Każdy poszedł w swoją stronę w zdobyciu jakiś informacji. W
pokoju, gdzie siedział Pan domu, dało się słyszeć pukanie do drzwi.
- Proszę. – Nakazał Heartfillia. Drzwi uchyliły się i osoba
weszła do środka. – Ty… - Spojrzał na przybyłego gościa.
- Przepraszam, że nachodzę. Muszę coś wyjaśnić…
Po kwadransie wszyscy zebrali się przed wejściem w celu
uzupełnienia niektórych niewiadomych.
- No to czego się dowiedzieliśmy? Gray? – Szkarłatnowłosa
spojrzała na przyjaciela.
- Według pokojówki, Nina w dzień zaginięcia udała się do
miasta. Sama. – Odpowiedział.
- Rozumiem. Nikt nawet nie poszedł z małą dziewczynką?
- Wygląda na to, że po śmierci Pani domu, wszyscy przestali
się nią interesować. A Ty czego się dowiedziałaś?
- Ja przeszukałam jej pokój z nadzieją, że znajdę jakiś
pamiętnik, notatki, że chce uciec czy coś. Niestety… nic takiego nie znalazłam.
– Spuściła głowę zrezygnowana. – No a Ty, Natsu?
- Ja… - Podrapał się po głowie. – Tak właściwie to byłem w
kuchni. Razem z Happy’m byliśmy głodni. A my nie umiemy myśleć na pusty
żołądek.
- Wy nawet jak jesteście najedzeni to nie umiecie myśleć. –
Rzucił mag lodu.
- Coś powiedział?
- No proszę i w dodatku głuchy.
- Uspokójcie się! – Warknęła Tytania. – Mogliśmy się
domyślić, że z Natsu będzie tu najmniejszy pożytek… - Dodała po chwili. – Lucy,
co masz? – Spojrzała ciekawie na blondwłosą, która zdawała się być obojętna na
to, co się dzieje wokoło. – Lucy? – Spytała ponownie i szturchnęła ją lekko w
ramię. – Dobrze się czujesz?
- Tak. – Odpowiedziała cicho.
- Magowie Fairy Tail… - Usłyszeli nagle za sobą. Na schodach
stał Pan domu.
- Coś się stało? – Spytała Scarlet.
- Wiem, że natrudziliście się, by tu przyjechać i dowiedzieć
się, co się dzieje z moją córką, ale… - Przerwał na chwilę. Magowie spojrzeli
na niego wyczekująco. – Chciałbym unieważnić tą misję. – Dokończył.
- Co?! – Krzyknęli.
- Przepraszam za kłopot.
- Jak to unieważnić?! – Spytał podenerwowany Salamander.
- Taka jest moja decyzja. Zdałem sobie z czegoś sprawę.
Zapomnijcie o tym.
- No chyba sobie jaja robisz! – Wrzasnął znów różowowłosy. –
Nagle przestała Cię interesować własna córka?!
- Natsu, uspokój się trochę. – Nakazała Tytania.
- Jak mam się uspokoić? Przebyliśmy tu tyle drogi na nic?
- Jeszcze raz przepraszam za kłopot… - Powiedział ze
smutkiem w głosie i odszedł.
- No to chyba nic tu po nas. – Skwitował mag lodu po chwili
ciszy. Reszta przytaknęła i wyszli z posiadłości i udali się na stację.
- Cholera, to jest takie dziwne! – Wrzeszczał niezadowolony
różowowłosy do reszty drużyny, gdy Ci już przekroczyli próg gildii.
- I podejrzane. – Dodała Scarlet.
- Już koniec misji? – Spytała białowłosa piękność stojąca za
barem.
- Nawet nie zdążyła się porządnie zacząć a już musiała się
skończyć. – Odpowiedział Fullbaster, który zaczął paradować w samych bokserkach.
- Co się stało? – Dopytywała się.
- Ten cały Heartfillia to strasznie dziwny gość. Najpierw
chciał, by odszukać jego córkę, a potem powiedział, że unieważnia tą misję. Nic
z tego nie rozumiem. – Rzekł naburmuszony Salamander. Większość gildii uważnie
się przysłuchiwała sytuacji, która się im wydarzyła.
- Bo trzeba zacząć od tego, że Ty w ogóle nie myślisz. –
Odgryzł mu się mag lodu.
- Powtórz to jeszcze raz ekshibicjonisto!
- Z przyjemnością ogniomóżdźku! – I po tej wymianie zdań,
zaczęli się tłuc. Tym razem nawet Tytania nie interweniowała. Usiadła przy
barze i zamówiła ciasto truskawkowe.
- Lucy, a co Ty o tym myślisz? – Spytała po chwili. Od
początku misji, mało co się odzywało. Trochę ją to niepokoiło.
- Może sam wpadł na jakiś trop i chce ją odnaleźć na własną
rękę? – Spytała bez większego przekonania.
- Szkoda, że uświadomił sobie to dopiero po tym, gdy już
mieliśmy się zabrać za tą misję.
- Taa.. szkoda. – Odpowiedziała. – Wiesz, ja chyba pójdę do
domu. Nie czuję się najlepiej. – Dodała pospiesznie. Nie kłamała. Była cała
blada. Czuła jak kręci się jej w głowie.
- Lucy, poczekaj. – Ktoś ją zatrzymał. To młody Chigiri.
Dotknął jej czoła. – Jesteś rozpalona. Bezpieczniej będzie, jeśli Cię zaniosę
do mieszkania. – Dodał po chwili i wziął dziewczynę na ręce.
- Nie musisz. – Rzekła szeptem.
- Dla bezpieczeństwa, żebyś się nie przewróciła. – I wyszli
z gildii. – To co się stało? – Spytał, gdy już byli w bezpieczniej odległości
od budynku.
- Nie wiem. Może to przez to, że za dużo wypiłam ostatniego
wieczoru z dziewczynami?
- Nie o tym mówię Lucy. Co się stało na misji? – Blondwłosa
mocniej ścisnęła rękę na koszuli przyjaciela.
- Zwykły niewypał z tą misją. Po prostu.
- Nie oszukuj mnie Lucy.
- Daj mi spokój. – Burknęła i resztę drogi przeszli w
milczeniu. Gdy już dotarli do mieszkania dziewczyny, ten położył ją w łóżku i
opatulił kołdrą. Przyniósł mokry ręcznik i ułożył go na rozgrzanym czole
przyjaciółki. Po chwili zasnęła.
- Lucy, no co ja z Tobą mam… - Rzekł do siebie i usiadł na
kanapie, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
W gildii.
Wieczny pojedynek między dwoma magami trwał już kilka
godzin. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Większość magów udała się już
do domów.
- Erza, gdzie Lucy? – Spytał różowowłosy, który zasapany
podszedł do baru.
- Mizuki zaniósł ją do domu.
- Że co?!
- Źle się czuła. Była blada i miała gorączkę.
- Może trzeba zaprowadzić do niej Wendy?
- Myślę, że jest pod dobrą opieką. – Uśmiechnęła się pod
nosem, ale Salamandrowi nie było do śmiechu. Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Idę ją odwiedzić. – Zakomunikował po chwili i zszedł z
krzesła i już miał udać się do wyjścia, gdy nagle został zatrzymany przez
Tytanię, która trzymała jego szalik.
- Ani mi się waż. Będziesz tylko przeszkadzał, a ona musi
odpocząć. – Puściła jego wyłuskany szalik, ten naburmuszył się.
- Tak swoją drogą… Nie uważacie, że Lucy była dzisiaj taka
nieobecna? – Do baru dosiadł się Fullbaster.
- Masz rację. Zdawało się jakby w ogóle nie chciała
wychodzić dzisiaj nigdzie, a już zwłaszcza na misję. – Poparła go
szkarłatnowłosa.
- Może już wtedy źle się czuła?
- Wszystko możliwe.
Kolejny dzień. Słoneczny. Blondwłosa czuła promienie słońca,
które bezkarnie raziły ją w oczy. Odwróciła się tyłem do okna i rozglądnęła
dookoła. Na kanapie leżał brunet. Ah no
tak. W końcu mnie tu wczoraj przyniósł. Podniosła się na łóżku i czuła
ucisk w skroniach. Syknęła z bólu. Dotknęła czoła. Gorące. Nie mogę tak tu cały dzień leżeć. Muszę się jakoś rozerwać. Wstała
z łóżka. Cicho i powoli udała się do łazienki, by wziąć odprężającą i
regenerującą kąpiel. Gdy tylko weszła do wanny, czuła się o wiele lepiej. Tego
jej było trzeba. Po pół godzinie czuła się jak nowonarodzona, ale ból głowy
nadal ją męczył. Na jej nieszczęście, gdy wychodziła, poślizgnęła się na mydle
i jej ciało, nieuniknioną siłą grawitacji, leżało na posadzce. Mizuki słysząc
huk, dochodzący z łazienki, zerwał się na ‘równe nogi’, sam przy tym lądując
twarzą na ziemi. Szybko się zebrał i podbiegł do drzwi.
- Lucy, wszystko gra? – Krzyknął przestraszony, trzymając
kurczowo gałkę.
- Taa… - Odpowiedziała cicho.
- Nie brzmiało to dość przekonująco.
- Poślizgnęłam się tylko. Zaraz dojdę do siebie.
- Pomóc Ci?
- Oszalałeś? Jestem naga.
- Na pewno sobie poradzisz?
- Weź idź lepiej przygotuj śniadanie! – Wrzasnęła
zirytowana. Rany, ja to mam pecha. –
Pomyślała. Zaczęła masować obolałe miejsca i powoli wstała. Okryła się
szlafrokiem i wyszła z łazienki. – Widzisz, jestem cała. – Skwitowała, gdy
przekroczyła próg kuchni. Brunet spojrzał na nią zmartwiony. – No co?
- Nie udawaj twardej. Nadal masz gorączkę.
- Skąd to wiesz?
- Masz zaróżowione policzki.
- Przejdzie mi. – Usiadła na krześle i podparła głowę ręką.
- Coś Cię jeszcze boli?
- Głowa.
- Może wezwiemy Wendy?
- Dzięki za troskę. Samo przejdzie. – Widząc, że przyjaciel
otwiera usta, pogroziła mu palcem. – Ani słowa. – Dodała groźnie. Nic już nie
powiedział. Po kilku minutach podał jej śniadanie przed nos i sam się dosiadł
do stołu. Po zjedzonym posiłku, blondwłosa się przebrała i doprowadziła do
stanu ‘używalności’ z zamiarem pójścia do gildii.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł, wychodząc dzisiaj z domu
z gorączką?
- Czuję się lepiej. Muszę iść na jakąś misję. Musze się
czymś zająć.
- No nie wiem…
- Mizuki, nie traktuj mnie jak małego dziecka. Potrafię o
siebie zadbać. Sam wiesz.
- Czemu jesteś taka uparta?
- I tak mnie kochasz. – Rzuciła mijającą odpowiedzią i
wyszła z mieszkania, a tuż za nią przyjaciel.
Miał być rozdział w święta, tak więc voila’! ^^
No, Kasiek ma od czwartku okulary, to tryska ‘mądrością’ :P
Wybaczcie, że zakończyłam tak tą misję, ale to było
zamierzone od początku xD
Ale zero zmartwień.. w następnym będzie kolejna, która już
dojdzie do skutku ^^
Będzie hmmm.. tajemniczo ;]
Do następnego Mordeczki!
Co więcej.. Życzę Wam dużo dużo zdrówka na te święta!
Dużo miłości, życzliwości.. nie objedzcie się za dużo ^^
O i żeby Wam dziewczyny jedzenie poszło w cycki haha
>.<
Buziaki Kochani :* <3