- Wystarczy już tych jasełek. – Rzekła poważnie a zarazem ze
złością przybyła kobieta. – Jak to możliwe, że jesteście najsilniejszą gildią w
Fiore, a nie potraficie sobie poradzić z takim konowałem? – Każdy z obecnych
tam magów wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami. Lucy, tak samo jak i
Makarov niedowierzali. Jej zachowanie zupełnie różniło się od tego, gdy
Strażniczka Gwiazd przechodziła próbę.
- Kokoro? – Powtórzyła dziewczyna. – Co ty tu robisz?
- No nie patrz tak na mnie jakbym ci ciastko obiecała. Użyj
swoich mocy, bo ten jest strasznie w gorącej wodzie kąpany i coś mnie się
zdaje, że klatka długo na niego nie podziała. – No tak... Oni zajęli się
paplaniem o mniej istotnej rzeczy, a wróg z mordem w oczach łypał na nich,
próbując tym samym wydostać się z więzienia.
- Tylko, że ja nie potrafię. Nie mogę użyć pełni mocy... nie
czuję tego. – Wyszeptała Lucy.
- Rozumiem. – Odpowiedziała po chwili milczenia z uśmiechem.
– W takim razie ja zrobię, co będę mogła. Mam plan, a ty mi w tym pomożesz...
- Plan? – Powtórzyła za nią. – Czy my w ogóle mamy
jakiekolwiek szanse? – Dodała szeptem. – To potwór. W każdym możliwym znaczeniu
tego słowa.
- Spokojnie Lucy. Teraz może nie jesteś w stanie tego
zrobić, ale za parę lat...
- Nie mamy tych paru lat Kokoro! – Krzyknęła. Widząc jednak
złowieszczy uśmiech na twarzy staruszki, zdała sobie sprawę, że jednak ta
naprawdę coś wymyśliła. – Co chcesz zrobić? – Spytała w końcu.
- Zatrzymam czas. – Usłyszeli wszyscy zgromadzeni magowie.
Sam wróg przestał na chwilę się szamotać i przysłuchiwał się rozmowie. – W tym
starym ciele jest jeszcze trochę energii. Zrobię to dla was, byście mogli go
pokonać. Nie wiem na jak długo będę potrafiła zatrzymać czas, więc będziecie
się musieli sprężać z treningami.
- Poczekaj moment. Mówiłaś, że byłaś magiem Gwiezdnej
Energii.
- No tak, ale nie będąc nim nadal czułam w sobie moc i
uczyłam się starych i bardzo skomplikowanych zaklęć, ale to nie czas ani
miejsce na tłumaczenie tego. Robimy to?
- Ale co się wtedy stanie ze wszystkimi z Fairy Tail i
mieszkańcami Magnolii?
- To zaklęcie będzie działało na całe Królestwo Fiore. Tylko
parę osób nie obejmie ten czar. Właśnie... – Zaczęła głośniej i zwróciła się w
stronę Wróżek. – Który z magów Fairy Tail jest w stanie udać się na trening by
pokonać Acnologię? – Sam Nakajimo był zaskoczony jej pytaniem, a co dopiero
pewnością siebie. Ona naprawdę była przekonana, że magowie mogą się go pozbyć.
Nie trzeba było długo czekać na pierwszych ochotników. Natsu wraz z Lucy jako
pierwsi podnieśli rękę i podeszli bliżej Kokoro. – Tak myślałam. Od początku,
gdy tylko was spotkałam, wiedziałam, że wyjątkowy z was duet. – Erza wraz z
Gray’em przystanęli obok.
- Nie mogę pozwolić, byś zgarnął wszystkie zasługi. – Rzucił
Gray do przyjaciela. Najsilniejsza drużyna Fairy Tail znowu razem.
- Liczę na was. – Szepnęła Kokoro w stronę magów, po czym
wokół niej pojawiła się złota poświata, która w mgnieniu oka rozlała się na
całe miasto.
Minęło kilka sekund.
Może minut.
Godzin...
Dni?
ONI nie wiedzieli. Obudzili się pełni świadomi ostatniego
zdarzenia.
- Kokoro? Wszyscy? – Lucy wstała powoli i rozejrzała się
wokół siebie. Magnolia nie zmieniła się. Jednakże odczuwała pewną pustkę. –
Zostaliśmy sami. – Szepnęła do siebie.
- Nie do końca moja
droga. – Usłyszała znajomy głos Kokoro. – Wszyscy żyją, ale zostali przeniesieni do innego świata. Zrobiłam co
mogłam, byście stali się silniejsi. Jestem pewna, że zdołacie Go pokonać.
- A co z Acnologią? – Wtrąciła oprzytomniała Erza.
- Nie zagraża wam, ani
waszym przyjaciołom. Też jest w tym samym miejscu, co oni, ale nie można tam
używać magii. Nikomu nie zrobi krzywdy. – Wytłumaczyła Kokoro.
- I co my mamy teraz robić?
- Stańcie się tymi,
kim chcielibyście być. Powodzenia. – Rzuciła tylko i nastała cisza. Cisza,
którą każdy z ocalałych bał się przerwać. W ich głowach zaczęło pojawiać się
wiele pytań. Dlaczego akurat ONI się zgłosili? Dlaczego to ONI mają pokonać
Acnologię?
- To co, od czego zaczynamy? – Niezręczną ciszę przerwał
Gray.
- Nie wiadomo ile mamy czasu... Sama Kokoro powiedziała, że
nie wiadomo na jak długo jest w stanie zatrzymać czas. Musimy się sprężać. – Lucy
starała się zebrać myśli. Na barkach jej i reszty leżały losy ludzi, których
kochają. Każdy z nich wiedział co to oznacza. Muszą dać z siebie wszystko, a
nawet i więcej.
- By każdy mógł się rozwinąć, powinniśmy się rozdzielić. –
Rzuciła Erza. – Jestem pewna, że to nam dobrze zrobi, a poza tym nic nam tu nie
grozi. Mamy trochę czasu, skupmy się na sobie. Każdy osobno. – Magowie spojrzeli
po sobie. Miała rację.
- To co... – Zaczęła Lucy. – Widzimy się za niedługo w tym
miejscu, okej? – Stali nieopodal swojej gildii. Ich domu. – Erza wraz z Grayem
w ciszy udali się przeciwne strony. – Uważaj na siebie Natsu. – Szepnęła. Tylko
tyle zdołała z siebie wyrzucić, po czym przytuliła się do maga.
- A Ty na siebie. Jeszcze będzie normalnie.
- Mamy przecież plany.
- Tak... Bardzo poważne. – Na dowidzenia ucałował jej czoło
i sam skierował się w trzecią stronę świata. (Boże! Czy ja dobrze sformułowałam
to zdanie?!) Lucy nadal stała w miejscu i spoglądała na oddalającego się
ukochanego. Nim całkowicie zniknął z jej oczu, sama wzięła głęboki wdech i
poszła w swoją stronę.
To ciężki czas dla każdego z nich. Nie mieli zbyt wiele
czasu, by zyskać jakieś nowe umiejętności, ale mieli dostatecznie dużo czasu,
by doszlifować te stare..
77 dni później.
Chłodny wiatr rozwiewał blond włosy Lucy. Kilkadziesiąt dni
wcześniej odchodziła jako ostatnia spod gildii, teraz jako pierwsza czeka na
resztę przyjaciół. Pełna nadziei wypatrywała ich co chwilę z każdej strony.
- Lucy! – Usłyszała ze wschodu. To był Gray. – Długo czekasz?
- Kilka godzin. – Usiadł obok niej na drewnianej ławce i
ucichł. – Powiem Ci szczerze, że obawiałam się tego wszystkiego... jednakże
teraz wiem... nie, jestem pewna, że nam się uda. Pokonamy Acnologię.
- No jasne, że tak. – Uśmiechnął się do przyjaciółki. –
Mieliśmy motywację, staliśmy się silni. Z Erzą i z Natsu wszystko jest możliwe.
- Nie możemy wszystkiego zwalać na nich. – Szybko mu
przerwała. – Zrobimy to zespołowo.
- Racja. – Szybko się zrehabilitował.
- Dzień dobry. – Głos Erzy wyrwał ich z rozmowy. – Widzę, że
już prawie jesteśmy w komplecie. Mam nadzieję, że na treningu daliście z siebie
wszystko.
- Oczywiście. – Odparli razem.
- No to jak teraz mamy wrócić z powrotem do naszej Magnolii?
– Zagadnął ni stąd ni zowąd Dragneel.
- Jestem z Was dumna. –
Usłyszeli znajomy głos Kokoro. – Spoglądałam
na Was i nie myliłam się. Jesteście niesamowici. Moja moc już niestety się
wyczerpuje, a więc zdążyliście na czas. Gratuluję Wam i życzę powodzenia.
- Dziękujemy
Kokoro. – Lucy spojrzała w niebo. – Dzięki Tobie możemy uratować naszą gildię,
nasze miasto. – Głowy by nie dała, ale mogłaby przysiąc, że po tych słowach
kobieta się uśmiechnęła. Czuła to. – Powiedz... czy jeszcze Cię zobaczymy?
- Zawsze będę przy Was
kochani. – To zdanie wystarczyło, by zrozumieli jak i ona ważną część
odegrała w tym całym zajściu.
- Czas skopać komuś tyłek. – Rzucił Smoczy Zabójca z
uśmiechem.
- Aye! – Krzyknęli wspólnie.
‘Na tym etapie życia nie szukam happy endu.
Szukam szczęśliwego początku.’
Ech.. nie napiszę, że to WIELKI POWRÓT, bo niestety to nie
tak.. ten rozdział pisałam hmmm.. kilka miesięcy? No dobra.. kilkanaście..
ludzie, co się ze mną dzieje? Jeszcze nigdy nie miałam takiego zastoju, takiego
braku weny twórczej.. Rozdział wiem.. nie porywa ani akcją, ani długością, ale
na tyle było mnie stać ;) Wiele razy myślałam sobie: Boże, niech ktoś to za mnie napisze!
Aż się mi rozpisywać nie chce w tym temacie, ale cóż.. coś
trzeba..
Powinnam na początek napisać wielkie wytłuszczone PRZEPRASZAM! Ale nie chciałam smęcić na
początku postu :D
Czytajcie, komentujcie.. mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądacie
;)
Pozdrawiam i ślę każdemu z osobna mega wielki buziak ;*