piątek, 21 czerwca 2013

44. Uwolnienie i krzyk.

Blondwłosa nie miała co do tego dobrych przeczuć. Rozumiała zachowanie Mistrza, ale żeby atakować tak od razu? Bez żadnego planu? To było niedorzeczne. Widziała zaciętość na twarzach innych magów. Tę determinację. Mimo to, bała się. Magowie szli pewnie. Ich kroki dało się słyszeć już w zasięgu kilkuset metrów. Dało się nawet wyczuć niewielkie trzęsienie pod ich ciężarami. A ona szła sama, z tyłu. Czuła jak miękną jej nogi, a ręce pocą się niemiłosiernie.
- Czym się martwisz? – Jej kroku dorównał wysoki blondyn.
- Cała ta akcja.. Mam złe przeczucia. To prowokacja, jak nic. Idziemy na pewną śmierć. Bez żadnego planu. To nie jest normalne. – Rzekła.
- Jesteśmy Fairy Tail. U nas nic nie jest normalne. (Ojj szczera prawda ;P) – Uśmiechnął się.
- Jak możesz być w takiej chwili spokojny? – Spojrzała na niego z ukosa. Ten westchnął.
- Chodzi o to, że mając zakładnika nie można tracić ani chwili. Kto wie co im wpadnie do głowy? Dlatego ruszamy teraz. Damy radę. Wrócimy wszyscy cali i zdrowi.
- Od kiedy jesteś takim optymistą?
- W takiej chwili jest to bardzo potrzebne.
- A chcesz przekonać mnie, siebie, czy resztę, że będzie dobrze?
- Teraz ich to chyba nie bardzo interesuje. Są wściekli, bo uprowadzono członków rodziny.
- Napaleńcy. – Burknęła pod nosem.
- Nie martw się na zapas. Taki obrót spraw sprawia, że rośnie w nas jeszcze większa siła, by pokonać przeciwnika. Zobaczysz, Ty również to odczujesz.
- Mam nadzieję..
- A właśnie.. wiem, że to nie odpowiednia chwila.. ale jak odzyskałaś moce? – Spytał bardzo zainteresowany tym faktem.
- A no wiesz.. – Zaczęła się jąkać. – To moja tajemnica. – Rzekła po chwili, uśmiechając się nerwowo, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy. – Magia płynie z serca, prawda? Myślę, że ta moc ciągle we mnie była, ale nie byłam dostatecznie zdeterminowana, by na nowo ją posiąść.
- Rozumiem. W każdym bądź razie, cieszę się z tego powodu, ale nie rób już więcej takich rzeczy jak ostatnim razem.
- Postaram się, ale powinieneś wiedzieć, że jeśli zajdzie taka potrzeba, zrobię to znowu.
- Ani mi się waż! – Skarcił ją. – Jeśli zajdzie potrzeba, wymyśli się coś innego. – Pocieszył ją.
- Oby nie było takiej potrzeby.. – Dodała szeptem, ale i tak wiedziała, że ją usłyszał.

Na samym przedzie byli Smoczy Zabójcy. Swoimi zmysłami prowadzili resztę magów do wrogiej gildii. Szli za zapachem swoich towarzyszy. Makarov Dreyar pałał wielką wściekłością do gildii, która wzięła na zakładników jego dzieciaki. Po godzinnym marszu, zatrzymali się przed wyznaczonym celem. Gildia dwa razy większa niż ich, prezentowała się o dziwo bardzo dobrze. Zwykły podróżnik nigdy by nie pomyślał, że jest to gildia, która nie cieszy się dobrą reputacją. Natsu oraz Gajeel, kopniakiem ‘otworzyli’ wielkie drewniane drzwi.
- Przybyło Fairy Tail! – Krzyknęli chórem. Zgromadzeni tam magowie uśmiechnęli się złowieszczo i od razu rzucili się w bój z przybyłymi Wróżkami. Całe to zajście obserwował z góry Mistrz owej gildii – Ren Haiba. Mężczyzna grubo po czterdziestce, przystojny i wysoki.
- Witam w moich skromnych progach! – Starał się przekrzyczeć gwar, jaki panował na parterze. Każdy z magów, bez wyjątku, toczył zaciekły bój z wrogiem. Jedynie Makarov przypatrywał się mężczyźnie z chęcią mordu w oczach. – Zapewne Ty jesteś Mistrzem gildii? – Zwrócił się bezpośrednio do niego. Mimo dzielącej ich odległości, doskonale się słyszeli.
- Oddaj mi moje dzieci! – Wrzasnął staruszek, na co ten wybuchnął śmiechem.
- Dobre sobie. Myślisz, że tak łatwo Ci ich oddam? Nie ma takiej opcji. Jeden z członków mojej gildii stracił głowę. Mój syn (mam nadzieję, że zorientowaliście się po nazwisku) został zmasakrowany i trochę hmm.. przywęglony? Tak, że i tutaj nie pozostanę dłużny. Pozwolę Ci wybrać, którego ze swoich dzieci pozbawisz życia. – Uśmiechnął się.
- Ty draniu! Nie pozwolę Ci na to! – Krzyknął z jeszcze większą wściekłością. Jego prawa dłoń przybrała niesamowicie dużych rozmiarów i jednym ruchem pozbawił pomieszczenie wejścia na piętro. Chmura kurzu wypełniła całe wnętrze budynku, przez co magowie zaprzestali walk. Gdy po kilkunastu sekundach odzyskali widoczność, na nowo zaczął się bój. Prócz łamiących się stołów, krzeseł czy kości (xD) było słychać również krzyki maltretowanych członków gildii Fairy Tail jak i Laughing Coffin. Cały budynek został polem bitwy, na którym odbywała się prawdziwa rzeźnia.

- Gadaj gdzie ONI są? – Dragneel chwycił jednego z magów za fraki i posłał mu mordercze spojrzenie. Przeciwnik nic nie odpowiadał. Z prostego powodu. Różowowłosy nie zdawał sobie sprawy, że trzymana przez niego osoba już dawno wyzionęła ducha. Westchnął i odrzucił mężczyzną gdzieś w bok. (No wiesz Natsu? Nawet nieżywego już nie zostawiasz w spokoju.. wstydź się ;P) – Cholera. – Przeklął pod nosem i dalej ruszył na przeciwników, którzy mieli sporą przewagę liczebną. Każda Wróżka dawała z siebie wszystko. Mimo zmęczenia, jakie odczuwali, nie poddawali się.
Każdy z magów Fairy Tail zadawał swoim przeciwnikom to samo pytanie, ale żaden nie uzyskał na nie odpowiedzi.
- Może od Ciebie się dowiem, gdzie są nasi przyjaciele? – Heartfillia oplotła ciało mężczyzny swoją bronią i usiadła na jego plecach.
- Nie odpowiem Ci, choćbyś musiała mnie zgnieść nawet swoim cielskiem. – Odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem, co jeszcze bardziej wzburzyło dziewczynę. Ścisnęła mocniej Fleuve d'étoiles wokół jego ciała, na co ten syknął. – To nic nie da.. – Rzucił hardo.
- Nie udawaj takiego silnego. Odpowiadaj, inaczej powyrywam Ci wszystkie kończyny. – Rzekła i żeby udowodnić prawdomówność swoich słów, znów ścisnęła broń. Ku jej zaskoczeniu, zauważyła na ręce mężczyzny obrączkę. – Masz dzieci? – Spytała po chwili spokojniej.
- A co Cię to obchodzi? – Odpowiedział pytaniem.
- Kochasz ich?
- Co Ty pleciesz dziewczyno? W takiej chwili pytasz mnie o takie rzeczy?
- Zrozum ból naszego Mistrza, gdy uprowadziliście jego dzieci. Jakbyś się czuł na jego miejscu? – Mężczyzna milczał, a blondwłosa pogrążyła się z zadumie i straciła czujność, przez co mag wyswobodził się z uścisku i przewrócił dziewczynę tak, że to teraz on siedział na niej.
- Nie mam teraz czasu na sentymenty. – Uśmiechnął się chytrze pod nosem i uderzył dziewczynę w policzek tak mocno, że został jej wyraźny ślad oraz kilka rozcięć. Jak się okazało, dzierżył kastet na którego końcu znajdowały się kolce. – Teraz już nie jesteś tak mądra, co? – Teraz to ona się uśmiechnęła, co zdezorientowało mężczyznę i nim ten się zorientował o co chodzi, został odrzucony o kilka metrów dalej przez rudowłosego przyjaciela.
- Dzięki Loki. – Uśmiechnęła się blado do niego, ocierając zakrwawiony policzek.
- Uważaj na siebie Lucy. Nie pozwól się dekoncentrować. Nie zawsze mogę przy Tobie. – Rzekł spokojnie i z troską.
- Jasne. Wybacz. Biorę się w garść. – Ścisnęła mocniej rękę na broni i podbiegła do kolejnego przeciwnika, który chciał zaatakować McGarden od tyłu. Blondwłosa mu przeszkodziła, owijając Fleuve d'étoiles wokół jego stóp, prowadząc do tego, że stracił równowagę i się przewrócił.
- Dzięki Lucuś! – Odpowiedziała jej niebieskowłosa, unikając kolejnego ataku przeciwnika.
- Nie ma sprawy! Uważaj na siebie! – Odpowiedziała jej i pociągnęła swoją nową ‘ofiarę’. Wróg wyswobodził nogi z uścisku i z pięściami ruszył na Heartfillię. Ta zwinnie uniknęła ciosu, jednak już za drugim nie miała tyle szczęścia. Pięść wbiła się w jej brzuch, a ona sama odleciała parę metrów do tyłu. Podniosła się chwiejąc. Wytarła strużkę krwi, która wydobyła się z jej ust. – Tak się nie będziemy bawić. – Odparła i zdobywając nowe siły, podbiegła do mężczyzny, który z powrotem podchodził do niebieskowłosej, zabierając po drodze jeden z sztyletów i rzuciła w niego. Ostre narzędzie wbiło się w jego szyję, a ten syknął z bólu, po czym osunął się na ziemię. Brązowooka ciężko dysząc rozejrzała się dookoła. Wszędzie leżały martwe, półmartwe i nieprzytomne ciała przeciwników. Zauważyła też, że wiele osób z jej gildii jest poważnie rannych i ledwo trzyma się na nogach. Kilku leżało już nieprzytomnych. Na szczęście tymi zajmowała się mała Marvell, a jej ‘tyły’ chroniła starsza Strauss. Blondwłosa poczuła się słabo i upadła na kolana. No tak.. trzy duchy. Muszę je odwołać inaczej długo nie pociągnę. Jak pomyślała, tak zrobiła. Na polu bitwy zostawiła tylko Lwa, który dzielnie niósł pomoc innym magom, mający większe trudności z przeciwnikiem.

- Gdzie moje dzieci?! – Krzyczał starszy Dreyar, okładając wielkimi pięściami Mistrza przeciwnej gildii. Tego zaś chroniła jakaś mocna bariera i za nic w świecie, ataki Mistrza Wróżek nie chciały przez nią przejść.
- To Ci nic nie da starcze. Twoje ataki są bezsensu. – Odpowiedział mu z uśmiechem.
- Gdzie moje dzieci? – Powtórzył znowu.
- W pewnym miejscu.. – Rzucił tajemniczo i wtem usłyszeli głośny huk. Za Haibą pojawiła się szkarłatnowłosa w jednym ze swoich stroi. Zbroi Czarnego Skrzydła. – A-ale jak to? – Spytał zdziwiony mężczyzna.
- Macie kiepską ochronę więzienia. – Rzuciła z uśmiechem i ruszyła na chronionego przez barierę Mistrza. Jednym ruchem miecza rozwaliła ową barierę.
- Cholera! – Przeklął pod nosem. Złożył ręce w dziwaczny sposób i znów otoczyła go bariera w kształcie ciemnej kuli, po chwili dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
- Erza, jak to możliwe? Gdzie reszta? – Pytał z niedowierzaniem, ale również ze szczęściem w oczach. Mimo zbroi jaką miała obecnie na sobie, na jej ciele znajdowały się liczne obrażenia.
- Specjalnie dałam się zrobić zakładnikiem. Reszta jest bezpieczna. Odzyskują siły. Podczas tego wszystkiego, byliśmy katowani. Dzięki jakimś kajdankom nie mogliśmy używać swoich mocy, więc ciężko było się z tego wydostać. Stąd te rany.
- Te dranie.. – Rzucił zły Dreyar. – Tchórze. Posuwać się do czegoś takiego. Jeszcze ten cały Mistrz zniknął.
- Spokojnie Mistrzu. Jeszcze go dopadniemy. Teraz trzeba rozprawić się z tymi tutaj. Wendy! – Zwróciła się do młodej magini w oddali. – W piwnicy znajduje się Macao, Romeo i Lisanna. Są ciężko ranni, pomóż im!
- Już biegnę! – Odkrzyknęła i pobiegła w wyznaczonym kierunku. Sama Tytania wraz z staruszkiem ruszyli na pomóc kompanom. Z ich pomocą rozprawili się z przeciwnikami z mgnieniu oka. Zmęczeni, ale uśmiechnięci krzyknęli wesoło ‘Wygraliśmy!’. Jednak krzyk, który usłyszeli po wypowiedzeniu tego słowa, całkowicie zburzył ich entuzjazm. Ostatkami sił pobiegli w stronę dobiegającego krzyku, który należał do młodej Wendy Marvell.





Dam, dam, dam~
I znów kończę w takim momencie, a co ^^
I bardzo proszę mi czasem nie spoilerować, dlaczego tak krzyknęła itp. jasne? <grozi palcem>
Macie mi tylko grzecznie to przeczytać, a potem ewentualnie skomentować, co o tym sądzicie ;P no i jeszcze cierpliwie czekać na ciąg dalszy, który pojawi się w niedzielę po południu ;)
No i cóż.. naszło mnie, by dać komuś dedykację.. Rzadko kiedy, jakąś dodaję, ale tym razem postanowiłam dać dedyka nikomu innemu, jak jedynej w swojej rodzaju, utalentowanej i jednej z mojej najwierniejszych fanek! Yasha Corleone: ten rozdział jest dla Ciebie! ;*

Buźka Mordki moje jedyne! ^^

7 komentarzy:

  1. Co się stało Wendy?
    Dlaczego krzyczała?
    Co się tam dzieje?
    Od kiedy Fairy Tail zabija?
    Tyle pytań i niezły mętlik w głowie...

    Jednak rozdział fajny, miałam momentami dreszcze, ale nie potrafiłam przestać czytać. Wciągnęło mnie i chyba już nie puści.

    Czekam na nexta, przesyłam pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wrr! Do samego końca musiałaś trzymać nas w napięciu, prawda?! :> Aż wszystkie paznokcie poobgryzałam. I pytam się po raz kolejny- jak można skończyć w takim momencie, kobieto :P ?
    Walka opisana jak zwykle bezbłędnie. Przepełniona tyle zwrotami akcji i napięciem, że aż do samego końca nie wiedziałam, czy FT da sobie radę, chociaż ja w nich nigdy nie wątpię. Jak zwykle podoba mi się upór Lucy- choć wyczerpana, wycieńczona i poraniona, to i tak dzielnie walczyła! Trzy duchy na raz- musiała nieźle się zmęczyć. Niewątpliwie blondynka jest coraz silniejsza i właśnie tą moc dzisiaj objawiła. : O < jak to zabrzmiało ^^>
    Tytania się uwolniła i pomogła Mistrzuniowi yeah ! :3
    Jak zwykle podoba mi się postawa mistrza- tak bezmyślnie poleciał ich uratować i ciągle pytał gdzie są jego dzieci! :)
    A z Natsu to jednak prawdziwy głuptas, żeby jeszcze nieboszczyka męczyć.
    W ten całej zadymie gildia Fairy Tail odniosła zwycięstwo, z czego się niezmiernie cieszę.
    Kochana, chcę Ci życzyć dużo weny! :))))) :*
    Tulę mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahaha Natsu mnie rozwalił xDDD
    I.. rany boskie, siedziałam jak na szpilkach przez cały czas! I ... dopiszę resztę później, bo komputer mi zaraz chyba padnie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! jak mogłam wczoraj nie zauważyć tego, że zadedykowałaś mi rozdział?! No jak?! Dziękuje, dziękuje, dziękuje! :D Czuje się zaszczycona, bo rzeczywiście żadko dajesz dedykacje... Ale mi się japa cieszy hahaha :D I usuń to "chyba" w nawiasie, bo to pewniak xD

      Dobra, teraz wszystko ładnie skomentuje :)
      Lucy i Laxus... nie wiem czemu przeszła mi przez sekunda taka myśl, że blondyna nie chciała tak wyruszać bez żadnego planu, bo była tam Lisanna :D No bo gdyby porwali Natsu, Graya, Erze, kogoś jej bliższego to chyba by leciała na przodzie. No ale Lucyna ma dobre serducho, wiem że tak nie było :* A rozmowa z Laxusem bardzo fajna :) Ciekawie i przyjemnie się to czytało.

      No i FT robi wjazd na gildie ^.^ Makarov moim bohaterem <3 Kozak jeden, dla dzieciaczków chyba wszystko zrobi <3 :D
      O Natsu już pisałam.. ale jego spostrzegawczość... No ale to Natsu, kto jak nie on by mógł zrobić coś takiego? :D
      No i znów dowód na to, że Lucy ma dobre serce i że za serce innych chce chwytać. Motyw z rodziną "masz dzieci, zrozum mistrza", no ale w tej gildii (która okazała się nie być aż taką silną) to skurczybyki są -.-.
      Erza też dobra, za to Ren... co za tchórz! Oby go jeszcze dorwali!

      Wendy krzyczy... a ja mam 100 myśli na minutę dlaczego to zrobiła. No jak mogłaś! ZNOWU!!! Rany... Ty to uwielbiasz nas męczyć i trzymać w takiej niepewności ;p
      Pisaj mi szybciutko następny rozdział, bo chcę wiedzieć co dalej ;D Więc dużo weny, chęci i wolnego czasu Ci życzę :*** I jeszcze raz dziękuje za dedyka <3(znów mi się szeroki banan na ryju zrobił :DDD)

      Usuń
  4. Ehhh.... w takim momencie T.T Rany...xD
    Nadrobiłam już moje zaległości w twoim blogu,
    więc wiedz że będę zostawiać po sb ślad.
    Skończyłam przed chwilą a zaczęłam ok. 16 >.<
    Mówiłam ... jeszcze tylko jeden rozdział, tylko JEDEN >.<
    Aż oczy mnie bolą !! xD Notka świeta tak przy okazji. Tylko ta Wendy...
    W takim momencie ...T.T !!

    Pozdrawiam i czekam na więcej !! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Jak dla mnie mogą "niechcący" zapomnieć o uratowaniu Lisanny. >.<
      Tylko nie myślcie że jestem sadystką xD !!!! (no może czasem >.<)

      Usuń
  5. Jak mogłaś skończyć w takim momencie? Świetny rozdział, mam nadzieję, że Wendy nic nie będzie :C

    OdpowiedzUsuń