niedziela, 18 listopada 2012

26. Furia.


Gdy już dobiegli do wyznaczonej gildii, ich oczom ukazał się obraz jakiego w życiu by się nie spodziewali. Budynek ledwo się trzymał. Zapewne to sprawka tego, iż w środku odbywała się bitwa. Szyby były powybijane, drzwi wyrwane z zawiasów. Na zewnątrz kilka magów próbowało ostatkami sił doczołgać się do jakiegoś bezpiecznego miejsca. Najdalej od nich. Nie rozpoznali w nich swoich przyjaciół. Minęli ich szybko i weszli do środka. Oślepiały ich różnokolorowe światła, które wywodziły się od magii. Zjawisko niby piękne, ale nie w takiej sytuacji. Raven Tail miało przewagę liczebną. Kilkoro magów z przeciwnej gildii atakowało jedną ‘wróżkę’.
- DOŚĆ TEGO! – Krzyknął rozzłoszczony Dragneel. Wszystkie oczy skierowały się na wsparcie, które właśnie weszło. Po chwili jednak znów zapanował niezwykły harmider. I w końcu nowa grupa ruszyła do walki, oprócz pewnej blondwłosej dziewczyny, która z niedowierzaniem rozglądała się na to, co się właśnie dzieje. Po jej policzkach wciąż płynęły łzy, kurczowo zaciskała pięści. Nie chciała walczyć, ale to co zrobili z gildią, z Erzą. – Lucy, uważaj! – Usłyszała nagle i została odepchnięta przez różowowłosego maga. Otrząsnęła się z transu i spojrzała na niego smutno. – Weź się w garść. Nie chcę Cię tu stracić, rozumiesz? – Rzekł cicho i pomógł jej wstać. Posłał jej delikatny uśmiech i gdzieś zniknął. Wytarła łzy i wzięła kilka głębszych wdechów. Już miała chwycić za klucze, gdy nagle oślepiło ją złote światło a chwilę potem tuż obok niej stał przystojny, rudowłosy mężczyzna.
- Loki? – Spytała zszokowana. – Chciałam właśnie..
- Nic nie mów. Pojawiłem się tu z własnej woli. Nie pozwolę im Cię tknąć. – Rzucił, nie patrząc nawet na swoją właścicielkę.
- O czym Ty mówisz? To moja bitwa, to bitwa o moich przyjaciół, moją gildię.. – Odeszła kilka kroków i podniosła z ziemi miecz, który był trochę poplamiony krwią. – Ja również zamierzam walczyć.
- Umiesz posługiwać się taką bronią?
- Gdy jeszcze mieszkałam z rodzicami, po kryjomu uczyłam się walczyć taką oto bronią. Czas się sprawdzić w walce na serio. – Uśmiechnęła się lekko pod nosem i spojrzała na swojego Ducha. – Loki, nie zgiń. – Rzuciła w jego stronę, poważniejąc. Ten tylko poprawił swoje okulary i posłał jej uśmiech.
- Nie mam zamiaru tutaj ginąć. Ktoś musi Cię chronić.
- Rozumiem. No to jazda! – Krzyknęła i nie zwlekając chwili dłużej, ruszyła w kierunku walczących przyjaciół i postanowiła im pomóc. Salamander był zaskoczony faktem, że ukochana potrafi utrzymać w ręce taki miecz i co więcej, władać nim w taki sposób jaki ona to robiła. Dla niej stawał się być lekki jak piórko. Każdy jej ruch zadawał przeciwnikowi ranę, lecz nie dobijała go. Asystował ją Loki. Zgrywali się doskonale. Nic nie umknęło uwadze Smoczemu Zabójcy. Nawet to, że widział iż Heartfillia cierpi, płacze i nie patrzy na przeciwnika, którego raniła.
- Lucy.. – Szepnął do siebie, a po chwili został obdarowany ciosem w policzek. Splunął krwią.
- Nie patrz na tą lalę, tylko walcz ze mną. – Odezwał się z chytrym uśmieszkiem przeciwnik.
- Szybko się z Tobą rozprawię i jej pomogę.
- Jakiś Ty pewny siebie. Chodzisz z głową w chmurach. A jej nie pomożesz, na pewno ktoś zaraz się nią zajmie.
- Po moim trupie. Napaliłem się! – W tym momencie rzucił się na przeciwnika. Na jego rękach pojawił się ogień, próbował oddać mu za ten cios w policzek. Bez skutku. Jego magia w jakiś sposób była odpychana albo inaczej.. odbijana. Ogień, który miał trafić w jego, zmieniał kierunek i trafił w sufit robiąc wielką dziurę. – Cholera. – Przeklął pod nosem. Kątem oka próbował wyłapać blondwłosą dziewczynę, która jak się okazało, była blisko niego. Przeciwnik widocznie to zauważył.
- Jest dla Ciebie ważna, co?
- Najważniejsza. – Odpowiedział krótko.
- Będziesz musiał sobie znaleźć kogoś innego.
- Ani mi się śni. – Przeciwnik odwrócił się bokiem do Salamandra i gdy ten skierował w jego stronę potężną kulę ognia, nagle zmieniła swój kierunek i ruszyła w stronę odwróconej plecami do chłopaka, Heartfilli. – LUCY! UWAŻAJ! – Krzyknął przerażony i ruszył szybko w jej kierunku. Nie zdążył. Ogień pojawił się na postaci. Każdy z magów usłyszał przerażający kobiecy krzyk. Dragneel chwycił się za głowę. W kącikach oczu pojawiły się łzy.
- LOKI! NIEEE ~ ! – Usłyszał jej głos. Ogień nagle znikł. Przed jego oczyma ukazała się blondwłosa dziewczyna. Cała i zdrowa. Teraz do niego doszło, kim była postać, którą dosięgnął ogień. Heartfillia krztusząc się łzami, spojrzała na miejsce, gdzie przed chwilą stał jej Gwiezdny Duch. Podniosła głowę i spojrzała na mężczyznę, który znajdował się blisko Salamandra. Ten widział w jej oczach złość, furię. Nim się zorientował, jego przeciwnik został pozbawiony głowy przez brązowooką. – Śmierć za śmierć.. – Wyszeptała. Szok. Dla różowowłosego chłopaka zwłaszcza. Kilka magów z Fairy Tail jak i Raven Tail na chwilę odwróciło wzrok. Kto by się spodziewał? Ona? Taka delikatna dziewczyna i takie widowisko.
- Lucy.. – Sam już nie wiedział co powiedzieć. Ta westchnęła głęboko i spojrzała na chłopaka. Po łzach ani śladu. Za to to, co widział w jej oczach, przeraziło go. Z jej wyrazu twarzy wyczytał, że zabawa się skończyła.. że nie ma już tej samej Lucy.
- Nie patrz tak na mnie. – Rzuciła twardo. – To wojna. – Zacisnęła mocniej rękojeść, aż chwilę potem po posadzce zaczęła sączyć się krew. Jej krew. – Wygramy ją i wrócimy do domu.
- Lucy. – Chwycił ją za wolną rękę, a drugą chwycił jej policzek. – Ochłoń trochę. – Spojrzał na nią z troską.
- O czym Ty mówisz? Mam ochłonąć po tym wszystkim?! Nie ma mowy! Nie daruję im tego! – Wykrzyczała i odsunęła się od niego a potem się odwróciła. – Walcz, wygraj, bądź cały. – Te słowa zszokowały chłopaka. – Nie zostawiaj mnie. – Rzuciła przez ramię, posyłając mu lekki uśmiech. Moment później, zniknęła w tłumie zacięcie zadając rany każdemu wrogowi, który natknie się jej pod ostrze. Sam różowowłosy w końcu doszedł do siebie i ruszył do boju.

Minęło kilka godzin. Walka ciągle trwała i nic nie wskazywało na to, by miała się szybko skończyć. Magowie Fairy Tail mimo już wielkich obrażeń trzymali się świetnie. Każdy ciężko sapał. Powoli wrogów zaczęło ubywać. Dawali z siebie wszystko.
- Cholera! W takim tempie to ta wojna będzie trwać wieczność! – Krzyknął Redfox.
- Nie narzekaj. Walcz! Musimy ją wygrać. Dla dobra Fairy Tail, dla nas! – Przekrzykiwała go mała niebieskowłosa.
- Nie krzycz na mnie! – Rzucił swoim przeciwnikiem o ścianę.
- Ale ja wcale nie krzyczę na Ciebie. – Przeciwnik McGarden wpadł do wielkiej dziury, która z niewiadomych dla niego przyczyn nagle się pod nim pojawiła.
- No nie, wcale.
- Gajeel, ale Ty mnie irytujesz.
- Z ust mi to wyjęłaś.
- Hej! Może się uspokoicie? Teraz nie jest moment na Wasze kłótnie zakochańce! – Skarciła Alberona, która właśnie pokonała dwóch przeciwników.
- My się wcale nie kłócimy! – Wykrzyczeli oboje naraz i spłonęli rumieńcami. Zza pleców niebieskowłosej nagle jakby ‘wyrósł’ ziemi jakiś przeciwnik. W ręce dzierżył kosę. Smoczy Zabójca szybko zareagował i zasłonił dziewczynę swoim ciałem. Na klatce piersiowej pojawiła się wielka rysa, z której po chwili zaczęła sączyć się krew.
- Gajeel! – Krzyknęła przerażona Levy. Redfox upadł na ziemię.
- To nic. – Odpowiedział. Próbował ją jakoś uspokoić, ale w jej oczach zauważył łzy. – No nie rycz. Nic mi nie będzie. – Dodał.
- No nie powiedziałbym.. Ostrze kosy jest przesiąknięte trucizną. – McGarden się wzdrygnęła, gdy to usłyszała. – Trucizna za chwilę powinna zacząć działać, a za kilka godzin może się pożegnać z tym światem.
- T-to n-nie m-może b-być p-rawda.. – Szeptała dziewczyna. – O-n n-nie umrze. – Spojrzała na czarnowłosego do niego podeszła. Chwyciła go za dłoń. Była ciepła. Zaczął ciężko oddychać, pobladł, a po czole i policzkach zaczęły spływać krople potu.
- Zaczęło się. – Rzekł tamten, uśmiechając się zwycięsko.
- Ty.. – Niebieskowłosa ze wściekłością wstała i wolnym krokiem kierowała się w jego stronę. Zatrzymała się, gdy zobaczyła, że ciało wroga zostało przeszyte mieczem. Za mężczyzną stała Heartfillia. Wyciągnęła miecz z jego ciała, które po chwili bezwładnie opadło na ziemię.
- Levuś, wszystko dobrze? – Spytała brązowooka, jakby nigdy nic przyjaciółki.
- W-wszystko dobrze, ale G-gajeel.. – Spojrzała smutno na chłopaka, który cierpiał. Blondwłosa podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
- Obiecuję Ci, że to wszystko się skończy. Wszyscy wrócimy cali i zdrowi. – Wyszeptała jej do ucha a potem się od niej odsunęła i odbiegła gdzieś w przeciwnym kierunku. Niebieskowłosa odprowadziła ją wzrokiem. Zauważyła, że rozmawia z Marvell. Chwilę potem młoda magini podbiegła do niej i uklękła przed poszkodowanym Smoczym Zabójcą. Wyciągnęła ręce nad jego ciałem i zaczęła leczenie. McGarden nie wiedziała co powiedzieć. Stała jak wryta i przyglądała się całej tej sytuacji.

Heartfillia przystanęła na chwilę i rozglądnęła się po wnętrzu. Nie zauważyła nawet, kiedy budynek został pozbawiony dachu i jednej ze ścian. Wzięła kilka głębszych oddechów. Wzrokiem zaczęła wyszukiwać różowe włosy. Znalazła. Jakież było jej zdziwienie, gdy szukany przez nią obiekt leżał na podłodze, przywalony deskami. Podbiegła do niego.
- Natsu, Hej, Natsu! Obudź się! – Zaczęła go szarpać. Wyczuła puls, ale był nieprzytomny. Zaklęła pod nosem i się podniosła. Jeszcze raz rozglądnęła się dookoła. Każdy z przyjaciół walczył. Wrogów została zaledwie garstka. Nagle ni stąd ni zowąd dało się usłyszeć głośne klaskanie. Odwróciła wzrok, szukając osoby, która wykonuje ową czynność. Znalazła. Stał na środku i uśmiechał się chytrze.
- Brawo, brawo, wróżki. – Odezwał się.
- A Ty to kto? – Spytała wściekła blondwłosa.
- Mistrz tej oto gildii, Ivan Dreyar.
- Dreyar? Ty jesteś… - Aż nie chciała tego dokończyć. – Dlaczego? Dlaczego zaatakowałeś gildię własnego ojca.
- A ja wiem? Kaprys? Zemsta? Nienawiść?
- Ty.. Jak mogłeś mu to zrobić?! – Krzyczała głośniej. Nie zauważyła nawet jak jej ukochany się ocknął.
- A co Ci do tego. Ten staruch jest strasznie uparty.
- Nie mów tak o mistrzu! – Wokół ciała brązowookiej zaczęła pojawiać się jakaś złota aura.
- Fairy Tail pożałuje, że w ogóle powstało.
- Po moim trupie! – Wykrzyczała głośniej. – Nie pozwolę Ci tknąć Fairy Tail choćby małym palcem. To mój dom i dom ich wszystkich! – Salamander przeraził się widokiem jaki zobaczył. Chwiejnym krokiem ruszył w kierunku blondwłosej. Chciał ją uspokoić. Gdy wyciągnął rękę w jej kierunku, szybko zabrał ją z powrotem. Jakimś cudem został oparzony.
- Co to cholera jest? – Spytał sam siebie. Dziewczyna ruszyła w kierunku mistrza Raven Tail.
- Co Ty chcesz zrobić? – Spytał zszokowany.
- Umrzesz razem ze mną. Gildia Fairy Tail przetrwa. – Rzekła bez większych uczuć i chwyciła wysokiego, czarnowłosego mężczyznę za ręce. Znieruchomiał. Próbował się wyswobodzić, lecz na marne.
- Cholera, co to ma być? – Teraz oboje lśnili. Pod ich stopami pojawił się złoty krąg.
- LUCY! – Krzyczał Dragneel, podbiegając. Reszta magów chciała zrobić to samo, jednak jakaś siła odepchnęła ich. – CHOLERA, LUCY! CO TY WYPRAWIASZ? PRZESTAŃ! – Wrzeszczał. Nie zwracał nawet uwagi na to, że po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Wybacz Natsu. – Odwróciła się nagle w jego stronę, posyłając mu ciepły uśmiech. Taki jaki właśnie w niej uwielbiał. – Przepraszam Was wszystkich za ten egoizm, ale sama go załatwię. Pewnie się nie spotkamy, więc chcę Wam podziękować za wszystko. Za to, że byliście. Przeproście ode mnie resztę i również im podziękujcie za wszystko. – Uśmiechnęła się do każdego z magów blado. – Wracajcie do mistrza. Opatrzcie się. Żyjcie. Kocham Was. – Rzekła i powoli wraz z Ivan’em zaczęła znikać.
- LUCY! NIE ZOSTAWIAJ MNIE! – Zrozpaczony Dragneel, ukląkł blisko złotego kręgu. Dziewczyna skierowała na niego swój wzrok i uśmiechnęła się.
- Kocham Cię Natsu. – Po tych słowach, zniknęła, a wraz z nią mistrz Raven Tail. Chłopak tępo patrzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była Heartfillia. Każdy z magów Fairy Tail czekał na reakcję chłopaka. U nich również emocję wzięły górę. Każdy płakał.
- Lucy.. – Szepnął. – Lucy. – Powiedział głośniej. – LUUUUUUCY! – Krzyknął na całe gardło. Po chwili upadł. Dla niego zapanowała ciemność.



Ciaossu!
Uff.. Skończyłam na dziś ten wyczerpujący dla mnie rozdział.. ostatnio tyle się u mnie dzieje, że nie miałam czasu kiedy to napisać, a więc zaczęłam jakieś półtora godziny temu i oto jest! xD
Może być?
Nie bijcie mnie za to, co się stało z Erzą, z Lucy.. Okej? Mam słabe ciało i boję się, że jak mi zrobicie krzywdę to nie będę w stanie napisać kolejnego rozdziału ^^ :P
Dobra moi Kochani, kolejny rozdział.. za jakiś czas ^^ Możliwe, że jutro, ale nie obiecuję =]
Trzymajcie się, buźka! :*

7 komentarzy:

  1. Dlaczego? Dlaczego ?! DLACZEGO?!
    Lucy! Nie umieraj! Co Natsu zrobi bez cb? Powiedz mi!

    Ohayo! Rozdział cud jak miód, tylko małe pytanie:
    dlaczego cb tak długo nie było, co? Wiesz, że teraz będziesz miała kłopoty ze mną, ni?

    Taki mały żarcik XD
    Czekam z niecierpliwością na rozdział!

    PS. Zapraszam na drugiego mojego bloga:
    http://fairy-tail-smocza-legenda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog chętnie odwiedzę ^^ Czemu mnie nie było? ehh.. problemy i z moją osobą, problemy rodzinne i problemy z czasem.. taaa.. bycie osobą dorosłą wcale nie jest takie fajne, jakie się może niektórym wydawać :P

      Usuń
  2. Usmiercilas Lucy????? Serio????? Czy Ty chcesz mnie wpedzic do grobu??
    Zatkalo mnie! Rozdzial rewelacyjny ale.. Ale.. No ale znikniecie Lucy??????

    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, to jakaś sztuczka prawda? Lucy żyje..a jak nie to chyba zaczne się wydzierać jak Natsu za nią xD Czytając ten rozdział siedziałam jak na igłach, rewelacyjnie opisana walka! Oby Ci się udało napisać kolejną notke jutro :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wkurwiona Lucy zawsze w cenie, świetna scena gratis. ^.^ Chociaż to co ona mówiła, ja im dziękowała było trochę przesadzone. Trochę jak coś w tym stylu:
    "-Jenna! Nieee!
    -John, ja to robię dla twojego dobra...
    -Mojego? Spójrz na siebie, wystawiasz się na śmierć.
    -Wiem, dlatego teraz wszystkim podziękuje. Ehem:
    Dziękuje rodzicom, że mnie spłodzili.
    Gildii, że zawsze ze mną była.
    Marie, za to, że trzymała mi włosy jak trochę za dużo wypiłam.
    Całej mojej drużynie, za to, że zawsze mnie ratowali... No to do nigdy widzenia kochani! Wyślę wam kartkę!
    -Jenna!~"
    Chodzi mi głównie o to, że jak ja bym się poświęcała, to bym nie traciła czasu na zbędne gadanie ^.^ Ale tak to rozdział ma jakiś taki urok, że czytało się go naprawdę przyjemnie. ;>
    Weny Życzę.!
    P.S Na starym blogu zaczęłam pisać nowe opowiadanie, więc jeśli chcesz dalej czytać co piszę to zapraszam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabiję... Zabiję, jeśli mój Bóg-tylko-ja-i-Levy-możemy-go-tykać Gajeel zginie ~ ! ;(
    A Lucy? Choler,a co z Lucy?!
    Kobieto... Ty się nade mną znęcasz :( To normalnie jest znęcanie się nad moją biedną psychiką :(
    Pisz i masz mi to jak najszybciej wyjaśnić ~ !
    Buziam
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  6. Żarty sobie robisz??? Właśnie ryczę na całego!!! Jak mogłaś?! Najpierw Erza. Teraz Lucy. Wyjaśnisz w ogóle co zrobiła?

    OdpowiedzUsuń