sobota, 29 czerwca 2013

48. Świętowanie i skutki.

Prawie cały dzień przesiedziała na plotkach z damską częścią gildii. Udzielała się w dyskusjach, jednak myślami była gdzieś daleko. Czuła na sobie ukradkowe spojrzenia przez Salamandra. Co jakiś czas starała się posyłać mu delikatne uśmiechy. On jednak zamiast je odwzajemniać, odwracał się.
Magowie powoli rozchodzili się do swoich domów. Na dworze ściemniało się. Jej plotkarskie grono zwężyło się do niej, Erzy, Levy oraz Mirajane.
- Ja już będę wracać. Zasiedziałam się tutaj, a miałam iść do sierocińca. – Blondwłosa wstała z ławki i kulejąc podeszła do wyjścia. – Dzięki za dzisiaj. – Odezwała się do przyjaciółek i posłała ciepły uśmiech. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, zaraz za nią wyszedł różowowłosy.
- Hej Lucy! Poczekaj! Odprowadzę Cię. – Dragneel podszedł do dziewczyny i chciał jej pomóc, ta jednak odsunęła się.
- Dzięki za troskę, jednak poradzę sobie. – Uśmiechnęła się nerwowo, a on spojrzał na nią smutno. – Potrzebuję trochę samotności. – Dodała ciszej.
- Co muszę zrobić, byś mi wybaczyła? – Zacisnął pięści. Westchnęła.
- Ja już Ci wybaczyłam Natsu.. – W oczach chłopaka pojawiły się wesołe ogniki. – Ale.. – Zaczęła spuszczając głowę. – Nie będzie już tak jak dawniej. – Jej słowa dotknęły chłopaka tak bardzo, że aż jego źrenice skurczyły się. – Relacje między nami zostają na poziomie przyjaźni. – Kontynuowała. Dragneel nie wiedział co powiedzieć. W głowie kłębiło się tysiące myśli. Tyle chciał jej powiedzieć, ale nagle zabrakło mu języka w buzi. – Oczywiście nadal jesteśmy drużyną. – Dodała, uśmiechając się. Chłopak widać po tych słowach nieco się rozluźnił.
- Gdy tylko wyzdrowiejesz, pójdziemy na misję? – Spytał. W jego głosie wyczuła nadzieję. – Jestem pewien, że szybko dojdziesz do siebie.
- Racja. Noga mnie już nie boli. A dzięki pomocy Wendy szybciej wrócę do sprawności.
- To co? Za tydzień misja? – Uśmiechnął się do niej szeroko, a ona poczuła jak oblewa ją zimny pot. W głowie szukała wymówki.
- Nie ma się co spieszyć. Czynsz mam nadpłacony.. a jeśli Ty potrzebujesz pieniędzy, możesz iść sam z Happy’m. – Odpowiedziała mu po chwili, starając ukryć się swoje zdenerwowanie.
- Sama powiedziałaś, że nadal jesteśmy drużyną..
- Nie mogę iść teraz na żadną misję do cholery! – Wybuchła. Ciężko oddychała. Salamander stał jak wryty, obserwując zachowanie przyjaciółki. Nagle odwróciła się na pięcie i w miarę szybkim chodem, ruszyła w stronę mieszkania. – Dobranoc! – Dodała na odchodne. Ten już wiedział, że dobrze zrobi, nie idąc za nią. Nie chciał jeszcze bardziej się pogrążać. Wrócił do gildii. Usiadł przy obecnych jeszcze dziewczynach, które to wcześniej rozmawiały z blondynką.
- Co jest Natsu? – Zaczęła białowłosa, widząc smutną minę maga. Ten tylko oparł głowę na stole i ciężko westchnął.
- Lucy.. – Rzucił. – Zrobiła się nerwowa, gdy spytałem czy pójdziemy na misję. – Dodał.
- Dobrze wiesz, że teraz nie jest jeszcze w stanie. – Odpowiedziała mu Strauss.
- Wiem to. Spytałem czy pójdzie za tydzień.. a ona nakrzyczała na mnie. Dziwne. – Podniósł się ze stołu i spojrzał na dziewczyny. Mirajane jak to ona, uśmiechała się szeroko. McGarden patrzyła na niego współczująco. A Tytania.. cóż.. swój wzrok wbiła w jeden punkt za Salamandrem. – Erza? Wszystko gra? – Głos chłopaka spowodował, że się lekko wzdrygnęła.
- Jasne. Wszystko gra. – Odpowiedziała po chwili. Różowowłosy przypatrzył się jej uważnie. Miał wrażenie jakby unikała jego wzroku. Nie odezwał się.

Heartfillia dopiero w połowie drogi do domu, zwolniła. Poczuła ból w stopie. Usiadła na krawędzi chodnika i westchnęła. Niebo było granatowe, a na nim lśniło mnóstwo gwiazd. Lekki wiatr zaczął bawić się jej włosami. Przymknęła oczy i rozkoszowała się tym stanem. Czuła orzeźwienie, spokój, ciszę. Tego potrzebowała. Wtem usłyszała jakieś szemranie nieopodal. Nie ruszyła się nawet z miejsca, ale usłyszane odgłosy sprowadziły ją do rzeczywistości.
- Na litość Boską.. Nadal zamierzasz się czaić? – Rzuciła z rozbawieniem.
- Skąd wiedziałaś? – Odpowiedział jej osobnik, wychodząc z ukrycia.
- Przeczucie. Minęło już kilka tygodni, czemu nadal się ukrywasz?
- Przyzwyczajenie. – Usiadł obok niej. – Słyszałem co się stało. – Dodał po chwili.
- To ciekawe, że taka wieść się rozeszła do innych osób, a nawet członkowie mojej gildii o tym nie wiedzą. – Prychnęła.
- Nie wiedzą?
- Tylko kilka osób.
- Powiesz im? – Westchnęła.
- Może.. – Rzuciła po chwili namysłu. – W sumie to co to ma za znaczenie? Chwila moment.. czy Ty się martwisz? – Obdarzyła go zdziwionym spojrzeniem. Zaśmiał się cicho.
- Coś w tym stylu.
- Ale to Cię w ogóle nie dotyczy.
- Ale zainteresowało mnie to. Muszę przyznać, że Fairy Tail jest niesamowite. Członkowie tej gildii są niesamowici. – Widziała jak na jego twarz wkrada się uśmiech.
- To może przyłączysz się do Fairy Tail? – Jej słowa odbijały się mu echem w głowie. Długo milczał. – No co jest Jellal? Będą mieli kolejną okazję do świętowania. – Dodała po chwili z szerokim uśmiechem. – Dobra, jutro masz tam iść i się zgłosić. Nie przyjmuję odmowy. Jeśli tego nie zrobisz, znajdę Cię. – Ostatnie zdanie wypowiedziała z udawaną groźbą i złością.
- Nie mogę. – Wydusił w końcu z siebie.
- Weź mnie nie denerwuj. Jutro będziesz magiem Fairy Tail. Już ja się o to postaram. A teraz wybacz, wracam do siebie. – Wstała z krawężnika i powoli ruszyła w stronę swojego mieszkania. – Dobranoc. – Rzuciła przez ramię. Niebieskowłosy tylko uśmiechnął się pod nosem i po chwili sam udał się w swoją stronę.

Kilka miesięcy później.
Trzymiesięczna kara Heartfillii skończyła się. Dnia wcześniejszego właśnie udała się do Rady i otrzymała zezwolenie na uczestniczenie w misjach. Dopiero teraz czuła się wolna. Z uśmiechem wkroczyła do gildii, gdzie przywitano ją gromkimi brawami. Zaskoczona stanęła od razu w progu.
- Coś mnie ominęło? – Spytała lustrując magów wzrokiem.
- Już wszystko wiemy! – Odpowiedziała starsza Strauss zza baru.
- Wiecie? Ale co? – Nadal nie rozumiała sytuacji.
- To, że byłaś dwa tygodnie w więzieniu i o tym Twoim ‘szlabanie’. – Blondwłosa przełknęła ślinkę i trochę pobladła. – To było szlachetne z Twojej strony. – Kontynuowała barmanka. Reszta magów kiwnęła z uznaniem w jej stronę.
- No nie stój tak dziewczyno, chodź się napić! – Alberona pociągnęła ją w stronę beczułki pełnej wysokoprocentowego alkoholu i nalała jej do kufla.
- Dzięki. – Rzekła niepewnie i spojrzała w górę. Mistrz, Erza, Jellal i Laxus opierali się o poręcz i uśmiechali. Odwzajemniła delikatnie gest. Niepotrzebnie zrobili zamieszanie. Rzekła w myślach. Instynktownie spojrzała gdzieś w bok. Przy barze siedział różowowłosy i poważnie się jej przyglądał. W ciągu ostatnich miesięcy, trzymała go na dystans. Starała się nie przekraczać granicy zwanej przyjaźnią. Salamandrowi nie bardzo się to podobało, a ona to widziała. Od bardzo długiego czasu dało się wyczytać jego uczucia. – Powiesz coś? – Podeszła do niego po chwili zastanowienia.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? – Spytał jakby z wyrzutem, ale spokojnie.
- Nie chciałam robić niepotrzebnego zamętu. Z resztą.. było minęło. Teraz możemy chodzić na misję. – Uśmiechnęła się szeroko, chcąc rozluźnić tę napiętą atmosferę panującą między nimi. Ten argument akurat nie pomógł. – Eh.. nie chciałam nic mówić zwłaszcza Tobie, bo byś zrobił niepotrzebną wojnę w Radzie a to by jeszcze pogorszyło sytuację. Wystarczyło, że Mistrz bardzo się tym martwił i sam chciał coś pomóc, ale byli nieugięci. – Wytłumaczyła. – No nie dąsaj się już, proszę. – Dodała po chwili i traciła cierpliwość. – Yhh.. jak chcesz. – Z tupnięciem nogi, odeszła w stronę śmiejących się przy alkoholu magów. Sama po kilku kuflach rozluźniła się i zaczęła się bawić.

Kolejny dzień był dla wszystkich męczarnią. Butelki, beczki walały się po całej gildii. Tak samo jak i magowie, którzy ostro zabalowali. Gdzieś tam w tle muzyka jeszcze cicho grała, ale i tak drażniła uszy niektórym. Blondwłosa obudziła się pierwsza. Czuła się jak połamana, bo miejsce, w którym to zasnęła nie należało do najwygodniejszych. Schody. Większe zaskoczenie ogarnęło ją, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest na nich sama. Jej głowa spoczywała na torsie młodego Dreyara. (Yohohohohoho, a co mi tam ^^ chociaż sama uwielbiam NaLu, to blondpara również jest ekstra xD) Co się wczoraj wydarzyło? – myślała gorączkowo, ale im bardziej chciała zajrzeć w pamięć z ostatniego wieczoru, dopadał ją niemiłosierny ból. (Yeaa Kac Vegas.. a nie wróć.. Kac Fairy Tail ^^) Za pomocą balustrady, uniosła się, ale szybko znów została pociągnięta na schody i przyciągnięta w stronę maga. Mocno objął ją ramionami i nic nie wskazywało na to, żeby miał ją puścić. Czuła jak robi jej się gorąco. Delikatnie starała się jakoś wydostać z uścisku.
- Mmm.. Lucy.. – Mamrotał coś pod nosem. (Yohohohohoho wolę sobie tego nie wyobrażać nawet ;P) – Jeszcze raz.. (Wasza wyobraźnia niech pójdzie w ruch ^^ pofantazjujcie.. tak jak on ;P)
- Jeszcze raz? – Powtórzyła szeptem dziewczyna. – Co ja wczoraj robiłam? – Panikowała. Uścisk się rozluźnił, a więc w miarę szybko wyślizgnęła się i ciężko dysząc udała się na drugą stronę lady. Gdzieś tam znalazła wodę i duszkiem ją wypiła. Rozglądnęła się po pomieszczeniu. Większość magów leżała nieprzytomna w najróżniejszych pozach, niektórzy przebudzali się i cicho klnęli pod nosem na ból głowy, a kilka z nich już na dobre się wybudziło i starali się ogarnąć wczorajszy wieczór.
- Skoro już tam jesteś to ja również poproszę wodę. – Zdyszany, jakby po maratonie Fullbaster dosiadł się do baru. Magini spełniła jego prośbę. Sama chwiejąc się jeszcze lekko, wzięła kolejną butelkę. – To była.. najmocniejsza impreza w Fairy Tail jaką kiedykolwiek przeżyłem. – Skwitował po chwili, gdy opróżnił butelkę.
- A ja muszę dodać, że była jedną z najdziwniejszych. – Kątem oka spojrzała na blondyna, który nieprzytomnie stoczył się ze schodów i uderzył głową o drewnianą posadzkę.
- Ałć! Kurwa! – Taki mały wstrząs przebudził go lepiej niż woda czy kawa. Dwaj przytomni magowie spojrzeli na niego niemrawo. Po chwili i on się dosiadł. – Nigdy.. więcej.. – Oparł głowę o blat i jeszcze zakrył ją rękoma. Mag lodu poklepał go po plecach w geście wsparcia. Drzwi do gildii się otworzyły, a w nich stanęła.. trzeźwa Scarlet a tuż za nią niebieskowłosy. Ogarnęła wzrokiem pomieszczenie i westchnęła. Heartfillia widząc jej poważną minę i to, że zbliża się do baru, zaczęła po cichu odmawiać paciorek.
- Idziemy na misję. – Rzekła, usadawiając się na krześle. – Ja, Gray, Natsu, Happy i Ty. – Wskazała palcem na blondwłosą. – Wyruszamy wieczorem. Wtedy też omówię szczegóły. Widzimy się na stacji. – I nim blondwłosa otworzyła usta, ta spiorunowała ją spojrzeniem, przez co wytrzeźwiała o wiele szybciej.
- Okej. – Wykrztusiła tylko tyle nim ta odeszła. Fernandes jeszcze posłał przytomnym magom współczujące spojrzenie i poszedł za nią. Nim się zorientowała, jej dwójka towarzyszy spała na blacie. Wzrokiem wyszukała jeszcze różową czuprynę. Smoczy Zabójca leżał z uśmiechem na twarzy przy drzwiach. – To będzie ciężki dzień.. – Powiedziała do siebie i westchnęła.



Nooo.. coś tam weny wróciło, a więc na początek wakacji zaszczycam Was nowiusieńkim rozdziałem ^^
Można nawet przyznać, że impreza była pewnie tak jak u większości z Was xD
No i w sumie nic więcej w temacie nie napiszę ;P
A dedykacja dla tych, którzy lubią LaxLu ^^ Nie wiem nawet kto, więc ujawnijcie mi się niżej w komentarzach ;*

Buziam Was kochane moje Mordki <3

wtorek, 25 czerwca 2013

47. Wazon i rana.

- No nie da się ukryć.. jesteś prawdziwym idiotą. – Za plecami Salamandra pojawił się Fullbaster oraz młody Dreyar.
- A Wy tu czego? – Warknął przez ramię, podnosząc się.
- Przyszliśmy Cię bardziej dobić. – Znów odpowiedział mag lodu.
- Co ja mam robić? – Spytał smutno, nie odwracając się do nich. Gray już otwierał usta, by znów obdarzyć go jakąś kąśliwą uwagą, jednak blondyn posłał mu karcące spojrzenie i z dezaprobatą pokręcił głową. – Straciłem ją. – Szepnął na skraju rozpaczy.
- Jeśli się teraz poddasz, to na pewno ją stracisz. – Dreyar poklepał chłopaka po plecach, co dodało mu otuchy.
- Myślisz, że mam jeszcze szanse? – Spytał z błyskiem w oku.
- Kto wie? Jeśli się postarasz, to na pewno ją dostaniesz.
- Dzięki. – Rzucił entuzjastycznie i odbiegł od nich.
- Ej! Zaraz! A Ty dokąd? – Krzyknął za nim mag lodu.
- Pobiegł do Lucy. – Odpowiedział blondyn.

Zapłakana i zdyszana wbiegła do mieszkania, trzaskając mocno drzwiami. To było ponad jej siły, ale czuła ulgę, że w końcu mu wygarnęła co tak naprawdę leży jej na sercu. W drodze do łazienki zaczęła zrzucać z siebie garderobę. Drzwi zamknęła na klucz i stanęła przed umywalką z lustrem. Zaczerwienione oczy, tak samo policzki i blada cera. Ręce trzęsły się jej niemiłosiernie. Czuła jak na nowo zbierają się w niej emocje. Po chwili znów zaczęła łkać. Łza za łzą spływały po policzkach, aż w końcu roztrzaskiwały się na drewnianej posadzce. W tym samym czasie, przez okno, bardzo cicho, wszedł Natsu. Światła były zgaszone, ale czuł ją. Jej zapach. Była w łazience. Stanął przed drzwiami i przysłuchiwał się. W takiej chwili nienawidził swoich wyostrzonych zmysłów. Doskonale słyszał jak przezroczyste krople z impetem witają się z podłogą. Mógł spokojnie wyliczyć ile już ich spadło. Zacisnął pięści. Nienawidził tego. Nienawidził łez u osoby, którą kocha. Obwiniał się i słusznie.
- Głupi Natsu.. – Usłyszał szept dziewczyny między szlochami. – Głupi.. głupi.. – Dusiła się od własnych, słonych łez. Odkręciła kurek z zimną wodą i od razu potraktowała nią swoją twarz. Salamander nadal stał przed drzwiami. Usta zakrył ręką i zacisnął powieki. Powoli zaczął się wycofywać. Na jego nieszczęście, potrącił wazon. Odgłos tłuczącej się porcelany, dotarł do uszu blondwłosej. Zarzuciła na siebie niedbale szlafrok i wyszła z łazienki. Nie zastała nikogo. Tysiące kawałeczków walały się po podłodze. Uklękła przed nimi i zaczęła zbierać. – Byłeś tutaj. – Powiedziała do siebie. Ociągała się ze zbieraniem ich. Gdy jednak już się jej to udało, położyła się na łóżku i z nadmiaru emocji, zasnęła.

Świergotanie ptaszków i promienie słoneczne były jej budzikiem. Przetarła oczy i wyszła spod kołdry. Nie była jeszcze do końca obudzona, ale gdy poczuła przeszywający ból w stopie, od razu oprzytomniała. Upadła na podłogę i spojrzała na przyczynę bólu. Kawałek stłuczonego wazonu z wczoraj wbił się głęboko w skórę. Widząc sączącą się powoli krew, poczuła jak robi się jej słabo. Usłyszała jakiś szmer dochodzący za jej plecami. Co mnie jeszcze dzisiaj zaskoczy? Pomyślała. Z komina wypadł pobrudzony Fullbaster. Zgięty w jakieś nieznanej jej figurze, próbował się uwolnić. Czując na sobie czyjś wzrok, uśmiechnął się.
- Nie pomożesz? – Spytał.
- Jakoś nie bardzo.. – Burknęła, posyłając mu szeroki uśmiech. Oczywiście sztuczny. – Nikt z Was nie nauczy się wchodzić po ludzku przez drzwi? Zapomniałam.. Wy przecież wystajecie poza normę człowieczeństwa. – Dodała po chwili. W między czasie, mag lodu zdołał wrócić do ‘pierwotnej’ formy. Stanął na równe nogi i otrzepał się z kurzu.
- Czemu siedzisz na podłodze?
- A no bo mi tu wygodnie.
- Ktoś tu wstał lewą nogą.. – Rzucił pod nosem.
- I nadepnął na kawałek stłuczonego wazonu. – Spojrzała na stopę, z której to jeszcze bardziej zaczęła się sączyć krew.
- Czemu nie powiedziałaś wcześniej? Trzeba to opatrzyć! – Skarcił ją. (Gray lekarz *.* moja wyobraźnia się uaktywniła..)
- Nie mówiłam, bo byłeś zbyt zajęty wchodzeniem do mojego pokoju przez komin!
- No już, już.. spokojnie. – Podszedł do niej i wziął na ręce, po czym zaniósł do łazienki. Usadowił ją na toaletce. Rozglądnął się po pomieszczeniu i wziął do ręki jeden z ręczników. Zamoczył w wodzie i kucnął przed dziewczyną. Wziął do rąk jej poranioną stopę i w miarę delikatnie starał się wyciągnąć przyczynę jej bólu. Niestety, nawet ledwo gdy dotknął porcelany, ta syknęła z bólu. – Przepraszam.. wytrzymaj jeszcze trochę. Możesz mnie targać za włosy, jeśli ma to Ci jakoś pomóc. (haha.. jak to zabrzmiało ;P) – Niepewnie dotknęła jego włosów, a gdy poczuła kolejny ból, ścisnęła mocniej i wyrwała mu kilka włosów.
- Przepraszam. – Rzuciła niepewnie. Poczuła ulgę, bo przedmiot został już usunięty. Z rany nadal lała się krew.
- Już dobrze. Coś za coś.
- Powiem szczerze, że najchętniej to bym powyrywała włosy komuś.. najlepiej temu, kto ma je koloru różowego. – Uśmiechnęła się blado, a sam Fullbaster parsknął śmiechem. Przemył delikatnie zakrwawioną kończynę, a potem owinął ją bandażem. Z jego pomocą, zeszła z toaletki i chwiejnie udała się do pokoju.
- Może pójdę do Wendy? – Spytał z troską.
- Nie trzeba. Nie warto zawracać jej czymś takim głowę.
- Może jednak?
- Jest dobrze. Nie umieram. A teraz, czy mógłbyś gdzieś wyjść, chcę się przebrać? – Nadal była w szlafroku, co ją trochę krępowało. Chłopak posłusznie udał się do kuchni, a dziewczyna kulejąc, podeszła do szafy. Wygrzebała z niej pierwsze lepsze ciuchy i poszła do kuchni. Tam mag lodu przygotowywał dla niej śniadanie. – Nie musisz.. – Rzuciła w progu.
- Siadaj. – Posłusznie wykonała polecenie. Dokładnie przypatrywała się każdemu ruchu, jaki wykonywał przyjaciel. – Taki niecodzienny widok? – Spojrzał na nią i się uśmiechnął.
- Noo.. niecodziennie nagi facet robi mi śniadanie i mnie opatruje. – Posłała mu zadziorny uśmiech, a ten podskoczył, gdy zdał sobie sprawę, że stoi w samych bokserkach. (uhh kusiło mnie napisać, że był całkowicie nagi xD)
- Aaaa! Kiedy to się stało? – Rzucił się w pogoń za garderobą, a dziewczyna podeszła do blatu i skończyła przygotowywać posiłek. Zasiadła do stołu, a za chwilę dołączył do niej chłopak. – Jak się czujesz? – Spytał po chwili.
- Wiesz.. ból stopy to pestka w porównaniu z bólem serca. – Odpowiedziała mu szczerze, przegryzając pieczywo.
- Był wczoraj u Ciebie Natsu.. – Bardziej stwierdził, niż zapytał. – Gadaliśmy trochę przed gildią po tym wszystkim.
- Wszyscy słyszeli tę kłótnię? – Spuściła wzrok.
- Nie da się ukryć, ale nie martw się tym. Zasłużył sobie.
- Może ja też sobie na to zasłużyłam? – Westchnęła.
- Co Ty znowu opowiadasz?
- Widzisz.. po tym wszystkim, powoli robię się sceptyczna. Dobra, nie mówmy o tym. – Poklepała się po policzkach. – Idę do sierocińca. – Zakomunikowała i wstała od stołu.
- W takim stanie?
- Dlaczego nie? Ja tam tylko pilnuję dzieci, a nie biegam w maratonie. – Uśmiechnęła się pocieszająco.
- Mimo wszystko, nie powinnaś pójść najpierw do Wendy?
- No dobra.. – Blondwłosa skapitulowała. – Pójdę teraz do gildii i poproszę Wendy o pomoc. Zgoda?
- Robisz to dla siebie, nie dla mnie. – Skwitował.
- Dobrze, dobrze. Chodźmy już. – Wypchnęła chłopaka z pomieszczenia i podeszła do drzwi. – Ej! Ale nie przez komin! – Skarciła go, gdy ten już próbował wcisnąć się w otwór. Podrapał się po czuprynie i w ciszy wyszli z mieszkania.

Dla Heartfillii droga do gildii była wielką męczarnią. Mag lodu widząc, jak przyjaciółka cierpli, przerzucił jej rękę przez swoją szyję, a drugą ręką objął ją w pasie.
- Jak będę chciał Cię wziąć na ręce, to się nie zgodzisz. – Powiedział, nim ta zdążyła otworzyć usta.
- Dzięki Gray. – Posłała mu delikatny uśmiech.
- Powiedz mi.. co dalej?
- W sensie? – Udawała, że nie wie o co albo raczej o kogo chodzi.
- Z Natsu.. teraz zamierzacie zmienić się rolami? Ty będziesz niedostępna, a on będzie flaki wypruwał żeby z Tobą porozmawiać?
- Nie chcę by tak to wyglądało. Rozmawiać z nim zamierzam.. jednakże będę trzymała dystans.
- Rozumiem.. – Tylko tyle udało mu się powiedzieć. Nie znał w tej chwili słów, by ją wesprzeć. Nawet sam nie wiedział, czy tego chciał. Równie dobrze mógł wykorzystać szansę i zbliżyć się do niej, jednak to by było nie fair wobec niej.
- Świetny z Ciebie przyjaciel Gray. – Odezwała się po chwili milczenia. Byli już prawie przed gildią. – Jesteś przy mnie zawsze. Jesteś niczym mój Anioł Stróż. Pojawiasz się zawsze, gdy mam problem. Naprawdę Ci dziękuję. – Tuż przed drzwiami gildii ucałowała jego policzek, co nie uszło uwadze magom, którzy znajdowali się wewnątrz. Sam Salamander poczuł narastającą w nim zazdrość.
- Lucy, co się stało? – Pierwsza doskoczyła do niej Tytania, widząc, że blondwłosa nie chodzi o własnych siłach.
- Wypadek w domu. – Odpowiedziała, siląc się na uśmiech. – Jest Wendy?
- Jestem! – Usłyszała z drugiego kąta gildii. Fullbaster pomógł dziewczynie dojść do jednego ze stołów i posadził ją na ławce. Młoda Marvell od razu zajęła się leczeniem.
- Co się stało? – Dopytywała się Scarlet, siadając naprzeciw leczonej magini.
- W stopę wbił się mi kawałek porcelany. – Wytłumaczyła.
- Jak to możliwe? – Heartfillia poczuła jak uderza w nią fala gorąca. Nie może przecież powiedzieć, że niedokładnie sprzątnęła pozostałości wazonu, który to roztłukł wczorajszego wieczoru Natsu.
- W nocy wychodziłam do łazienki i byłam zaspana. Zahaczyłam o wazon, roztłukł się no i niedokładnie posprzątałam. Rano jak schodziłam z łóżka, natknęłam się na ten pechowy kawałek. – Wymyśliła pierwszą część i poczuła ulgę. Kątem oka spojrzała w stronę siedzącego przy barze różowowłosego, który to posyłał jej przepraszające, smutne spojrzenie. Wysiliła się na delikatny uśmiech do niego i znów odwróciła wzrok ku leczącej jej Wendy. – Jak to wygląda? – Spytała w miarę entuzjastycznie.
- Rana jest bardzo głęboka. Uszkodziła nerw, ale za kilka dni powinno być w porządku. No i jeszcze zostanie blizna.
- To nic. Nikt nie zobaczy przecież tej blizny na stopie. – Pocieszała się. Damska część gildii, otoczyła blondwłosą i żeby jakoś zapomnieć o bólu, zaczęły plotkować. Mag lodu zaś podszedł do baru, gdzie siedział różowowłosy.
- To Ty stłukłeś ten wazon, prawda? – Spytał, nie obdarzając go spojrzeniem. Ten milczał. Uznał to więc za odpowiedź, iż zgadł. – Mimo tego wszystkiego, ona nadal Cię broni. – Dodał. – Nie krzywdź jej już więcej. Ostrzegam. – Fullbaster łyknął jedną szybką kolejkę i wyszedł z gildii, zostawiając Dragneela samego ze swoimi myślami.





Rozdzialik taki luźny xD
Ale ciut bolesny dla blondynki.. Ahh jak to opisałam to sama aż poczułam ten ból, co ona ;/ xD
Dobra, napiszę szczerze, że kończy mi się wena, więc nie spodziewajcie się szybko nowego rozdziału.. no chyba, że zdarzy się jakiś cud.. ^^
Rozdział komu? Hmmm Aerix! Moja Ty kochana zazdrośnico ;P i moja osobista weno ^^

Wiedz, że Cię wielbię za Twoje pomysły! ;* <3

poniedziałek, 24 czerwca 2013

46. Obojętność i propozycja.

Zapukała w drewniane drzwi. Usłyszawszy ‘proszę’ Mistrza, przekręciła gałkę i weszła do środka. Staruszek siedział za biurkiem i wraz z wnukiem, który siedział naprzeciw niego, posłali jej ciepłe uśmiechy.
- Witaj z powrotem. – Odezwał się pierwszy Mistrz. Blondyn wstał z krzesła i nakazał dziewczynie, by usiadła. Tak zrobiła, a on oparł się o boczną ścianę z założonymi na piersiach rękoma. – Jakie wieści? – Spytał po chwili.
- Przez trzy miesiące nie mogę uczestniczyć w żadnych misjach oraz.. nie mogę opuszczać Magnolii. – Odpowiedziała obojętnie, bawiąc się palcami.
- Rozumiem. Nie będziesz mieć przez to problemów? – Przeczesał siwe wąsy i spojrzał na nią z troską.
- Nie. – Uśmiechnęła się blado. – Czynsz mam nadpłacony, więc jest dobrze.
- Jak się czujesz? – Rzucił blondyn, lustrując ją wzrokiem. Westchnęła.
- Sama nie wiem. Wyszłam z więzienia, ale jakoś niespecjalnie się tym ekscytuję.. Staram się jakoś to wszystko ogarnąć. Trochę mi to pewnie zajmie.
- Nie powinnaś brać tego na siebie. – Wtrącił Mistrz.
- To była moja decyzja. Fairy Tail już wystarczająco rozrabia, a jakby nie patrząc.. wszystko zaczęło się od tego, że to ja chciałam iść na misję. Przypadek? Przeznaczenie? Sama nie wiem.. – Znów westchnęła. – Zanim tutaj przyszłam, byłam na grobie Lisanny.. Jak się czuje Mira i Elfman?
- Mira wzięła wolne w gildii i Mizuki ją zastępuje. Razem z Elfmanem są w domu. Na pewno im ciężko. – Odpowiedział jej młody Dreyar.
- Niewątpliwie.. stracili siostrę. A jak z.. – Urwała. Sama nie wiedziała, czy chce o to zapytać. Samo wspomnienie jego imienia w głowie, powodował ścisk w klatce piersiowej.
- Powoli odzyskuje energię. – Laxus wiedział, kogo miała na myśli. – Jednak zmienił się. Nie wywołuje bójek i ogólnie mało z kim rozmawia.
- Nie pytał.. o mnie? – Obdarzyła blondyna spojrzeniem przepełnionym ciekawością i smutkiem. Pokręcił przecząco głową. – Oh.. rozumiem.
- Nie martw się. Jestem pewny, że za niedługo wróci dawny Natsu. – Uśmiechnął się pokrzepiająco staruszek. Nie bardzo przekonały ją te słowa, jednak odwzajemniła gest.
- A czy ktoś kontaktował się z moim tatą?
- Ja. – Odpowiedział blondyn. - Byłem u niego, ale nie powiedziałem o tym, że jesteś w więzieniu.
- Dzięki wielkie. – Odetchnęła z ulgą. – Chyba będę musiała napisać do niego list, że jest ze mną wszystko w porządku.. – Zaczęła myśleć na głos. – W każdym razie, nie przeszkadzam już. Idę się przywitać jak należy z resztą. – Wstała z krzesła, pożegnała się i cicho wyszła z gabinetu. Zeszła po schodach i od razu skierowała się do baru, gdzie siedział Fullbaster, Scarlet oraz barman – Mizuki. – Hej wszystkim. – Uśmiechnęła się do każdego z nich, dosiadając się do nich.
- Hej Lucy. – Odpowiedzieli chórkiem. Nie czekając na jej zamówienie, młody Chigiri od razu podał jej szklankę wody. Blondwłosa rozglądała się dookoła. Taki sam gwar jak kiedyś. Jakby żadna tragedia nigdy nie miała miejsca.

Drzwi do gildii otworzyły się lekko skrzypiąc. W progu stanął Salamander. Jego wyraz twarzy wyrażał obojętność. Tuż nad jego głową fruwał niebieski towarzysz, który patrzył z przejęciem na różowowłosego. Ten pewnym krokiem ruszył na piętro, mijając przyjaciół siedzących przy barze, co bardzo zasmuciło blondynkę. Widocznie tylko Exceed zwrócił na to uwagę. Podleciał do dziewczyny i uśmiechnął się.
- Dobrze, że wróciłaś. – Powiedział, unosząc się w powietrzu.
- Dzięki Happy. – Uśmiechnęła się, jednak po chwili jej wzrok powędrował w stronę Smoczego Zabójcy, który to schodził z kartką papieru.
- Biorę tę misję. – Pokazał świstek młodemu Chigiri i odszedł kilka kroków.
- Nie przywitasz się? Nie jestem powietrzem. – Zirytowała się Heartfillia, ciągnąc chłopaka za kamizelkę.
- Witaj. – Rzucił przez ramię. Magini wypuściła z rąk materiał i z niedowierzaniem wpatrywała się w tył Salamandra, który zmierzał w kierunku wyjścia.
- Witaj? – Powtórzyła cicho. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – Dodała. Zacisnęła mocniej pięści i sama ruszyła do wyjścia. – Wychodzę. Miłego dnia. – Burknęła, odwracając się.

Zamyślona krążyła po Magnolii już od kilku godzin. W sumie to mimo iż była na wolności, to nadal czuła się jak w więzieniu. Przez długi czas nie będzie mogła opuszczać tego miasta. W głowie nadal miała obraz obojętnego Dragneela. Te oczy, te ruchy.. nie mogła uwierzyć, że taki właśnie się stał. Laxus powiedział, że powoli odzyskuje energię. Gdzie? W którym niby miejscu ją odzyskuje? Na dworze zrobiło się ciemno. Gwiazdy przyozdabiały granatowe sklepienie. Niby nic nadzwyczajnego, ale ona za każdym razem, gdy na nie patrzyła, czuła ekscytację i w jakiś sposób spokój. Spojrzała na czubki swoich butów i ciężko westchnęła. Cóż mogła teraz robić? O tej porze nie wpuszczą jej już do sierocińca, a Shiro na pewno też odchodził od zmysłów przez jej długą nieobecność. Postanowiła więc pójść już do domu, a jutro z rana pójdzie do niego i wyjaśni to i owo. No bo jakby mógł zareagować, gdyby się dowiedział, że przez dwa tygodnie była w więzieniu? Wolała sobie nawet nie wyobrażać tej reakcji. Tak samo reszta członków.. Jakbyście zareagowali? Myślała. Tuż przed głównym wejściem do mieszkania, na schodach siedział mag lodu. Głowę miał spuszczoną, wpatrywał się w chodnik.
- Gray? – Zdziwiła się obecnością przyjaciela o tej porze. – Co, wszedłeś przez komin, ale zobaczyłeś, że jest pusto i wyszedłeś z powrotem? – Zażartowała i usiadła obok.
- Coś w tym stylu.. – Mruknął pod nosem. – Gdzie byłaś? – Spytał, podnosząc głowę i obdarzając ją spojrzeniem.
- Na spacerze. Chciałam przemyśleć to i owo..
- Nie. – Przerwał jej. – Gdzie byłaś przez ostatnie dwa tygodnie? – Poczuła jak serce jej przyspiesza, lecz nie dała po sobie tego poznać, że zdenerwowała się tym pytaniem.
- No jak to gdzie? – Uśmiechnęła się nerwowo. – U taty..
- Nie kłam, nie jestem głupi. Ukrywasz coś. – Spojrzał jej prosto w oczy. Wyczytała z nich troskę i zdenerwowanie. Swój wzrok utkwiła w rzece znajdującym się przed jej mieszkaniem.
- Nic się przed Tobą nie ukryje? – Uśmiechnęła się delikatnie. Nadal czuła na sobie jego wyczekujący wzrok. – Byłam w więzieniu. – Ta informacja spowodowała, że źrenice chłopaka powiększyły się dwukrotnie, ale milczał. Jakby powoli przyswajał sobie wypowiedziane przez nią zdanie. – W dniu, gdy Lisanna zmarła, pojawili się Rycerze z Rady.. chcieli zabrać kogoś na przesłuchanie. Zgłosiłam się i powiedziałam im wszystko. Całą winę też wzięłam na siebie, bo jakby nie patrząc to przez moje zachcianki to wszystko się wydarzyło.
- Co Ty mówisz?! – Zbulwersował się. – To nie była Twoja wina.
- Moja Gray. Tylko i wyłącznie moja. – Odwróciła głowę w jego stronę, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. – Chciałam iść na misję, by sprawdzić swoje umiejętności, a po drodze nas właśnie zaatakowali i dlatego tak to się skończyło.. Lisanna zginęła.. przeze.. mnie.. – Ostatnie słowa wypowiedziała cicho. Zakryła twarz w dłoniach i rozpłakała się na dobre.
- Nie możesz tak mówić. To był.. wypadek. – Próbował ją pocieszyć. Objął ją mocno ramieniem i przytulił do piersi. (spoko, jeszcze miał ubrania xD) – Lisanna na pewno, by nie chciała byś się obwiniała. Nikt w gildii nie mówi, że to Twoja wina.
- Bo nie znają prawdy. – Wyłkała w śnieżnobiałą koszulę przyjaciela.
- I na pewno, gdy ją poznają, również nie będą tak myśleć. To.. nie jest Twoja wina. – Przytulił ją mocniej i zamilkł na chwilę. – A jeśli ktoś będzie tak mówił, to osobiście mu dowalę. – Dodał pół żartem, pół serio, co w małym stopniu pomogło blondynce, bo słyszał jak zaśmiała się cicho. Wtuliła się w chłopaka i zamilkli. Trwali tak kilkanaście minut. Mag lodu usłyszał ciche pochrapywanie dziewczyny. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem i wziął ją na ręce. Bezszelestnie przedarł się na piętro, do pokoju dziewczyny i wyszukując w jej kieszeni kluczy, otworzył drzwi. (miałam wielką ochotę napisać, że oboje przecisnęli się przez komin, ale to by było zbyt abstrakcyjne nawet jak na nich ^^) Ułożył ją delikatnie w łóżku, przykrył kołdrą i na dobranoc ucałował jej czoło, po czym wyszedł (tym razem już przez komin ;P).

I tak minęło kilka tygodni.
Heartfillia większość czasu spędzała w sierocińcu, ale nie zapominała również o członkach gildii. Każdego dnia spędzała tam kilka godzin. Śmiała się z innymi, razem imprezowali. Jak za starych dobrych czasów. Nawet Mirajane wróciła do pracy i jak zawsze, obdarowywała wszystkich swoim firmowym uśmiechem. Oczywiście była to przykrywka. Nadal odczuwała ból po stracie siostry, jednak powoli już przyzwyczajała się do tej myśli. Nawet Elfman starał się zachowywać jak wcześniej. Jego ‘męskie’ oblicze na nowo wypełniło gildię.
Każdy z magów został taki sam jak wcześniej. Chodzili na misję, śmiali się, żartowali, kłócili i bili. Blondwłosa najbardziej odczuwała brak tej pierwszej rzeczy. Każdego dnia, gdy przychodziła do gildii ktoś wracał z gildii, albo informował, że na jakąś się wybiera. Zazdrościła im. Nie chciała jednak tego za bardzo po sobie poznać, chociaż wybrane osoby z gildii wiedzieli, jak się czuje. Nawet Mistrz próbował coś wskórać w tej sprawie u Rady, jednak jego działania nie przyniosły wyczekiwanych rezultatów. Byli nieugięci. Choć Heartfillia mówiła, że nic się nie dzieje, on doskonale wiedział, że jest inaczej.
Jednego z wieczorów właśnie, już miała wychodzić z gildii, gdy nagle poczuła na nadgarstku czyjś uścisk. Ku jej zdziwieniu był to Salamander.
- Yo Lucy! – Przywitał się z uśmiechem szerokim od ucha do ucha. Tym samym co parę tygodni temu. Puścił jej rękę, a ona spojrzała na niego jak na wariata.
- Cześć. – Odpowiedziała mu obojętnie, co chłopak szybko wyczuł.
- Gdzie idziesz? – Spytał poważnie.
- Do domu.
- Mam pytanie.. może wybierzemy się razem na misję? – Uśmiechnął się delikatnie, a ona parsknęła śmiechem. Zdezorientowało go to. Oczy większości magów skierowały się w stronę wyjścia.
- Misja? – Powtórzyła, wycierając mokre kąciki oczu. – Z Tobą tak? – Wskazała palcem na chłopaka, a on kiwnął głową. – Po moim trupie. – Warknęła, odwróciła się na pięcie i wyszła na zewnątrz. Nie odeszła jednak daleko, bo chłopak znów chwycił ją za nadgarstek.
- O co chodzi Lucy? – Spytał, posyłając jej zdziwione spojrzenie.
- Ty się jeszcze pytasz?! – Wyrwała rękę z uścisku i skrzyżowała obie na piersi. – Odkąd Lisanna zmarła, olewałeś mnie, jakbym była niewidoczna, jakbym była powietrzem, jakbym w ogóle nie istniała! Nawet nie zauważyłeś, że nie było mnie przez dwa tygodnie! Nie spytałeś nikogo, gdzie jestem! A teraz śmiesz się mnie pytać, czy pójdę z Tobą na misję? Po tym wszystkim?
- Lucy.. ja.. – Zaczął się tłumaczyć.
- Nie kończ. Rozumiem. Przeżywałeś jej śmierć. Jak każdy z nas, ale czy to powód by olewać inne osoby? – Uspokoiła się nieco i spojrzała mu prosto w oczy. – Powiedz mi Natsu.. czy Ty.. w momencie, gdy Ci wyznała uczucia.. coś poczułeś? – Jego źrenice powiększyły się. Milczał. Blondwłosa uśmiechnęła się i pokiwała lekko głową. – Zakochałeś się. – Wyszeptała, ale wiedziała, że ją słyszał. Odbiegła, a on stał jak słup soli, przyswajając sobie słowa wypowiedziane przez brązowooką. Trwał tak kilka minut. Po chwili upadł na kolana.
- Cholera! Natsu, Ty idioto! – Wrzasnął do siebie.




Cóż mogę napisać..
Racja, Natsu to idiota, Gray doskonale się sprawdził w roli pocieszyciela, a sama Lucinda jest bliska nerwicy i bardzo zaawansowanej kurwicy ^^ w sumie to wcale się nie dziwię ;)
Wczoraj znalazłam taki pewny cytat idealnie pasujący do początkowego zachowania Natsu wobec blondynki. Pozwólcie, że go zacytuję: ‘Ani dzień dobry, ani spierdalaj, czyste chamstwo bez sztucznych barwników.’ <aplauz>

Dedykacja: Aiko Hayashi ;*

niedziela, 23 czerwca 2013

45. Trucizna i kara.

Widok jaki zastali przekroczył ich najśmielsze oczekiwania. Jeden przez drugiego przeciskali się, by móc zobaczyć, co takiego się stało. Damska część gildii drżącymi rękoma dotknęły swoich ust z przerażenia. W zbudowanym z cegieł pomieszczeniu odbijał się tylko śmiech Mistrza gildii Laughing Coffin.
- Ty nie wybrałeś, ja zrobiłem to za Ciebie. – Rzekł Haiba z uśmiechem w stronę starego Dreyara.
- Ty.. Ty.. – Mistrz Wróżek nie ukrywał rosnącej w nim złości, co więcej. Trząsł się tak, że na jego czoło zostało pokryte pulsującymi się żyłkami. – Nie wybaczę Ci tego.. – Wyszeptał, patrząc na swoje buty. Jego prawa ręka przybrała monstrualnych rozmiarów i jednym machnięciem zmiótł wyszczerzonego do nich wroga. Ściana rozwaliła się w drobny mak, przez to pomieszczenia wpadło naturalne światło słońca.
- LISANNA! – Krzyknęła Mirajane w końcu i podbiegła do młodszej siostry, która to leżała w kałuży krwi. Własnej krwi. – Lisanna, proszę.. powiedz coś.. – Łkała starsza białowłosa a zdezorientowany Elfman przypatrywał się temu z dalszej odległości. Macao wraz z synem stali w kącie. Rodziciel nie pozwolił mu na taki widok. Zasłonił mu oczy ręką.
- P-przepraszam.. – Wycharczała z uśmiechem. Jej niebieskie oczy straciły blask. Stały się matowe i poszarzałe. Jej ciało zostało kilkukrotnie przebite przez miecz Haiby.
- Wendy.. – Białowłosa zwróciła się z rozpaczą w stronę młodej magini. Ta stała ze spuszczoną głową, a po jej policzkach płynęły łzy.
- J-ja.. n-nie m-mogę nic z-zrobić.. – Rzekła szlochając.
- P-proszę.. wylecz j-ją.. – Nalegała zdeterminowana, przytrzymując jej głowę na swoich kolanach i odgarniając kosmyki jej białych włosów.
- T-to na nic.. – Znów usłyszała cichy głos swojej młodszej siostry. – T-trucizna.. – Dodała tylko, ledwo łapiąc oddech.
- Trucizna? – Powtórzyła starsza.
- Wygląda na to, że miecz, którym została przebita został nasączony trucizną. – Wypowiedziała się Alberona cicho.
- Jej organy już zostały zaatakowane przez truciznę. Moja magia jest na nią odporna. – Wyszeptała spokojniej Marvell, po czym znów wybuchła płaczem. – P-przepraszam. – Dodała. Poczuła uścisk na ramieniu. To Dragneel. Przypatrywał się ciału przyjaciółki, która sparaliżowana leżała na zimnej posadzce. Niepewnie podszedł do niej. Nie uklęknął, nie dotknął jej. Przypatrywał się jej zmęczonej twarzy.
- N-natsu.. – Lisanna spojrzała w górę i ujrzała swojego najdroższego przyjaciela. Uśmiechnęła się do niego. – Jednak nie zostanę Twoją żoną. – Zaśmiała się, ale szybko ten gest został przerwany przez nagły ból, który ją przeszył. Różowowłosy ani drgnął. Jednak spod jego powiek wypłynęła jedna samotna łza. – Kochałam Cię. – Wyszeptała. To były jej ostatnie słowa nim jej serce zatrzymało się na dobre. Starsza Strauss pogrążyła się w wielkiej rozpaczy, tak samo stojący za nią młodszy brat. Oni cierpieli najbardziej. Jednak i członków gildii to dotknęło. Płakali wraz z nimi. Heartfillia przypatrywała się całej tej scenie. Lisanna go kochała. Mimo tej dramatycznej sceny to zdanie krzątało się jej w głowie bez przerwy. Zakryła usta ręką i bezszelestnie wyszła z tłumu, który opłakiwał ciało młodej Strauss.

Świeże powietrze przed zrujnowaną gildią Laughing Coffin pomogło jej. Czuła się słabo. Tyle rzeczy na raz się wydarzyło. To za wiele. Zdecydowanie za wiele jak dla niej. Usiadła po turecku przed wejściem i spojrzała w niebo, które nie było już tak słoneczne jak wyruszali do boju. Na niebie pojawiły się ciemne chmury, z których po chwili zaczął padać deszcz. No tak.. gildia płacze, a niebo razem z nimi.. Nawet w tej beznadziejnej sytuacji uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, lecz później ten uśmiech zmienił się w wyraz bólu. Dzięki padającemu deszczu, nikt nie był w stanie zauważyć łez, które to właśnie zaczęły płynąć po jej bladych, poobijanych i zranionych policzkach. Słone łzy dostawały się do ran, których nabawiła się podczas potyczki z jednym z wrogów, co powodowało jej ból. Jednak co to za ból, gdy jeden z członków gildii właśnie odszedł na dobre? Jakby nie spojrzeć.. doszła do wniosku, że tak właściwie to nigdy nie miała okazji jej lepiej poznać. Rozmawiały bardzo rzadko.
- Co Ty tutaj robisz? – Usłyszała nagle głos, który wyrwał ją z przemyśleń. Wzdrygnęła się lekko, ale nie spojrzała na ową osobę. Poczuła jak ktoś siada obok niej. (zgadnijcie kto? ^^)
- Płakanie nad jej ciałem już nic nie pomoże. Dusiłam się. Zapach krwi mnie mdli. (no pięknie.. taka dramatyczna scena, a ja rymy dodaję ;P) Powinniśmy wracać. – Dodała po chwili.
- Racja, ale może jednak nie przerywajmy jeszcze tej chwili? – Blondwłosa wstała. Kosmyki włosów lepiły się do twarzy. Tak samo jak i ubrania. Rozpadało się na dobre.
- Przepraszam, ale czy mógłbyś przekazać, że wróciłam do domu? Nie czuję się najlepiej. – Zwróciła swój smutny wzrok w kierunku młodego Dreyara. (założę się, że duża większość właśnie o nim pomyślała xD)
- Jesteś pewna, że możesz sama wrócić? – Blondyn również wstał i spojrzał uważnie na dziewczynę. - Może najpierw Wendy powinna Cię opatrzyć?
- Dam sobie radę. Niech opatrzy bardziej potrzebujących. – Uśmiechnęła się blado. Gdy już odchodziła, usłyszeli zbliżające się kroki. Czuli jak ziemia lekko się trzęsie. Ku ich zdziwieniu zobaczyli zbliżających się Magicznych Rycerzy.
- Witam. – Zaczął jeden, przywódca. – Nazywam się Lahar. Kapitan Czwartego Korpusu Zatrzymania i Wykonawczego Zreformowanej Rady Magicznej. – Przedstawił się. Magowie wymienili się zdziwionymi spojrzeniami.
- Gildia Laughing Coffin została pokonana. – Przemówiła pierwsza Heartfillia.
- Zauważyłem.. jednakże, dlaczego ta sprawa nie została przedstawiona Radzie Magicznej? – Kapitan poprawił swoje okulary. – Jakie były intencje atakowania tej gildii? – Kontynuował. Blondwłosa zacisnęła pięści.
- Zaatakowali naszą i wzięli zakładników! – Wybuchła. Młody Dreyar dotknął jej ramienia.
- Lucy, spokojnie. – Szepnął.
- Spokojnie? – Zirytowała się. (no kto by pomyślał? Laxus bardziej by mi pasował do tej roli, ale tak dla odmiany.. ^^) – Po tym wszystkim to dostajemy ochrzan. To jest nienormalne. – Dodała.
- Proszę wybaczyć. Jednak z pewnych źródeł dowiedzieliśmy się, że to Fairy Tail pierwsze zaczęło spór. – Odezwał się znowu okularnik. (haha xD) Brązowooka znowu ścisnęła mocniej pięści. Cholera! To nie do końca tak!
- Co zamierzacie zrobić? – Spytał młody Dreyar spokojnie.
- Musimy przesłuchać kogoś..
- Zgłaszam się. – Odezwała się magini Gwiezdnej Energii, przerywając mu. – Odpowiem na każde pytanie. – Rzuciła hardo i podeszła do Rycerzy.
- Co Ty wyprawiasz? – Zainterweniował blondyn.
- Spokojnie. To tylko przesłuchanie. – Uśmiechnęła się przez ramię. - Wiem co się działo od samego początku. Przekaż Mistrzowi, żeby się nie martwił. – Dorzuciła i spojrzała na Lahara. – Możemy ruszać? – Spytała. Kapitan skinięciem głowy zgodził się i wraz z obstawą, blondwłosa zniknęła.
- Cholera.. – Przeklął młody Dreyar pod nosem i odprowadził wzrokiem maginię oraz Rycerzy. Gdy już zniknęli mu z pola widzenia, wszedł do środka zrujnowanej gildii.

Kilka dni później.
Gildia Fairy Tail małymi kroczkami powracała do swojego wyglądu. Magowie mieli gdzie siedzieć, jednak dach nie został jeszcze do końca pokryty. Niestety.. gildia dzisiaj nie tętniła życiem jak to zazwyczaj bywało. Wszyscy pogrążeni byli w żałobie po śmierci Lisanny, której to pogrzeb odbył się dzień wcześniej. Heartfilli nie udało się dotrzeć na czas na tę uroczystość. Wzięła całą winę na siebie za spowodowanie wojny między dwoma gildiami. Została zamknięta w więzieniu na dwa tygodnie, póki decyzja Rady dotycząca właściwej kary nie zostanie zapadnięta definitywnie. Oprócz Mistrza, Laxusa oraz Erzy, nikt o tym nie wiedział. Reszta magów żyła w przekonaniu, że blondwłosa wyruszyła do rodzinnego domu, by pobyć z ojcem, którego stan się pogorszył, co oczywiście prawdą nie było. Za barem stał Chigiri. Na prośbę starszej Strauss wziął za nią zastępstwo do końca tygodnia. Bez zawahania zgodził się.
- Współczuję Lucy.. tak wszystko to się tak nagle na nią też zwaliło. – Rzucił Fullbaster, dosiadając się do Laxusa i Erzy, którzy do zacięcie o czymś szeptali.
- Racja.. – Odpowiedziała nerwowo. – Ale jest silna, wszystko będzie dobrze. – Dodała już bardziej przekonująco.
- Może ktoś powinien ją odwiedzić? – Tytania wypluła sok, który właśnie sączyła, słysząc to.
- Nie jest sama. – Rzekł blondyn. Mag lodu spojrzał na niego zdziwiony.
- Skąd wiesz? – Zmrużył oczy i wyczekiwał odpowiedzi. Dreyar przybrał maskę obojętności. Nie dał po sobie poznać, że również jest lekko zdenerwowany.
- Chodzi mi o to, że ma nas. – Wytłumaczył.
- Może masz rację. Widział ktoś zapałkę? – Spytał po chwili i rozglądnął się po remontowanym pomieszczeniu.
- Jest w tym samym miejscu, co wczoraj my wszyscy. – Odpowiedział mu młody Chigiri, polerując szklankę.

Parę dni później.
Wychodząc na wolność, która została jej odebrana na dwa tygodnie, nie czuła jakieś specjalnej euforii. Całe to zamieszanie dobiło ją niemiłosiernie. Nie miała najmniejszej ochoty się uśmiechać. A to jeszcze nie koniec.. Rada podjęła decyzję iż przez co najmniej trzy miesiące nie może wykonywać żadnych misji. W sumie to i tak delikatna kara, jaka mogła ją spotkać. Wolnym krokiem ruszyła w stronę swojego mieszkania. Czynsz miała nadpłacony, więc nie przejmowała się zbytnio tym, że nie będzie miała gdzie mieszkać. Napuściła do wanny ciepłej wody i dodała parę kropel lawendowego olejku. Para wypełniła całe pomieszczenie, a ona zanurzyła swoje ciało. Od razu poczuła ulgę i to jak emocje z ostatnich tygodnie, ulatują z niej. Wystarczyła jej godzina na dokładne ogarnięcie się i kolejne wyjście z domu. Pierwszym miejscem do jakiego chciała się udać, był cmentarz. Nie uczestniczyła w pogrzebie z wiadomych przyczyn. Po drodze zakupiła bukiet kwiatów i ruszyła w wyznaczone miejsce. Cmentarz był pusty. Mimo iż nie było jej na uroczystości, od razu wiedziała, w które miejsce się udać. Od tego przykrego i dramatycznego przeżycia minęły dwa tygodnie. Grób był przyozdobiony wielobarwnymi kwiatami, co więcej było ich mnóstwo. Godło Fairy Tail wygrawerowane na pomniku, jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu, że to tutaj została pochowana. Swój niewielki bukiet położyła obok innych. Uklękła przed pomnikiem i zaczęła się cicho modlić. Sama nie wiedziała, ile już tak trwa. Dopiero spadające z nieba krople deszczu, ‘obudziły’ ją z tego transu. Podeszła do wygrawerowanej tablicy i dotknęła opuszkami palców jej wyrytego imienia.
- Żegnaj Lisanno. – Wyszeptała i uśmiechnęła się blado.
Kolejnym miejscem, do którego się udała, była oczywiście gildia. Z zewnątrz nie zmieniła się nic a nic. W środku też nic się nie zmieniło. Był gwar. Jak zawsze. Kochała te sprzeczki między innymi magami, odgłos tłukących się kufli i nawet te bójki, w których nie raz miała przyjemność uczestniczyć. Pchnęła wielkie drewniane drzwi, a oczy wszystkich tam zgromadzonych od razu skierowały się w jej stronę. Na twarzach magów powoli malowały się uśmiechy i ciche przywitania. Odwzajemniła gest i pewnym krokiem udała się na piętro, do gabinetu Mistrza.





No i jak? Piszcie piszcie, co myślicie ^^
Smętny rozdział, ale trudno..
No i co ważniejsze.. daję sobie paznokcie uciąć, że większość z Was ucieszyła się z faktu, iż uśmierciłam Lisanne, ale nawet nie zdajecie sobie sprawy, jakie to było dla mnie trudne.. serio.. ręce mi się trzęsły, a nawet płakać się mi chciało.. A miałam nikogo nie uśmiercać w tym opowiadaniu.. fuck! Wiedziałam, że mnie coś jednak podkusi.. ale już trudno, stało się xD
Mimo że takie smutne to jestem zadowolona z tego rozdziału ^^
I komu dedyk? *werbel* Mini Aika! – To dla Ciebie! ;3 Dziękuję za przemiłe słowa, które zawsze zostawiasz pod moimi rozdziałami ^^

Uwielbiam Cię, buźka! ;* 

piątek, 21 czerwca 2013

44. Uwolnienie i krzyk.

Blondwłosa nie miała co do tego dobrych przeczuć. Rozumiała zachowanie Mistrza, ale żeby atakować tak od razu? Bez żadnego planu? To było niedorzeczne. Widziała zaciętość na twarzach innych magów. Tę determinację. Mimo to, bała się. Magowie szli pewnie. Ich kroki dało się słyszeć już w zasięgu kilkuset metrów. Dało się nawet wyczuć niewielkie trzęsienie pod ich ciężarami. A ona szła sama, z tyłu. Czuła jak miękną jej nogi, a ręce pocą się niemiłosiernie.
- Czym się martwisz? – Jej kroku dorównał wysoki blondyn.
- Cała ta akcja.. Mam złe przeczucia. To prowokacja, jak nic. Idziemy na pewną śmierć. Bez żadnego planu. To nie jest normalne. – Rzekła.
- Jesteśmy Fairy Tail. U nas nic nie jest normalne. (Ojj szczera prawda ;P) – Uśmiechnął się.
- Jak możesz być w takiej chwili spokojny? – Spojrzała na niego z ukosa. Ten westchnął.
- Chodzi o to, że mając zakładnika nie można tracić ani chwili. Kto wie co im wpadnie do głowy? Dlatego ruszamy teraz. Damy radę. Wrócimy wszyscy cali i zdrowi.
- Od kiedy jesteś takim optymistą?
- W takiej chwili jest to bardzo potrzebne.
- A chcesz przekonać mnie, siebie, czy resztę, że będzie dobrze?
- Teraz ich to chyba nie bardzo interesuje. Są wściekli, bo uprowadzono członków rodziny.
- Napaleńcy. – Burknęła pod nosem.
- Nie martw się na zapas. Taki obrót spraw sprawia, że rośnie w nas jeszcze większa siła, by pokonać przeciwnika. Zobaczysz, Ty również to odczujesz.
- Mam nadzieję..
- A właśnie.. wiem, że to nie odpowiednia chwila.. ale jak odzyskałaś moce? – Spytał bardzo zainteresowany tym faktem.
- A no wiesz.. – Zaczęła się jąkać. – To moja tajemnica. – Rzekła po chwili, uśmiechając się nerwowo, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy. – Magia płynie z serca, prawda? Myślę, że ta moc ciągle we mnie była, ale nie byłam dostatecznie zdeterminowana, by na nowo ją posiąść.
- Rozumiem. W każdym bądź razie, cieszę się z tego powodu, ale nie rób już więcej takich rzeczy jak ostatnim razem.
- Postaram się, ale powinieneś wiedzieć, że jeśli zajdzie taka potrzeba, zrobię to znowu.
- Ani mi się waż! – Skarcił ją. – Jeśli zajdzie potrzeba, wymyśli się coś innego. – Pocieszył ją.
- Oby nie było takiej potrzeby.. – Dodała szeptem, ale i tak wiedziała, że ją usłyszał.

Na samym przedzie byli Smoczy Zabójcy. Swoimi zmysłami prowadzili resztę magów do wrogiej gildii. Szli za zapachem swoich towarzyszy. Makarov Dreyar pałał wielką wściekłością do gildii, która wzięła na zakładników jego dzieciaki. Po godzinnym marszu, zatrzymali się przed wyznaczonym celem. Gildia dwa razy większa niż ich, prezentowała się o dziwo bardzo dobrze. Zwykły podróżnik nigdy by nie pomyślał, że jest to gildia, która nie cieszy się dobrą reputacją. Natsu oraz Gajeel, kopniakiem ‘otworzyli’ wielkie drewniane drzwi.
- Przybyło Fairy Tail! – Krzyknęli chórem. Zgromadzeni tam magowie uśmiechnęli się złowieszczo i od razu rzucili się w bój z przybyłymi Wróżkami. Całe to zajście obserwował z góry Mistrz owej gildii – Ren Haiba. Mężczyzna grubo po czterdziestce, przystojny i wysoki.
- Witam w moich skromnych progach! – Starał się przekrzyczeć gwar, jaki panował na parterze. Każdy z magów, bez wyjątku, toczył zaciekły bój z wrogiem. Jedynie Makarov przypatrywał się mężczyźnie z chęcią mordu w oczach. – Zapewne Ty jesteś Mistrzem gildii? – Zwrócił się bezpośrednio do niego. Mimo dzielącej ich odległości, doskonale się słyszeli.
- Oddaj mi moje dzieci! – Wrzasnął staruszek, na co ten wybuchnął śmiechem.
- Dobre sobie. Myślisz, że tak łatwo Ci ich oddam? Nie ma takiej opcji. Jeden z członków mojej gildii stracił głowę. Mój syn (mam nadzieję, że zorientowaliście się po nazwisku) został zmasakrowany i trochę hmm.. przywęglony? Tak, że i tutaj nie pozostanę dłużny. Pozwolę Ci wybrać, którego ze swoich dzieci pozbawisz życia. – Uśmiechnął się.
- Ty draniu! Nie pozwolę Ci na to! – Krzyknął z jeszcze większą wściekłością. Jego prawa dłoń przybrała niesamowicie dużych rozmiarów i jednym ruchem pozbawił pomieszczenie wejścia na piętro. Chmura kurzu wypełniła całe wnętrze budynku, przez co magowie zaprzestali walk. Gdy po kilkunastu sekundach odzyskali widoczność, na nowo zaczął się bój. Prócz łamiących się stołów, krzeseł czy kości (xD) było słychać również krzyki maltretowanych członków gildii Fairy Tail jak i Laughing Coffin. Cały budynek został polem bitwy, na którym odbywała się prawdziwa rzeźnia.

- Gadaj gdzie ONI są? – Dragneel chwycił jednego z magów za fraki i posłał mu mordercze spojrzenie. Przeciwnik nic nie odpowiadał. Z prostego powodu. Różowowłosy nie zdawał sobie sprawy, że trzymana przez niego osoba już dawno wyzionęła ducha. Westchnął i odrzucił mężczyzną gdzieś w bok. (No wiesz Natsu? Nawet nieżywego już nie zostawiasz w spokoju.. wstydź się ;P) – Cholera. – Przeklął pod nosem i dalej ruszył na przeciwników, którzy mieli sporą przewagę liczebną. Każda Wróżka dawała z siebie wszystko. Mimo zmęczenia, jakie odczuwali, nie poddawali się.
Każdy z magów Fairy Tail zadawał swoim przeciwnikom to samo pytanie, ale żaden nie uzyskał na nie odpowiedzi.
- Może od Ciebie się dowiem, gdzie są nasi przyjaciele? – Heartfillia oplotła ciało mężczyzny swoją bronią i usiadła na jego plecach.
- Nie odpowiem Ci, choćbyś musiała mnie zgnieść nawet swoim cielskiem. – Odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem, co jeszcze bardziej wzburzyło dziewczynę. Ścisnęła mocniej Fleuve d'étoiles wokół jego ciała, na co ten syknął. – To nic nie da.. – Rzucił hardo.
- Nie udawaj takiego silnego. Odpowiadaj, inaczej powyrywam Ci wszystkie kończyny. – Rzekła i żeby udowodnić prawdomówność swoich słów, znów ścisnęła broń. Ku jej zaskoczeniu, zauważyła na ręce mężczyzny obrączkę. – Masz dzieci? – Spytała po chwili spokojniej.
- A co Cię to obchodzi? – Odpowiedział pytaniem.
- Kochasz ich?
- Co Ty pleciesz dziewczyno? W takiej chwili pytasz mnie o takie rzeczy?
- Zrozum ból naszego Mistrza, gdy uprowadziliście jego dzieci. Jakbyś się czuł na jego miejscu? – Mężczyzna milczał, a blondwłosa pogrążyła się z zadumie i straciła czujność, przez co mag wyswobodził się z uścisku i przewrócił dziewczynę tak, że to teraz on siedział na niej.
- Nie mam teraz czasu na sentymenty. – Uśmiechnął się chytrze pod nosem i uderzył dziewczynę w policzek tak mocno, że został jej wyraźny ślad oraz kilka rozcięć. Jak się okazało, dzierżył kastet na którego końcu znajdowały się kolce. – Teraz już nie jesteś tak mądra, co? – Teraz to ona się uśmiechnęła, co zdezorientowało mężczyznę i nim ten się zorientował o co chodzi, został odrzucony o kilka metrów dalej przez rudowłosego przyjaciela.
- Dzięki Loki. – Uśmiechnęła się blado do niego, ocierając zakrwawiony policzek.
- Uważaj na siebie Lucy. Nie pozwól się dekoncentrować. Nie zawsze mogę przy Tobie. – Rzekł spokojnie i z troską.
- Jasne. Wybacz. Biorę się w garść. – Ścisnęła mocniej rękę na broni i podbiegła do kolejnego przeciwnika, który chciał zaatakować McGarden od tyłu. Blondwłosa mu przeszkodziła, owijając Fleuve d'étoiles wokół jego stóp, prowadząc do tego, że stracił równowagę i się przewrócił.
- Dzięki Lucuś! – Odpowiedziała jej niebieskowłosa, unikając kolejnego ataku przeciwnika.
- Nie ma sprawy! Uważaj na siebie! – Odpowiedziała jej i pociągnęła swoją nową ‘ofiarę’. Wróg wyswobodził nogi z uścisku i z pięściami ruszył na Heartfillię. Ta zwinnie uniknęła ciosu, jednak już za drugim nie miała tyle szczęścia. Pięść wbiła się w jej brzuch, a ona sama odleciała parę metrów do tyłu. Podniosła się chwiejąc. Wytarła strużkę krwi, która wydobyła się z jej ust. – Tak się nie będziemy bawić. – Odparła i zdobywając nowe siły, podbiegła do mężczyzny, który z powrotem podchodził do niebieskowłosej, zabierając po drodze jeden z sztyletów i rzuciła w niego. Ostre narzędzie wbiło się w jego szyję, a ten syknął z bólu, po czym osunął się na ziemię. Brązowooka ciężko dysząc rozejrzała się dookoła. Wszędzie leżały martwe, półmartwe i nieprzytomne ciała przeciwników. Zauważyła też, że wiele osób z jej gildii jest poważnie rannych i ledwo trzyma się na nogach. Kilku leżało już nieprzytomnych. Na szczęście tymi zajmowała się mała Marvell, a jej ‘tyły’ chroniła starsza Strauss. Blondwłosa poczuła się słabo i upadła na kolana. No tak.. trzy duchy. Muszę je odwołać inaczej długo nie pociągnę. Jak pomyślała, tak zrobiła. Na polu bitwy zostawiła tylko Lwa, który dzielnie niósł pomoc innym magom, mający większe trudności z przeciwnikiem.

- Gdzie moje dzieci?! – Krzyczał starszy Dreyar, okładając wielkimi pięściami Mistrza przeciwnej gildii. Tego zaś chroniła jakaś mocna bariera i za nic w świecie, ataki Mistrza Wróżek nie chciały przez nią przejść.
- To Ci nic nie da starcze. Twoje ataki są bezsensu. – Odpowiedział mu z uśmiechem.
- Gdzie moje dzieci? – Powtórzył znowu.
- W pewnym miejscu.. – Rzucił tajemniczo i wtem usłyszeli głośny huk. Za Haibą pojawiła się szkarłatnowłosa w jednym ze swoich stroi. Zbroi Czarnego Skrzydła. – A-ale jak to? – Spytał zdziwiony mężczyzna.
- Macie kiepską ochronę więzienia. – Rzuciła z uśmiechem i ruszyła na chronionego przez barierę Mistrza. Jednym ruchem miecza rozwaliła ową barierę.
- Cholera! – Przeklął pod nosem. Złożył ręce w dziwaczny sposób i znów otoczyła go bariera w kształcie ciemnej kuli, po chwili dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
- Erza, jak to możliwe? Gdzie reszta? – Pytał z niedowierzaniem, ale również ze szczęściem w oczach. Mimo zbroi jaką miała obecnie na sobie, na jej ciele znajdowały się liczne obrażenia.
- Specjalnie dałam się zrobić zakładnikiem. Reszta jest bezpieczna. Odzyskują siły. Podczas tego wszystkiego, byliśmy katowani. Dzięki jakimś kajdankom nie mogliśmy używać swoich mocy, więc ciężko było się z tego wydostać. Stąd te rany.
- Te dranie.. – Rzucił zły Dreyar. – Tchórze. Posuwać się do czegoś takiego. Jeszcze ten cały Mistrz zniknął.
- Spokojnie Mistrzu. Jeszcze go dopadniemy. Teraz trzeba rozprawić się z tymi tutaj. Wendy! – Zwróciła się do młodej magini w oddali. – W piwnicy znajduje się Macao, Romeo i Lisanna. Są ciężko ranni, pomóż im!
- Już biegnę! – Odkrzyknęła i pobiegła w wyznaczonym kierunku. Sama Tytania wraz z staruszkiem ruszyli na pomóc kompanom. Z ich pomocą rozprawili się z przeciwnikami z mgnieniu oka. Zmęczeni, ale uśmiechnięci krzyknęli wesoło ‘Wygraliśmy!’. Jednak krzyk, który usłyszeli po wypowiedzeniu tego słowa, całkowicie zburzył ich entuzjazm. Ostatkami sił pobiegli w stronę dobiegającego krzyku, który należał do młodej Wendy Marvell.





Dam, dam, dam~
I znów kończę w takim momencie, a co ^^
I bardzo proszę mi czasem nie spoilerować, dlaczego tak krzyknęła itp. jasne? <grozi palcem>
Macie mi tylko grzecznie to przeczytać, a potem ewentualnie skomentować, co o tym sądzicie ;P no i jeszcze cierpliwie czekać na ciąg dalszy, który pojawi się w niedzielę po południu ;)
No i cóż.. naszło mnie, by dać komuś dedykację.. Rzadko kiedy, jakąś dodaję, ale tym razem postanowiłam dać dedyka nikomu innemu, jak jedynej w swojej rodzaju, utalentowanej i jednej z mojej najwierniejszych fanek! Yasha Corleone: ten rozdział jest dla Ciebie! ;*

Buźka Mordki moje jedyne! ^^

czwartek, 20 czerwca 2013

43. Zemsta i zakładnicy.

Wieczorem Heartfillia już była w stanie sama chodzić. Co jednak nie bardzo podobało się różowowłosemu.
- Może zaniosę Cię na rękach? – Wtrącił, widząc jak dziewczyna idzie ledwo co do jadalni na kolację.
- Nie trzeba. Po za tym.. jestem ciężka. – Uśmiechnęła się pod nosem.
- Wcale nie jesteś! – Szybko zaprzeczył.
- Jasne.. – Burknęła. – Jeśli już tak bardzo chcesz mi pomóc, to użycz mi ramienia. – Chłopak szarmancko wykonał polecenie. W ciszy udali się do jadalni, gdzie czekał na nich już zleceniodawca oraz szkarłatnowłosa z Fernandesem.
- Smacznego. – Odezwał się Kazuki.
- Jak się czujesz Lucy? – Spytała Scarlet, gdy skończyli posiłek. Pan domu udał się do swojego pokoju w celach wypoczynku i zmęczenia, zostawiając magów samych.
- Coraz lepiej. Myślę, że już jutro możemy wracać do Magnolii. – Odpowiedziała z uśmiechem. Widząc jednak niezadowoloną twarz Salamandra, dodała poważnie: - Postanowione. Jutro wracamy.
- Dobrze. A Ty, Jellal? Wracasz z nami? – Zwróciła się do ciągle milczącego niebieskowłosego.
- Nie. Mam jeszcze sporo rzeczy do załatwienia, więc nasze drogi się rozchodzą.
- Rozumiem.. – Rzekła smutno. Między magami zapadła niezręczna cisza, którą każdy bał się przerwać.
- To.. – Zaczęła cicho blondwłosa. – Dzięki za ratunek.. Jellal? – Uśmiechnęła się do chłopaka, na co ten odwzajemnił gest. – Skąd w ogóle się tam wziąłeś?
- Cóż.. muszę się przyznać, że śledziłem Was.. – Wróżki nie ukrywały zdziwienia.
- Moment, moment.. Czyli to Ty skradałeś się też przed gildią? – Zauważyła magini Gwiezdnej Energii.
- Tak. To byłem ja. – Przyznał się, a Tytania wraz z różowowłosym obdarzyła i jego i brązowooką zdziwionym spojrzeniem.
- Od kilku dni czułam, że ktoś obserwuje gildię.. ale teraz doszłam do wniosku, że chyba jednak śledziłeś jedną konkretną osobę. – Uśmiechnęła się zadziornie do chłopaka. Milczał, a Scarlet oblała się delikatnym rumieńcem. – Natsu, pomożesz mi dojść do pokoju? – Spytała po chwili, wyczuwając moment, że tamci mają sobie jeszcze coś do powiedzenia.
- Jasne. – Dragneel wstał od stołu i tym samym sposobem co wcześniej, odprowadził dziewczynę do pokoju. – Jesteś pewna, że jutro dasz radę wrócić do Magnolii? – Spytał, gdy tylko przekroczyli próg pokoju, w którym odpoczywała dziewczyna.
- Jestem pewna. W razie czego, wiem, że mogę na Tobie polegać. – Puściła mu oczko.
- Do usług. – Ukłonił się szarmancko. – Dobranoc Lucy. – Spoważniał i podszedł do dziewczyny i uklęknął przy łóżku, w którym już wygodnie leżała.
- Dobranoc Natsu. – Odpowiedziała. Nim ten wyszedł (niechętnie) z pokoju, ucałował jej policzek.

- Kiedy znów Cię zobaczę? – Spytała Tytania, która została odprowadzana do pokoju.
- Sam nie wiem. Gdy będę wiedział, że mogę się już spokojnie pokazywać na ulicy, odwiedzę Cię. Teraz póki co, chcę znaleźć jakiś swój własny kąt. – Rzekł, nie obdarzając jej spojrzeniem.
- Wstąp do Fairy Tail.
- To byłby problem dla Was, dla Mistrza.. Rada by mogła nie dać Wam spokoju.
- Jesteśmy Fairy Tail.. my nigdy nie będziemy mieli spokoju. – Rzuciła, uśmiechając się. Niebieskowłosy odwzajemnił gest.
- Dobranoc Erzo. Mam nadzieję, że spotkamy się jak najszybciej. – Zakomunikował, gdy dotarli pod drzwi sypialni Scarlet.
- Dobranoc. Uważaj na siebie. – Odpowiedziała mu i weszła do pokoju. Zanim jeszcze się położyła, oparła się plecami od drzwi i zjechała po nich, chowając twarz w kolanach i cicho szlochając.

Ranek bardzo słoneczny. Blondwłosa obudziła się w bardzo dobrym humorze. Tak samo też się czuła fizycznie. Udała się do łazienki w celu odświeżenia się. Półgodzinna kąpiel bardzo jej pomogła. Skończyła właśnie się ubierać, gdy nagle usłyszała pukanie. Rzuciła krótkie ‘proszę’, a w drzwiach stanęła pokojówka.
- Śniadanie gotowe. – Ukłoniła się w stronę blondynki.
- Dziękuję. Już idę. – Odpowiedziała z uśmiechem, a pokojówka wyszła. Heartfillia poprawiła się jeszcze kilka razy i również ruszyła w stronę jadalni. Natsu oraz Erza już tam byli, ale niebieskowłosego nigdzie nie widziała. – Jellal wyjechał? – Spytała szeptem, dosiadając się do stołu. Tytania kiwnęła twierdząco głową. Nikt już się nie odezwał. W ciszy zabrali się za posiłek. W końcu nadeszła chwila pożegnania z zleceniodawcą.
- Dzięki za wszystko. – Mężczyzna uśmiechnął się do każdego z magów i wręczył im sakiewkę z klejnotami. – Podniosłem nagrodę, by jakoś zrekompensować problemy z odzyskaniem tej książki. – Dodał.
- Nie trzeba było. – Rzekła Tytania.
- Ależ jak najbardziej trzeba. Sama książka jest dla mnie bardzo cenna. Myślałem, że wykonanie tej misji będzie proste, ale za to że były utrudnienia, postanowiłem podnieść nagrodę. I nie przyjmuję żadnej odmowy. – Dodał szybko, widząc otwierającą się buzię szkarłatnowłosej.
- Przepraszam bardzo, ale ja nie mogę przyjąć pieniędzy. – Rzekł Salamander, wyciągając rękę z sakiewką. – Nie uczestniczyłem w misji. – Dodał.
- Myślę, że również i Tobie należy się nagroda. Zasługujesz na to. Pomogłeś im. – Stwierdził Kazuki. – Tutaj również nie przyjmuję odmowy. – Uśmiechnął się szeroko.
- Dziękujemy za gościnę. – Rzuciła blondwłosa. – Do widzenia. – Dodała odchodząc z towarzyszami.
- Do widzenia. Bezpiecznej podróży! – Krzyknął do magów.

Szybko znaleźli się na stacji i ku ich uciesze, pociąg do Magnolii już stał na peronie.
- Nie wsiądę! – Wrzeszczał Dragneel, zapierając się rękami i nogami od wejścia do maszyny.
- No już, właź! – Denerwowała się Heartfillia, wpychając chłopaka z całych sił do środka. Ten ani drgnął. Spróbowała innej metody. Zaczęła go łaskotać. Zaczął się śmiać, ale i tak to nic nie pomogło. Kolejne podejście. Przecisnęła się do środka pociągu i uśmiechnęła zadziornie do chłopaka. Ten nie wiedząc, czego się spodziewać, przyjął kamienny wyraz twarzy. Heartfillia podeszła bliżej chłopaka i chwyciła go za szalik, nadal uśmiechając się do chłopaka i kokieteryjnie trzepocząc rzęsami. Przybliżyła swoją twarz do ucha Dragneela i wyszeptała mu kilka zrozumiałych tylko dla nich słów, a potem pocałowała go w usta. Różowowłosy stracił czujność, co blondynka wykorzystała. Pociągnęła mocniej za łuskowaty szalik, wpychając tym samym chłopaka do środka. Drzwi się zatrzasnęły, a twarz Smoczego Zabójcy momentalnie przybrała zielonkawy odcień. Pociągnęła półprzytomnego chłopaka do wydzielonego przedziału i usadowiła na wolnym miejscu. Sama zaś usiadła obok Tytanii.
Podróż minęła bez większych przeszkód. Dragneel, gdy tylko poczuł, jak maszyna się zatrzymuje, wyleciał z niej niczym torpeda i ze łzami w oczach, zaczął całować stały grunt.
- Weź się w garść. – Rzuciła do niego blondwłosa. Scarlet przez całą drogę była milcząca. Nawet teraz, gdy już byli w Magnolii, nie zwracała uwagę na błazenadę chłopaka. Heartfillia domyślała się, co, a raczej kto jest powodem zadumy przyjaciółki. Nie chciała się jednak niepotrzebnie wtrącać. Jeśli będzie chciała, to się wygada. Pomyślała.
- Głodny jestem. – Stwierdził różowowłosy, otrzepując się z kurzu. – Do gildii, marsz! – Dodał wesoło i z uśmiechem ruszył przed siebie, a za nim w ciszy podążały maginie. Idąc uliczkami Magnolii, napotykali pełne strachu spojrzenia mieszkańców. Szeptali niezrozumiale między sobą jakieś słowa, co bardzo drażniło przybyłych magów. Nawet Tytania w końcu odzyskała ‘rozsądek’ i zaczęła się zastanawiać, co jest przyczyną takiego a nie innego zachowania mieszkańców. Wtem usłyszeli głośny wybuch, trzask, a kilkaset metrów dalej unosił się ciemny dym.
- Czy to czasem nie jest.. – Blondwłosa nawet nie chciała kończyć. Pędem ruszyli w kierunku wybuchu. Widok jaki tam zastali, przekroczył ich najśmielsze oczekiwania. Gildia Fairy Tail była burzona. Ich gildia, dom. Na zewnątrz znajdowali się chyba wszystkie Wróżki i odpierali atak wroga. Z marnymi skutkami.
- Co się do cholery dzieje?! – Wrzasnął zły Salamander i nie czekając na wyjaśnienia, pobiegł w stronę tłumu i dołączył do bitwy.
- Natsu, Erza, Lucy! – Krzyknął Fullbaster, osłaniając się przed atakiem jednego z magów.
- Nie trać gardy! – Upomniał go młody Dreyar, piorunując przeciwnika.
- Co tu się dzieje? – Spytała przerażona Heartfillia, przypatrując się całej tej scenerii. Tytania również dołączyła już do bitwy, a ona stała niczym słup soli.
- Lucy, uciekaj stąd! Nie używasz magii! – Wrzasnął młody Dreyar, prowadząc do tego, że i w niej zagotowała się krew i była w stanie ruszyć do boju.
- Nie ma mowy! Też będę walczyć! – Odpowiedziała mu równie krzykiem.
- Zwariowałaś? Uciekaj stąd, póki czas! – Skarcił ją mag lodu.
- Nie karz się nam powtarzać! – Dodała Alberona.
- Nie jestem tchórzem. – Rzekła spokojnie. Wyciągnęła kilka złotych kluczy i przywołała Leo, Scorpio oraz Sagittariusa, co wywołało niemałe zdziwienie ze strony magów Fairy Tail. Ona się tym nie przejmowała. Odczepiła z paska Fleuve d'étoiles i również ruszyła do ataku. Kolejny wybuch. Ciemna chmura dymy uniemożliwiła magom odnalezienie przeciwników. Wielu z nich miało już poważne rany. Gdy mgła opadła, okazało się, że wrogowie zniknęli.
- Kto to był? – Spytał Dragneel, dysząc.
- Gildia Laughing Coffin. – Odpowiedział młody Dreyar. Blondwłosa wzdrygnęła się na dźwięk tych słów. Podeszła do chłopaka.
- Możesz powtórzyć? – Spojrzała na niego zaskoczona.
- Laughing Coffin. – Heartfillia chwyciła się za głowę. – Ej, Lucy. Co jest? – Spytał zaskoczony jej zachowaniem.
- Czego oni chcieli? – Wtrącił się Salamander.
- Powiedzieli, że przyszli wyrównać rachunki za zranienie ich towarzyszy. – Wytłumaczył mag lodu.
- Zranienie towarzyszy? Przecież my nikogo nie atakowaliśmy. – Zdziwił się różowowłosy.
- Natsu.. – Zaczęła magini Gwiezdnej Energii. – Ci na misji.. oni byli z Laughing Coffin. Przyszli się zemścić. Cholera! – Przeklęła pod nosem.
- Mieliście z nimi styczność? – Spytał blondyn.
- Razem z Erzą na misji trafiłyśmy na nich. Właśnie.. – Rozejrzała się dookoła. – Gdzie jest Erza? – Wszyscy magowie zaczęli szukać wzrokiem przyjaciółki. Jednak śladu po niej nie było.
- Macao i Romeo też nie ma. – Stwierdziła Cana.
- Lisanna.. – Dodała starsza Strauss z paniką w oczach.
- Mają zakładników. – Rzucił spokojnie Mistrz, dzierżąc w ręku drewnianą laskę. – Już są martwi. – Mówiąc to, ścisnął mocniej przedmiot w dłoni, a ten rozkruszył się. – Ten, kto rani moje dzieci, już niech sobie przygotuje grób. – Dodał. – Moi drodzy: wojna! – Krzyknął.
- Aye! – Odpowiedzieli wszyscy po chwili chórem, a ich głosy echem rozniosły się po mieście.





Dobra, nie bijcie, że kończę w takim momencie ^^ Lubię tak trzymać Was w niepewności, bo wiem, że wtedy na pewno będziecie chcieli ciąg dalszy i tutaj zajrzycie ;D
Znowu się dzieje, a będzie co czytać.. zapewnię Wam nie lada emocje i niespodzianki xD
Ale cii.. to w następnym rozdziale ^^
A no i właśnie! Tak bardzo bym chciała Wam podziękować za miłe komentarze dotyczące ostatniego rozdziału.. to nie tak, że nie byłam z niego zadowolona.. po prostu, gdy go pisałam, miałam uczucie, jakby nic się mi tam nie kleiło.. ale Wasze słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że może faktycznie byłam w błędzie.
Dziękuję, że ze mną jesteście do tej pory i mnie wspieracie. Naprawdę, dużo to dla mnie znaczy :*

Jesteście przekochani! <3

poniedziałek, 17 czerwca 2013

42. Woda i pięści.

- No właśnie, kim jesteś? – Spytał trzeci mag z Laughing Coffin. Przybyła postać milczała. Kaptur zarzucony na głowę, uniemożliwiał odgadnięcie tożsamości. – Ja jestem Rei Haiba. – Jego włosy były koloru czarnego, a oczy fioletowego. Widać było, że traci cierpliwość. Od kilku minut gość nie przedstawił się, ani nie wykonał żadnego ruchu. – No co jest z Tobą człowieku?! Ja tu się przedstawiam, a Ty stoisz jak kołek i nic nie mówisz ani nie robisz!
- Nie kazałem Ci się przedstawiać. – Odparł po chwili.
- A jednak masz język.. – Czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie. – To co, walczymy? – Przybrał postawę bojową i czekał. Przeciwnik jak stał tak stał. Przybysz odwrócił się do niego tyłem i wziął ranną szkarłatnowłosą i ułożył ją delikatnie przy ruinach, w cieniu. Tak samo postąpił później z blondwłosą. – Nie chcesz by coś im się stało? Kim one dla Ciebie są?
- Strasznie dużo mówisz. – Zauważył. Ściągnął kaptur i ukazały się niebieskie włosy.
- Znam twarz.. Groziłem Ci kiedyś? (Yohohohohoho xD nie mogłam się powstrzymać ^^ mam nadzieję, że domyślacie się z jakiego to filmu ;P)
- Wątpię..
- Myślisz, że wygrasz?
- Ja to wiem. – Zrzucił z siebie pelerynę. – Altealice! – Niebieskowłosy uniósł nad głowę ręce i po chwili pojawiła się czarna energia, która szybko rozrosła się, a kula była pełna drobnych białych światełek. Uwolniona, ruszyła w kierunku przeciwnika.
- Ryk Wodnego Smoka! – Krzyknął tamten, powodując przy tym niesamowity wybuch. – To było niezłe. – Pochwalił go Haiba. – Pięści Wodnego Smoka! – Zaatakował szybko niebieskowłosego, który w ostatniej chwili uniknął ataku, odskakując w górę.
- Grand Chariot! – Wypowiedział w powietrzu. Ułożył jedną wyprostowaną rękę na drugą i wyciągnął palce w charakterystyczny sposób. Przed niebieskowłosym pojawiło się siedem połączonych ze sobą promieni, które przypominały konstelację. Każda pieczęć uwolniła potężny wybuch światła, a następnie poleciała w dół, w stronę czarnowłosego. Eksplozja, jaka się właśnie dokonała wyryła na ziemi wzór konstelacji. Mag z powrotem powrócił na ziemię, obserwując kłęby dymu unoszące się wokół niego i w miejscu, gdzie stał jego przeciwnik. Gdy już myślał, że zwycięstwo należy do niego, ni stąd ni zowąd poczuł ból w okolicy ramienia. – Jak to możliwe? – Spytał sam siebie. Odwrócił się gwałtownie, a tuż przed nim stał zdyszany, z poszarpanymi ubraniami przeciwnik. Uśmiechał się zadziornie.
- Ten atak był świetny.. zaskoczył mnie.. – Wydyszał. – Chyba Cię nie doceniałem. – Rei wyciągnął z pochwy miecz, czego niebieskowłosy w ogóle nie rozumiał. Nim ten się obejrzał, przeciwnik machnął bronią tuż przed jego nosem i zranił jego policzek. Fioletowooki upadł na jedno kolano i drugą wolną ręką, dotknął ziemi. Miejsce, w którym stał obecnie Fernandes, zatrzęsło się, a po chwili trysnęła woda.
- Cholera. – Przeklął pod nosem i po chwili czuł jak jego ciało zostaje ranione przez miecz przeciwnika, gdziekolwiek by się nie ruszył. Woda ciągle tryskała, niczym fontanna.
- Woda to mój żywioł. Sam też mogę się w nią przemieniać. – Kolejny cios. Tym razem nie mieczem, a mocny kopniak w brzuch przez niewidzialną osobę, sprawił iż ten wypluł trochę krwi. Niebieskowłosy był zdezorientowany. Woda nadal było jego przeciwnikiem.
- Jesteś tchórzem.. – Rzucił.
- Oh, doprawdy? Po prostu robię to, co umiem najlepiej. – Zaśmiał się.
- Czyli wkurzasz każdego po kolei? – Odpowiedział mu.
- Mów co chcesz, ale przegrasz. – W jego głosie dało się słyszeć pewność. – Giń! – Krzyknął po chwili. Brązowooki nie wiedział już, czego się spodziewać. Przyjął pozycję obronną. Coś przed nim błysnęło, a po chwili usłyszał odgłos tłukącego się metalu. – Co jest grane? – Usłyszał zdenerwowany głos czarnowłosego.
- Zastanów się, czym chcesz walczyć. – Odpowiedział mu kobiecy głos. – Woda, czy miecz? – Spytała. W odpowiedzi usłyszała tylko prychnięcie.
- Erza? – Usłyszała za sobą.
- To ja.. witaj Jellal. – Rzekła. – Kończmy to. – Dodała po chwili. Zamachnęła się i poczuła, jak jej miecz się w coś wbija. Krople krwi mieszały się z wodą i również po chwili przed nią pojawił się przeciwnik w całej okazałości, trzymając się przebity bok.
- Dobre pchnięcie, Tytanio. – Pochwalił ją. – Jednak ledwo stoisz na nogach. We dwójkę, nie będziecie w stanie mnie pokonać.
- Zamknij mordę! – Usłyszeli gdzieś niedaleko. – Oni może nie, ale ja tak! Stalowe Pięści Ognistego Smoka! – Krzyknął, a jego zapalona dłoń wbiła się w policzek przeciwnika, na co ten odleciał parę metrów do tyłu. Salamander podszedł do niego i chwycił półprzytomnego maga za kołnierz. – Ostrze Rogu Ognistego Smoka! – Po tym ataku, Haiba odleciał wysoko w powietrze, a po chwili upadło niedaleko ruin domu.
- Natsu! – Krzyknęła Tytania. – Jak się tu znalazłeś? – Spytała zaskoczona, podchodząc chwiejnie do różowowłosego. Tuż za nią szedł Fernandes. Widząc, że ta ledwo trzyma się na nogach, podszedł bliżej i chwycił ją w pasie.
- Martwiłem się o Lucy. Dzięki kartom Cany, dowiedziałem się, gdzie jest. – Mówiąc to, podszedł do nieprzytomnej blondwłosej i kucnął obok. – Lucy? – Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku lasu.
- Dokąd idziesz? – Spytała Tytania.
- Muszę znaleźć jakiegoś lekarza. – Powiedział w miarę spokojnie. – Sama widzisz w jakim jest stanie. Jak mogłaś narazić ją na takie niebezpieczeństwo? – Rzucił w jej stronę oskarżycielsko. – Dobrze wiesz, że nie ma już mocy. – Scarlet patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczyma. Nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Spuściła tylko głowę w dół. Dragneel ruszył przed siebie, nagle poczuł lekki ucisk dłoni na kamizelce.
- N-natsu? – Wyszeptała ciężko dysząc. – Książka..
- Hm? Jaka książka? – Spytał nie rozumiejąc. (Jak zwykle z reszta ;P)
- W ruinach.. nasza misja.. – Rzucała chaotycznie.
- Nie martw się Lucy. – Z pomocą Jellala, podeszła do niej i uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Już ją mam. Wracajmy. – Dodała smutno.
- Co się stało? – Spytała słabo, patrząc to na Salamandra, to na Erzę i na towarzysza, który pomagał przyjaciółce. Milczeli.
- Zaraz ktoś Cię opatrzy. Nie martw się. – Rzucił różowowłosy. – Gdzie mieszka zleceniodawca? – Spytał przez ramię.
- Na końcu miasta. – Odpowiedziała mu szkarłatnowłosa. Już o nic nie pytał. Ruszył przed siebie, trzymając pewnie Heartfillię w ramionach.

W ciszy dotarli do posiadłości Kazuki’ego.
- Na Boga! Co się stało? – Spytał zszokowany mężczyzna, widząc poobijane maginie.
- Może Pan wezwać szybko jakiegoś lekarza? – Różowowłosy olał wcześniejsze pytanie.
- O-oczywiście. – Wydukał.
Po kilkunastu minutach, w posiadłości pojawił się bliski przyjaciel-lekarz zleceniodawcy. Od razu zajął się opatrywaniem blondwłosej. Jak się okazało, Tytania nie była aż tak poszkodowana, jak wyglądało. Wraz z niebieskowłosym oraz Smoczym Zabójcą, siedzieli w drugim pokoju obok i czekali.
- Jak to się stało? – Spytał Kazuki, który właśnie przekroczył próg pokoju.
- Trzech członków innej gildii nas zaskoczyła. Też chcieli dostać tę książkę i dostać nagrodę. – Wytłumaczyła spokojnie Scarlet.
- Rozumiem.. – Westchnął. – Nie sądziłem, że będą takie problemy. Bardzo przepraszam. – Rzekł ze skruchą. Dragneel wstał gwałtownie z kanapy i podszedł do okna.
- Natsu.. – Zaczęła Tytania. – Lucy nic nie będzie.
- Wiem, że nic nie będzie. – Warknął. – Nie rozumiem tylko, dlaczego poszła na misję, skoro nie posiada magii. Co więcej, dlaczego jej nie zabroniłaś?
- Natsu, ale Ona.. – W tym momencie, wszedł lekarz, co zwróciło uwagę każdego z tam obecnych.
- Z dziewczyną wszystko dobrze. Jest przytomna. – Powiedział medyk, nim ktoś zadał jakieś pytanie. Salamander z prędkością światła, wybiegł z pokoju, do niej. – Ehh.. – Westchnął mężczyzna. – Teraz zajmę się Twoimi ranami. – Rzekł i podszedł do szkarłatnowłosej.
- Nie trzeba.. – Rzuciła cicho.
- Też jesteś ranna. To mój obowiązek. – Odpowiedział z delikatnym uśmiechem i spojrzał na chłopaka siedzącego obok niej. – Tobą też się zajmę. – Zwrócił się do niego po chwili.

Leżała na łóżku i patrzyła smutno w sufit. Nadal jestem słaba.. Zawiodłam.. Z oczu wypłynęło kilka łez. Beznadzieja.. Poczuła, jak ktoś chwyta ją za rękę.
- Natsu? – Na jego twarzy widniał uśmiech.
- Hej Lucy.. jak się czujesz? – Spytał z troską. Beznadziejnie. I psychicznie i fizycznie. – Pomyślała.
- Nie najgorzej. – Skłamała. Poprawiła się trochę i usiadła na łóżku. Wymieniali się przez chwilę spojrzeniami.
- Dlaczego poszłaś na misję, skoro nie masz mocy? – Jego ton się zmienił. Był zły. – A gdyby.. gdyby.. coś Ci się stało poważniejszego? – Rzekł dalej ze smutkiem i ścisnął mocniej jej dłoń. Do Heartfilli dotarło, jak czuł się w tamtym momencie. Uśmiechnęła się blado i dotknęła jego policzka.
- Przepraszam, że się martwiłeś..
- A Ty nadal się uśmiechasz! Ruszyłaś na misję z Erzą, którą z resztą ochrzanię później za to, że Cię ze sobą zabrała..
- Natsu.. – Przerwała mu. – Nie wiń Erzy. To ja chciałam iść na misję. Poprosiłam ją, by jakąś wybrała za mnie.
- Po co?
- Chciałam sprawdzić swoje umiejętności.. – Wzrok chłopaka tylko utwierdził ją w przekonaniu, że nic nie rozumie. – Eh.. – Westchnęła. – Natsu, ja odzyskałam moce. – Źrenice Salamandra powiększyły się dwukrotnie.
- Co?! – Krzyknął zszokowany. – J-jak to możliwe? – Nie mógł uwierzyć. Blondwłosa opowiedziała mu całą historię dotyczącą odzyskania magii. – To dlatego nie było Cię tyle czasu..
- Tak.. Błagam. Nie rozpowiadaj o tym, że odzyskałam w ten sposób magię. Dobrze wiesz, że nikt nie może się dowiedzieć o tych Schodach Czasu.
- Rozumiem. – Odparł. – Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? I nie poprosiłaś mnie, bym to ja z Tobą poszedł na misję? – Udał obrażonego.
- Przepraszam.. tak wyszło.. Chciałam wszystkim powiedzieć od razu, że znów mam moce, jednak najpierw chciałam sprawdzić, czy moje umiejętności nadal są dobre.. czy będę w stanie Was chronić.
- Głupia! – Rzucił. – Już raz nas ochroniłaś. Teraz nasza kolej, by chronić Ciebie. – Skarcił ją. – Nie waż się więcej robić takich rzeczy! – Dodał z uśmiechem. – Jasne? – Brązowooka kiwnęła głową i uśmiechnęła się delikatnie. Po chwili poczuła silne ramiona tulące ją. – Tak się martwiłem Lucy.. – Szepnął do ucha, aż przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Przepraszam. – Rzuciła. Chłopak odsunął się od niej i popatrzył prosto w oczy. Stykali się nosami i uśmiechali. Salamander musnął wargi dziewczyny, a ta nie będąc mu dłużną, oddała pocałunek z namiętnością.

- Jak się tu znalazłeś? – Spytała Tytania, gdy została sama wraz z niebieskowłosym.
- Od dłuższego czasu zamierzałem się już ujawnić. Tęskniłem za Tobą Erza. – Rzekł Fernandes, przybliżając się do dziewczyny.
- Byłeś w więzieniu. – Przypomniała mu.
- Uniewinnili mnie. Jednak nie mogę jeszcze tak wesoło sobie chodzić po mieście.
- Jednak ujawniłeś się.
- Byłyście w tarapatach.
- Rozumiem. – Na jej kamiennej jak dotąd twarzy, pojawił się uśmiech. – Dziękuję. – Posłała mu ciepłe spojrzenie. – Też tęskniłam. – Dodała po chwili i przybliżyła się do niego. Fernandes dotknął policzka Scarlet, a później zanurzył swoje wargi w jej.




Eh.. nie było mnie kilka dni.. chciałam Wam zrobić niespodziankę, a dodaję coś takiego.. Przepraszam.. nie popisałam się tym razem niestety ;/
Ale chyba przeczytać się da? Mam nadzieję, że spodobała się Wam końcówka chociaż ^^


;*

środa, 12 czerwca 2013

41. Krew i bronie.

UWAGA! Rozdział może zawierać śladowe ilości rozlewu krwi. Nie jedz, ani nie pij podczas czytania!

..

- Podmiana: Gizarma! – W prawej ręce przeciwnika pojawiła się dwu i półmetrowa broń, na końcu której żeleźce (żelazne zakończenie broni) miało kształt kosy osadzonej pionowo z dwoma kolcami sterczącymi na boki. Tytania była zaskoczona magią, jaką posługuje się jej przeciwnik. – Nie trać gardy Tytanio. – W mgnieniu oka znalazł się przy szkarłatnowłosej i udało mu się ją drasnąć w ramię. Widząc kolejny zamach przeciwnika, odleciała kilka metrów w górę i chwyciła się za krwawiące ramię.
- Skąd wiesz, kim jestem? – Spytała opanowana, patrząc na niego dosłownie ‘z góry’.
- Nie ma chyba na świecie osoby, która by nie znała potężnej Erzy Scarlet. – Uśmiechnął się chytrze. – Nie przedstawiłem się.. mówią mi Tetsu Aruto. – Jego czerwone, przepełnione rządzą mordu oczy nie pasowały do jego jakże delikatnych, blond włosów. Kolejny atak. Blondyn wyskoczył wysoko ponad ziemię i znalazł się tuż przed Tytanią. Zrobiła unik i po chwili znalazła się za chłopakiem. Zamachnęła się mieczem, chcąc się zrewanżować za zranienie, jednak przecięła powietrze. – Tutaj jestem. – Usłyszała nad sobą. Chłopak stał w powietrzu. Szkarłatnowłosa była zdezorientowana. – Myślisz sobie, jak to możliwe? Jeszcze na wiele mnie stać. – Od początku spotkania zauważyła na jego twarzy chytry uśmiech.
- Tak samo jak i mnie. – Teraz i magini uśmiechnęła się. Opadła na ziemię i znów zmieniła zbroję na czarną Zbroję Purgatora. W jej ręce zaś pojawiła się maczuga nabita kolcami. Jej przeciwnik również zszedł na ziemię.
- Piękna zbroja.. broń również.. nie sądzę jednak, aby~ .. – Nie dokończył. Broń dzierżona w jego ręce została rozbita w drobny mak. Jego prawy bok również na tym ucierpiał, jak również ubranie było lekko poszarpane przez kolce znajdujące się na maczudze Wróżki.
- Na Twoim miejscu nie gadałabym tyle, tylko walczyła. – Rzekła poważnie. Blondyn spojrzał na nią z zaskoczony, a po chwili zaczął się szaleńczo śmiać, co zdezorientowało i zirytowało Tytanię.
- Cudowne, cudowne.. – Rzucał chaotycznie. – Podmiana: Yari! – Tym razem w lewej ręce pojawiła się włócznia o długości trzech metrów, zakończona krótkim prostym ostrzem o trzech krawędziach. – Zaczynamy! – Krzyknął podniecony i rzucił się w stronę szkarłatnowłosej. Ta nie czekając ani chwili dłużej, również zaczęła swój atak. Chłopak wycelował włócznią w głowę szkarłatnowłosej, jednak ta zdążyła w porę odchylić ją w bok, przez co został draśnięty tylko lewy policzek i odcięty mały kosmyk jej włosów. – Jestem pod wrażeniem.
- Nie zachwycaj się tak chłopcze. – Tym razem to Scarlet zaskoczyła blondyna, kucając i ścinając mu nogi (chyba tak to się pisze?). Wróg przewrócił się na plecy, a dziewczyna dodatkowo przygwoździła jego ciało nogą. Włócznia Aruto upadła gdzieś dalej. Tytania zamachnęła się maczugą i gdy tylko dotknęła podłoża, to zostawiło po sobie jedynie krater, a po chłopaku nie było ani śladu.
- Tutaj. – Usłyszała szept tuż przy uchu i jak to było tylko możliwe, szybko uchyliła się i odskoczyła od chłopaka. Tym razem w ręku dzierżył wielki topór. Doskoczył do niej i nim się obejrzała, jej maczuga została przecięta w pół.
- Cholera.. – Przeklęła i w momencie znów dokonała podmiany na Zbroję Porannej Gwiazdy. Gdy tylko skończyła się podmiana, przeciwnik zamachnął się na nią toporem. W ostatniej chwili zdążyła skrzyżować ze sobą miecze i uchronić się przed atakiem. Tytania czuła jak uginają się pod nią kolana. Zużyłam za dużo magii.. jeszcze nie teraz.. muszę wygrać! – Dopingowała się w myślach. Stanęła w lekkim rozkroku i spojrzała na przeciwnika, który również nie był w dobrej formie. Jego bok był mocno poharatany przez kolce od maczugi. Skóra odchodziła, a krew spływała po całej jego prawej stronie, aż po same stopy zostawiając ciemną kałużę krwi. Po ruchu jego klatki piersiowej, zauważyła też, że ma problemy z oddychaniem. – Uszkodziłam Ci płuco? Wybacz.. – Rzuciła Tytania, sapając. Po jej czole spływały krople potu. – Zaraz to wszystko zakończę. Fotonowe ostrze! – Krzyknęła. I dzięki dwóm, dzierżonych przez nią mieczom, udało jej się wystrzelić jasną wiązkę światła tuż na przeciwnika. Zaklęcie było tak oślepiające, że jeszcze przez dłuższy moment nic nie widziała. Zamieniła swoją zbroję na codzienną i spojrzała na zniszczenie dokonane przez jej atak. Na odległość około pół kilometra drzewa zostały rozerwane. Była pewna, że to już koniec, jednak donośny śmiech blondyna, zmienił jej zdanie. Znów pojawił się przed nią. Oprócz wcześniejszej rany, nie widziała na nim żadnego zadrapania. Natomiast jego broń znów się zmieniła..
- To jest Chigiriki. – Wytłumaczył nim ta zdążyła coś powiedzieć. W ręku trzymał kij o długości przedramienia z przyczepionym łańcuchem. Na jego końcu znajdował się metalowy obciążnik. – Ten obciążnik absorbuje magię. Pewnie Twój atak mógłby mnie zabić, jednak dzięki temu udało mi się przeżyć. Szkoda prawda? Myślałaś, że to koniec.. – Znów się uśmiechnął i zamachnął, wypuszczając poprzedni atak Tytanii wprost na nią. Zbroja Adamantowa uchroniła ją przed tym. – Brawo. – Zachwycił się. Tytania znów dokonała podmiany. Tym razem jej strój zamienił się w dwuczęściowy. Jej piersi opasał biały bandaż, a dolną część jej garderoby prezentowały czerwone szerokie spodnie. W ręku dzierżyła katanę.
- Zakończmy to. – Rzekła i ruszyła na przeciwnika. Ten zaczął wymachiwać swoją bronią. Tytania sprawnie unikała jego ataków. Sama zaś zaczęła napierać jak to tylko możliwe. Drasnęła go raz i drugi, raniąc przy tym jego ramię i nogę. Sama zaś chwilę później poczuła ból w tym samych okolicach. Do rąk Aruto powróciły Shurikeny. – Jak to możliwe?
- Magia. – Puścił jej oczko. – Nie martw się. Za chwilę shurikeny sparaliżują Ci rękę i nogę. Póki co, stój grzecznie i czekaj na ostateczny cio~ . –Szkarłatnowłosa korzystając z chwili, podbiegła do blondyna, tym samym odcinając mu głowę, która potoczyła się pod nogi, siedzącego spokojnie pod drzewem jednego z członków Laughing Coffin. Po paru sekundach i ona padła jak długa przy reszcie pozostałego tułowia wroga.

- Erza! – Krzyknęła przerażona blondwłosa, która to zaciekle walczyła u boku Leo z drugim przeciwnikiem.
- Nie martw się Lucy.. daj z siebie wszystko. Ja muszę odpocząć.. – Wycharczała zmęczona. Heartfillia odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że Tytania jest silna. Niezwyciężona.
- Lucy! – Usłyszała głos swojego przyjaciela, a po chwili poczuła jak ziemia pod nią się zapada. Jej przeciwnik posługiwał się magią żywiołów, co nie stawiało blondwłosej w dobrej pozycji. Jednak wraz z Lokim w zaparte musieli dawać sobie radę. – Lucy? Wszystko w porządku? – Krzyknął rudowłosy przyjaciel.
- Taaa.. oprócz tego, że chyba złamałam kość ogonową, to wszystko w porządku! – Odkrzyknęła z lekkim sarkazmem w głosie. – Dobra, koniec tego dobrego. – Wdrapała się na górę lekko dysząc i wyciągnęła jeden ze złotych kluczy. – Otwórz się Bramo Bliźniąt: Gemini! – Tuż przed nią pojawiły się bliźniacze duchy. – Zmieńcie się w Erzę! – Nakazała. Tak zrobiły.
- A to ciekawe.. – Rzucił przeciwnik, z którym przyszło się im zmierzyć. Miał białe, związane w kocyk włosy oraz czarne oczy. Przedstawił się jako Shugo Toudou. – Nie wiem, czy będę w stanie zaatakować tak piękne ciałka. – Uśmiechnął się zadziornie do magini Gwiezdnej Energii.
- Nie patrz tak na Lucy! – Wrzasnął Duch Leo.
- Oh.. kochasiu, znikaj! – W stronę Lwa pomknęła kula ognia.
- Loki! – Krzyknęła przerażona blondwłosa. – Loki.. – Powtórzyła z rozpaczą w głosie. Z jej oczu polały się łzy. Szybko je otarła i spojrzała na przeciwnika z nienawiścią.
- Podoba mi się to spojrzenie. – Rzekł białowłosy.
- Jesteś potworem! – Krzyknęła zła i ruszyła w jego stronę, porywając miecz, trzymany przez Gemini. Zamachnęła się, jednak spudłowała. Chaotycznie wymierzała kolejne ciosy, a on ich unikał. W końcu podcięła mu nogi i znów się zamachnęła, odcinając mu tym samym rękę. Zdyszana, odskoczyła do tyłu.
- Ty.. suko.. – Warknął, posyłając jej pełne nienawiści spojrzenie. Jednak po chwili to spojrzenie zmieniło się w poważne, aż w końcu na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. – Ale nawet z jedną ręką jestem w stanie używać magii. Tym razem pokaże Ci na co mnie stać. To będzie sto razy gorsze, od tego co właśnie doświadczyłaś.. – Dodał po chwili i nie czekając ani chwili dłużej, kilkaset wodnych ostrzy ruszyło w jej stronę i jej ducha. Heartfillia syknęła z bólu, gdy kilka ciosów zraniło jej ciało. Gorące.. i ostre.. – Złapała się za krwawiące udo. – Połączenie wody, powietrza i ognia. – Wytłumaczył. – Boli? To może teraz spróbujemy czegoś bardziej mocniejszego? – Rzekł z przekąsem i po chwili poraził ją piorun, tak samo jak i jej ducha, który po tym ataku znikł.
- Gemini.. – Wyszeptała półprzytomna, zwijając się na trawie. Kątem oka widziała leżącą nieopodal Tytanię. – Erza.. przepraszam.. nadal jestem słaba..
- Co tam mamroczesz? – Toudou podszedł do magini, chwycił ją za włosy i rzucił kilka metrów dalej. – Masz rację. Jesteś słaba. Jak ktoś taki jak Ty mógł zostać magiem? I to jeszcze Fairy Tail? – Znów podszedł do leżącej blondwłosej i przydeptał jej rękę, na której znajdował się jej gildyjny znak. – Jesteś ścierwem! Musisz zginąć! – Krzyczał, nadal miażdżąc jej rękę. Ta nawet nie wydawała już z siebie żadnych okrzyków bólu. – Co jest Wróżko? Zdechłaś już? – Kucnął przed nią, jednak to był jego błąd, gdyż w ręku trzymała złamany miecz i przebiła nim chłopaka. – C-co.. j-jak to możliwe.. – Splunął krwią i upadł na kolana.
- Jednak nie jestem jeszcze taka słaba.. – Rzekła, podnosząc się na łokciach. Po chwili przymknęła oczy i zaczęła recytować pewną formułkę:

Zajrzyj w niebiosa, otwórz je na oścież...
Poprzez poświatę wszystkich gwiazd na nieboskłonie,
Pozwól im siebie poznać, poprzez mnie...
O Tetrabibliosie...
Jam ta, która gwiazdami włada...
Uwolnij swą postać, swą wrogą bramę.
Niech 88 znaków...
Zabłyśnie
URANOMETRIA!  


Oczy Heartfilli zmieniły barwę na złotą, a jasny promień wystrzelił wprost na przeciwnika, niszcząc również większość lasu. Po wypowiedzianym zaklęciu, oczy dziewczyny znów odzyskały swoją barwę. Rozejrzała się dookoła, dysząc ciężko. Białowłosy leżał nieprzytomny kilkanaście metrów dalej.
- Udało mi się.. - Wyszeptała. - Udało.. - Usłyszała klaskanie gdzieś. To trzeci członek gildii Laughnig Coffin. Z podziwem przyglądał się jej.
- Brawo.. brawo.. brawo.. - Rzucił. - To teraz moja kolej? Która z Was chętna jako pierwsza, by zginąć? - Obdarzył i ją i nieprzytomną szkarłatnowłosą poważnym spojrzeniem. - To może zacznę od niej? - Swoje kroki skierował w stronę Tytanii.
- Zostaw ją! - Krzyknęła blondwłosa. Z trudnościami wstała i chwiejnie podeszła do przyjaciółki. Stanęła przed nim twarzą w twarz, dysząc ciężko.
- No dobrze.. to zacznę od Ciebie. - Odszedł kilka kroków do tyłu i wyciągnął ręce przed siebie.
- Wiążący Wąż! - Usłyszeli, a ciało przeciwnika zesztywniało. Tuż przed blondwłosą ukazała się zamaskowana postać w płaszczu.
- K-kim jesteś? - Tylko tyle zdążyła powiedzieć Heartfillia, bo po wypowiedzeniu tych słów, padła na trawę nieprzytomna.




Uhhh.. nawet nie wiecie ile ja się męczyłam z tym rozdziałem! Ale było warto ^^ Jestem z tego rozdziału baaardzo zadowolona, i to bardzo! Ahh nie mogę wyjść z podziwu xD
Co więcej.. to Lucindzie miałam odciąć rękę, ale cóż.. czułam, że pewnie byście mnie później z włóczniami, toporami i innymi rzeczami gonili, więc co tam dla takiego złego maga? ^^ jemu to i tak już na 'rekę' ^^ haha
Mam nadzieję, że i Wam przypadnie to do gustu xD
Liczę na liczne komentarze ;P
Przepraszam, że nie pisałam ostatnio, jednak choroba robi swoje.. taa.. mam antybiotyk i jeszcze jakieś tabletki, po których czuję się senna, więc sorki.. ale dziś udało mi się naskrobać rozdział, to się liczy! ^^

Buźka Mordki ;*