Pół nocy słyszał jeszcze jak Heartfillia majaczyła.
Wywoływała jego imię, tak samo jak i Gray’a i Izayi. Nie bardzo mu się to
podobało. Nad ranem, gdy już wiedział że jest spokojniejsza, wyszedł z łóżka.
Spotkał się z delikatnym uśmiechem na twarzy Tytanii.
- Co tu robisz? – Spytał cicho, podchodząc do dziewczyny.
- Obserwuję. Nie dawno przyszłam. – Odpowiedziała krótko, a
na jej twarzy nadal gościł uśmiech. Chłopak trochę się zarumienił.
- Chciałem ją ogrzać.. drżała.. – Tłumaczył.
- Spokojnie. Rozumiem. – Dotknęła jego ramienia. – Chcesz
herbaty?
- Nie. Idę do domu.
- Jak chcesz. – I wyszedł. Po godzinie, obudziła się
blondwłosa. Wstała i jeszcze lekko się chwiejąc udała się do kuchni.
- Erza? Co tu robisz?
- Lepiej się czujesz?
- Muszę przyznać, że o wiele lepiej. Jest mi tak..
przyjemnie ciepło. Całą noc tak było. Czułam jakby ktoś mnie przytulał, a gdy
zaczynałam na nowo drżeć, przytulał mnie mocniej.. Nie wiem czy to przez tą
gorączkę, czy to może moja wyobraźnia.. W każdym razie czuję się lepiej. – Szkarłatnowłosa
uśmiechnęła się pod nosem. – Erza? Wiesz coś na ten temat? – Spytała, widząc
ten uśmiech na twarzy przyjaciółki. Ta szybko pokręciła przecząco głową.
- Nic nie wiem. Niedawno tu przyszłam. Nikogo nie było.
- Ehh.. Głowę bym dała, że był tu też Natsu. – Chwyciła się
za głowę i usiadła na krześle. – Musiało być ze mną naprawdę źle.
- Spokojnie. Dochodzisz do siebie. To ważniejsze. Proszę,
oto herbata. – Podała jej przed nos gorący napój.
- Dziękuję. – Odparła i całkowitą swoją uwagę przeniosła teraz
na kubek, nad którym ulatniała się para. Scarlet uśmiechnęła się. Chociaż
Dragneel ją o to nie poprosił, czuł że nie chciałby żeby ona opowiedziała o
tym, że jednak tu był i był blisko niej, ogrzewał ją. Drzwi wejściowe do jej
domu, otwarły się hukiem i do kuchni wbiegł zdyszany niebieskooki.
- Lucy! – Krzyknął uradowany widokiem blondwłosej.
- Izaya? Co tu robisz? – Spytała zaskoczona jego obecnością.
– Dlaczego tak dyszysz? Stało się coś?
- Słyszałem, że jesteś chora. Wybacz, że nie odwiedziłem Cię
wczoraj..
- Spokojnie, usiądź może. Okej? Jak widać, wcale nie jest ze
mną tak źle. Dochodzę do siebie.
- Na pewno wszystko gra.
- Tak. Nie martw się. – Posłała mu delikatny uśmiech.
Odwzajemnił go.
- No cóż.. Ja chyba pójdę. Odpoczywaj jeszcze Lucy. – Rzekła
nagle Tytania, odchodząc od stołu i posyłała obojgu szczery uśmiech. –
Trzymajcie się! – Rzuciła na odchodne i wyszła. Pozostała dwójka wymieniła się
spojrzeniami.
- Izaya.. wiesz.. chciałam się dowiedzieć coś na ten temat,
ale..
- Lucy. – Przerwał jej. – Nie przejmuj się tym. Podjąłem
decyzję.
- Decyzję?
- Tak.. Dla Ciebie.. ja.. postaram się zaakceptować tę
magię.
- Nie musisz tego robić.
- Ale chcę. Chcę Cię bronić. Rozumiesz? – Podszedł do niej i
kucnął przed nią. Ujął jej dłonie i ucałował je. Dziewczyna zapłonęła dwoma
pokaźnymi rumieńcami.
- Izaya.. Nie wiem co mam Ci powiedzieć.. – Rzekła speszona
całą sytuacją.
- Nic nie mów. – Rzucił. Wstał i ucałował ją czule w usta.
Odwzajemniła ten wyczyn. Chwilę potem przerodziły się w namiętne pocałunki. Oderwali
się od siebie i posłali sobie uśmiechy. – Jestem przeszczęśliwy. – Dodał.
- Ja też. – Rzekła cicho, patrząc mu w oczy.
- Erza? – Spytał Smoczy Zabójca, widząc wchodzącą do gildii
przyjaciółkę. – Myślałem, że zostaniesz dłużej u Lucy.
- No cóż.. Pojawił się niezapowiedziany gość, więc wyszłam.
Jest w dobrych rękach.
- Kto przyszedł? – Spytał z nutką strachu w głosie.
- Izaya.
- Że co?! – Jego głos się rozniósł po całym budynku.
Szkarłatnowłosa spojrzała na niego pytająco. – Jak mogłaś ich razem zostawić?!
- No przecież on nie jest niebezpieczny.
- Nie lubię go. Może się jej coś stać. – Wstał z krzesła i
już ruszał w kierunku wyjścia. Został jednak zatrzymany przez przyjaciółkę.
- Posłuchaj mnie. Tak jak i Ty, on również się o nią martwi.
Wleciał zdyszany do jej domu zmartwiony. – Chłopak nie chciał słuchać jej słów.
– Zostaw ich samych. W końcu się zdecyduj, czego chcesz. Co do niej czujesz. –
Rzuciła po chwili. Źrenice chłopaka powiększyły się na to ostatnie zdanie.
Wyrwał rękę z uścisku i zacisnął pięści.
- Chcę jej szczęścia. Chcę by na jej twarzy zawsze widniał
uśmiech. – Rzekł, nie spoglądając nawet na przyjaciółkę.
- W takim razie, może z nim jest szczęśliwa.. Zaakceptujesz
to?
- Chyba będę musiał.. ale jeśli coś jej się stanie..
- Spokojnie Natsu.. Będzie dobrze. – Uśmiechnęła się do
niego delikatnie. On wyszedł z gildii. W głowie miał tysiące myśli, milion
pytań, żadnej odpowiedzi. Po drodze natknął się na niebieskookiego, który
właśnie wracał od blondwłosej. Stanęli naprzeciw siebie.
- Dbaj o nią. – Rzekł wprost Dragneel.
- O czym Ty mówisz?
- Mam nadzieję, że darzysz ją szczerym uczuciem i że jej nie
skrzywdzisz. – Zupełnie wyminął jego pytanie. Izaya podszedł do niego i dotknął
jego ramienia.
- Nie skrzywdzę jej. Dla niej postanowiłem pogodzić się z
tym, że używam magii. Dla niej nie zamierzam z tego rezygnować.
- Rozumiem. Życzę Wam szczęścia. – Rzucił i wyminął
chłopaka.
Mijały tygodnie. Z dnia na dzień relacje między Lucy a Natsu
tak samo jak i Gray’em pozostały czysto przyjacielskie. Co prawda najbardziej w
tym wszystkim poszkodowany był Dragneel. Uczucie co do dziewczyny nie zmieniło
się ani trochę. Chciał jej szczęścia. Dla niej postanowił udawać, że jest
wszystko dobrze. Za każdym razem, gdy była blisko niego, jego serce zdawało się
zaraz eksplodować. To nie on ją dotykał, całował, pieścił. Ten przywilej został
nadany komuś innemu. Nie miał mu tego za złe. Izaya dołączył do gildii Fairy
Tail. Aczkolwiek bacznie go obserwował, gdy przebywali gdzieś razem. Miał na
oku tę parę, zwłaszcza ją. W razie wypadku, zawsze być gdzieś blisko. Minęły
właśnie trzy miesiące. Szóstka przyjaciół (Lucy, Izaya, Gray, Erza, Natsu i
Happy), właśnie wracała po kolejnej udanej misji.
- Ahh.. ale jestem głodny. – Rzekł Dragneel, gdy wkroczyli
już do Magnolii.
- Natsu, jest już późno. Restauracje są pozamykane. Musisz
poczekać aż dojdziesz do domu. Wtedy się najesz. – Powiedziała Scarlet.
- Happy! Nie zrobiliśmy zakupów! – Krzyknął nagle, chwytając
się za głowę. – Co teraz zrobimy?
- Może pójdziemy do mnie? Ostatnimi czasy chodzimy dużo na
misję. Pieniędzy nie brakuje i mam dużo jedzenia w domu. Może imprezka? –
Zadała pytanie Heartfillia. Wszyscy zamarli i spojrzeli na nią zaskoczeni. Po
jej głowie przeleciały różne myśli.. ‘Palnęłam coś głupiego?’ – To były jedne z
nich. Po chwili jednak ożywili się.
- Aye! Wyżerka! – Krzyknęli wspólnie Happy i Salamander.
Dziewczynie kamień spadł z serca. Uśmiechnęła się szeroko.
- No to idziemy! Ale moment.. – Spojrzała poważnie na
chłopaków. – Macie niczego nie spalić, nie zamrozić, nie zniszczyć. – Wskazała
na każdego z osobna palcem. – I niczego nie pociąć. – Tu ostatnie słowa padły
na szkarłatnowłosą. – Jasne? – Wszyscy pokiwali twierdząco głowami. – Co ja
wygaduję.. to przecież nierealne.. – Dodała do siebie. Gdy dotarli do centrum
miasta, przed nimi stanęła ‘banda’, licząca pięć osób.
- Proszę, proszę, proszę.. Kogo my tu mamy? – Zaczął jeden z
bandziorów, podchodząc wolno w kierunku roześmianej jeszcze przed chwilą grupy.
– Fairy Tail.. – Zaakcentował ostatnie słowa poważnie i po chwili zaczął się
śmiać.
- A wy, coście za jedni? – Spytała Scarlet, podmieniając już
zbroję.
- A to nie jest ważne. – Odparł. Każdy z nich wyciągnął
swoje bronie. W rękach Salamandra zaczął pojawiać się ogień, chciał ruszyć na
nich, ale nagle.. rozpłynęli się. odciągnęli od siebie blondwłosą i jej
ukochanego. Do szyi Heartfilli został przywarty ostry nóż. Wszyscy zamarli.
- Jeden krok, a straci głowę. – Rzucił jeden z nich.
Heartfillia ani drgnie. Na jej twarzy nie było widać żadnych uczuć, nie bała
się. Za to na twarzach jej towarzyszy było widać strach, przerażenie.
- Ty gnoju.. To nie fair. – Rzekł Salamander. – Puść ją.
- Po moim trupie. – Odparł.
- To się da załatwić. – Rzucił i w mgnieniu oka, czwórka z
nich została pokonana.
- Gdzie jest jeszcze jeden? – Spytał mag lodu, rozglądając
się dookoła.
- Gdzie Izaya? – Spytała brązowooka z lekkim przerażeniem w
głosie. – Izaya! – Zaczęła krzyczeć.
- Czuję go.. – Rzekł Smoczy Zabójca. – I czuję tego piątego.
- Nie mów, że..
- Chce sam go załatwić.
- Cholera! Nie! – Krzyknęła blondwłosa i pobiegła w
kierunku, w którym odszedł niebieskooki. Reszta ruszyła za nią. W oddali już
widzieli zarys dwóch postaci, walczących ze sobą. Po chwili, ciało jednego z
nich zostaje na wskroś przebite mieczem. Oczy Heartfilli zapełniły się łzami. –
IZAYA! – Krzyknęła najgłośniej jak potrafiła i co sił w nogach, pobiegła w jego
kierunku. Ostatni z bandy, zaczął uciekać, blondwłosa jednak zapamiętała jego
twarz. Po chwili znalazła się tuż przy Izayi. Jego koszula koloru
jasnoniebieskiego, była teraz po części zaplamiona jego własną krwią. Kucnęła.
Jego głowę położyła na swoich kolanach. Po policzkach zaczęły lecieć łzy. Na
twarzy niebieskookiego malował się niewielki uśmiech.
- Happy, proszę leć, znajdź Wendy i ją tu przyprowadź. –
Rzekła zrozpaczona dziewczyna, rozrywając mu powoli koszulę.
- Gwiazdeczko moja.. To nic nie da.. – Zaczął.
- Nie mów tak. Ona Cię uratuje.
- Jest już za późno.. – Dotknął jej mokrego policzka i
posłał jej delikatny uśmiech. – Ostatnie miesiące z Tobą, były najlepsze w moim
życiu. Uważaj na siebie. Bądź szczęśliwa.. uśmiechaj się. – Dotknęła jego
dłoni, która nadal trzymała jej policzek.
- Izaya.. – Rzekła ochrypłym głosem.
- Cii.. – Uspokoił ją. Swój wzrok skierował na przyjaciół,
którzy stali za dziewczyną. – Dbajcie o nią. Proszę. – Po tych słowach, znów
spojrzał na brązowooką. – Kocham Cię, Gwiazdeczko.. – Wyszeptał. Ręka, która
dotykała jej policzka, teraz opadła bezwładnie na ziemię. Oczy dziewczyny
zaszkliły się.
- NIE! – Wrzasnęła na pół miasta, tuląc do siebie martwe już
ciało ukochanego. – Nie zostawiaj mnie! - Zaczęła płakać. Jej łzy zaczęły
spadać na twarz Izayi. Po chwili.. uspokoiła się. Delikatnie ułożyła jego głowę
na zimnej drodze i wstała. Zacisnęła pięści i spojrzała w dal. – Pomszczę Cię,
obiecuję Ci to. – Rzekła do siebie. Jednak reszta przyjaciół doskonale ją
słyszała.
Ciaossu!
Na początek – PRZEPRASZAM ZA KILKUDNIOWĄ NIEOBECNOŚĆ! – tak
jakoś wyszło :P
Ale za to macie piękną akcję, kończącą żywot niezbyt
lubianego przez niektórych Izayi.. Zaskoczyłam Was? On wcale nie był zły, nie
miał złych zamiarów, a ja go uśmierciłam.. Jestem okropna cóż.. ale taki miałam
od początku pomysł, gdy wcieliłam go do tego opowiadania ;D
Co będzie dalej? Czekajcie cierpliwie na kolejną notkę ^^
Buziaki Miśki :*:*
Pisze z telefonu...
OdpowiedzUsuńSmutno, ale jednak ciesze sie ze Izaya nie zyje. Teraz juz tylko niech beda Natsu zajmie jego miejsce ~ !
Pozdrawiam i zycze weny
~Reneé
Zabiłaś mi Izayę.! Teraz ja się wydrę na pół miasta.!
OdpowiedzUsuńRozdział piękny, zresztą jak zawsze, czekam na więcej. Weny życzę.!
Kurde na początku jak niebieskooki poczałował Lucy to się prawie wydarłam NIE xD Ale teraz to mi się strasznie przykro zrobiło. Aż poczułam ucisk w sercu :(( Jedynym plusem będzie to że Natsu ma teraz wolną ręke, jakby to rzec - Izaya najwidoczniej nie był blondynce przeznaczony ;P Szkoda troche no ale cóż... Rozdział napisany GE - NIA - LNIE ! Chyle czoło na podłoge, szacun :D ;* Dzięki temu rozdziałowi wybaczam Ci krótką przerwe którą miałaś :P
OdpowiedzUsuńWiesz ty co? Mój wrzask słyszano chyba w pobliskim miasteczku, jak czytałam o śmierci Izaya! Jak mogłaś?!!! xD A już powoli się do niego przekonałam! Mam ochotę cię udusić! xD Nie no żartuje, nawet nie wiem gdzie mieszkasz :P A przez internet raczej trudno będzie to zrobić :P
OdpowiedzUsuńAkcja rozdziału tak mnie zaskoczyła, że aż mnie zatkało na moment jak go przeczytałam. A płakałam normalnie jak bóbr! Do teraz się smarkam :C Mam nadzieję, że Lucy skopie tyłek temu kto zrobił coś tak okropnego!
Pozdrawiam i w między czasie zapraszam do mnie!
Wiecie co? Jak tak przeczytałam te komentarze, to aż mam mieszane uczucia i boję się dodać następny rozdział.. :P
OdpowiedzUsuńBoję się, że mnie zjecie normalnie razem z butami - jak to mawia moja mamuśka ^^
Buźka Kochani, dzięki :*
Izaya nie żyje! O.O A ja go tak lubiłaam! Dlaczego go zabrałaś? T^T tak jak Chan Lee przyzwyczaiłam się do niego. Pewnie Natsu wykorzysta sytuację, że Lucy jest sama... To taki typ.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lucy... Rodzice, a teraz Izaya. Ponownie została częściowo sama.
Mimo ze nie przepadalam za nim to szkoda ze go usmiercilas, no ale to Twoj blog, Twoje opowiadanie i wierze ze mialas w tym swoj cel. Jestem pewna ze kolejne rozdzialy beda trzymaly w napieciu, bo przeciez Lucy zostanie mscicielem ;)
OdpowiedzUsuńRozdzial baaardzo mi sie spodobal i czekam na wiecej ;***
COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?! MÓJ IZAYA! T_T Jak mogłaś?! A ja go tak lubiłam!!! Q.Q Diablica! Najpierw rodzica, potem Izaya... To teraz zabijesz i Lucy? Nie! Zobaczysz! Znajdę cię, a wtedy... Dobra i tak nie wiem gdzie mieszkasz, więc... Będziesz żyć, a nie nie żyć...^^
OdpowiedzUsuńA: Bije ci po tym szpitalu?
Podobno szok powypadkowy się zdarza == Rozdział świetny... Poryczałam się na śmierci Izayasza... Dlaczego!? T_T
Lucy skop im tyłki! *^*
Gorąco pozdrawiam i życzę dużo weny... Pozostawiam resztę w twoich rękach... Co ja gadam! Zawsze nas czymś nowym zaskoczysz, więc po co o to błagać. U ciebie dobry rozdział to już rutyna ^^ Całuję ;*
JAK TO IZAYA NIE ZYJE??? kurde..., pierwszo myslalam ze on jest taki zly i ze klamie ze ja kocha itp, potem sie dowiedzialam ze naprawde ja kochal ;(( i nie mial zlych zamiarów,... JAK MOGLAS ZABIC IZAYE!!?? mam nadzieje ze Lucy bedzie taka zla i bedzie sie mscic i bedzie mscicielka i wogole xD Pozdro
OdpowiedzUsuńNie mogłaś wymyślić czegoś innego żeby go nie uśmiercać? Owszem nie pasował mi do Lucy, ale myślę, że były inne sposoby, żeby Natsu miał szansę.
OdpowiedzUsuńGdy przeczytałam fragment ze śmiercią Izayasza, zaczęłam płakał i krzyczeć. Nawet sąsiedzi przyszli zobaczyć co się stało. Jednak czytanie tego z otwartymi na oścież oknami, to był zły pomysł >.<
OdpowiedzUsuń