Czekała niecierpliwie na korytarzu, chodząc w tę i z
powrotem, co chwilę patrząc w stronę drzwi od sypialni ojca. Od kwadransa jest
tam lekarz. Bała się. Tak bardzo się bała o stan ojca. Przez tą kłótnię
pogorszył się jego stan. A było tak dobrze. Cholera!
– Przeklęła w myślach, ciągnąc się za włosy.
- Panienko Lucy, proszę się uspokoić. – Zaczęła Pani Spetto.
Chwyciła jej dłonie i spojrzała czule w oczy blondynki.
- Jak mam się uspokoić? To przeze mnie.. Jeśli on.. –
Przerwała i przygryzła dolną wargę a po policzku spłynęła łza.
- Ciiii.. – Starsza Pani przytuliła młodą dziedziczkę do
siebie i pogłaskała po złotych włosach. – Pan Jude mimo wszystko jest silny.
Wie, że ma dla kogo żyć. Ma Ciebie. Kocha Cię. Uwierz w niego. Módl się. –
Heartfillia już nic nie odpowiedziała. Cicho wypłakiwała się w ciepłych
ramionach starszej kobiety. Nagle usłyszała skrzypnięcie drzwi, więc odsunęła
ją od siebie i szybkim krokiem ruszyła w stronę łóżka ojca, wymijając przy tym
lekarza.
- Tato.. – Wyszeptała, chwytając jego dłoń. Była zimna.
Drugą ręką przeczesała jego włosy. – Słyszysz mnie? – Próbowała się uśmiechnąć,
jednak nie bardzo jej to wyszło.
- Dostał leki na uspokojenie. Jest nieprzytomny. – Odezwał
się lekarz.
- Kiedy się obudzi?
- Zapewne jutro. Jednak chciałbym Panią ostrzec, że Pani
ojciec nie powinien się denerwować. Jego serce nie jest już takie wytrzymałe,
tak samo jego ciało. Proszę się cieszyć, że tylko tak to się skończyło. –
Heartfillia obdarzyła medyka smutnym spojrzeniem. – Proszę go więcej nie
denerwować. – Dodał i odszedł.
- Wybacz mi tato. – Pogłaskała go po policzku. Poczuła się
znużona. Nie chcąc zostawiać go samego, położyła swoją głowę tuż obok jego
ręki, wciąż ją ściskając. Szybko zasnęła.
Ranek nie należał do najprzyjemniejszych. Bolała ją szyja. Z
wiadomych przyczyn. Przemasowała ją szybko i spojrzała na zmęczoną twarz
rodziciela. Wyglądał dużo lepiej. Wyczuła też, że jego tętno jest w normie.
Odetchnęła z ulgą i wyszła cicho z pokoju wprost do swojej łazienki, do wanny,
wypełnionej po brzegi gorącą wodą. Za
dużo tych wszystkich wydarzeń naraz. Tata, Magnolia.. Przyjaciele.. –
Przygryzła dolną wargę i myślami powędrowała do przyjaciół, do gildii. Ojciec jest bezpieczny, ale czy oni też? Nie
musiała się długo zastanawiać, co zrobić. Każda minuta zwłoki, może doprowadzić
do nieodwracalnych skutków. Pospiesznie opuściła łazienkę i przebrała się w
wygodne ciuchy. Z szuflady wyciągnęła czystą kartkę papieru i atrament z
piórem.
‘Tato,
Gdy już to odczytasz, będę w Magnolii. Z przyjaciółmi.
Z całych sił zamierzam ochronić to miasto, tak samo jak i ich.
Jestem magiem Fairy Tail,
A więc zobowiązuje mnie to do walczenia o to, co jest dla mnie ważne.
Są dla mnie wszystkim. Dlatego proszę Cię,
byś wybaczył mi moje egoistyczne zachowanie w tej chwili.
Wyjeżdżam bez powiedzenia Ci ‘ do zobaczenia’ prosto w twarz.
To boli. Nie tylko Ciebie.
Zdrowiej szybko.
Kocham Cię, Lucy.’
Taką treścią została wypełniona biała kartka. Złożyła ją
dwukrotnie i włożyła do koperty. Przypięła do paska klucze oraz bicz i z cichym
westchnieniem opuściła swoją sypialnię. Cicho weszła do pokoju ojca. Na
stoliczku położyła śnieżnobiałą kopertę. Spojrzała na rodziciela i ucałowała
jego czoło. Pozwoliła by samotna łza spadła na jego blady policzek. Obdarzyła
smutnym spojrzeniem nieprzytomnego ojca i wyszła z pokoju.
- Gdzie się Panienka wybiera? – Tuż przy głównym wyjściu
zatrzymała ją starsza kobieta. Gdy spojrzała w te czekoladowe, przepełnione
mądrością i desperacją oczy, już wiedziała, co chce zrobić. – To niebezpieczne.
Panienki ojciec..
- Zostawiłam mu list. Przepraszam, ale to moja powinność.
Mój obowiązek względem maga Fairy Tail. – Rzekła stanowczo i pewnie. – I Pani
mnie od tego nie odwiedzie. – Dodała.
- Nie będę zatrzymywała, ale powiem jedno.. – Podeszła do
blondwłosej i chwyciła ją za ręce. – Daj z siebie wszystko i wróć do nas, cała
i zdrowa. – Pani Spetto uśmiechnęła się serdecznie, co jeszcze bardziej
podbudowało dziewczynę.
- Dziękuję Pani. – Na pożegnanie, przytuliła kobietę i
wybiegła z posiadłości.
Biegnąc dróżką zauważyła zielonookiego i jego ojca, którzy
zawzięcie o czymś dyskutowali. Młody Nishimori zauważył biegnącą dziewczynę i
sam pędem ruszył jej śladem. Zatrzymał ją chwilę później.
- Lucy, dokąd tak biegniesz? – Spytał sapając lekko.
- Nie mam teraz czasu. – Rzuciła pospiesznie i już miała
znów ruszyć, gdy ten chwycił ją za ramię.
- Co się stało?
- Magnolia ma kłopoty. Została zaatakowana przez smoka. Moja
gildia walczy, muszę im pomóc.
- Nie pójdziesz! – Rzekł stanowczo.
- Słucham? Nie będziesz mi mówił, co mogę, a czego nie.
Jestem magiem. To mój obowiązek.. – Chciała mówić dalej, jednak zostało jej to
uniemożliwione. Zielonooki przytulił ją mocno do siebie.
- Chrzanić obowiązek. Nie chcę, by coś Ci się stało. Twój
tata pewnie też się martwi..
- Wczoraj gorzej się poczuł. Jest nieprzytomny. Zostawiłam
mu list. – Odpowiedziała mu, wyswobadzając się z uścisku. Spojrzała mu prosto w
oczy. – Czemu wszyscy jesteście tacy uparci? Jestem dużą dziewczynką, w dodatku
magiem. Umiem się bronić i chcę bronić to, co kocham.
- Lucy..
- Nie zatrzymuj mnie Makki, bo to nic nie da. Błagam, przez
ten czas.. zajmij się moim ojcem. – Rzekła z delikatnym uśmiechem. Nishimori
nic nie powiedział. Zamiast tego, przybliżył się znów do magini i złożył na jej
ustach delikatny pocałunek, co bardzo zszokowało dziewczynę. (No szczerze to
mnie też, bo nie miałam tego w ogóle w planach.. o.O)
- Na szczęście. – Wyszeptał. – Wróć cała i zdrowa.
- Dzięki. – Rzuciła zarumieniona i odbiegła w stronę stacji.
Nim wsiadła do pociągu wdała się w ostrą wymianę zdań z konduktorem oraz
szarpaninę, bo jak się okazało nie było już wolnych miejsc w przedziałach.
Blondwłosa jednym ruchem znokautowała mężczyznę i weszła do pociągu, rzucając
krótkie ‘przepraszam’. Wszystko się
wali.. – Rzekła w myślach. Po długiej podróży, jak dla niej, od razu
wybiegła z pociągu. To co zobaczyło, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Po
niebie fruwał smok wielkości pół Magnolii, a nad ziemią latały dużo mniejsze
stworzenia. Było ich około trzydzieści. Podbiegła do walczących dzielnie magów.
Żaden z nich nie ośmielił się teraz spojrzeć na biegnącą w ich stronę
dziewczynę. Każde odwrócenie wzroku może się źle dla kogoś skończyć. W oddali
zobaczyła dzielnie walczącego Salamandra z małym smokiem. Jego ubrania były
potargane. Mimo to, jego zapał wcale się nie zmniejszył. Co więcej.. widziała
na jego twarzy zadowolenie. Był tak zajęty okładaniem pięściami jednego z
smoków, że nie zwrócił uwagi, iż zbliża się do niego kolejny. Pysk potwora
otworzył się szeroko, ukazując białe, ostre kły. Nie miała wyjścia. Wystarczył
ułamek sekundy zwłoki, a zostałby ranny. Szybko wyciągnęła swój Fleuve d'étoiles i
zwinnym ruchem zatrzymała tym smoczka. Rzeka Gwiazd owinęła się wokół jego
wielkiego ogona.
- Ani mi się waż. – Rzuciła magini z chytrym uśmieszkiem. Drugą wolną
ręką wyciągnęła złoty klucz. – Otwórz się Bramo Złotego Byka: Taurus! –
Krzyknęła, a tuż przed nią pojawił się jeden z jej Gwiezdnych Duchów.
- Muuu! Lucy, Twoje ciałko jak zawsze jest ~
- Przestań błaznować i pomóż! – Skarciła go. Taurus za pomocą swojego
wielkiego toporu, odciął głowę potworowi. (Trochę drastyczne, co?)
- Lucy! Co Ty tutaj robisz?! – Krzyknął zdenerwowany i poobijany
Dragneel, który właśnie pokonał jednego ze smoków.
- Jestem magiem Fairy Tail. – Uśmiechnęła się i dumnie wypięła pierś. –
Walczymy razem. – Dodała.
- Miałaś zostać.
- Bądź cicho i nie trać gardy! Trzeba pokonać te małe smoki. Gdzie
mieszkańcy?
- Ewakuują się.
- Ewakuują się.
- Rozumiem. – Odpowiedziała krótko i znów sięgnęła po złote klucze. Tym
razem wyciągnęła ich aż trzy. Tuż przed nią pojawił się Sagittarius, Scorpio
oraz Leo.
- Lucy, czy to nie za wiele jak dla Ciebie? – Spytał różowowłosy.
- Dla mnie to bułka z masłem. – Rzekła. – Sagittarius, Scorpio, wy
idźcie wspomóc innych magów. – Tak jak powiedziała, tak Duchy zrobiły. – Loki,
Ty idziesz ze mną.
- Jak sobie życzysz moja droga. – Uśmiechnął się i poprawił okulary, po
czym ruszył za swoją właścicielką.
- Lucy! – Krzyknął Smoczy Zabójca. – Uważaj na siebie!
- I Ty również! – Odkrzyknęła mu.
- Happy.. leć za Lucy. – Nakazał chłopak swojemu towarzyszowi.
- No a Ty?
- Mną się nie przejmuj. Gdy będzie potrzebować pomocy, zrób to.
- Aye sir!
Odkąd Heartfillia dołączyła na pole bitwy, minęły już trzy godziny. A
małych smoków zamiast ubywać, przybywało. Widziała rannych przyjaciół. Z całych
sił chciała im pomóc, obronić.
- Loki, idź pomóc innym. Dam sobie radę sama.
- Nie opuszczę Cię.
- Nie ma na to czasu, zrób to! – Lew nic nie odpowiedział. W ciszy
odbiegł od właścicielki i ruszył w głąb zniszczonego miasta. – Cholera, to się
powoli robi wkurzające! – Krzyknęła zła, gdy po raz kolejny powaliła smoka. W
oddali zauważyła dobrze znaną jej sylwetkę. – Mizuki! – Krzyknęła i podbiegła
do przyjaciela, którzy dzielnie ‘operował’ łukiem.
- Lucy, jak miło Cie widzieć. – Mimo bardzo poważnej sytuacji, na jego
twarzy dało się zauważyć szeroki uśmiech.
- Co Ty tu do cholery robisz? Nie jesteś magiem! Wynocha stąd! Idź się
ukryć! – Spojrzał na nią z ukosa.
- I myślisz, że Cię posłucham? – Prychnął. – Tak samo jak i Ty, należę
do Fairy Tail. Może nie mam mocy, jednak jestem dość wytrzymały i dobrze sobie
radzę z łukiem jak i z mieczem.
- Błagam.. nie chcę by coś Ci się stało.
- Każdy walczy z całych sił. Nie przekonasz mnie, bym się wycofał.
- A-ale..
- Przestań! Weź się w garść! – Warknął na nią. Zadrżała. – Cholera, to
się nigdy nie skończy.. – Rzucił. – Małych smoków coraz więcej przybywa, a ten
duży szybuje po niebie i patrzy na nas jak na pożywienie.
- To jego trzeba unicestwić.. – Wydedukowała dziewczyna. – Walka z
małymi się nie skończy, póki on żyje.
- Masz jakiś pomysł? – Brązowooka spojrzała dookoła. Wielu magów już
opadało z sił. Niezwyciężona Tytania miała liczne obrażenia na nogach, rękach i
brzuchu. Fullbaster ledwo trzymał się na nogach. Zauważyła, że jedna z rąk jest
złamana. Levy wraz z Gajeel’em ochraniali się wzajemnie, jednak i ich smoki nie
oszczędzały. Włosy McGarden były pobrudzone krwią, a jej drobne ciało było
mocno poharatane. Żelazny Smoczy Zabójca mimo tego, iż jego ubrania były w
strzępach, a sam był mocno pokiereszowany, uśmiechał się szeroko. W oddali
zauważyła Mistrza, który to równie dzielnie walczył u boku swoich dzieci. Z
jego miny wyczytała, że nie przejmuje się swoimi ranami. Bardziej martwił się o
swoje kochane dzieciaczki, które to musiały uczestniczyć w wielkiej rzezi
obrony miasta. Młody Dreyar wraz z swoją ‘ekipą’ atakowali dookoła każde
latające i niezbyt atrakcyjne zwierzęta. Żadnego maga do pomocy. Miała plan.
Sama nie widziała, czy uda się jej go wykonać w samotności. Jednak spróbować
zawsze warto.
- Jesteś silna. – Usłyszała melodyjny, ciepły głos. Niepewnie
okręciła się wokoło, jednak nie znalazła żadnego właściciela ów głosu. –
Uratuj ich. – Dopowiedział głos.
Nooo i takie ^^ znów Was potrzymam w napięciu, co dalej.. a powiem, że
będzie akcja xD
Ahh normalnie mam taki nagły przypływ weny od wczoraj, że wprost
klawiatura się mi pali pod palcami ;D
Mam nadzieję, że ten rozdział wzbudził w Was niemałe emocje i że
pochwalicie mnie, że w końcu coś się tutaj konkretnego dzieje, a nie ciągle
wątek miłosny itd.. Trochę walki jeszcze nikomu nie zaszkodziło, no ale kto
wie, co dalej się potoczy? (No przynajmniej ja wiem, co będzie dalej, Wy zaś
czekajcie cierpliwie na kolejną dawkę akcji ze smokami. Jak dobrze pójdzie i
jeśli będzie dużo komentarzy pod spodem to rozdział pojawi się w weekend ;P
Buźka Mordki ;*
Pierwsza :D :*
OdpowiedzUsuńNo i ma być w weekend! Bo inaczej Ci tego nie daruje!
UsuńKurcze, jeszcze trochę i by te smoki wszystkich zeżarły, każdy zatrzymywał Lucyne :P Ale moment gdzie wparowała do pociągu - epicki ;D
A Makki niech się trzyma z daleka od blondyny -.-
Mizuki za to ma u mnie mega plusa za swoją odwagę, no po prostu wytulić kolesia za bohaterskość :D Ciekawe na co wpadła nasz główna bohaterka, ojj ciekawe. I ten głos - mam pewne podejrzenia, ale nie będę spoilerować ; )
No i jak napisałaś, nie tylko miłostki są fajne, walka też jest ciekawa a czasem nawet potrzebna, żeby nie było zbyt słodko. U ciebie to jednak jest niemożliwe i Ci to nie grozi, od kąd czytam twojego bloga (a jest on pierwszym jaki znalazłam) wciąż mnie zaskakujesz i zachwycasz :*
Ojej, Yasha-chaan, Twoje słowa to normalnie miód na moje serce ^^ ;*
UsuńTak przyjemnie czyta się Twoje komentarze i Twój blog, że to ja jestem Tobą zachwycona! ;*
<3
Druga!
OdpowiedzUsuńRozdział boski!! Ja nie moge!Ciekawe co się stane później. I jak możesz nas trzymać w takim napięciu?Ale ok,dzięki temu mam jeszcze większą ochotę na następny rozdzialik. Mam też nadzieje że w szybko dodasz następny. Weny,weny i jeszcze raz weny!
UsuńJaki weekend??!! Ja się pytam jaki Weekend!! teraz, zaraz, natychmiast, żadnego weekend. jak można skończyć w takim momencie. Ahhh nie mogę sie doczekać... ciekawa jestem jak rozwinie się akcja... coś czuję że Natsu wreszcie powie Lucy magiczne słowa... ehhh pozostaje czekanie...
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA( sorki krzyk wyczekiwania)
Mase weny i pozdrowionka ^.^
Trzecia ;*
OdpowiedzUsuńFuck, czwarta xD
UsuńKobieto dlaczego teraz ja się pytam, dlaczego?! W takim momencie?! Jesteś okrutna!
OdpowiedzUsuńKuro: Weź się ogarnij bo ci żyłka pęknie.
Co ja poradzę? Nie moja wina! Błagam o następny rozdział bo inaczej mój żywot szybko się zakończy!
Kuro: Alleluja!
Miła jesteś wiesz?
Kuro: Wiem :)
A w między czasie zapraszam do siebie
http://god-in-fairy-tail.blogspot.com/
Boooooże jak mogłaś w takim momencie przerwać ?! Załamię się! Naprawdę świetny rozdział, bardzo mi się podoba ;)) chcę więcej, szyyybko < 3 dużo weny kochana :3
OdpowiedzUsuńBickslow : *Werble*
OdpowiedzUsuńCiuciuś : *Trąby*
Morda ._. Nie denerwować ._.
Przerwałam w połowie pisania, bo sobie wspomniałam, że nie skomentowałam u ciebie :| Przepraszam ~ ! Błagam, wybacz mi tą zdradę ! Poprawię się, obiecuję !
Masz szczęście, że jej ojcu nic nie jest :| Szkoda by było... Taki fajny się zrobił :<
Trzymasz w napięciu :| Smoki, smoki everywhere! Kryć się, do bunkrów !
Bickslow : Ale one są na Zombie Apokalipsę...
Ciuciuś : Kij z tym, ja chcę żyć!
Dobra, nie bać się, Lucyna nas uratuje, tak? A najlepiej to w duecie z Natsu, a na koniec taki TRUE LOVE KISS w tle tęczy i zachodzącego słońca, gdzieś tam jednorożec może patatajać, panda na bambusach (kij wie, skąd) i... LATAJĄCE WIELORYBY! xD *like a boss*
Nie no szczerze, Gray odstaw ćpanie ._.
Jesteś kobietą dobrą! A przynajmniej będziesz, jak szybko wstawisz rozdziała xD
Buzia ~ <3
~Smexy Reneé, Bickslow i Ciuciuś
...
Wyłaźcie z tego bunkra, przeca nic nam się nie stanie!
Wchodzę sobie z ciekawości na Twój blog zaglądnąć i patrzę ... o, nowy rozdział. :) Przeczytałam raz dwa, ale po chwili i tak przeczytałam drugi raz, dlaczego? Bo ten rozdział bije wszystkie inne " na głowę". Na początku akcja w napięciu z ojcem Lucy... Przeżyje, czy nie przeżyje. Jednak nie uśmierciłaś go, chwała Ci za to. Potem pytanie co zrobi Lucy - pójdzie ratować przyjaciół, czy nie. Zrobiła to, poszła za głosem serca, zuch dziewczynka. Potem Makki, którego miałam ochotę udusić :O . Jak śmiesz całować czyjeś dziewczyny?! ( Oczywiście tutaj chodzi mi o to, że wmówiłam sobie, że Lucynka już jest Natsu :D ). No i potem najlepsza część. Epicka walka FT przeciwko smokom :*. Jest im ciężko, ale nie poddają się, bo przyjaciele dają im siłę. Piękne, naprawdę piękne ;*. Jeszcze spotkanie Natsu i Lucy, ich ta rozmowa. Kyaa, kocham Cię za to. Lucy, która dzielnie walczy i plan, o którym dopiero się dowiemy w następnych rozdziałach. Osz ty, jak mogłaś w takim momencie ;O. Zżera mnie ciekawość, do kogo należy ten tajemniczy głos. Podsumowując, rozdział epicki, w niektórych momentach aż rozpływałam się.
OdpowiedzUsuńKochana, niech się wena nigdy nie opuszcza! :*
Pozdrawiam
Chciałabym napisać to co mam w głowie, ale jest tego tyle, że nie zdążyłabym tego tu zamieścić pisząc nonstop przez kilka dni...
OdpowiedzUsuńWięc wspomnę jedynie, że lubię kiedy Lucyna wie co powinna zrobić i walczy ramię w ramię z całą gildią :)
Czekam na nexta i przesyłam ci żelki- w nagrodę za ciekawy i wciągający rozdział :)
To znowu ja :3 Nominowałam Cię do nagrody Korean Dreams Blog Tag
OdpowiedzUsuńCzy ten głos to była matka Lucy??? Jak mniemam Lucuś planuje użyć Uranometrii i pokonać w pojedynkę smoka. Zgadza się???
OdpowiedzUsuń