzymała.
- Nie wyjdę za kogoś, kogo nie kocham, a tym bardziej nie
znam. – Rzekła, nie odwracając się do ojca. Matka spojrzała na nią z niepokojem
- Co powiedziałaś? – Spytał groźnie. Ta odwróciła się w jego
stronę.
- Nie pomogę Ci w tej transakcji. Po moim trupie!
- Zrobisz to!
- Ani mi się śni. Nie decyduj o moim szczęściu, o tym za
kogo wyjdę! – Przekrzykiwała swojego ojca.
- Jestem Twoim ojcem. Będę o tym decydował!
- A gdzie w tym wszystkim są moje uczucia?! – W matce Lucy
coś drgnęło. Decyzję o małżeństwie jej córki, podjął mąż. Wiedziała, że nie ma
sensu z nim o tym rozmawiać. Był nieugięty.
- Jude.. Ona ma rację. Nie możesz jej zmusić do takiego
małżeństwa.
- Layla? Nawet Ty przeciw mnie?
- Chcę dobra naszej córki. A Ty czyjego dobra chcesz?
- Naszego.
- Naprawdę? A wydaje się, jakby to miało być tylko i
wyłącznie dla Twojego dobra! – Te słowa wypadły z ust młodej dziedziczki.
Zapadła cisza.
- I tak to małżeństwo zostanie zawarte. Nie ma odwołania. –
Rzekł stanowczo. Lucy zacisnęła mocnej pięści i wyszła z pomieszczenia,
trzaskając drzwiami. Wbiegła do swojego pokoju, zamykając przy tym drzwi na
klucz. Od razu podeszła do wielkiej szafy, z której wyciągnęła przenośną torbę
i wpakowała do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Sama przebrała się w coś
wygodniejszego.
- Już nie będziesz mi mówić, co mam robić. Nie pozwolę na
to, byś wtrącał się w moje życie. Od dziś zaczynam żyć na własny rachunek.
Stanę się silniejsza. Dołączę do gildii, znajdę przyjaciół. – Rzekła
zdeterminowana do siebie. Gdy już się spakowała, przekręciła cicho klucz w
drzwiach, a sama jednak wyszła przez balkon, schodząc cicho po pnączach
wijących się pod jej balkonem. Było już ciemno. Służba pewnie spała, więc nikt
nie był w stanie jej zauważyć. Obejrzała się jeszcze raz za siebie i spojrzała
na dom, nie, raczej willę, gdzie się ‘wychowywała’ i ruszyła przed siebie. Na
ogół silna psychicznie dziewczyna, jednak puściły w końcu jej nerwy i
powiedziała na głos, to co chciała wyznać już od dłuższego czasu. Nigdy nie
zapłakała. Dużo zaś przelewała na papier. Każdą swoją myśl, każde zdarzenie,
uczucia.
- Zaczynam nowe życie. Sama. – Rzekła do siebie i z
uśmiechem na twarzy udała się na stację. Na jej szczęście, udało się zakupić
bilet na ostatni pociąg tego dnia. Pospiesznie wsiadła do pociągu i ruszyła do
nowego miejsca – do Magnolii. Tam postanowiła znaleźć gildię Fairy Tail i do
nich dołączyć. Zrobi wszystko, by tak się stało. Wybiła północ. Wysiadła z
pociągu i ruszyła przed siebie. Udało się jej znaleźć niedrogi hotel, w którym
mogła przenocować. Rano zaś ruszy znaleźć swoje własne mieszkanie i gildię.
Obudziła się pełna sił. Nie uśmiechała się, ani nie była
smutna. Wyraz jej twarzy był taki.. obojętny. Szybko się odświeżyła, pod rękę
wzięła niewielką walizkę i wyszła z pokoju. Zapłaciła za nocleg i grzecznie
podziękowała. Ruszyła w stronę ulic Magnolii, gdzie było już dość tłoczno i
gwarno. Przeciskała się pomiędzy ludźmi, którzy robili zakupy. Gdy już wyrwała
się z tego ciasnego tłumu, w końcu odetchnęła z ulgą. Coś przeklęła pod nosem i
ruszyła dalej. Znalazła ogłoszenie w sprawie wynajmu mieszkania. 70 000
klejnotów miesięcznie.
- Czemu nie? – Spytała samą siebie i omówiła wszystkie ważne
kwestie z gospodynią ów mieszkania. Mogła się wprowadzić od zaraz. Dostała
klucz i weszła do środka. Zostawiła walizkę w pokoju i wyszła z niego zamykając
go na klucz. Idąc znowu przed siebie ulicą, kilka minut później, uderzyła w
kogoś. Upadła na chodnik i przeklęła pod nosem.
- Bardzo przepraszam, zamyśliłem się. – Rzekł szybko, jak
się domyśliła po głosie, chłopak. Podał jej rękę, by mogła wstać.
- Nie ma sprawy. Też się zamyśliłam. – Odpowiedziała,
otrzepując się z kurzu. Spojrzała na niego. Był wysoki. Niebieskie oczy, czarne
włosy. Uśmiechał się do niej.
- Cześć, jestem Izaya. Pierwszy raz Cię tu widzę. Skąd
jesteś?
- Mam na imię Lucy. Nie znamy się, więc póki co wystarczy Ci
moje imię. – Rzekła poważnie, patrząc mu w oczy.
- Tajemnicza jesteś. Podoba mi się to. Spotkamy się kiedyś?
- Odważny jesteś, pytając o to nieznajomą. A jakby okazało
się, że jestem na przykład morderczynią, też byś się umówił? – Uniosła jedną
brew do góry i uśmiechnęła się chytrze.
- To by było wyzwanie. – Złapał się za brodę w celu
zastanowienia. – Zaryzykowałbym. – Odparł po chwili i posłał jej szeroki
uśmiech. Ona przewróciła oczami i minęła go. Złapał ją za ramię. – Umówisz się
ze mną? – Spytał ponownie patrząc prosto w jej oczy.
- Nie po pierwszym spotkaniu. – Odpowiedziała zadziornie i uwolniła
ramię z uścisku i ruszyła przed siebie. – Trzymaj się! – Pomachała mu ręką
nawet się nie odwracając w jego stronę. On dalej stał w tym samym miejscu i
dosłownie ‘pożerał’ blondwłosą wzrokiem zanim całkowicie zniknęła mu z pola
widzenia. – Co za typ. – Rzekła do siebie, będąc już w odpowiedniej odległości
od niego. Nagle zatrzymała się przed wielkim i okazałym budynkiem z napisem na
szyldzie ‘Fairy Tail’. Pchnęła duże drewniane drzwi i stanęła w progu.
Rozejrzała się dookoła. – Wow. – Rzekła krótko na widok tego, co zobaczyła.
Podeszła do niej piękna białowłosa dziewczyna z szerokim uśmiechem.
- Cześć. Jestem..
- Mirajane. – Dokończyła za nią. - Znam Cię z gazet. Cieszę
się, że mogę Cię zobaczyć na żywo. – Uśmiechnęła się do nowo poznanej
dziewczyny.
- Witaj w Fairy Tail. Jesteś magiem?
- Tak. Magiem Gwiezdnej Energii.
- Wspaniale! A zapomniałam.. Jak się nazywasz?
- Jestem Lucy Hea..~ - Ugryzła się w język. Postanowiła
nikomu nie przedstawiać swojego nazwiska.. Póki co. – Po prostu Lucy. –
Uśmiechnęła się. Białowłosa pociągnęła ją za rękę, na której chwilę później
widniał znaczek Fairy Tail. – Dziękuję. – Odparła, podziwiając swoją ‘ozdobę’ a
zarazem dumę na prawej dłoni.
- Nowy rekrut? – Odezwał się nagle ktoś zza pleców Miry. Ta
odsunęła się, a przed jej oczami okazał się bardzo niski, wąsaty staruszek,
który bacznie się jej przyglądał.
- Dzień dobry. Jestem Lucy. – Przedstawiła się i posłała
delikatny uśmiech w jego stronę.
- Jestem Makarov. Mistrz tej oto gildii. Witaj w naszym
domu, a teraz i Twoim, Lucy. – Odparł, uśmiechając się szeroko do dziewczyny.
- Dziękuję.
Ciaossu!
Nowy, pierwszy rozdział nowego opowiadania ^^ Nie chciało mi
się zakładać nowego bloga, dlatego będę rozdziały zamieszczać na tym =]
niektórym pewnie ułatwi to sprawę.. na pewno też mi ;D
Podoba się?
To dopiero początek ;D
W gwoli ścisłości.. Matka Lucy żyje.. w końcu to moje
opowiadanie :P
Co się będzie działo dalej.. Zobaczycie sami =]
Czekajcie cierpliwie na kolejny rozdział, który może pokazać
się tu już jutro ;D
Pozdrawiam Miśki :*
Podoba się :D ale przez to, że to dopiero początek niewiele mogę napisać, poczekam na rozwój wydarzeń :):D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam (nie)cierpliwie :*
Miło, że tak szybko dałaś rozdział do nowego opowiadania! Zaczyna się ciekawie - Lucy sama trafiła do Fairy Tail, a nie za pomocą Natsu ;3 Dobry początek. I jeśli mogę, chcę zwrócić uwagę na błąd; " Jej wyraz twarzy mówił, jakby przepraszał" jakby przepraszała, w końcu to kobieta, a nie facet =)
OdpowiedzUsuńI ten... zapraszam do siebie (www.czarodziejski-blask.blogspot.com)
AAAAA Dobrze się zaczyna ;> Czekam na więcej, życzę weny i zapraszam do mnie ;>
OdpowiedzUsuńo! Podoba mi się ;D To trochę inna perspektywa, jak Matka Lucy żyje. Może być ciekawie ;D Kurdę, że wcześniej tego bloga nie widziałam? No to przecież wstyd ;) Pozdrawiam i czekam na następny wpis.
OdpowiedzUsuńps: Oczywiście jak lubisz czytać, to zapraszam na mojego boga. Nie będę spamować, wystarczy kliknąć na moją nazwę użytkownika ;D HEHEHE.
Pozdrawiam cieplutko!
Fakt że matka Lucy żyje ani troche mi nie przeszkadza. A gdy blondynka wpadła na kolesia myślałam że to będzie Natsu a tu bum! Niespodzianka ^^ Pierwszy rozdział zapowiada się ciekawie, czekam na więcej :D. No i fajnie że kontynuujesz nowego bloga właśnie tutaj :) Pozdrawiam i oczywiście życzę niezbędnej weny, której zapewne i tak masz (mam nadzieje) w nadmiarze :D
OdpowiedzUsuńJuż mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń