- No właśnie, kim jesteś? – Spytał trzeci mag z Laughing
Coffin. Przybyła postać milczała. Kaptur zarzucony na głowę, uniemożliwiał
odgadnięcie tożsamości. – Ja jestem Rei Haiba. – Jego włosy były koloru
czarnego, a oczy fioletowego. Widać było, że traci cierpliwość. Od kilku minut
gość nie przedstawił się, ani nie wykonał żadnego ruchu. – No co jest z Tobą
człowieku?! Ja tu się przedstawiam, a Ty stoisz jak kołek i nic nie mówisz ani
nie robisz!
- Nie kazałem Ci się przedstawiać. – Odparł po chwili.
- A jednak masz język.. – Czarnowłosy uśmiechnął się
delikatnie. – To co, walczymy? – Przybrał postawę bojową i czekał. Przeciwnik
jak stał tak stał. Przybysz odwrócił się do niego tyłem i wziął ranną
szkarłatnowłosą i ułożył ją delikatnie przy ruinach, w cieniu. Tak samo
postąpił później z blondwłosą. – Nie chcesz by coś im się stało? Kim one dla
Ciebie są?
- Strasznie dużo mówisz. – Zauważył. Ściągnął kaptur i
ukazały się niebieskie włosy.
- Znam twarz.. Groziłem Ci kiedyś? (Yohohohohoho xD nie
mogłam się powstrzymać ^^ mam nadzieję, że domyślacie się z jakiego to filmu
;P)
- Wątpię..
- Myślisz, że wygrasz?
- Ja to wiem. – Zrzucił z siebie pelerynę. – Altealice! –
Niebieskowłosy uniósł nad głowę ręce i po chwili pojawiła się czarna energia,
która szybko rozrosła się, a kula była pełna drobnych białych światełek.
Uwolniona, ruszyła w kierunku przeciwnika.
- Ryk Wodnego Smoka! – Krzyknął tamten, powodując przy tym
niesamowity wybuch. – To było niezłe. – Pochwalił go Haiba. – Pięści Wodnego
Smoka! – Zaatakował szybko niebieskowłosego, który w ostatniej chwili uniknął
ataku, odskakując w górę.
- Grand Chariot! – Wypowiedział w powietrzu. Ułożył jedną
wyprostowaną rękę na drugą i wyciągnął palce w charakterystyczny sposób. Przed
niebieskowłosym pojawiło się siedem połączonych ze sobą promieni, które
przypominały konstelację. Każda pieczęć uwolniła potężny wybuch światła, a
następnie poleciała w dół, w stronę czarnowłosego. Eksplozja, jaka się właśnie
dokonała wyryła na ziemi wzór konstelacji. Mag z powrotem powrócił na ziemię,
obserwując kłęby dymu unoszące się wokół niego i w miejscu, gdzie stał jego
przeciwnik. Gdy już myślał, że zwycięstwo należy do niego, ni stąd ni zowąd
poczuł ból w okolicy ramienia. – Jak to możliwe? – Spytał sam siebie. Odwrócił
się gwałtownie, a tuż przed nim stał zdyszany, z poszarpanymi ubraniami
przeciwnik. Uśmiechał się zadziornie.
- Ten atak był świetny.. zaskoczył mnie.. – Wydyszał. –
Chyba Cię nie doceniałem. – Rei wyciągnął z pochwy miecz, czego niebieskowłosy w
ogóle nie rozumiał. Nim ten się obejrzał, przeciwnik machnął bronią tuż przed
jego nosem i zranił jego policzek. Fioletowooki upadł na jedno kolano i drugą
wolną ręką, dotknął ziemi. Miejsce, w którym stał obecnie Fernandes, zatrzęsło
się, a po chwili trysnęła woda.
- Cholera. – Przeklął pod nosem i po chwili czuł jak jego
ciało zostaje ranione przez miecz przeciwnika, gdziekolwiek by się nie ruszył.
Woda ciągle tryskała, niczym fontanna.
- Woda to mój żywioł. Sam też mogę się w nią przemieniać. –
Kolejny cios. Tym razem nie mieczem, a mocny kopniak w brzuch przez
niewidzialną osobę, sprawił iż ten wypluł trochę krwi. Niebieskowłosy był
zdezorientowany. Woda nadal było jego przeciwnikiem.
- Jesteś tchórzem.. – Rzucił.
- Oh, doprawdy? Po prostu robię to, co umiem najlepiej. –
Zaśmiał się.
- Czyli wkurzasz każdego po kolei? – Odpowiedział mu.
- Mów co chcesz, ale przegrasz. – W jego głosie dało się
słyszeć pewność. – Giń! – Krzyknął po chwili. Brązowooki nie wiedział już,
czego się spodziewać. Przyjął pozycję obronną. Coś przed nim błysnęło, a po
chwili usłyszał odgłos tłukącego się metalu. – Co jest grane? – Usłyszał
zdenerwowany głos czarnowłosego.
- Zastanów się, czym chcesz walczyć. – Odpowiedział mu
kobiecy głos. – Woda, czy miecz? – Spytała. W odpowiedzi usłyszała tylko prychnięcie.
- Erza? – Usłyszała za sobą.
- To ja.. witaj Jellal. – Rzekła. – Kończmy to. – Dodała po
chwili. Zamachnęła się i poczuła, jak jej miecz się w coś wbija. Krople krwi
mieszały się z wodą i również po chwili przed nią pojawił się przeciwnik w
całej okazałości, trzymając się przebity bok.
- Dobre pchnięcie, Tytanio. – Pochwalił ją. – Jednak ledwo
stoisz na nogach. We dwójkę, nie będziecie w stanie mnie pokonać.
- Zamknij mordę! – Usłyszeli gdzieś niedaleko. – Oni może
nie, ale ja tak! Stalowe Pięści Ognistego Smoka! – Krzyknął, a jego zapalona
dłoń wbiła się w policzek przeciwnika, na co ten odleciał parę metrów do tyłu.
Salamander podszedł do niego i chwycił półprzytomnego maga za kołnierz. –
Ostrze Rogu Ognistego Smoka! – Po tym ataku, Haiba odleciał wysoko w powietrze,
a po chwili upadło niedaleko ruin domu.
- Natsu! – Krzyknęła Tytania. – Jak się tu znalazłeś? –
Spytała zaskoczona, podchodząc chwiejnie do różowowłosego. Tuż za nią szedł
Fernandes. Widząc, że ta ledwo trzyma się na nogach, podszedł bliżej i chwycił
ją w pasie.
- Martwiłem się o Lucy. Dzięki kartom Cany, dowiedziałem
się, gdzie jest. – Mówiąc to, podszedł do nieprzytomnej blondwłosej i kucnął
obok. – Lucy? – Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku lasu.
- Dokąd idziesz? – Spytała Tytania.
- Muszę znaleźć jakiegoś lekarza. – Powiedział w miarę
spokojnie. – Sama widzisz w jakim jest stanie. Jak mogłaś narazić ją na takie
niebezpieczeństwo? – Rzucił w jej stronę oskarżycielsko. – Dobrze wiesz, że nie
ma już mocy. – Scarlet patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczyma. Nie mogła
wydusić z siebie żadnego słowa. Spuściła tylko głowę w dół. Dragneel ruszył
przed siebie, nagle poczuł lekki ucisk dłoni na kamizelce.
- N-natsu? – Wyszeptała ciężko dysząc. – Książka..
- Hm? Jaka książka? – Spytał nie rozumiejąc. (Jak zwykle z
reszta ;P)
- W ruinach.. nasza misja.. – Rzucała chaotycznie.
- Nie martw się Lucy. – Z pomocą Jellala, podeszła do niej i
uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Już ją mam. Wracajmy. – Dodała smutno.
- Co się stało? – Spytała słabo, patrząc to na Salamandra,
to na Erzę i na towarzysza, który pomagał przyjaciółce. Milczeli.
- Zaraz ktoś Cię opatrzy. Nie martw się. – Rzucił
różowowłosy. – Gdzie mieszka zleceniodawca? – Spytał przez ramię.
- Na końcu miasta. – Odpowiedziała mu szkarłatnowłosa. Już o
nic nie pytał. Ruszył przed siebie, trzymając pewnie Heartfillię w ramionach.
W ciszy dotarli do posiadłości Kazuki’ego.
- Na Boga! Co się stało? – Spytał zszokowany mężczyzna,
widząc poobijane maginie.
- Może Pan wezwać szybko jakiegoś lekarza? – Różowowłosy
olał wcześniejsze pytanie.
- O-oczywiście. – Wydukał.
Po kilkunastu minutach, w posiadłości pojawił się bliski
przyjaciel-lekarz zleceniodawcy. Od razu zajął się opatrywaniem blondwłosej.
Jak się okazało, Tytania nie była aż tak poszkodowana, jak wyglądało. Wraz z
niebieskowłosym oraz Smoczym Zabójcą, siedzieli w drugim pokoju obok i czekali.
- Jak to się stało? – Spytał Kazuki, który właśnie
przekroczył próg pokoju.
- Trzech członków innej gildii nas zaskoczyła. Też chcieli
dostać tę książkę i dostać nagrodę. – Wytłumaczyła spokojnie Scarlet.
- Rozumiem.. – Westchnął. – Nie sądziłem, że będą takie
problemy. Bardzo przepraszam. – Rzekł ze skruchą. Dragneel wstał gwałtownie z
kanapy i podszedł do okna.
- Natsu.. – Zaczęła Tytania. – Lucy nic nie będzie.
- Wiem, że nic nie będzie. – Warknął. – Nie rozumiem tylko,
dlaczego poszła na misję, skoro nie posiada magii. Co więcej, dlaczego jej nie
zabroniłaś?
- Natsu, ale Ona.. – W tym momencie, wszedł lekarz, co zwróciło
uwagę każdego z tam obecnych.
- Z dziewczyną wszystko dobrze. Jest przytomna. – Powiedział
medyk, nim ktoś zadał jakieś pytanie. Salamander z prędkością światła, wybiegł
z pokoju, do niej. – Ehh.. – Westchnął mężczyzna. – Teraz zajmę się Twoimi
ranami. – Rzekł i podszedł do szkarłatnowłosej.
- Nie trzeba.. – Rzuciła cicho.
- Też jesteś ranna. To mój obowiązek. – Odpowiedział z
delikatnym uśmiechem i spojrzał na chłopaka siedzącego obok niej. – Tobą też
się zajmę. – Zwrócił się do niego po chwili.
Leżała na łóżku i patrzyła smutno w sufit. Nadal jestem słaba.. Zawiodłam.. Z oczu wypłynęło kilka łez. Beznadzieja.. Poczuła, jak ktoś chwyta
ją za rękę.
- Natsu? – Na jego twarzy widniał uśmiech.
- Hej Lucy.. jak się czujesz? – Spytał z troską. Beznadziejnie. I psychicznie i fizycznie. –
Pomyślała.
- Nie najgorzej. – Skłamała. Poprawiła się trochę i usiadła
na łóżku. Wymieniali się przez chwilę spojrzeniami.
- Dlaczego poszłaś na misję, skoro nie masz mocy? – Jego ton
się zmienił. Był zły. – A gdyby.. gdyby.. coś Ci się stało poważniejszego? –
Rzekł dalej ze smutkiem i ścisnął mocniej jej dłoń. Do Heartfilli dotarło, jak
czuł się w tamtym momencie. Uśmiechnęła się blado i dotknęła jego policzka.
- Przepraszam, że się martwiłeś..
- A Ty nadal się uśmiechasz! Ruszyłaś na misję z Erzą, którą
z resztą ochrzanię później za to, że Cię ze sobą zabrała..
- Natsu.. – Przerwała mu. – Nie wiń Erzy. To ja chciałam iść
na misję. Poprosiłam ją, by jakąś wybrała za mnie.
- Po co?
- Chciałam sprawdzić swoje umiejętności.. – Wzrok chłopaka
tylko utwierdził ją w przekonaniu, że nic nie rozumie. – Eh.. – Westchnęła. –
Natsu, ja odzyskałam moce. – Źrenice Salamandra powiększyły się dwukrotnie.
- Co?! – Krzyknął zszokowany. – J-jak to możliwe? – Nie mógł
uwierzyć. Blondwłosa opowiedziała mu całą historię dotyczącą odzyskania magii.
– To dlatego nie było Cię tyle czasu..
- Tak.. Błagam. Nie rozpowiadaj o tym, że odzyskałam w ten
sposób magię. Dobrze wiesz, że nikt nie może się dowiedzieć o tych Schodach
Czasu.
- Rozumiem. – Odparł. – Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej?
I nie poprosiłaś mnie, bym to ja z Tobą poszedł na misję? – Udał obrażonego.
- Przepraszam.. tak wyszło.. Chciałam wszystkim powiedzieć
od razu, że znów mam moce, jednak najpierw chciałam sprawdzić, czy moje
umiejętności nadal są dobre.. czy będę w stanie Was chronić.
- Głupia! – Rzucił. – Już raz nas ochroniłaś. Teraz nasza
kolej, by chronić Ciebie. – Skarcił ją. – Nie waż się więcej robić takich
rzeczy! – Dodał z uśmiechem. – Jasne? – Brązowooka kiwnęła głową i uśmiechnęła
się delikatnie. Po chwili poczuła silne ramiona tulące ją. – Tak się martwiłem
Lucy.. – Szepnął do ucha, aż przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Przepraszam. – Rzuciła. Chłopak odsunął się od niej i
popatrzył prosto w oczy. Stykali się nosami i uśmiechali. Salamander musnął
wargi dziewczyny, a ta nie będąc mu dłużną, oddała pocałunek z namiętnością.
- Jak się tu znalazłeś? – Spytała Tytania, gdy została sama
wraz z niebieskowłosym.
- Od dłuższego czasu zamierzałem się już ujawnić. Tęskniłem
za Tobą Erza. – Rzekł Fernandes, przybliżając się do dziewczyny.
- Byłeś w więzieniu. – Przypomniała mu.
- Uniewinnili mnie. Jednak nie mogę jeszcze tak wesoło sobie
chodzić po mieście.
- Jednak ujawniłeś się.
- Byłyście w tarapatach.
- Rozumiem. – Na jej kamiennej jak dotąd twarzy, pojawił się
uśmiech. – Dziękuję. – Posłała mu ciepłe spojrzenie. – Też tęskniłam. – Dodała
po chwili i przybliżyła się do niego. Fernandes dotknął policzka Scarlet, a
później zanurzył swoje wargi w jej.
Eh.. nie było mnie kilka dni.. chciałam Wam zrobić
niespodziankę, a dodaję coś takiego.. Przepraszam.. nie popisałam się tym razem
niestety ;/
Ale chyba przeczytać się da? Mam nadzieję, że spodobała się
Wam końcówka chociaż ^^
;*
no jezuuuu! :p karzesz tyle na siebie czekać!
OdpowiedzUsuńa ile buziaków? uuuu. i było Jerza. poprawiłaś mi humor. c; możesz być dumna, pierdoło. ;*
Przez cały rozdział: Jellal, Jellal, Jellal, Jellal: to on, to on, to on.
OdpowiedzUsuńChmmm... miło się czytało i Jerza w końcu była. I NaLu Omnomnommnom pięknie.
Weny!
Przeczytać się da? Kobieto, wyszło Ci świetnie! A ty śmiesz w tą wątpić, oj zła jesteś, zła. :))
OdpowiedzUsuńNa początek tyle akcji, napięcia. Rewelacyjna walka Jellal'a, Tytanii, i potem zaskoczenie... Pojawienie się Salamandra kompletnie mnie zszokowało :3. Ale ja lubię takie niespodzianki! :D
Natsu, kiedy się martwi jest taki słodki i aż przyjemnie się o nich czyta.
Rozdział zakończyłaś całuśnie i to dosłownie <3 i to właśnie końcówka mi się najbardziej podobała, niach niach *.*
Życzę dużo weny i nie wątp w Twoje umiejętności :)
Ściskam mocno! :3
NaLu *o* Jerza *o* OMG OMG OMG ty mnie próbujesz o zawał doprowadzić?! *q* Po prostu to było świetne i normalnie wybuchnę zaraz >..< Kochana życzę Ci dużo weny i jak Mini Aika: mówi nie Wątp w Swoje umiejętności! ;*
OdpowiedzUsuń~ShaShi ;*
Świetny rozdział, nie rozumiem czemu jesteś z niego taka niezadowolona :O Moment Nalu i Jerzy... KAWAIIIIIIIIIII < 3 < 3 Normalnie rozpływam się w takich momentach no C: Czekam niecierpliwie na kolejny < 33
OdpowiedzUsuńJak to nie popisałaś się ?! >.> WYSZŁO ŚWIETNIE ! :D Wyczuwam niską samoocenę XD
OdpowiedzUsuńJak ja lubię takie sytuacje ^^ ! NaLu ! :D I w dodatku Jerza ! >.> Normalnie aż mi się gorąco zrobiło ! ( Tak to chyba przez ten upał XD )
No nic bynajmniej musisz bardziej w siebie uwierzyć <3
Weny życzę misiaczku ty mój ! ; *
Jerza! Jak ja długo na nich czekałam <33
OdpowiedzUsuńPięknie, cudownie, słodko- między innymi tak można opisać końcówkę.
Twoja samoocena mi się nie podoba, oj .
Jak możesz twierdzić, że się nie popisałaś?? No jak??
Ja tu się szczerzę jak głupia przez cały rozdział, a na końcu czytam taki twój komentarz!
Normalnie aż mi się smutno zrobiło, bo siebie nie doceniasz :(
Mam nadzieję, że to się już nie powtórzy.
Będę dobrej myśli :)
Weny i wodospadu nutelli :)
Czytnęłam to już wczoraj, pisałam komentarz... i komputer mi znów nawalił :C
OdpowiedzUsuńNatsu ratuje sytuacje xD Ale aż zdziwiłam się, że Jellal mimo, że radził sobie świetnie to... Mi się wydaje, że on normalnie silniejszy od Salamandra. Ale to w kanonie, to się nie liczy xD
Super tą akcję opisałaś, a potem moment, jak Natsu bierze Lucynę i ją na rękach nosi. Ojejujejujeju xD Erza taka Erzowata, Jellal taki słodziasty, a NaLu tak zajefajne jak zawsze xD Rozpływam się jak czekolada na parapecie w upalny dzień <3 :D
Nadrobiłam ~ !Ach, aż czuję się z siebie dumna xD myślałam, ze nigdy nie dam rady tego wszystkiego nadrobić :/
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle super ~ ! Taki spokojny, ale przecież takie są dobre ^.^ Cisza przed burzą xD
jerza była i nalu... Czego chcieć więcej xD
Trochę krótko i niedorobienie, ale piszę, telefonu... Jak wrócę to wysrobię coś jeszcze <3
Buzia <3
~Smexy Reneé <3
Jellal się pojawił!!! Super!!!
OdpowiedzUsuńLaughing Coffin? Kros tu oglada Sao!
OdpowiedzUsuńDobra rozdzialik boski jak zreszta wszystkie
OdpowiedzUsuńCana:Racja.
Widzisz nawet Cana sie zgadza.
Posylamy wene i lecimy czytac dalej