W gildii słychać było wrzaski i śpiewy. Każdy z magów bawił
się na całego, na swój sposób. Gray wraz z Natsu tłukli się i przezywali bez
opamiętania, a część męskiego grona dopingowała im. Cana zaś obstawiała
zakłady, który z nich wygra ową potyczkę. Jellal i Erza znaleźli mały kąt,
gdzie wpatrywali się w swoje odbicie w oczach partnera, innymi słowy – odcięli
się od reszty, zajęli się sobą. Na scenie występował Redfox, ubrany w elegancki
biały garnitur a z jego ust leciał przebój ‘Szubi dubi du’. Tylko nielicznym
przypadł do gustu ten utwór. Dreyar wraz z wnukiem rozmawiali zacięcie o
przyszłości, o tym kto zostanie następnym Mistrzem gildii Fairy Tail. Przy
barze siedziała zaś samotnie Heartfillia, która to tępo wpatrywała się w kufel
wypełniony po brzegi alkoholem. Mogła by przysiądz, że zapewne jest jedyną
niepijącą w całej gildii. Nie specjalnie jej to przeszkadzało. Spojrzała przez
ramię na dobrze bawiącą się gildię. Na ustach każdego z magów widniał szeroki
uśmiech. U niej też taki wystąpił na chwilę, po czym odwróciła się znów w
stronę baru i spojrzała na nietknięty napój.
- Idę do domu. – Rzekła, choć sama nie wiedziała po co,
skoro i tak nie było obok niej nikogo. Mimo panującego hałasu, dało się
usłyszeć niewielki huk. Muzyka ucichła, a wszystkie oczy skierowały się w
stronę w owego odgłosu.
- Lucy! – Krzyknęła większość gildii. W momencie znaleźli
się przy leżącej niedaleko baru, nieprzytomnej blondwłosej. Salamander
przecisnął się przez tłum i kucnął przy dziewczynie.
- Lucy? – Potrząsnął nią lekko i wziął na ręce. Była blada
niczym ściana i płytko oddychała.
- Zanieś ją na piętro Natsu. – Nakazał Makarov. Ten zrobił
tak jak powiedział.
- Pójdę do Pani Lucy! – Rzuciła młoda Marvell i udała się za
starszym kolegą. Różowowłosy ułożył delikatnie blondwłosą na łóżku, po czym w
ciszy wyszedł i zamknął za sobą drzwi, zostawiając ją pod opieką młodej Smoczej
Zabójczyni i jej Exceedki. Obie wpatrywały się w jej bladą twarz ze smutkiem i
niepokojem.
- Carla.. myślisz, że to przez te próby? – Zaczęła Marvell.
Wiedziała, że jej magia nie może pomóc w tej sytuacji.
- Jestem tego pewna. Lucy daje z siebie naprawdę wszystko,
ale jeśli tak dalej ma to wyglądać, to źle się dla niej to skończy. –
Odpowiedziała jej kotka z pełną powagą w głosie.
- Co z Lucy?! – Wszyscy magowie dosłownie rzucili się w
stronę różowowłosego, który to z nietęgą miną schodził po schodach.
- Nie wiem. Nie mam zamiaru oglądać ją w takim stanie. –
Burknął w ich stronę. Wróżki spojrzały po sobie ze zdziwieniem. – Nie mogę
dłużej na to patrzeć.. – Ręce Salamandra zacisnęły się. Już wiedzieli o co
chodzi. Martwił się o nią najbardziej. Bolało go to, w jakim stanie jest teraz
dziewczyna.
- Pójdę do nich. – Skwitowała Scarlet i udała się na górę.
Zapukała kilkukrotnie w drewniane drzwi, po czym weszła. – Jak stan Lucy? –
Spytała prosto z mostu, widząc siedzącą przy jej łóżku niebieskowłosą ze smutną
miną.
- Jest bardzo słaba, na dodatek ma odwodniony organizm.
Niedawno też wystąpiła gorączka. – Odpowiedziała Carla. – Magia Wendy niewiele
tu może pomóc.
- Rozumiem. – Tytania podeszła do łóżka przyjaciółki i
przyłożyła swoją dłoń do jej zimnej dłoni. – Musisz wyzdrowieć Lucy. Nie
wyobrażam sobie, byś nie była na moim ślubie. – Uśmiechnęła się czule w jej
stronę. – Wszyscy tam na dole modlą się za Ciebie. Wendy, Carla, dbajcie o nią.
– Zwróciła się do nich.
- Oczywiście. – Rzekła młoda Smocza Zabójczyni. Scarlet
opuściła pokój i powiadomiła resztę gildii o stanie zdrowia blondwłosej.
- To okropne. Te próby mogą ją doprowadzić do..~ - Urwała
Alberona, czując na sobie wzrok zdenerwowanego Dragneela.
- Lepiej nie kończ. – Warknął na nią.
- Spokojnie Kochani. – Odezwał się Mistrz. – Lucy jest
silna. Udowodniła nam to już nie raz. Z tego co wiem, jeszcze tylko zostało jej
kilka prób.
- Tak, ale nie wiadomo jak trudne też one będą i jak Lucy
sobie z tym poradzi. – Podchwyciła temat Tytania.
- Da sobie radę! – Krzyknął z tłumu młody Conbolt. –
Zobaczycie! Zdobędzie wszystkie klucze i będzie jednym z najsilniejszych magów!
– Entuzjazm młodego członka udzielił się wszystkim zgromadzonym. Wesołe krzyki
można było również usłyszeć na piętrze, gdzie znajdowały się Wendy i Carla wraz
z Lucy.
Kilka dni później.
Stan Heartfilli polepszył się. Gorączka spadła, ale ona sama
nadal czuła się słabo.
- Pani Lucy! Nie powinna się Pani jeszcze ruszać! – Skarciła
ją Marvell, która to spuściła ją tylko na chwilę z oczu.
- Wendy, ale już mi lepiej. – Zapewniała Heartfillia.
- Wcale nie. Znowu chcesz zemdleć? – Wtrąciła Exceedka i
założyła ręce na biodra. – Musisz odpocząć jeszcze przez kilka dni.
- Nie mam tyle czasu..
- Dlaczego? Próby mogą poczekać.
- Nie mogą.
- Musisz zebrać siły, by nadal w nich uczestniczyć. Jeśli
przystąpisz do kolejnej w takim stanie, będziesz mogła sobie później pomarzyć o
zostaniu Strażniczką. – Fuknęła biała kotka.
- Carla! – Skarciła ją przyjaciółka.
- Ma rację. – W progu stanął różowowłosy wraz ze swoim
towarzyszem. – Na początku myślałem, że te próby to świetna zabawa, później
stawały się coraz dziwniejsze i niebezpieczne.. i z czasem Twój stan zaczął się
pogarszać.. i Ty.. zaczęłaś się zmieniać.
- Ja? Zaczęłam się zmieniać? – Powtórzyła cicho.
- Odkąd zaczęły się próby, zapomniałaś o wszystkim innym.
- Ja chcę tylko móc Was chronić. Chcę stać się silna.. –
Dziewczyna ścisnęła mocniej kołdrę.
- I jak Ci to wychodzi?
- Natsu.. – Exceed pociągnął go za nogawkę spodni.
- Ktoś musi Ci to uświadomić. – Heartfillia milczała. Nie
takich słów się spodziewała z jego ust.
- W porządku.. – Uśmiechnęła się blado. – Od tej pory
poradzę sobie sama. – Chwiejnie wstała z łóżka i podeszła do drzwi.
- Pani Lucy.. – Interweniowała Marvell, ale Carla ją
powstrzymała.
- Może masz rację Natsu. Może się zmieniłam, mój stan
zdrowia się pogorszył, ale jestem z siebie dumna, bo wiem, że daję z siebie
wszystko, by osiągnąć coś, czego pragnę. A pragnę Was chronić, nie być ciężarem
dla Was, choć mówicie mi, że wcale tak nie jest. Jestem pewna, że gdybyś był na
moim miejscu albo ktoś inny, zrobiłbyś dokładnie to samo. – Po tych słowach,
wyszła. Magowie zebrani na piętrze wpatrywali się w przyjaciółkę.
- Lucy, nie powinnaś jeszcze wstawać. – Odezwała się starsza
Strauss.
- Już jest w porządku. Potrzebuję trochę świeżego powietrza.
– Posłała jej uśmiech daleki od tego prawdziwego. W rzeczywistości, wszyscy
magowie słyszeli dokładnie całą rozmowę między Lucy a Natsu.
Była w swoim mieszkaniu. Jak się spodziewała, Gospodyni
sprzątała tutaj podczas jej nieobecności.
- Głupi Natsu! – Ze złości rzuciła jedną z poduszek na
pobliską ścianę. – Głupi! – Rzuciła drugą. W kącikach jej brązowych oczu
pojawiały się łzy. – Głupia Lucy.. – Szepnęła i zakryła twarz w poduszce, która
jako jedyna nie została rzucona w kolejny kąt.
Ranek przysporzył jej jedynie ból głowy oraz zaczerwienione
oczy. Leniwym chodem udała się do łazienki, by wziąć odprężającą kąpiel oraz
doprowadzić się jako tako do porządku. W lodówce znalazła zaś jedynie parę
warzyw, które może nie wyglądały już zbyt okazale, ale głód (o dziwo o.O) dał
się jej we znaki i przyrządziła z nich szybkie danie. Po skończonym posiłku
postanowiła udać się do gildii. Jak nie
zobaczą, że jest ze mną lepiej to nie uwierzą. – Rzuciła w myślach. Pełna
entuzjazmu wyszła z mieszkania. Słoneczna pogoda tylko dodawała jej energii. Ludzie
uśmiechali się do niej serdecznie, a ona odwzajemniała ten gest. Była coraz
bliżej gildii i czuła się coraz to bardziej zdenerwowana. Nagle ku jej
zdziwieniu ze słonecznego nieba tuż przed gildią, pojawił się piorun.
Dziewczyna wzdrygnęła się na ten widok.
- Co do cholery? – Spojrzała to w niebo to znowu na miejsce,
gdzie przed chwilą był piorun. – Mam złe przeczucia.. – Szepnęła. Nic bardziej
mylnego. Gdy tylko przekroczyła próg siedziby magów, zamiast jej przyjaciół
zastała.. kozy. (Masakra.. niczym koszmar normalnie! :D)
- Dzień dobry Lucy. – Usłyszała. Właściciel ów głosu pojawił
się przy jej boku. Wysoki, blondwłosy mężczyzna ubrany w ciemny garnitur o
lazurowych oczach i nienagannej budowie ciała.
- Zgaduję, że Opiekun Gwiazdy Koziorożca? – Odezwała się
magini.
- Dokładnie. Twoje zadanie polega na tym, aby rozpoznać
przyjaciela w ciele kozy.
- Ale że jak?
- Masz nieograniczony czas.
- Ej! Ale niby jak mam rozpoznać, które z nich to dana
osoba?
- Jesteś w tej gildii nie od wczoraj. Znasz swoich
przyjaciół, prawda? Każdy z nich ma choćby jedną cechę, która go charakteryzuje.
Teraz rozumiesz?
- Noo.. myślę, że tak.
- Cudownie! W takim razie, powodzenia!
- Ale moment, moment! Takie pytanie.. co się stanie jeśli
pomylę kozę z moim prawdziwym przyjacielem? – W sumie sama nie wiedziała już,
czy chce znać odpowiedź na to pytanie.
- Zostają uwięzieni w ich ciele na zawsze.
- Mogłam się domyślić.. – Burknęła pod nosem. – No to do
roboty.. – Heartfillia przeciągnęła się kilkukrotnie, jakby miała zamiar brać
udział w maratonie.
- Dobrze się czujesz? Podobno w ostatnich dniach nie było z
Tobą dobrze.
- Wszystko gra. Na pewno.. – Uśmiechnęła się szeroko po czym
pewnie podeszła do jednej z kóz, która to żuła trawę i zaczęła się jej uważnie
przypatrywać. – Hmm.. – Zrobiła minę myśliciela. – Laxus? – Koza rozpłynęła się
w powietrzu, zostawiając za sobą białą chmurę dymu. Gdy już opadła, na jej
miejscu siedział owy przyjaciel z kępką trawy w ustach. Szybko ją wypluł.
- Dzięki.. – Odezwał się młody Dreyar. – Okropne uczucie być
w ciele kozy.
- Coś mi się wydawało, że chyba jednak Ci się podobało. –
Zachichotała dziewczyna, jednak karcące spojrzenie blondyna szybko przywołało
ją do porządku.
- Cudownie! Dobrze Ci poszło! – Dopingował ją Opiekun. – Oby
tak dalej!
- Jasne.. – Heartfillia wiedziała, dlaczego tak szybko
odgarnęła kto jest pod postacią tej kozy. Bliznę na oku w kształcie pioruna
miał tylko Laxus. Nie było więc mowy o pomyłce. Jej największą uwagę przykuła
zaś koza, która to poiła się z drewnianej beczki i chwiała się na swoich
cienkich niczym patyki kopytach. – Cana. – Rzekła bez zastanowienia. (Nawet
głupi by zgadł.. jak alkohol – to tylko Cana xD) Miała rację, na miejscu kozy
pojawiła się brunetka, która to ściskała swoją beczułkę.
- No *hik* nareszcie *hik*. – I wróciła do wcześniejszej
czynności. Blondwłosa zaś napotkała zdegustowaną minę Opiekuna.
- W Fairy Tail no norma. – Skwitowała dziewczyna. – Myślę
też, że dogadałby się z Opiekunką Raka.
- Nie wątpię.. Jakbym widział jej odbicie.. – Przyznał
blondyn. Magini zaśmiała się, po czym na nowo ruszyła na ratunek przyjaciołom.
‘Jak nie masz zdrowia, to miłość nie wychodzi.
Jak nie masz pieniędzy to miłość wychodzi do innego.’
Witam, witam i o zdrowie pytam~!
Nie no dobra.. jakoś tak mi się udziela xD
Cóż mogę napisać.. ehh.. voila! Nowy rozdzialik na weekend
;)
W sumie to miał się też wtedy pojawić, ale niestety przez
weekend będę niedysponowana (czyt. Kaśka będzie pić do upadłego, bo ma
urodziny) ..
Cieszcie się i radujcie!
P.s.. zauważyłam ostatnio, że spadł mi licznik odwiedzin..
komentarzy i w ogóle.. jest mi smutno z tego powodu.. no ale co tam, stali
czytelnicy są, pojawiają się też nowi co akurat mnie raduje ^^
Oby tak dalej!
Udanego weekendu!
Buziaki Promyczki moje kochane! :*